„Mąż zarzucał córce rozrzutność i odmawiał kieszonkowego. Musiałam coś wymyślić, żeby oboje zmądrzeli”
„Kolacja przebiegała w niemal grobowej ciszy. Słychać było tylko brzęk sztućców i odgłos przeżuwania. Wiedziałam, że Marta nie odpuści, że tylko czeka na odpowiedni moment, by znów poruszyć temat pieniędzy. I rzeczywiście, nie wytrzymała długo”.

- Redakcja
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak bardzo pokłóciłam się z Markiem. Może wtedy, gdy Tomek pierwszy raz dostał kieszonkowe? Też uważał, że to głupi pomysł, że dzieci nie mają jeszcze odpowiedzialności, że wydadzą wszystko na bzdury. Minęło pięć lat, a Tomek potrafi oszczędzać, planować, myśleć. Dlaczego więc Marta nie miałaby spróbować?
– Tomek już dostaje kieszonkowe, czemu Marta nie może? – zapytałam ostro, choć wiedziałam, jaka będzie odpowiedź.
– Bo ona od razu wyda wszystko na głupoty. To za wcześnie!
Marek zawsze wszystko wiedział najlepiej. Marta stała pod drzwiami i słyszała każde słowo. Patrzyła na mnie tym spojrzeniem, które znałam aż za dobrze – mieszanką złości i rozczarowania.
Tego wieczoru podjęłam decyzję. Jeśli Marek nie chce dać jej kieszonkowego, znajdę inny sposób. Taki, który udowodni, że nasza córka jest gotowa. Albo… że on ma rację.
Rodzinna kłótnia
Kolacja przebiegała w niemal grobowej ciszy. Słychać było tylko brzęk sztućców i odgłos przeżuwania. Wiedziałam, że Marta nie odpuści, że tylko czeka na odpowiedni moment, by znów poruszyć temat kieszonkowego. I rzeczywiście, nie wytrzymała długo.
– Mamo, tato, możemy porozmawiać? – odezwała się, odkładając widelec.
Marek nawet nie podniósł wzroku znad talerza.
– Jeśli znowu chodzi o kieszonkowe, to nie.
– Ale dlaczego? – Marta skrzyżowała ręce na piersi. – Nie jestem już małym dzieckiem! Tomek dostaje pieniądze, może sobie coś kupić, a ja za każdym razem muszę was prosić!
Marek odłożył nóż i spojrzał na nią, jakby to, co mówiła, było kompletnie bez sensu.
– Tomek umie oszczędzać. Ty wydasz wszystko pierwszego dnia.
– Skąd wiesz?! – jej głos podskoczył o ton wyżej. – Nie dałeś mi nawet szansy!
Tomek siedział cicho, wpatrzony w swój telefon. Udawał, że go tu nie ma.
– Bo cię znam – Marek wzruszył ramionami. – Pamiętasz, co było ostatnim razem, gdy miałaś swoje pieniądze? Od razu wydałaś wszystko na jakieś naklejki do albumu.
Marta zaczerwieniła się.
– To było dawno temu! Teraz już bym tak nie zrobiła.
– Ale ja nie chcę ryzykować.
Zamarła. Jej dłoń zacisnęła się na szklance, jakby powstrzymywała się, by nią nie rzucić.
– Super. Po prostu super. Nie mam nic do gadania. Bo ty zawsze masz rację!
Pobiegła do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami.
Marek westchnął i spojrzał na mnie, jakby oczekiwał, że poprę jego decyzję. Ale ja milczałam.
Wiedziałam jedno – nie zamierzałam tego tak zostawić.
Eksperyment z pieniędzmi
Marta unikała nas przez resztę wieczoru. Siedziała cały czas w swoim pokoju, a kiedy zapukałam, usłyszałam tylko krótkie: „Nie mam ochoty rozmawiać”. Nie naciskałam. Wiedziałam, że teraz i tak mnie nie posłucha.
Marek oczywiście uznał, że sprawa jest zamknięta. Położył się na kanapie z pilotem w dłoni, kompletnie niewzruszony tym, co się stało.
– Przestanie się boczyć, zobaczysz – rzucił.
Może i tak. Ale to nie zmieniało faktu, że było jej zwyczajnie przykro.
Następnego dnia, kiedy Marek był w pracy, zapukałam do jej pokoju. Otworzyła po dłuższej chwili. Miała wyraz twarzy mówiący jasno: dalej jestem na ciebie zła.
– Skoro tak bardzo chcesz kieszonkowe, mam dla ciebie propozycję – powiedziałam spokojnie. – Dam ci dwadzieścia złotych na tydzień. Jeśli pokażesz, że potrafisz nimi mądrze zarządzać, porozmawiamy jeszcze raz z tatą.
Jej oczy rozbłysły.
– Naprawdę? Pokażę wam, że potrafię! – uśmiechnęła się szeroko.
Podałam jej banknot, a ona ścisnęła go w dłoni, jakby bała się, że zaraz jej go odbiorę.
Jeszcze tego samego dnia widziałam, jak Marta krąży po mieszkaniu z notesem i długopisem. Pisała, skreślała, znowu pisała. Wieczorem zajrzała do kuchni, gdzie robiłam kolację.
– Myślisz, że jak odłożę dziesięć złotych na następny tydzień, to tata się zgodzi na kieszonkowe?
Zaśmiałam się cicho.
– Myślę, że to dobry pomysł. Ale przede wszystkim masz pokazać, że umiesz myśleć o swoich wydatkach.
Nie odpowiedziała, ale uśmiech nie schodził jej z twarzy. Tylko czy naprawdę poradzi sobie z tym wyzwaniem?
Konfrontacja z Markiem
Tydzień minął szybciej, niż się spodziewałam. Marta podeszła do swojego eksperymentu śmiertelnie poważnie. Skrupulatnie notowała każdy wydatek, a kiedy raz w sklepie zobaczyła promocję na gumy do żucia, stanęła przed półką i przez dobre pięć minut debatowała sama ze sobą, czy to dobry zakup.
Ostatecznie odłożyła paczkę i westchnęła ciężko.
– Wiesz co, mamo? Teraz rozumiem, czemu to takie trudne – powiedziała później. – Jak się ma pieniądze, to kusi, żeby od razu coś kupić. Ale jak się je wyda, to już nic nie zostaje.
Słuchałam jej i czułam rosnącą satysfakcję. Dokładnie o to mi chodziło.
W piątek po kolacji usiedliśmy z Markiem w salonie. Wcześniej wtajemniczyłam go w rozpoczęty eksperyment. Nie był zadowolony, ale w końcu przestał się boczyć.
Marta stanęła przed nami z notesem w ręku, jakby miała właśnie zaprezentować projekt na zaliczenie.
– Przez ten tydzień miałam dwadzieścia złotych – zaczęła rzeczowo. – Wydałam osiem na drożdżówkę i napój, bo zapomniałam kanapki do szkoły. Pięć złotych dałam na urodzinowy prezent dla Zosi. Zostało mi siedem złotych.
Marek patrzył na nią z uniesioną brwią.
– I co z nimi zrobisz?
– Odłożę – odpowiedziała z dumą. – Postanowiłam, że będę zbierać na słuchawki bezprzewodowe.
Marek spojrzał na mnie, jakby oczekiwał, że to ja zabiorę głos. Ale nie miałam zamiaru tego robić. To była jego decyzja.
– No i? – Marta uniosła podbródek. – Udowodniłam, że umiem zarządzać pieniędzmi?
Marek przez chwilę milczał. Widziałam, jak walczy sam ze sobą. W końcu westchnął.
– No dobra. Możesz dostawać kieszonkowe.
Marta zapiszczała z radości, a ja posłałam Markowi wymowne spojrzenie. Nie zawsze trzeba się kłócić, by wygrać.
Pierwsze kieszonkowe i pokusy
Marta czekała na sobotę z większym podekscytowaniem niż na własne urodziny. Kiedy Marek wręczył jej pierwsze dwadzieścia złotych oficjalnego kieszonkowego, zachowywała się, jakby trzymała w dłoni złoty medal.
– Nie wydam wszystkiego od razu – zapewniła nas uroczyście.
Marek uniósł brwi, jakby chciał powiedzieć „zobaczymy”, ale się powstrzymał.
Po śniadaniu Marta postanowiła pójść do sklepu. Nie mówiła, co zamierza kupić, ale widziałam ten błysk w jej oczach. Czułam, że to pierwsza prawdziwa próba.
– Idę tylko popatrzeć – rzuciła niewinnie, zakładając buty.
Tomek spojrzał na nią znad telefonu i parsknął śmiechem.
– Jasne, popatrzeć. Wrócisz z torbą pełną chipsów.
– Wcale nie! – obruszyła się. – Jestem rozsądna.
Mimo to, gdy wróciła pół godziny później, w rękach miała małą papierową torbę. Otworzyła ją i wyciągnęła… kolorowy breloczek z pluszowym kotem.
– Marta… – zaczęłam ostrożnie. – Myślałam, że oszczędzasz na słuchawki?
– Tak, ale… był taki słodki! – obroniła się szybko. – I przeceniony o pięćdziesiąt procent!
Marek zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
– No i co teraz?
Marta spojrzała na breloczek, potem na resztę swoich pieniędzy i skrzywiła się lekko.
– No dobra. Może trochę się pospieszyłam.
Tomek triumfalnie uniósł ręce.
– A nie mówiłem?
Marta fuknęła na niego i wbiegła do swojego pokoju, ale widziałam, że coś do niej dotarło. To była jej pierwsza prawdziwa lekcja. A ja byłam pewna, że będzie ich jeszcze wiele.
Cena dzieciństwa
Przez resztę dnia Marta chodziła naburmuszona. Breloczek leżał na jej biurku, a ona co jakiś czas zerkała na niego, jakby miał jej podać odpowiedź na pytanie, które sama sobie zadawała: „Czy naprawdę było warto?”
Pod wieczór podeszła do mnie z miną kogoś, kto właśnie odkrył niewygodną prawdę o sobie.
– Mamo, jednak tata miał trochę racji – przyznała cicho.
Zaskoczyła mnie.
– W jakiej kwestii?
– Że łatwo wydaję pieniądze. Wydawało mi się, że wszystko zaplanowałam, a potem zobaczyłam tego głupiego kotka i… no i stało się – przewróciła oczami. – A teraz czuję się z tym kiepsko.
Przytuliłam ją lekko.
– Wiesz, to normalne. Każdy czasem wydaje pieniądze pod wpływem chwili. Ważne, żeby się na tym uczyć.
– Ale Tomek nigdy tak nie robi – burknęła.
– A skąd wiesz? – uśmiechnęłam się. – Może kiedyś zrobił dokładnie to samo, tylko się do tego nie przyznaje?
Marta spojrzała na mnie z nadzieją, jakby chciała usłyszeć, że jej brat też kiedyś kupił coś głupiego i żałował. Nie powiedziałam nic więcej.
Następnego dnia sama poszła do Tomka. Słyszałam, jak cicho rozmawiają w jego pokoju, a potem jak razem się śmieją. Chwilę później wyszli i Marta położyła przede mną dziesięć złotych.
– Odkładam na słuchawki. A ten breloczek… chyba sprzedam.
Marek spojrzał na nią z uznaniem.
– Może jednak byłaś gotowa na kieszonkowe.
Marta rozpromieniła się. A ja pomyślałam, że najlepszych lekcji w życiu nie da się kupić – trzeba je przeżyć.
Agnieszka, 40 lat
Czytaj także:„Poza kasą ze spadku dziadek przepisał mi też tajemnicze puzderko. Wtedy nie wiedziałem, że to puszka pandory”„Powrót z emigracji umiliła mi gorąca współpasażerka. Nie myślałem, że spotkam ją znów i to w takiej sytuacji”„Mogłem mieć każdą, ale na studniówkę zabrałem nudną, szarą myszkę. Kiedy dowiedziała się, dlaczego, rozpętała się bu