Reklama

Mąż nigdy nie był tytanem sportu ani wyznawcą zdrowego trybu życia. Dlatego gdy pewnego dnia poinformował mnie, że postanowił zapisać się na zajęcia pilatesu, byłam przekonana, że mnie oszukuje. Od tamtej pory zaczął znikać na całe wieczory, a swoją nieobecność w domu mętnie tłumaczył tym, że zajęcia się przedłużyły. Nie wierzyłam mu. Byłam przekonana, że spotyka się z kolegami na piwie. Jednak prawda okazała się jeszcze gorsza.

Zainteresowały go zajęcia pilates

Kiedy postanowiłam związać się z Markiem, wiele osób pytało mnie, co tak naprawdę w nim widzę. Mój przyszły mąż nie wyglądał jak model. Był dosyć niski, puszysty i mało przystojny. Ale za to miał wielkie serce, za które pokochałam go niemal od pierwszej chwili. Do tego był pracowity, uczciwy i zaradny, co gwarantowało mi spokój i bezpieczeństwo. A ja właśnie tego pragnęłam. Moje dzieciństwo nie było zbyt szczęśliwie. W domu wiecznie brakowało pieniędzy, a kłótnie rodziców o finanse było słychać w całym bloku. Ja chciałam czegoś innego.

Nie powiem jednak, że sylwetka męża mi nie przeszkadzała. Marek nigdy nie należał do zbyt szczupłych, a po ślubie roztył się jeszcze bardziej.

Za dobrze gotujesz, abym mógł przejść na dietę – śmiał się za każdym razem, gdy sugerowałam mu, że mógłby zrzucić kilka nadprogramowych kilogramów. A kiedy proponowałam mu jakieś zajęcia sportowe, to powtarzał, że on się do tego nie nadaje.

Nie mam czasu na jakieś wygibasy na siłowni – powtarzał. I na nic zdało się to, że zakupiłam mu stroje sportowe, które miały go zachęcić do jakiejkolwiek aktywności.

W końcu zrezygnowałam. Dlatego moje zdziwienie było ogromne, gdy któregoś razu mój mąż poinformował mnie, że postanowił zapisać się na zajęcia sportowe.

– Coś się stało? – zapytałam zszokowana.

Nigdy w życiu nie sądziłam, że Marek z własnej woli zdecyduje się na jakąkolwiek aktywność fizyczną. A moje zdziwienie było jeszcze większe, gdy dowiedziałam się, o jakie zajęcia chodzi.

Pilates? – zapytałam zaskoczona. Co jak co, ale nie byłam w stanie wyobrazić sobie swojego męża, który na macie wygina swoje ciało na lewo i prawo. I chociaż próbowałam, to i tak nie mogłam powstrzymać śmiechu.

To nie jest śmieszne – usłyszałam oburzony głos Marka. – Najpierw wytykasz mi, że jestem za puszysty, a gdy w końcu postanawiam wziąć się za siebie, to zaczynasz się ze mnie śmiać – wytknął mi.

Zrobiło mi się głupio. Marek faktycznie miał rację. Z jednej strony chciałam, żeby schudł, ale z drugiej nie potrafiłam docenić, że zaczął coś robić z tym kierunku. Natychmiast go przeprosiłam i zapowiedziałam, że zawsze będę go wspierać.

Sport zajmował mężowi dużo czasu

Tak szczerze powiedziawszy, to nie wierzyłam, że Marek wytrwa zbyt długo w postanowieniu, aby regularnie ćwiczyć. Znałam go przecież nie od dzisiaj i doskonale wiedziałam, że w tym zakresie jego zapał bywa bardzo słomiany.

– Pewnie po miesiącu powie, że zajęcia na siłowni nie są dla niego – śmiałam się podczas rozmowy z przyjaciółką. – A potem jak zwykle powróci do dobrych kolacyjek i przesiadywania przed telewizorem – ironizowałam.

Agata tylko mi przytaknęła. Sama miała męża, który już wielokrotnie próbował zacząć ćwiczyć na siłowni i za każdym razem na planach się kończyło.

Ale Marek jednak mnie zaskoczył. Minęło kilka tygodni, a mój mąż nie tylko wciąż chodził na zajęcia pilatesu, ale też coraz częściej powtarzał, że z każdym dniem podobają mu się one coraz bardziej. Był tylko jeden problem.

– Ale twoja waga nadal stoi w miejscu – powiedziałam kiedyś, gdy stał przed lustrem i zawiązywał krawat. Spojrzałam na swojego męża i kolejny raz zobaczyłam brzuszek i zbyt pulchną sylwetkę. – Może zbyt mało przykładasz się do tych ćwiczeń? – nie mogłam powstrzymać się przed drobną złośliwością. Niemal natychmiast szeroko się uśmiechnęłam i powiedziałam Markowi, że i tak jestem z niego dumna. Bo naprawdę byłam.

Z czasem coś zaczynało mi się nie zgadzać. Marek coraz więcej czasu spędzał na zajęciach, co wiązało się z tym, że coraz rzadziej bywał w domu. A do tego wiele obowiązków spadło na mnie – od robienia zakupów poprzez pilnowanie ubezpieczenia auta, aż po umawianie majstra od pralki.

– Zajedziemy dzisiaj do mamy? – zapytałam go przy porannej kawie. Teściowa była przeziębiona, a ja obiecałam, że pomożemy jej w sprzątaniu i zakupach.

A mogłabyś sama pojechać? – zapytał Marek. – Dzisiaj mam pilates i nie chciałbym tego opuszczać – dodał.

Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że były to już trzecie zajęcia w tym tygodniu. A każde trwały ponad dwie godziny.

– A nie możesz poćwiczyć w przyszłym tygodniu? – zapytałam. Jakoś nie uśmiechało mi się pomagać teściowej w pojedynkę. Sama miałam mnóstwo pracy i liczyłam na to, że mój mąż jednak to zrozumie.

Muszę ćwiczyć regularnie – usłyszałam tylko. – Bo tylko to przynosi efekty – dodał mój mąż z uśmiechem.

Problem był tylko w tym, że u mojego męża nie było widać żadnych efektów. „On coś kręci” – w mojej głowie pojawiła się niepokojąca myśl. Do tej pory nie miałam powodów, aby mu nie ufać, ale tym razem zapaliła mi się czerwona lampka.

Myślałam, że chodzi na imprezy z kumplami

Wraz z upływem czasu mojemu mężowi nie tylko nie kończył się zapał do ćwiczeń, ale spędzał na nich coraz więcej czasu. A ja zaczęłam się zastanawiać, czy Marek czegoś przypadkiem przede mną nie ukrywa.

– Nigdy nie przepadałam za tym, żeby Marek spędzał czas z kolegami. Oni sprowadzali go na złą drogę – powiedziałam przyjaciółce, gdy spotkałyśmy się na cotygodniowych ploteczkach. – Może znalazł sobie sposób, aby jednak się z nimi widywać? – zapytałam w zamyśleniu.

Muszę przyznać, że takie rozwiązanie już dawno temu przyszło mi do głowy. Niektórzy z kolegów Marka lubili gry na automatach i ciągali mojego męża po różnorodnych salonach gier. A on nigdy nie wiedział kiedy przestać i przez to tracił spore sumy pieniędzy. Już wiele lat temu mówił mi, że z tym skończył, ale przecież nie mogłam mieć takiej pewności.

– Może po prostu go zapytaj? – poradziła Agata.

Właśnie to zamierzałam zrobić. Problem tylko w tym, że tego wieczoru Marek wrócił do domu późnym wieczorem, a ja nie miałam już siły, aby prowadzić z nim tego typu rozmowy.

Mimo to postanowiłam, że nie odpuszczę. Zawsze potępiałam kobiety śledzące swoich mężów, ale teraz stwierdziłam, że jest to jedyna opcja, aby dowiedzieć się, co kręci mój mąż. Dlatego od razu po pracy udałam się do miejsca, w którym spędzał tak dużo czasu.

Nie musiałam czekać zbyt długo. Po niecałej godzinie ujrzałam Marka, który podjechał pod siłownię. Jakież było moje zdziwienie, gdy zorientowałam się, że nie wszedł do środka. Kilka minut później z budynku wyszła wysoka i szczupła blondynka, ubrana w legginsy i sportowe buty. „Ja ją skądś znam” – pomyślałam. Szybko zalogowałam się na stronę siłowni. Od razu ją poznałam. Kobieta stojąca obok mojego męża była instruktorką pilatesu. „Co tu się dzieje?” – pomyślałam. A potem wysiadłam z auta. Ruszyłam w ślad za mężem i tą kobietą, którzy szybko kierowali się w przeciwną stronę niż siłownia.

Prawda była o wiele gorsza

Kilka minut później stanęłam przy wejściu do hotelu. Przez szklane drzwi widziałam, jak Marek odbiera od recepcjonistki klucz i razem z kobietą uwieszoną do jego ramienia udaje się w stronę wind. Wtedy wszystko stało się jasne. Mój mąż twierdził, że spędza czas na zajęciach pilatesu, a tymczasem on wdał się w romans z młodą i niezwykle atrakcyjną instruktorką tego sportu. Aż się we mnie zagotowało. „To dlatego wiecznie nie ma go w domu” – pomyślałam wściekła. I gdyby nie to, że nie chciałam robić widowiska, to jeszcze tego wieczoru wpadłabym do pokoju hotelowego i wyrwałabym Markowi wszystkie włosy.

Tego wieczoru mój mąż wrócił bardzo późno. I jak zwykle miał wymówkę.

Zajęcia się przedłużyły – powiedział jak gdyby nigdy nic. – A potem zrobiłem jeszcze trening siłowy – dodał. O nie, tego już było za dużo.

– Jedyny sport, jaki uprawiałeś tego wieczoru, to bzykanie się z jakąś laską z siłowni! – wykrzyczałam. A patrząc na minę mojego męża, odkryłam, że wcale się nie pomyliłam.

– Skąd wiesz? – wydukał tylko. Nawet nie próbował zaprzeczyć. Co za drań!

– Śledziłam was – powiedziałam cicho. A potem wyszłam z sypialni i zamknęłam się w łazience.

Następnego dnia kazałam Markowi wyprowadzić się w domu.

Zamieszkaj ze swoją dziunią – powiedziałam ze złością. A potem spakowałam mu walizki i wystawiłam za drzwi.

Marek próbował tłumaczyć swoje zachowanie. Mówił, że się zakochał.

Nie chciałem tego, to samo się stało – powtarzał. Tylko co mi z tego, że mój mąż wcale nie miał zamiaru mnie zdradzać. Ot tak, stało się.

Wniosłam pozew o rozwód. Ani ja, ani Marek nawet nie próbowaliśmy ratować naszego małżeństwa. On się zakochał, a ja musiałam przełknąć gorzką pigułkę zdrady. Nie jest mi łatwo, ale wiem, że będę musiała się pozbierać. Nie chcę, aby Marek myślał, że swoim występkiem zniszczył mi życie. Niedoczekanie!

Marta, 36 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama