„Mąż zarabiał fortunę, ale skąpił nawet na jogurt. Nie zauważył, jak z dnia na dzień tracę do niego szacunek”
„Pomagałam Jarkowi budować firmę od podstaw. Byłam jego prawą ręką – sekretarką, księgową, menadżerką, doradcą, ale teraz miałam wrażenie, że stałam się tylko kimś, kto ma milczeć, kiwać głową i nie wydawać za dużo. Zaczynałam mieć dość”.

- Listy do redakcji
– Mamo, dasz stówkę? – zagadnął Wojtek z uśmiechem. – Wychodzimy z ekipą do kina i coś zjeść. Chyba nie chcesz, żebym znowu sępił od Szymona?
Westchnęłam.
– Podaj mi torebkę. Ale wiesz, że tata nie będzie zadowolony.
– To mu nie mów. On przecież sam nigdy nie był młody, co? – przewrócił oczami. – Kiedy mam się wyszaleć? Jak pójdę na emeryturę?
– Twój ojciec całe życie ciężko pracował. Wszystko, co mamy, zawdzięczamy…
– Wiem, wiem! – przerwał mi. – Bohater z niego. Wstawał o piątej, orał pole, sam skończył studia, zbudował dom i zrobił karierę. A potem spłodził rozrzutnego Wojtka.
– Lepiej już idź – westchnęłam. – Bo zaraz się popłaczę.
– Ty jesteś najlepsza! – pocałował mnie w dłoń, zgarniając banknot. – Jak jeszcze przekonasz tatę co do tych nart w Austrii, to masz niebo zapewnione. Daj z siebie wszystko, dobra?
– Już próbowałam. Wiesz, jak to się skończyło. Idź się baw, zanim cię przyłapie.
– Kocham cię! – rzucił z progu.
Wojtek był radosny, spontaniczny, zawsze uśmiechnięty. I kompletnie inny niż jego ojciec. Jarek – mój mąż – to człowiek z żelaza. Praca, oszczędności, strategia. Mieliśmy wszystko – dom, auta, konto pełne kasy, ale on i tak potrafił awanturować się o jedną złotówkę.
Mąż ciągle kalkulował
Jarek, jak zwykle, siedział wieczorem z laptopem. Z jednej strony filiżanka z herbatą, z drugiej stosik faktur. Nawet film, który leciał w tle, go nie interesował – sprawdzał wyciągi i planował nowe inwestycje. Mimo że firma przynosiła zyski, konto pękało w szwach, a dom i samochody były opłacone, on wciąż powtarzał to samo:
– Nigdy nie wiesz, co przyniesie jutro.
Ja wiedziałam, co przyniesie: kolejną awanturę o pieniądze dla Wojtka. Już kilka dni temu nasz syn wspomniał, że chciałby pojechać na ferie z przyjaciółmi w Alpy. Widziałam ten błysk w jego oku, entuzjazm i młodzieńczą pasję. Ale Jarek uciął to natychmiast:
– Wakacje za granicą? Z jakiej okazji? Niech się weźmie za pracę. Może u mnie w firmie, chętnie sprawdzę, czy coś potrafi.
– On ma sesję – próbowałam tłumaczyć.
– Zawsze jakieś wymówki. Wszystko chce mieć za darmo – wzdychał ciężko. – Ty mu tylko przyklaskujesz. Ukochany synek mamusi…
Czułam, że przegraliśmy coś ważnego. Po raz kolejny Wojtek wyszedł z pokoju bez słowa. Jego entuzjazm zgasł jak świeca. A ja znów stałam pośrodku, rozdarta między odpowiedzialnym mężem a synem, który chciał tylko trochę życia.
Pomagałam Jarkowi budować firmę od podstaw. Byłam jego prawą ręką – sekretarką, księgową, menadżerką, doradcą, ale teraz miałam wrażenie, że stałam się tylko kimś, kto ma milczeć, kiwać głową i nie wydawać za dużo. Zaczynałam mieć dość.
Miałam dość kontroli
To było jak deja vu. Jarek wszedł do kuchni z pytaniem, którego nienawidziłam:
– Ile mu dałaś?
– Komu? – udałam zdziwioną.
– Wojtkowi. Widziałem, jak się cieszył. Ty go psujesz, Iza. Rozpuszczasz go do granic możliwości.
– A może po prostu próbuję mu dać trochę swobody? Trochę życia? Ty też byłeś młody, czyż nie?
Jarek się zaperzył.
– Ja w jego wieku zapierniczałem na budowie i studiowałem zaocznie. Nie miałem luksusu beztroski. Dziś młodzież myśli, że wszystko się należy. A on jest pierwszy do wydawania, ostatni do pracy. I ty mu w tym pomagasz!
– Bo dałam mu na kino? – warknęłam.
– Bo go uczysz, że można się bawić cudzym kosztem!
Wtedy pękło.
– Cudzym? A to firma to czyja? Dom? Pieniądze? Nie byłam z tobą, gdy nie miałeś nic? Nie prowadziłam biura, nie robiłam rozliczeń? Nigdy nie pobierałam pensji, a byłam twoją księgową i sekretarką w jednym!
Spojrzał na mnie zaskoczony. Może pierwszy raz od lat zauważył, że we mnie też coś się zmienia.
– Iza…
– Mam dość liczenia jogurtów w rachunku. Mam dość tłumaczenia się z każdej złotówki. Nie żyję po to, żeby bać się o twoją reakcję, kiedy kupię sobie buty!
Patrzył na mnie, ale nic nie powiedział. A ja nagle poczułam ulgę. Pierwszy raz od dawna wyrzuciłam to, co mnie dusiło. I wiedziałam już, że coś musi się zmienić – nie w firmie, ale w naszym domu. W naszej rodzinie.
Mieliśmy ciche dni
Przez kolejne dni w naszym domu zapanowała niezręczna cisza. W pracy również unikaliśmy się, jak tylko się dało – Jarek zamykał się w gabinecie, ja udawałam skupienie nad fakturami. Dla świata nadal byliśmy zgraną parą – ale w środku… pusto.
Wieczorami dużo myślałam. Przypominałam sobie wszystkie lata spędzone u jego boku – najpierw jako partnerka w życiu, potem jako współpracowniczka, księgowa, logistyka, kucharka. I matka. A wszystko to z przyklejonym do twarzy uśmiechem i poczuciem obowiązku.
Z czasem zrozumiałam, że to nie pieniądze były problemem. Ani te stówki dla Wojtka, ani wakacje. Problemem było to, że Jarek mnie nie widział. Nie słyszał. Dla niego istniała tylko praca, inwestycje i kontrola. Nawet nasz syn nie był dla niego osobą – był projektem do ukształtowania, do zdyscyplinowania. I właśnie to bolało najbardziej. Zaczęłam zadawać sobie pytania, których wcześniej unikałam: czego chcę? Co dalej? Czy chcę tak żyć przez następne dziesięć, dwadzieścia lat? Odpowiedź przyszła niespodziewanie. Przyszedł do mnie Wojtek, usiadł przy stole i rzucił:
– Wiesz, że jak byłem mały, marzyłem, żebyśmy kiedyś gdzieś pojechali tylko we dwoje? Tak po prostu, mama i syn?
Poczułam gulę w gardle.
– To może czas spełnić to marzenie – odpowiedziałam. – Co powiesz na ferie w Austrii?
Uśmiechnął się szeroko. I wtedy już wiedziałam, co zrobię.
Zarezerwowałam wyjazd
Zrobiłam to bez konsultacji. Bez pytania o zgodę. Zapłaciłam ze wspólnego konta, z tych pieniędzy, które latami księgowałam, a do których nigdy nie rościłam sobie prawa. Ale teraz miałam dość pokory. To miała być moja zaległa pensja. Moje prawo do życia.
– Tylko my? Serio? – Wojtek aż nie wierzył.
– Serio. Ale stawiam warunek – będziesz się mną trochę opiekował. Nie wiem, czy wciąż potrafię wsiąść na wyciąg bez paniki.
– Mamo, będziesz królową stoku! – uśmiechnął się i rzucił się na mnie z uściskiem.
Wtedy wszedł Jarek. Zatrzymał się w progu i popatrzył na nas, jakby obserwował scenę z filmu, w którym sam nie gra. Wojtek zrozumiał od razu.
– To ja was zostawię – mruknął i wyszedł.
Zostałam sama z mężem. Stał, jakby szukał słów. Pierwszy raz od bardzo dawna nie miał gotowego wykładu o finansach.
– Chcesz wyjechać… beze mnie?
– Chcę wyjechać z synem – odpowiedziałam spokojnie.
– A ja?
– Ty możesz dołączyć. Jeśli potrafisz zostawić firmę choć na tydzień. Jeśli potrafisz być ojcem. I mężem.
– Nie wiem, czy potrafię – przyznał cicho. – Ale… chcę spróbować. Tylko boję się, że za późno.
Podniosłam na niego wzrok.
– Ja też się boję – szepnęłam. – Ale bardziej boję się tego, że jeśli się nie ruszymy, nic już się nie zmieni.
Może coś się zmieni
Stanęliśmy na szczycie. Wiatr owiewał nasze twarze, a słońce odbijało się od śniegu, oślepiając prawie jak latem nad morzem. Dolina płonęła złotym światłem, dokładnie tak, jak opisywał Wojtek – jakby ktoś podpalił góry.
– Mamo, dobrze, że tu jesteśmy – powiedział. – Naprawdę dobrze.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Był już dorosły. Nie tylko z metryki – dojrzał przez ostatnie dni, był bardziej uważny, czuły. Może dlatego, że czuł się wysłuchany. Dostrzegany.
Jarek zjeżdżał wolniej niż my, z determinacją, jakby walczył nie tylko ze stokiem, ale i ze sobą. Widziałam, jak patrzy na nas – nie jak kontroler, nie jak cenzor. Jak człowiek, który coś zrozumiał i dopiero teraz próbuje to odzyskać. Wieczorem przy kominku podziękował.
– Za wszystko. Za cierpliwość. Za to, że mnie nie zostawiłaś, kiedy na to zasługiwałem.
Nie odpowiedziałam od razu. W milczeniu nalałam trzy kubki gorącej czekolady. Jedną podałam Wojtkowi, drugą Jarkowi, trzecią postawiłam przed sobą. Przysiedliśmy w ciszy, patrząc na płomienie. Może nie zmieni się wszystko. Może Jarek znów wpadnie w wir pracy, ale coś w naszej rodzinie się odblokowało.
Jolanta, 47 lat
Czytaj także:
- „Córka wpada co weekend i zabiera wszystko z lodówki. Nie mam zamiaru sponsorować smarkuli do końca życia”
- „Całe życie pomagałam innym, a na starość zostałam sama jak palec. Nikt mi nawet nie poda szklanki wody”
- „Zdradziłam męża po 15 latach małżeństwa, bo sam się o to prosił. Przystojny księgowy przypomniał mi, że jestem kobietą”

