Reklama

Walentynki to ten jeden dzień w roku, kiedy każda kobieta chce poczuć się wyjątkowa. Romantyczne kolacje, bukiety róż, eleganckie prezenty – to wszystko buduje atmosferę święta miłości. W tym roku wyjątkowo czekałam na ten dzień, bo ostatnio nasze małżeństwo przechodziło mały kryzys. Miałam nadzieję, że Walentynki będą okazją, żeby coś zmienić, na nowo poczuć tę iskrę między nami.

Odebrało mi mowę

Marzyłam o czymś romantycznym – perfumach, biżuterii, chociażby kolacji przy świecach. Dlatego gdy Marek wręczył mi małe pudełko, serce zabiło mi szybciej. Otworzyłam je z uśmiechem, a gdy zobaczyłam zawartość, krew odpłynęła mi z twarzy. Krem na zmarszczki. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że on naprawdę to zrobił. Patrzyłam na tubkę kremu jak zahipnotyzowana. Na opakowaniu wielkimi literami napisano „Intensywna regeneracja przeciwzmarszczkowa 45+”. Świetnie. Mam 38 lat. Czy to jakiś cholerny żart?

– No i jak? Podoba ci się? – zapytał Marek, zadowolony z siebie.

Nie odpowiedziałam od razu. Nie chciałam wybuchnąć. Może to tylko nieporozumienie? Może w torbie czeka jeszcze coś innego, a to tylko dodatek? Wzięłam głęboki wdech.

– Marek… To jest krem na zmarszczki – powiedziałam powoli, starając się ukryć narastającą irytację.

– No tak, myślałem, że ci się przyda. Wiesz, zawsze narzekasz, że masz mało czasu na dbanie o siebie – wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.

Co? Że co proszę?

– Chcesz mi powiedzieć, że… że to jest mój walentynkowy prezent?! – w moim głosie zaczęły drżeć nuty wściekłości.

– No a co? To dobry krem, podobno świetny, koleżanka w pracy mi poleciła… – tłumaczył beztrosko.

Koleżanka w pracy. Jakaś obca baba doradzała mu, co powinien mi kupić na Walentynki. I to doradziła mu krem przeciwzmarszczkowy. W tamtym momencie miałam ochotę pojechać do tej kobiety i wylać jej cały ten krem na głowę.

– Nie wierzę… Naprawdę myślałeś, że to mnie ucieszy? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

Marek zmarszczył czoło, wyraźnie nie rozumiał, o co mi chodzi.

– No przecież to praktyczne! A co, wolałabyś jakieś… róże?

Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując powstrzymać się przed rzuceniem w niego tym nieszczęsnym kremem.

– Tak, Marek. Wolałabym róże. Albo cokolwiek innego, co nie mówi mi wprost: „starzejesz się, powinnaś coś z tym zrobić”.

Zapadła cisza. Marek spojrzał na mnie jak na kosmitkę, a ja czułam, że cała krew w moim ciele gotuje się z wściekłości.

To były najgorsze Walentynki w moim życiu

Nie odzywałam się do Marka przez resztę wieczoru. Siedziałam na kanapie, patrząc w telewizor, ale nawet nie wiedziałam, co leciało. W myślach odtwarzałam naszą rozmowę raz za razem. Czy on naprawdę nie widział w tym nic złego? Czy aż tak mu na mnie nie zależało, że nie chciał się nawet postarać?

Marek z kolei sprawiał wrażenie, jakby zupełnie nie rozumiał, co się stało. W końcu westchnął i rzucił:

– No dobra, obrażasz się o głupi krem.

To był moment, w którym coś we mnie pękło.

– O głupi krem? Naprawdę myślisz, że o to mi chodzi?! – wyrzuciłam z siebie, gwałtownie odwracając się w jego stronę. – Chodzi o to, że to pokazuje, jak bardzo ci na mnie nie zależy.

Marek wywrócił oczami.

– O Jezu, znowu dramaty…

– Dramaty?! – Wstałam i stanęłam naprzeciwko niego. – Nie chodzi o prezent, chodzi o to, że w ogóle nie myślisz o mnie! Nawet nie zastanowiłeś się, co mogłoby mnie ucieszyć. Po prostu wziąłeś coś, co ktoś ci polecił. Bo po co się wysilać, prawda?

– Nie przesadzaj, po prostu myślałem, że ci się przyda – wzruszył ramionami.

– A co następne? Na urodziny dostanę proszek do prania, bo „przecież i tak go używam”?!

Marek parsknął śmiechem, jakby właśnie opowiedziałam najlepszy dowcip na świecie. To jeszcze bardziej podniosło mi ciśnienie.

– Wiesz co? – syknęłam. – Może i faktycznie mam zmarszczki, ale przynajmniej nie mam zmarszczonego mózgu.

– Oho, zaczyna się – burknął.

Miałam ochotę czymś w niego rzucić. Naprawdę. Wstałam gwałtownie, chwyciłam tubkę kremu i cisnęłam ją na stolik z takim impetem, że aż podskoczyła.

– Jak ci się tak podoba, to sam go sobie używaj!

Nie czekałam na jego reakcję. Wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Poszłam do łazienki, zamknęłam się na klucz i usiadłam na brzegu wanny. Oddychałam głęboko, próbując się uspokoić, ale czułam, jak wzbiera we mnie fala rozczarowania. To miały być Walentynki. Miałam poczuć się wyjątkowo, a zamiast tego czułam się jak zużyta, zapomniana część domowego wyposażenia, która wymaga konserwacji. Nie chciałam płakać. Ale łzy same napłynęły mi do oczu.

Było mi strasznie smutno

Siedziałam w łazience dobre pół godziny. W tym czasie Marek nawet nie zapukał. Zero zainteresowania, zero skruchy. To bolało bardziej niż sam prezent. Może gdyby przyszedł, przeprosił, powiedział, że to głupota… Ale nie. On najwyraźniej uznał, że problem nie istnieje.

W końcu wytarłam łzy i wróciłam do salonu. Marek siedział na kanapie, przeglądając coś w telefonie. Ani na mnie nie spojrzał.

– No i co? Już ci przeszło? – rzucił obojętnym tonem.

Poczułam, jak wzbiera we mnie nowa fala złości.

– Naprawdę myślisz, że to takie proste? – skrzyżowałam ręce na piersi. – Że to ja mam sobie „przejść”, a ty nawet nie musisz się wysilić?

Westchnął ciężko i odłożył telefon.

– A czego ty ode mnie oczekujesz? Mam ci teraz wynająć billboard z napisem „Przepraszam”?

– Nie, Marek. Wystarczyłoby, żebyś się choć trochę postarał. Żebyś pomyślał o mnie, zamiast iść po linii najmniejszego oporu.

Spojrzał na mnie z irytacją.

– Przecież my się nie bawimy w takie rzeczy. Nigdy nie byliśmy tym typem ludzi, którzy robią z Walentynek wielkie halo.

– A może kiedyś nie musiałam ci przypominać, że mi na tym zależy? Może kiedyś chciałeś sprawić mi przyjemność, a teraz robisz to tylko dlatego, że wypada?

Marek przewrócił oczami i wrócił do telefonu.

– Naprawdę przesadzasz.

Poczułam, jak serce zaciska mi się z żalu. Może już nie było o co walczyć?

Nie sądziłam, że to aż tak zaboli

Nie spałam prawie całą noc. Leżałam obok Marka i patrzyłam w sufit, a w mojej głowie kłębiły się myśli. Kiedy to się stało? Kiedy przestaliśmy się dla siebie starać? Może problem leżał nie tylko w tym nieszczęsnym kremie, ale w tym, że od dawna czułam się dla niego… niewidzialna.

Rano wstałam pierwsza. Marek nawet się nie poruszył, kiedy wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Usiadłam przy stole i zaczęłam bezmyślnie mieszać łyżeczką w filiżance. Próbowałam sobie przypomnieć ostatni raz, kiedy zrobił dla mnie coś miłego bez okazji. Nie pamiętałam. Kiedy wszedł do kuchni, nawet na mnie nie spojrzał. Wyciągnął z szafki kubek i nalał sobie kawy.

– Nadal się na mnie boczysz? – zapytał w końcu.

– Nie – odpowiedziałam.

– No i dobrze, bo naprawdę nie rozumiem, o co tyle hałasu – mruknął, siadając naprzeciwko.

Spojrzałam na niego i poczułam, że coś we mnie pęka.

– A może w tym problem? Może nie rozumiesz. Może nie rozumiesz, że ja już nie chcę tak żyć – powiedziałam cicho.

Podniósł na mnie wzrok, tym razem wyraźnie zaskoczony.

– Co ty wygadujesz?

– To, że mam dość. Mam dość tego, że czuję się dla ciebie jak powietrze.

Zapadła cisza. Widziałam, jak Marek marszczy czoło, jakby próbował przetrawić moje słowa.

– Naprawdę myślisz, że to wszystko przez jakiś krem? – zapytał w końcu.

– Nie. Myślę, że to wszystko przez ciebie.

Krem wywołał burzę

Marek odłożył kubek i zmrużył oczy, jakby chciał się upewnić, że dobrze usłyszał.

– Przez mnie? – powtórzył powoli.

– Tak – odparłam, wpatrując się w niego. – Od miesięcy czuję się jak mebel w naszym domu. Nie pamiętasz, kiedy ostatnio mnie przytuliłeś bez powodu. Nie pamiętasz, kiedy powiedziałeś mi coś miłego. I teraz, w Walentynki, nawet nie zastanowiłeś się, co mogłoby mnie ucieszyć.

Marek wzruszył ramionami.

– Myślałem, że to nie ma znaczenia.

– A powinno! – uniosłam głos. – Bo jeśli nie ma znaczenia, to znaczy, że i ja nie mam znaczenia.

Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa.

– Chyba trochę przesadzasz…

– Właśnie o to chodzi, Marek. Ty zawsze uważasz, że przesadzam. Że to, co czuję, to jakaś fanaberia. Ale wiesz co? Mam już tego dosyć.

Wstałam i zaczęłam zbierać naczynia ze stołu. Moje ręce drżały, choć bardzo się starałam, żeby tego nie pokazać. Marek nadal siedział, ale jego mina się zmieniła. Po raz pierwszy od dawna wyglądał, jakby coś do niego dotarło.

– Myślisz o odejściu? – zapytał nagle.

Zamarłam. Nawet się nad tym nie zastanawiałam. Do teraz. Spojrzałam na niego i powiedziałam szczerze:

– Nie wiem. Ale pierwszy raz w życiu zaczęłam się nad tym zastanawiać.

Czara goryczy się przelała

Marek pobladł. Marek odchylił się na krześle i przetarł twarz dłonią. Po raz pierwszy odkąd zaczęła się ta cała kłótnia, wyglądał na naprawdę przejętego. Przez kilka minut żadne z nas się nie odezwało. Czułam, jak moje słowa wiszą w powietrzu, ciężkie i nieodwołalne.

– Nie chcę, żebyś tak myślała – powiedział w końcu, cicho. – Nie chcę, żebyś myślała o odejściu.

Nie odpowiedziałam. Byłam zmęczona, rozczarowana. Tyle czasu czekałam, aż mnie zauważy, aż przestanie traktować mnie jak coś oczywistego. A teraz, kiedy w końcu do niego dotarło, było mi już wszystko jedno.

– Przepraszam – dodał. – Naprawdę. Nie wiedziałem, że aż tak to odczuwasz.

– Może właśnie w tym problem – westchnęłam. – W tym, że nigdy się nie zastanawiałeś, jak się czuję.

Oparł łokcie na stole i wbił wzrok w blat.

– Możemy to naprawić?

Chciałam mu powiedzieć, że tak, że wystarczy, żeby się postarał. Że wystarczy, bym znów poczuła się ważna. Ale nie wiedziałam, czy jeszcze tego chcę.

– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Marek pokiwał głową i wstał. Przez chwilę myślałam, że wyjdzie, ale zamiast tego podszedł do mnie i niepewnie położył dłoń na mojej.

– Chciałbym się postarać – powiedział cicho.

Spojrzałam na niego. Po raz pierwszy od dawna widziałam w jego oczach szczerość. Nie odpowiedziałam. Nie dzisiaj. Ale może jeszcze nie było za późno.

Anita, 38 lat

Czytaj także:
„W walentynki mąż zmienił zamki w naszym domu. Chciał mnie upokorzyć za to, co zrobiłam i mu się udało”
„Dałam się ponieść na randce w ciemno. Płonęłam z rozkoszy, gdy nieznajomy zdzierał ze mnie sukienkę karnawałową”
„Zamiast bukietu róż na walentynki dostałam waniliowe perfumy. Wkrótce pojęłam, że to spadek po innej kobiecie”

Reklama
Reklama
Reklama