Reklama

Nie wiem, kiedy ostatni raz naprawdę z Tomkiem rozmawialiśmy. Tak, żeby spojrzeć sobie w oczy, usiąść bez pośpiechu. Bez tego codziennego „przesuń się”, „gdzie klucze”, „kto odbiera dzieci”. Kiedyś to wszystko wyglądało inaczej. Potrafiliśmy się śmiać z głupot przy kolacji. Teraz… jakby nas ktoś powoli wymazywał.

Od tygodni mój mąż coraz częściej zamyka się w łazience. Zawsze z telefonem. Niby tylko na chwilę, a te „chwile” robią się coraz dłuższe. Początkowo myślałam: praca. Może chce odpocząć, schować się przed hałasem dzieci. Też czasem chcę. Ale potem zaczęłam widzieć rzeczy, których wcześniej nie zauważałam. Że wycisza telefon, gdy wchodzę do pokoju. Że odwraca ekran. Że przestał się do mnie odzywać, nawet z grzeczności.

– Tomek, serio? Znowu? – zapytałam zniecierpliwiona, stojąc pod drzwiami łazienki.

– Chwila, Anka – odpowiedział beznamiętnie. – Za pięć minut wychodzę.

Ale nie wychodzi. I nie wraca do mnie. Siedzi tam, jakby łazienka była jedynym miejscem, gdzie może oddychać. A ja czuję, że nie wiem już, kim jesteśmy. Może tylko współlokatorami? Może tylko przypadkowymi ludźmi, którzy kiedyś przysięgali sobie miłość? Tylko czemu boli to aż tak?

Mąż złościł się, że się czepiam

– Tomek, możemy pogadać? – zapytałam cicho, kiedy wyszedł z łazienki.

Była już noc, dzieci spały. Siedziałam w szlafroku na brzegu łóżka.

– Teraz? – rzucił zmęczonym głosem, wycierając ręce w ręcznik. – Jestem wykończony, Anka.

– To może pogadajmy o tym, co tak cię wykańcza. Albo raczej – co robisz tam po czterdzieści minut dziennie?

Spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.

– Siedzę. W łazience. Sam. Chwilę ciszy mam, to wszystko – wzruszył ramionami.

– Z telefonem?

– A co, nie mogę?

– Nie o to chodzi – westchnęłam, już czując, że rozmowa zmierza w złą stronę. – Chodzi o to, że czuję się jak powietrze. A ty jakbyś miał drugi świat, do którego mnie nie wpuszczasz.

– Bo ty wszystko analizujesz! – wybuchł. – Nawet to, że ktoś chce chwilę spokoju, robisz z tego dramat.

– Czasem mam wrażenie, że chcesz być wszędzie, byle nie tu. Ze mną – powiedziałam, prawie szeptem.

Wtedy spojrzał na mnie. Nie ze złością. Z pustką. Jakby był bardzo daleko. I nagle zrobiło mi się zimno.

– Przesadzasz – rzucił. – Naprawdę przesadzasz.

Wyszedł z sypialni. Znowu. A ja zostałam z tym uczuciem, że coś właśnie pękło. Może nie głośno. Może nie spektakularnie. Ale pękło. A jego milczenie bolało bardziej niż jakiekolwiek słowa.

To było podejrzane

– Przysięgam ci, Magda, jak on tam siedzi, to mam ochotę wywalić te drzwi z zawiasów – syknęłam, mieszając cappuccino w plastikowym kubku.

Siedziałyśmy na ławce przed szkołą, gdzie nasze dzieci miały dodatkowe zajęcia.

– To może sprawdź, z kim pisze w tym czasie – wymieniała z zimną logiką.

– Mówisz serio? – spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– A nie powiesz mi, że przez godzinę czyta etykiety na szamponach. Albo medytuje. Z kimś pisze. Albo gada. Może z kimś, kto nie jęczy, że trzeba wystawić śmieci.

– Magda…

– Mówię serio – dodała po chwili.

Zamknęłam oczy. Ta rozmowa bolała, chociaż była tylko wymianą przypuszczeń.

– A może ja po prostu panikuję? Może to ja się czepiam. Może mu naprawdę ciężko, a ja go tylko dociskam – powiedziałam cicho.

– Albo może masz przeczucie, które sama sobie tłumisz – stwierdziła twardo. – Powiedz mi, co byś zrobiła, gdybyś wzięła ten jego telefon i zobaczyła tam… wiadomość od kogoś?

Zamilkłam. Przez głowę przeszła mi myśl, że nie wiem, czy bardziej by mnie bolało, gdyby to była jakaś kobieta… czy gdyby tam nie było nic.

– Wiesz co… Ja się chyba boję prawdy – powiedziałam. – Bo co, jeśli wszystko już się skończyło, tylko jeszcze o tym nie wiem?

Podsłuchałam jedną rozmowę

Właściwie nie chciałam podsłuchiwać. Przechodziłam tylko obok łazienki z praniem, gdy usłyszałam jego głos. Mówił cicho, ale wyraźnie. Nie przez telefon. Nie do siebie. Do kogoś... nagrywając wiadomość głosową?

– Nie mogę teraz. Ona znowu krąży po domu. Chyba coś podejrzewa. Odezwę się później.

Stanęłam jak wmurowana. Pranie wysunęło mi się z rąk i opadło na podłogę. Serce mi waliło. W głowie pustka.

– Cicho, nie teraz. Muszę kończyć – dodał szeptem.

Otworzyłam drzwi. Bez pukania. Bez czekania. Po prostu wparowałam.

Tomek siedział na pralce, telefon w dłoni, z wyrazem twarzy, którego nie zapomnę nigdy. Złapany. Zaskoczony. Przerażony.

– Z kim rozmawiasz, Tomek? – zapytałam spokojnie, aż za spokojnie.

– Anka, co ty robisz? – poderwał się, chowając telefon za plecy.

– Pytam: z kim rozmawiasz?

– To nikt ważny – wydukał. – Po prostu znajomy. Przesadzasz. To nie to, co myślisz.

– To powiedz mi, co myślę – rzuciłam przez zaciśnięte zęby.

Zrobił krok w moją stronę, ale się cofnęłam.

– Anka, naprawdę. To nie tak. Ja… po prostu…

– Nie mów, że to nie tak. To ZAWSZE nie jest tak, prawda? – głos mi zadrżał.

– Nie, bo… bo to nie zdrada, jeśli o to chodzi. Ja nie… Nie z kimś obcym – jąkał się.

– A więc z kim?

Zamilkł. I wtedy już wiedziałam, że cokolwiek powie – wszystko się właśnie zmieniło. A to „to nie tak” nie wystarczy, żeby wszystko naprawić.

Mąż wyznał mi prawdę

Siedzieliśmy w kuchni. On na jednym końcu stołu, ja na drugim. Między nami zimna herbata, którą zapomniałam wypić. W końcu odezwał się pierwszy. Cicho. Prawie szeptem.

– To była terapia, Anka.

– Co? – zmarszczyłam brwi. – Terapia?

– Online. Psycholog. Od kilku miesięcy. Wieczorami, kiedy dzieci śpią, kiedy ty jesteś zmęczona i nie zauważasz, że ja się… rozpadam.

Patrzyłam na niego bez słowa. Czułam, jak coś we mnie opada. Złość? Ulga? Jeszcze nie wiedziałam.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – spytałam w końcu. – Myślałam, że mnie zdradzasz. Że kłamiesz.

– Bo się wstydziłem. Bo bałem się, że powiesz, że to głupie. Że przesadzam. A ja po prostu… nie dawałem rady. Praca, dzieci, kredyt, ciągłe poczucie, że nic nie robię dobrze. Czułem się niepotrzebny i samotny.

Zamknęłam oczy. To ja miałam być tą samotną. To ja czułam się opuszczona. A on… siedział obok i też się dusił.

– Myślałam, że nie chcesz być ze mną. Że mnie unikasz. – głos mi się załamał.

– Bo unikałem. Siebie. Nie ciebie. Znikałem, bo sam siebie nie poznawałem. I bałem się, że jak się otworzę, to zobaczysz, że nic ze mnie nie zostało.

Siedzieliśmy w milczeniu.

W końcu powiedział:

Chciałem najpierw się ogarnąć. Żeby znów być kimś, kogo mogłabyś… kochać.

A mnie nagle zrobiło się strasznie wstyd, że przez tyle czasu nie zauważyłam, jak on znika. Kawałek po kawałku.

Próbujemy to naprawić

Minęły trzy tygodnie od tamtej rozmowy. Tomek już się nie zamykał w łazience. Teraz siedział przy kuchennym stole, z kubkiem kawy i cienkim zeszytem, w którym notował coś po spotkaniach z terapeutą. Czasem mi coś czytał. Czasem siedzieliśmy w ciszy. Ale to była inna cisza niż wcześniej. A jednak coś się zmieniło. Coś pękło.

Wieczorem usiadł obok mnie na kanapie. Podał mi herbatę, jak dawniej. Z miodem, tak jak lubię. Milczeliśmy chwilę, aż zapytałam:

A gdybym wtedy nie weszła do łazienki?

Spojrzał na mnie poważnie.

– Pewnie dalej bym tam siedział. Udając, że wszystko gra. Bo się bałem, że nie chcesz mnie już znać, jak zobaczysz, ile we mnie syfu.

– Myślisz, że we mnie nie ma?

Uśmiechnął się lekko. Ale to nie był ten beztroski uśmiech, który pamiętałam z dawnych lat. Był zmęczony. Prawdziwy.

– Ja ci jeszcze nie wybaczyłam – powiedziałam nagle. – Że mnie odciąłeś. Że sam sobie poradziłeś, a mnie zostawiłeś w tej ciszy. W domysłach.

– Wiem – przyznał.

– I nie wiem, czy potrafię ci zaufać na nowo.

– Też nie wiem, Anka – powiedział. – Ale chcę spróbować.

I to właśnie bolało najbardziej. Że musimy siebie poznawać od nowa. Że nic już nie jest oczywiste. Że kochanie kogoś to nie tylko uczucie. To decyzja. Codzienna. Czasem cholernie trudna.

Anna, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama