„Mąż zaproponował mi wakacyjny skok w bok. Dla niego to tylko eksperyment, jakbym była towarem na wymianę”
„Usiadłam naprzeciwko niego, czekając. Chciałam, żeby coś powiedział. Cokolwiek. Albo mnie oskarżył, albo się rozpłakał, albo zapytał, jak się czuję. Ale on tylko siedział. I pił kawę”.

- Redakcja
Nigdy nie sądziłam, że kiedyś powiem coś takiego, ale... czasem myślę, że wygasła miłość jest jak rozjechana droga – niby da się jeszcze nią jechać, ale trzęsie tak, że wszystkiego się odechciewa. Ja i Waldek byliśmy razem od jedenastu lat. Bez dzieci. Bez dramatów. Bez namiętności. Nasze życie było jak pokój hotelowy: czysty, przewidywalny, ale nie mój.
Wiedziałam, że coś się wypaliło
Seks raz na miesiąc, kolacje w ciszy, weekendy przed telewizorem. Ale nie sądziłam, że Waldek – mój racjonalny, uporządkowany Waldek – zrzuci kiedyś na mnie taki pomysł jak bomba.
Jechaliśmy wtedy samochodem w stronę Bułgarii. Mieliśmy spędzić dwa tygodnie nad morzem, w hotelu z basenem, all inclusive. Mieliśmy odpocząć. Mieliśmy naprawić to, co już dawno się rozpadło. Tak przynajmniej myślałam.
– Kamila – zaczął, gdy mijaliśmy tablicę z napisem „Sofia 250 km”. – A może... zrobimy coś innego w te wakacje?
– Innego? – rzuciłam, nie odrywając wzroku od krajobrazu.
– Coś szalonego. Eksperyment. Taki... rodzaj wolności.
– Wolności? – spojrzałam na niego. – Co masz na myśli?
– No wiesz... – odchrząknął. – Może pozwólmy sobie na... niezależność. Na przykład – flirt. A nawet... jakiś mały romans. Tak na próbę. Bez konsekwencji.
Zamarłam. Myślałam, że żartuje.
– Żartujesz, prawda?
– Nie. To może być... odświeżające.
Spojrzałam na niego. Ten sam człowiek, z którym piłam kawę codziennie o ósmej rano, nagle mówił mi, że możemy się zdradzić. Tak po prostu. Jakbyśmy planowali wymianę ręczników.
„Jak to się stało, że mój mąż, człowiek tak przewidywalny, nagle chce eksperymentować z cudzymi łóżkami?” – pomyślałam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że naprawdę się na to zgodzę. I że ta jedna decyzja zmieni wszystko.
Hotel pachniał świeżością i olejkiem do opalania. Marmurowe lobby, chłodne i przestronne, kontrastowało z dusznym upałem bułgarskiego popołudnia. Waldek szedł pierwszy, niosąc nasze walizki, ja za nim – wciąż trochę oszołomiona tą jego "propozycją". Niby nic więcej o niej nie powiedział, a jednak czułam, że zawisła między nami jak obłok dusznego powietrza.
Pierwszy wieczór był spokojny. Kolacja w hotelowej restauracji. Bufet w stylu „zjesz, ile chcesz”, pełen ludzi i gwaru. Usiedliśmy przy stoliku z widokiem na basen. Waldek jak zwykle zajął się wybieraniem dań, ja rozejrzałam się po sali.
– Tamta para – szepnął Waldek, wracając z talerzem pełnym owoców morza. – Zobacz. On ledwo patrzy na nią, a ona już trzy razy poprawiała włosy i rozgląda się dookoła. Nie są szczęśliwi.
Zamrugałam, zaskoczona.
– Obserwujesz ludzi teraz? – zapytałam. – W jakim celu?
– A nie robiłaś tego nigdy? To fascynujące – uśmiechnął się pod nosem i uniósł kieliszek wina. – Zwłaszcza, gdy wiesz, że nic cię nie trzyma. Że możesz... wszystkiemu się przyjrzeć z dystansu.
Pokręciłam głową, ale udawałam, że to zabawne
Prawda była taka, że to wcale nie było zabawne. Czułam, że coś się przesuwa, że zbliżamy się do jakiejś granicy – nie wiadomo jeszcze jakiej.
Waldek analizował dalej – tę z dużym dekoltem przy barze, samotnego brodacza przy oknie, dwie młode dziewczyny z telefonami.
– A tamta? – wskazał głową w stronę stolika przy palenisku. – Wygląda, jakby wyszła z katalogu. I nie spuszcza wzroku z tego gościa obok. Fajna, co?
Nie odpowiedziałam. A on tylko się uśmiechnął, jakby to była niewinna gra.
– Fajna – powiedział znowu. – Taka pewna siebie. Lubisz takie?
Odłożyłam widelec.
– Nie wiem, Waldek. Czy to jest test?
– Nie. To tylko... obserwacja. Przecież jesteśmy wolni, pamiętasz?
W tej chwili dotarło do mnie, że on naprawdę to czuje. Że może nie tylko myśli o wolności, ale już się nią cieszy. A ja? Ja zaczynałam się czuć jak ktoś, kto bez swojej wiedzy został zapisany do programu eksperymentalnego.
„A może to była jego strategia od początku?” – pomyślałam. – „A może naprawdę się od siebie oddaliliśmy?”.
Zjadłam szybko deser i poszłam wcześniej do pokoju, zostawiając Waldka z jego nową pasją do obserwacji.
Następnego dnia słońce przypiekało jak oszalałe. Po śniadaniu usiedliśmy w cieniu palmy przy hotelowym barze, sącząc mrożoną kawę. Waldek był w dziwnie dobrym humorze – zbyt dobrym, jak na niego.
– Dzisiaj idziemy na kolację z tą parą znad basenu – powiedział, jakby zapraszał mnie na seans filmowy. – Tomek i Sandra. Poznaliśmy się rano na plaży. Wiesz, oni też są tu tylko we dwoje.
Unoszę brew.
– Poznaliśmy się?
– Znaczy, ja zagadałem. Ale ty też ich polubisz, zobaczysz.
Nie protestowałam. Może z ciekawości, a może dlatego, że zaczynałam czuć się jak postać w serialu, którego nie znam scenariusza.
Spotkaliśmy ich wieczorem w barze hotelowym. Tomek – wysoki, opalony, z pewnym siebie uśmiechem. Sandra – uderzająco ładna, z ciemnymi włosami i figlarnym błyskiem w oczach. Ubrana w sukienkę, której ja nigdy bym nie miała odwagi założyć.
– No, wreszcie! – przywitała nas, jakbyśmy się znali od lat. – Waldek mówił, że jesteście „ciekawi”. Cokolwiek to znaczy.
Usiedliśmy razem, zamówiliśmy wino. Atmosfera była lekka, pełna śmiechu. Sandra rzucała żarty z podtekstem, Tomek był czarujący, a Waldek coraz bardziej otwarty.
– A wy jak długo jesteście razem? – zapytała Sandra z udawaną niewinnością.
– Jedenaście lat – odpowiedział Waldek. – Ale ostatnio... szukamy nowej perspektywy.
– Czyli eksperymentujecie? – spytał Tomek z uśmiechem.
Zakrztusiłam się winem. Ale oni tylko się roześmiali.
– Spokojnie – powiedziała Sandra. – My też przez to przechodziliśmy. Monogamia to tylko jeden z możliwych modeli. A czasem warto... zadać sobie pytanie, czego tak naprawdę się pragnie.
Wpatrywałam się w nią, zdziwiona. Była taka pewna siebie. Tak... wolna.
– Romanse? – zapytałam. – To was zbliżyło?
– Nie romanse – poprawił Tomek. – Uczciwość. Otwarta relacja. Bez kłamstw. Bez zdrady, jeśli wszystko jest ustalone.
– I naprawdę to działa? – zapytałam cicho.
– Działa, jeśli się nie boisz własnych pragnień – powiedziała Sandra, patrząc mi prosto w oczy.
Waldek tylko się uśmiechnął i nalał mi więcej wina.
Wyszliśmy z baru około północy
Sandra rzuciła mi na pożegnanie uśmiech jak z reklamy perfum. A ja całą drogę do pokoju powtarzałam w myślach tylko jedno: „Czy ja naprawdę nigdy o tym nie myślałam? Czy coś ze mną nie tak, że czuję się... podekscytowana?”.
Było późno, ale powietrze wciąż pulsowało ciepłem. Hotelowy bar zapełnił się ponownie – ci sami goście, ta sama muzyka, inny wieczór. Siedzieliśmy przy niskim stoliku, wszyscy czworo: ja, Waldek, Sandra i Tomek. Koktajle chłodziły się w wysokich szklankach, a rozmowa – jakby od razu – miała temperaturę wyższą niż powinna.
– A gdybyśmy... – zaczął Waldek, opierając łokcie o stół – wymienili się doświadczeniami. Na noc. Tylko jedną. Żeby sprawdzić, co to z nami zrobi.
Nie patrzył na mnie, tylko na Tomka. Sandra uniosła brwi, uśmiechnęła się i nachyliła w moją stronę.
– Oho. Chyba twój mąż właśnie rzucił propozycję nie do odrzucenia.
Znieruchomiałam. Tomek popatrzył na mnie uważnie.
– Jeśli ty się zgodzisz – powiedział spokojnie – ja jestem na tak.
Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam szum – może od wina, może od emocji. Serce waliło mi jak oszalałe. Patrzyłam na Waldka, który wyglądał... spokojnie. Zbyt spokojnie. Jakby to było coś, co planował od dawna.
– Kamila? – odezwał się Waldek. – Tylko jeśli chcesz. Bez presji.
Chciałam zniknąć. Albo wrzasnąć. Albo rzucić szklanką. A jednak... coś innego wyrwało się z moich ust:
– Dobrze. Jedną noc.
Waldek skinął głową. Sandra spojrzała na niego jakby z dumą. Tomek położył mi dłoń na kolanie – lekko, ale pewnie.
– No to chodźmy – powiedział cicho.
Nie odpowiedziałam. Po prostu wstałam. Szłam obok niego korytarzem w stronę pokoi gościnnych, jakby wszystko działo się gdzieś obok mnie. Moje nogi były lekkie, a ciało jakby cudze. Słychać było tylko szum klimatyzacji i echo naszych kroków.
Przed drzwiami jego pokoju zatrzymałam się.
– Nie wiem, czy robię coś strasznego... – szepnęłam. – Czy właśnie wreszcie coś czuję.
Tomek otworzył drzwi. Spojrzał na mnie z powagą i powiedział:
– To może się nie powtórzyć. Ale dziś – jesteś najważniejsza.
Weszłam. Zamknęły się za mną drzwi.
W pokoju panowała cisza. Tylko lekki szum klimatyzacji i odgłosy odległej muzyki, tłumione grubymi ścianami. Usiadłam na brzegu łóżka, a Tomek nalewał wina. Był inny niż Waldek – mniej wyrachowany, bardziej obecny. Jakby cały czas czytał z mojej twarzy, czy jestem gotowa i czego potrzebuję.
Nie było w tym wieczorze pośpiechu ani presji. Nie było taniego podrywu. Raczej... obecność. Uważność. Czułość. Kiedy mnie dotykał, nie czułam się używana, jakby był to jedynie środek do celu. Przeciwnie – czułam, że jestem dla niego ważna. Że chce mnie poznać, a nie tylko zdobyć.
W pewnym momencie zgasiliśmy światło. Reszta wydarzyła się już poza słowami. Rano obudziłam się w ciszy. Słońce sączyło się przez żaluzje, a Tomek stał przy oknie z filiżanką kawy w dłoni. Nagi do połowy, nonszalancki i uśmiechnięty.
– Dzień dobry, księżniczko – powiedział z półuśmiechem.
Usiadłam, zakrywając się prześcieradłem. Czułam się... dziwnie. Nie wstydziłam się tego, co się stało. Ale jednocześnie czułam pustkę, jakby coś się właśnie skończyło – albo właśnie pękło.
– To było... dobre – powiedziałam niepewnie.
– Mhm – przytaknął spokojnie. – I teraz wracasz do swojego świata?
– Chyba tak – odparłam, wbijając wzrok w pościel. – A ty?
– Ja? – wzruszył ramionami. – Wychodzę biegać. Potem pewnie poleżę przy basenie. Bez dramatu, Kamila. Nie jesteśmy tutaj po to, żeby coś sobie obiecywać.
Zawstydziłam się. Chciałam, żeby chociaż trochę udawał, że mu zależy. Ale on był po prostu... wolny. I w tej wolności był jakiś smutek.
Ubrałam się powoli. Pożegnałam się krótko, bez pocałunku. Wyszłam na korytarz z uczuciem ulgi. I z dziwnym spokojem. Jakby coś we mnie ucichło.
Ale też – jakby coś umarło.
„Czy to było wszystko?” – zapytałam w myślach. – „Czy całe moje małżeństwo to teraz tylko wspomnienie rytuału, który właśnie złamałam?”.
Wracając do pokoju, czułam się lżejsza. Ale nie szczęśliwsza. Raczej... wyprana z dotychczasowej wersji siebie.
Waldek siedział na balkonie naszego pokoju, ubrany tylko w szorty, z kawą w dłoni i miną jakby właśnie obejrzał pogodę na cały tydzień – neutralny, lekko znudzony.
– I jak noc? – zapytał bez cienia emocji.
– Dobrze – odpowiedziałam. – A ty?
Wzruszył ramionami.
– Też nieźle.
Usiadłam naprzeciwko niego, czekając. Chciałam, żeby coś powiedział. Cokolwiek. Albo mnie oskarżył, albo się rozpłakał, albo zapytał, jak się czuję. Ale on tylko siedział. I pił kawę.
– Waldek... – zaczęłam cicho. – To wszystko... to dla ciebie coś znaczy?
Spojrzał na mnie. Chwilę milczał, jakby próbował znaleźć odpowiednie słowa. Albo jakby zastanawiał się, czy w ogóle warto coś mówić.
– To tylko jedna noc, Kamila – powiedział w końcu. – Umówiliśmy się na to. Nie zrobiliśmy nic złego.
– Naprawdę tak to widzisz?
– A jak mam to widzieć? Chciałaś się przekonać, jak to jest. Teraz już wiesz.
Poczułam, jak we mnie wzbiera coś gorzkiego. To miał być eksperyment, jasne. Ale ja nie czułam się jak po eksperymencie. Czułam się... jakby ktoś wyrwał mi kawałek duszy i zostawił dziurę.
– A ty? – zapytałam. – Przespałeś się z nią?
– A co za różnica? – zapytał, odstawiając filiżankę. – Miałaś swoją noc, ja miałem swoją. Chyba o to chodziło.
– Myślałam, że może... – urwałam. – Że poczujesz coś. Zazdrość. Złość. Cokolwiek.
– Ale po co? Przecież się zgodziliśmy.
Spojrzałam na niego
Ten sam mężczyzna, z którym dzieliłam życie przez jedenaście lat. A teraz? Był dla mnie jak współlokator, z którym dzieliłam łazienkę i śniadania. Może nawet mniej.
– Czy ja jeszcze jestem twoją żoną? – zapytałam. – Czy tylko współlokatorką z opcją all inclusive?
Nie odpowiedział. Wstał i wszedł do środka, zostawiając mnie samą na balkonie. Długo patrzyłam na morze. Takie spokojne. Obojętne. I zrozumiałam, że obojętność boli bardziej niż zdrada.
Siedziałam na balkonie naszego hotelowego pokoju. Słońce zachodziło za horyzont, niebo miało odcień dojrzałej brzoskwini. Morze szumiało monotonnie – jakby niosło historię każdej kobiety, która kiedyś też siedziała tak jak ja, w szlafroku, z pustką w głowie.
Waldek drzemał na łóżku. W samych bokserkach, z ręką zwieszoną bezwładnie na podłogę. Nawet nie zauważył, kiedy wyszłam na balkon.
Nie chciałam już z nim rozmawiać. O nic nie pytać. Nie wyjaśniać. Nie kłócić się.
Czułam ulgę. Dziwną, przerażającą ulgę.
Nie dlatego, że zdobyłam jakąś prawdę o sobie. Ale dlatego, że pierwszy raz od dawna wiedziałam, że coś się skończyło. Że nie muszę już próbować reanimować tego, co martwe.
Zrobiłam wszystko, czego się bałam. Złamałam zasady, które sama sobie stworzyłam. I... przeżyłam.
Ale nie byłam już tą samą kobietą.
Kiedyś byłam wierna, lojalna, stabilna. Dziś byłam pusta. Zmęczona. I wolna. Przynajmniej tak sobie powtarzałam.
Nie wiedziałam, czy wrócimy razem do Polski. Może tak. Może nie. Może przez kolejne miesiące będziemy udawać, że wszystko gra. Że ta historia była tylko wakacyjnym epizodem.
Ale wiedziałam jedno.
– Już nigdy nie będę tą samą kobietą – szepnęłam sama do siebie.
I może właśnie to było najważniejsze.
Kamila, 36 lat
Czytaj także:
- „Moja teściowa długo namawiała mnie na dziecko, a potem mnie upokorzyła. Sama prosiła się o to, co przyszło później”
- „Gdy zmarł mój mąż, rodzina też postawiła na mnie krzyżyk. Mam się położyć do trumny, bo jestem już wdową po 50-tce?”
- „Mój mąż uciekł do kochanki, a po 3 latach wrócił do mnie na kolanach. Poprosił mnie o coś takiego, że ręce mi opadły”

