„Mąż zawsze całował mnie w święta pod jemiołą. W tym roku tylko gapił się w telefon, ja byłam nieważna”
„– Tęsknię za tobą, Marek. Za tobą sprzed lat. Tym, który całował mnie pod jemiołą i śmiał się z moich przypalonych pierników. Milczał. I to bolało bardziej niż cokolwiek, co mógłby powiedzieć. – Nie wszystko musi trwać wiecznie – odparł w końcu cicho”.

Zawsze lubiłam grudzień. Ten zapach pomarańczy z goździkami, cynamonowe świeczki, dźwięki „Last Christmas” z radia, nawet jeśli wszyscy już mieli go dość. Ale dla mnie ten czas miał coś z magii dzieciństwa. Najbardziej lubiłam wieczory, gdy razem z Markiem – moim mężem – ubieraliśmy choinkę. On rozweselony, zawsze próbował mnie całować pod jemiołą, śmiejąc się, że „takie są zasady”.
W tym roku choinka już stoi. Pachnie pięknie. Cynamon wciąż unosi się w kuchni, pierniczki ułożone na talerzykach. A Marek… Marek nie odrywa wzroku od telefonu. Jakby to on miał przynieść mu radość tych świąt.
– Usiądziesz z nami w końcu? – zapytałam cicho przy wigilijnym stole, próbując nie zwracać uwagi dzieci.
– Zaraz. Skończę tylko jedną rzecz do pracy – mruknął, nie podnosząc głowy.
– Tato… – zaczął nasz syn, ale urwał. Chyba wyczuł napięcie.
Córka spojrzała na mnie niepewnie. Uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco, chociaż serce miałam ściśnięte. Nie potrafiłam już dłużej udawać, że wszystko jest dobrze. Ale przecież to tylko święta, prawda? W styczniu znów wróci codzienność, a ja zapomnę. Jak zawsze.
Byłam zła na męża
Sprzątałam talerze z wigilijnego stołu, dzieci już poszły do swoich pokoi. Marek, jak zawsze w ostatnich miesiącach, zniknął gdzieś ze swoim telefonem. Weszłam do kuchni i zaczęłam bezmyślnie zmywać naczynia. Woda była gorąca, parzyła dłonie, ale nawet tego nie poczułam. Po prostu... musiałam coś robić. Cokolwiek.
– Wszystko w porządku? – usłyszałam za sobą jego głos.
Odwróciłam się. Stał w drzwiach, oparty o framugę. Nareszcie bez telefonu.
– Z tobą? – zapytałam cicho, wycierając ręce w ręcznik. – To chyba ty powinieneś mi to powiedzieć.
– Co masz na myśli?
– Marek… przez całe święta nie spojrzałeś na mnie ani razu. Siedziałeś z nami przy stole, ale jakby cię nie było. Nawet jemioła nie pomogła.
Uśmiechnęłam się krzywo, wskazując głową na zieloną gałązkę nad drzwiami. Nie poruszył się. Stał tam, obojętny.
– Przepraszam, jestem po prostu zmęczony – rzucił. Ton miał chłodny.
– Zmęczony? Od miesięcy jesteś zmęczony. Zmęczony, zajęty, nieobecny. Jestem w tym domu sama, mimo że ty ciągle tu jesteś.
Zrobiłam krok w jego stronę, głos zaczął mi drżeć:
– Tęsknię za tobą, Marek. Za tobą sprzed lat. Tym, który całował mnie pod jemiołą i śmiał się z moich przypalonych pierników.
Milczał. I to bolało bardziej niż cokolwiek, co mógłby powiedzieć.
– Nie wszystko musi trwać wiecznie – odparł w końcu cicho.
Nie chciałam znać prawdy
Ostatnio nie wracał do domu przed północą. Tłumaczył się pracą, nadgodzinami, nowym projektem, który „muszą skończyć przed końcem roku”. Ale kiedy przypadkiem wzięłam do ręki jego koszulę – nie pachniała jak biuro. Pachniała perfumami, które nie były moje.
– Ty się nie boisz, że on kogoś ma? – zapytała Magda, moja przyjaciółka od liceum.
– Przestań… – ucięłam.
– Serio, Anka. Przecież ty nie jesteś głupia. Sama widzisz, co się dzieje. Marek to nie ten sam facet. Zmienił się.
– Może to ja się zmieniłam – szepnęłam.
Magda spojrzała na mnie ostro:
– Albo cię zdradza, albo już dawno odszedł emocjonalnie. Tylko ty jeszcze czekasz, aż wróci. Zobacz w ten telefon. Lepiej znać prawdę niż udawać, że wszystko jest okej.
Wiedziałam, że ma rację. Ale sama myśl, że miałabym go podejrzewać, grzebać w jego prywatnych wiadomościach… To było jak zdrada. Zdrada samej siebie. A jednak… tej nocy długo leżałam w łóżku, wpatrzona w telefon, który zostawił w przedpokoju. Czekałam, aż zaśnie.
Przeczytałam kilka wiadomości
To była 2:17 w nocy, kiedy wstałam z łóżka. Jego spokojny, równy oddech dobijał mnie bardziej niż wszystkie moje myśli razem wzięte. Wzięłam telefon z komody w przedpokoju – dłoń mi drżała. Znałam hasło. Miał to samo od lat. Takie, które kiedyś ustawiliśmy razem. „A&M1223”. Nasze inicjały i data ślubu. Ironia losu.
Wystarczyło kilka ruchów palcem. Przeglądarka – czysta. Ale potem... SMS-y. wystarczył jeden klik, by zalały mnie wiadomości, które nie zostawiały złudzeń:
„Zasnęłam myśląc o twoim głosie…”
„Znowu udajesz męża idealnego? ”
„W weekend ten sam pokój?”
Zrobiło mi się słabo. Osunęłam się na kanapę, telefon wypadł mi z ręki. Niby nie było zdjęć, żadnych „kocham cię” – ale przecież nie trzeba było. Wiedziałam. Czułam to całym ciałem.
Rano w kuchni zaparzyłam mu kawę. Postawiłam filiżankę przed nim, usiadłam naprzeciw i spojrzałam mu w oczy.
– Kim ona jest?
Zamarł. Z dłoni wypadła mu łyżeczka. Odsunął filiżankę. Nie próbował zaprzeczać.
– Nie wiem, kiedy to wszystko się popsuło – powiedział tylko.
– Ja wiem – odpowiedziałam cicho. – Kiedy przestaliśmy rozmawiać. Kiedy przestałeś mnie dotykać tak, jakbyś wciąż mnie chciał. Kiedy ja przestałam czekać, że wrócisz.
I wtedy zobaczyłam w jego oczach coś, czego nie widziałam od dawna. Smutek.
W końcu byliśmy szczerzy
Siedzieliśmy przy kuchennym stole. Cisza była ciężka, pełna tych wszystkich miesięcy milczenia, nagromadzonych pretensji, niedopowiedzeń. Patrzyłam na Marka i nagle poczułam, że już nic nie muszę ukrywać. Żadnej nadziei, żadnej gry. Tylko prawda – ta bolesna i nieubłagana.
– Chciałam tylko, żebyś mnie znów zauważył – wyszeptałam w końcu.
Marek spuścił wzrok, jego dłonie zacisnęły się na kubku z kawą.
– Może zauważyłem za późno – odparł cicho, z wyraźnym żalem. – Może za wcześnie przestaliśmy się starać.
Serce mi zadrżało, a jednocześnie poczułam dziwny spokój. Bo w końcu padły słowa, których od miesięcy brakowało. Nie było krzyków, nie było oskarżeń. Tylko świadomość, że coś się skończyło.
– Po prostu… chciałbym, żebyś wiedziała, że przez długi czas czułem się ignorowany – powiedział Marek, nie patrząc mi w oczy.
– Wiem – odpowiedziałam cicho. – Tyle razy miałam coś powiedzieć, ale zamiast tego milczałam. Bo nie wiedziałam, czy jeszcze warto.
Pokręcił głową, jakby nie do końca wierzył, że to słyszy.
– Siedzieliśmy obok siebie przy jednym stole, a ja miałem wrażenie, że jestem dla ciebie nikim – dodał po chwili.
Zrobiło mi się gorąco. Nie dlatego, że miał rację. Tylko dlatego, że ja czułam to samo.
– Myślisz, że ja się czułam inaczej? – zapytałam. – Ile razy mówiłam coś, a ty nawet nie oderwałeś wzroku od telefonu? Od pracy? Od czegokolwiek, co było ważniejsze ode mnie?
Wzruszył ramionami. Jakby chciał coś powiedzieć, ale słowa mu utknęły w gardle. W końcu westchnął.
– Nie wiem, czy to się da jeszcze posklejać – powiedział. Spokojnie. Bez emocji.
– Ja też nie wiem – przyznałam. – Ale wiem, że nie chcę już udawać, że wszystko gra. Bo nie gra. Od dawna.
Czy to koniec?
Wyszłam na zewnątrz. Przypomniałam sobie nas kiedyś – pierwszy wspólny śnieg, pierwszy pocałunek pod jemiołą. Marek się wtedy śmiał, a ja naprawdę myślałam, że to początek czegoś trwałego. Potem to wszystko rozlało się jak herbata, która stygnie powoli i niepostrzeżenie. Nikt nie zauważył, kiedy zrobiło się zimno.
– Kiedy się tak pogubiliśmy? – powiedziałam cicho.
Nie płakałam. Nie było potrzeby. Wszystko, co miało boleć, bolało już dawno. Teraz został tylko spokój. Taki, który przychodzi wtedy, gdy już naprawdę nie ma złudzeń. Wróciłam do domu wolno. Wiedziałam, że dzieci śpią. Marek był pewnie przy komputerze albo wpatrzony w telefon, jak zwykle. Nie musieliśmy się już kłócić, bo nie było o co. Przechodząc przez przedpokój, zdjęłam jemiołę i położyłam ją na stole. Czułam, że to były nasze ostatnie wspólne święta.
Anna, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż dał teściowej luksusową błyskotkę na święta. Chyba nie byłam tak grzeczna jak ona, bo dostałam tanią patelnię”
- „W Wigilię chciałam oznajmić moim dzieciom coś ważnego. Rodzinna atmosfera Bożego Narodzenia rozsypała się w drobny mak”
- „Sylwester w górach brzmiał świetnie, a skończył się kompletną klapą. Ktoś, na kim mi zależało, wystawił mnie do wiatru”

