„Mąż zapomniał o moich urodzinach. Na duchu podniósł mnie obcy facet z internetu, który chciał kupić to, co wystawiłam”
„Nagle dostałam pierwszą wiadomość. Jakaś osoba chciała wiedzieć, czy mogę te szpilki założyć i cyknąć fotkę, bo bardzo by chciała zobaczyć, jak prezentują się na stopie. Czemu by nie? Dodałam zdjęcia, tak jak mnie proszono”.

Ten tydzień był naprawdę koszmarny. Jedynie myśl o nadchodzącym weekendzie pozwalała mi jakoś przetrwać. W niedzielę miałam urodziny i nie miałam wątpliwości, że Mariusz jak zawsze przygotuje coś wyjątkowego, zwłaszcza że odkąd zmienił pracę, mamy dla siebie tak niewiele czasu! Ciągle coś: jakieś szkolenia, kursy, delegacje, a do tego zmęczenie, które dosłownie powalało go na łopatki, nawet w dni bez specjalnych wydarzeń.
Byłam załamana
– Spójrz na moje nowe buty, co o nich sądzisz? – pochwaliłam się szpilkami, które udało mi się zdobyć na wyprzedaży.
– Odlotowe – parsknął śmiechem. – Sądziłem, że obecnie wolisz raczej wygodne obuwie.
– Zazwyczaj tak jest – zgodziłam się. – Ale te szpilki są przeznaczone na wyjątkowe okazje.
Liczyłam, że coś zdradzi… Że wspomni, iż świetnie sprawdzą się w weekend albo coś podobnego. Cóż, najwyraźniej to ma być niespodziewana niespodzianka.
Chodziłam po ścianach z ciekawości, co mogło być powodem takiego zachowania. W głowie rodziły mi się przeróżne teorie, jedna bardziej nieprawdopodobna od drugiej, ale tego jednego w życiu bym nie wymyśliła – Mariusz najzwyczajniej w świecie zapomniał. Szczerze mówiąc początkowo nawet nie poczułam się dotknięta, bo taki scenariusz w ogóle nie przyszedł mi do głowy.
– Przepraszam, ale co masz na myśli mówiąc, że cię nie będzie w sobotę i niedzielę? – Zapytałam zaskoczona, kiedy oznajmił mi o swoim wyjeździe. – To moje urodziny, wiesz o tym?
– Strasznie mi głupio, Julia – westchnął. – Odbijemy to sobie za tydzień, co ty na to?
– Całkiem wyleciało ci to z głowy! – w końcu zrozumiałam powagę sytuacji. – Tak bardzo nie mogłam się tego doczekać…
Postanowiłam je sprzedać
– Nie bądź taka dziecinna – mocno mnie objął. – Muszę dopilnować tej fuchy, jeżeli chcemy w przyszłości postawić własny dom.
– Chyba jednak zostanę przy wynajmie mieszkania – pociągnęłam nosem. – Jak mam żyć w takich okolicznościach? Wiecznie cię gdzieś wywiewa albo padasz ze zmęczenia.
– Co ty mówisz?! – stracił cierpliwość. – Sądziłem, że dążymy do tego samego celu!
Czułam się zawiedziona i totalnie wkurzona. Niby wynagrodzi mi to za parę dni… Akurat!
Szpilki zupełnie straciły dla mnie urok. Na co mi one? Tylko po to, by za każdym razem przypominały mi, że najbliższa mi osoba wystawiła mnie do wiatru?
Kiedy Mariusz wyjechał, pstryknęłam kilka fotek i umieściłam ogłoszenie w sieci. Niech ktoś inny ma z nich frajdę! Właśnie chciałam otworzyć wino i podnieść się trochę na duchu w swoim samotnym królestwie, aż nagle dostałam pierwszą wiadomość. Jakaś osoba chciała wiedzieć, czy mogę te szpilki założyć i cyknąć fotkę, bo bardzo by chciała zobaczyć, jak prezentują się na stopie.
Czemu by nie? Dodałam zdjęcia, tak jak mnie proszono. Właściwie mogłam od razu wpaść na taki pomysł, bo przecież każdy, kto chciałby je kupić, na bank by o to zapytał. Wiadomo, jak to teraz jest z tymi wszystkimi rzeczami – niby wszystko git, dopóki faktycznie nie zaczniesz tego używać, a potem wychodzi szydło z worka.
Trafiłam na amatora stóp
Po chwili dostałam jeszcze jedną wiadomość.
„Ogromnie doceniam Pani życzliwość. Zależy mi, aby narzeczona była zadowolona z podarunku, dlatego chcę, żeby wszystko było idealne… Przy okazji muszę przyznać, że ma Pani cudowne stópki".
Usiadłam wygodnie, kładąc stopy na ławie i dokładnie je obejrzałam – czy faktycznie są aż tak śliczne? Jeszcze nikt nie skomplementował moich nóg w taki sposób. Jednak muszę przyznać, że mają w sobie urok. Smukłe, drobne, o elegancko wysklepionymi podbiciu… Choć paznokcie przydałoby się odświeżyć lakierem. W sumie czemu by nie zrobić tego teraz, skoro i tak nie mam nic lepszego do roboty?
Chwyciłam lakier, włączyłam odcinek serialu i wzięłam się za ogarnianie jedynego fragmentu mojego ciała, który ostatnio robi wrażenie na facetach. Nie na moim Mareczku, ma się rozumieć, on ma teraz inne priorytety – choćby objazd z szefostwem po jakichś budowach w pipidówie. Nieborak, tak zarobiony, że nawet na wysłanie żonie SMS-a nie miał czasu!
Co za nieczuły drań!
Musiałam nalać kieliszek winka, żeby się pocieszyć. I nagle, jakby niebo wysłuchało moich modłów – usłyszałam pikanie telefonu. Ale to nie była wiadomość od Marka.
„Nie jestem pewien, czy Marzena będzie zadowolona z upominku. Czy mógłbym dostać więcej fotek? Pozdrawiam, Grzegorz”.
Gość chyba nieźle odleciał. Jak mu aż tak na tym zależy, to powinien zabrać laskę na zakupy, a nie ładować kasę w używane buty i wysuwać jakieś kosmiczne roszczenia! Nawet nie odpisywałam, bo i tak miałam pełne ręce roboty – trudno ogarnąć jednocześnie obsługę telefonu i pedicure. Koleś chyba też pociągnął parę głębszych, bo kolejny SMS był totalnie z innej bajki:
„Postanowiłem, że kupuję te buty. Dorzucę dodatkową stówę, jeśli wyśle mi pani przynajmniej jedno zdjęcie więcej. Mamy deal?”.
„W butach czy na boso?” – odpowiedziałam, zanim dotarło do mnie, co wyprawiam.
W odpowiedzi otrzymałam sam emotikon uśmiechu.
„Mam szczęście do klientów” – przemknęło mi przez głowę gdy kończyłam malować paznokcie u stóp. Dam sobie rękę uciąć, że facet nie ma żadnej dziewczyny. Po prostu leci na kobiece stópki, ot co. W gruncie rzeczy szkoda mi go. Taki opuszczony, samotny w swoich czterech ścianach, zmuszony wydawać kasę tylko po to, by popatrzeć na nie swoje stopy. Przygnębiające, nie ma co.
Myślałam, że to żart
Wysłałam mu wiadomość z lekką kpiną: „Dwie stówki za 10 fotek”. Jeszcze dodałam emotkę z buzią pokazującą jęzor. Byłam pewna, że się wkurzy i sobie odpuści, a tu niespodzianka – facet odpisał po chwili z górą podziękowań!
Zrobiłam zdjęcia moim bosym stopom, a potem takie same, tylko w butach na obcasie i doszłam do konkluzji, że mam naprawdę piękne stópki. Może powinnam być natchnieniem dla ludzi z fetyszem stóp, zamiast się męczyć w robocie? Jednym zdecydowanym ruchem wysłałam fotki i wciąż będąc w szoku, jak dziwne są okoliczności, w których żyją niektórzy ludzie, padłam na łóżko jak ścięte drzewo.
Po przebudzeniu czułam, jakby mi głowa miała eksplodować, więc w sumie dobrze się złożyło, że Mariusz gdzieś wyparował. Przynajmniej mogłam się spokojnie kisić pod kołdrą z mokrym ręcznikiem na czole do późnego popołudnia.
Koleś, któremu sprzedałam szpilki, odebrał zdjęcia i więcej się nie odezwał. Całkiem dobrze, bo czułam się trochę głupio, że tak poszalałam. Postanowiłam o całej sprawie po prostu zapomnieć. Nie pisnąć ani słówka, nie wracać do tego… Uznajmy temat za zamknięty i tyle.
Postarał się
W poniedziałek moje konto zasiliła wpłata, dodatkowo zwiększona o dwieście złotych. Gdy wróciłam z pracy, spakowałam obuwie, wydrukowałam etykietę i wysłałam paczkę. Postanowiłam sobie, że dłużej nie będę do tego wracać myślami.
– No to jak będzie? – zagadnął Marek podczas wieczornego pobytu w naszym ulubionym lokalu, do którego mnie zaprosił po wcześniejszym obsypaniu mnie kwiatami w domu. – Wybaczasz mi?
– Jasne, że tak – potwierdziłam.
W końcu nie zdarza się często, żeby żona mogła zarobić dwie stówki w ciągu weekendu na konto nowego domu. I to wszystko bez wychodzenia z domu, w zasadzie od ręki… A nie, przepraszam, w zasadzie od stopy.
Julia, 28 lat
Czytaj także:
„Mój były traktował mnie jak darmowa sprzątaczkę. Twierdził, że na prawdziwe uczucie trzeba sobie porządnie zapracować”
„Dla męża zawsze jestem tą drugą. Traktuje zdanie swojej matki jak święte, a ona nim manipuluje”
„Kadrowa w pracy omyłkowo wysłała do mnie poufne dane. Przez swoją ciekawość narobiłam przyjaciółce niezłego bigosu”

