Reklama

Nie wiem, kiedy zaczęliśmy się tak bardzo rozmijać. Może to było wtedy, kiedy Kacper pierwszy raz trzasnął drzwiami, a Piotr kazał mu się natychmiast „zebrać w sobie jak mężczyzna”? A może już dużo wcześniej, tylko nie chciałam tego widzieć. Wtedy jeszcze tłumaczyłam go przed dziećmi. „Tata po prostu chce was nauczyć odpowiedzialności”, „Tata tak pokazuje, że mu zależy” – mówiłam, choć sama coraz częściej czułam, że jego sposób kochania boli.

Mąż był uparty

Piotr zawsze był konkretny, zasadniczy, wierzył w porządek i dyscyplinę. A ja… ja chciałam, żeby nasze dzieci miały dzieciństwo. Żeby mogły popełniać błędy i nie bały się o tym mówić. Żeby miały kieszonkowe, choćby małe, by mogły nauczyć się zarządzania tym, co własne, a nie ciągle prosić. Ale kiedy ostatnio wspomniałam o tym przy kolacji, Piotr wstał od stołu i powiedział tylko: „Nie ma mowy”. Tak po prostu. Koniec dyskusji.

Nie zrobiłam wtedy awantury. Zgarnęłam talerze i zamknęłam się w łazience. Ale od tego momentu coś we mnie pękło. Przestałam czuć się jego partnerką. Stałam się kimś, kto potajemnie łamie zasady we własnym domu. I wtedy jeszcze nie wiedziałam, że za tę lojalność wobec dzieci zapłacę najwyższą cenę.

– Ustalmy jedno: koniec z kieszonkowym – oznajmił Piotr, nawet nie odrywając wzroku od monitora laptopa. – Nie mamy zamiaru uczyć ich, że pieniądze się dostaje za nic.

Stałam przy kuchennym blacie z nożem w dłoni i przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam.

– Ale... jak to koniec? – zapytałam spokojnie, choć w środku już czułam, jak coś we mnie wrze.

– Dokładnie tak, jak mówię. Za co mają dostawać? Za oddychanie?

Piotr, bez przesady. To nie są jakieś kokosy. To 100 złotych – zaczęłam, ale przerwał mi z westchnieniem.

– Właśnie. 100 zł tu, 100 zł tam. A potem się dziwisz, że Kacper chodzi z głową w chmurach i myśli, że wszystko mu się należy. A Lena? Tylko słodycze by kupowała, nic więcej. Myślisz, że tak nauczy się wartości pieniądza?

Odłożyłam nóż i usiadłam naprzeciwko niego.

– Wiesz, co ja myślę? Że próbujesz wychować dzieci jak w wojsku. Kara, zakaz, ograniczenie. A może by tak... porozmawiać z nimi?

Spojrzał na mnie chłodno.

– Z tobą nie da się rozmawiać o zasadach. Jesteś za miękka. Uległa.

Zabolało. Nie pierwszy raz.

– Nie, Piotr. Ja po prostu wierzę, że miłość nie polega na ciągłym zakazywaniu wszystkiego. Chcę, żeby nasze dzieci nam ufały. A nie, żeby bały się poprosić o dwa złote na sok.

– Czyli co, mam być tym złym, a ty tą dobrą, która zawsze się zlituje?

– Nie! Chcę, żebyśmy byli zespołem. A ty podejmujesz decyzje sam, jakbyś był generałem, a nie ojcem!

Cisza. Potem zamknął laptopa z trzaskiem i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z narastającym poczuciem bezsilności.

Było mi żal dzieci

– Mamo, wszyscy coś kupują w sklepiku. A ja co? Mam patrzeć? – Kacper rzucił plecak na podłogę i usiadł ciężko przy stole. – To żenujące. Mam czternaście lat i żadnych pieniędzy.

– Kacper... nie mów tak – westchnęłam, nalewając mu zupę. – Wiesz, że sytuacja z tatą...

– Wiem, wiem. Tato nie chce, bo „uczy nas życia” – wycedził z sarkazmem. – A jak ja mam się nauczyć życia, skoro nawet nie mogę kupić sobie bułki?

Wtedy usłyszałam cichy głosik zza rogu.

– Mamo... a ja... czy ja mogę dostać 10 złotych? Bo Ola ma urodziny, a ja chciałam jej coś małego kupić.

Spojrzałam na Lenę. Trzymała skarbonkę w rączkach, jakby miała ją rozbić młotkiem.

– Dajcie mi chwilę – powiedziałam i poszłam do sypialni. Wyjęłam z portfela 40 złotych, po 20 dla każdego. Wróciłam i podałam im pieniądze z palcem na ustach.

– Ani słowa tacie. Obiecujecie?

– Obiecuję – rzucił Kacper z błyskiem w oku. Lena skinęła głową i uśmiechnęła się nieśmiało.

Wieczorem zadzwoniłam do Eli. Musiałam z kimś pogadać.

– Oszalałaś? Przecież on się wścieknie, jak się dowie – powiedziała moja siostra. – Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o zaufanie.

– Ale ja... ja nie umiem inaczej. To dzieci. One nie mogą płacić za jego ambicje.

– A ty? Ile jeszcze będziesz płacić za jego zasady?

Nie odpowiedziałam. Bo może Ela miała rację. Może naprawdę nie chodziło już o kieszonkowe. Może chodziło o coś więcej. Może bałam się Piotra bardziej, niż byłam w stanie przed sobą przyznać.

Mąż się dowiedział

Usłyszałam to przypadkiem. Kacper gadał przez telefon w swoim pokoju, ale drzwi zostawił lekko uchylone.

– Spoko, stary, luz. Mama i tak mi da. Wiesz, jak to jest. Tata niby się wkurza, ale mama ogarnie.

Zamarłam z kubkiem w dłoni. Przez chwilę liczyłam na cud, że może to nie o mnie. Ale nie. Głos Kacpra był zbyt pewny siebie. Wszystko jasne. Piotr usłyszał to samo, bo był tuż za mną. Nie odezwał się ani słowem, po prostu wszedł do salonu i zamknął drzwi. Wiedziałam, że usłyszał.

Godzinę później stał przy oknie. W rękach trzymał pustą szklankę i nie odwracał się w moją stronę.

Dajesz im pieniądze za moimi plecami – powiedział cicho.

– Piotr... Ja...

– Kłamiesz mi prosto w oczy. Nasze dzieci też uczysz kłamać. Piękna lekcja.

– Nie kłamię. Ja tylko... próbuję ich chronić. Kacper wstydzi się przed kolegami, Lena płacze, bo nie ma na prezent. A ja nie chcę być matką, która mówi: „idź, powiedz, że cię nie stać”.

– A ja nie chcę być ojcem, którego zdanie nic nie znaczy – przerwał chłodno. – To jest nielojalność, Anka. To zdrada.

Chciałam krzyczeć, ale jego milczenie było jak mur. Lodowaty. Nie rzucił się z pretensjami. Nie wrzasnął. Po prostu był… obcy.

Próbuję być matką – wyszeptałam.

– A ja próbuję być ojcem. I jak widać, jedno wyklucza drugie.

Wyszedł z pokoju. A ja poczułam, że zostawił po sobie pustkę, która wcale nie była ciszą. Była karą. I bałam się, że dopiero się zaczęła.

Byłam w szoku

Drzwi były zamknięte. Cicho, jakby nikogo tu nie było. Klucz w zamku nie stawiał oporu, a jednak ręka mi drżała, gdy go przekręcałam.

– Kacper? Lena? – zawołałam. – Piotr?

Tylko echo odpowiedziało. Weszłam dalej. W salonie brakowało plecaka Kacpra. W przedpokoju nie było butów. W lodówce pusto.

Wtedy zadzwonił telefon.

– Anna – odezwał się Piotr. – Zabrałem dzieci do moich rodziców. Na jakiś czas.

– Co?

– Muszą poczuć, co to znaczy dyscyplina. Ty też. Skoro podważasz moje decyzje, nie zostawiasz mi wyboru. Tam będą mieć jasno postawione granice.

– Piotr, czy ty słyszysz siebie? Zabrałeś mi dzieci. Bez słowa.

– Zabrałem je na chwilę. Nie dramatyzuj. Potrzebujemy dystansu.

– To nie dystans. To jakaś twoja paranoja.

Rozłączył się. Stałam z telefonem w dłoni jak idiotka, serce waliło mi jak młot. Ręce zaczęły mi się trząść. Zadzwoniłam do teściowej – nie odebrała. Do Kacpra – sygnał, ale bez odpowiedzi. Do Leny – jej telefon został w domu.

Nigdy mu tego nie wybaczę. Granica została przekroczona. I ja już wiem, że nie jestem bezpieczna.

Nie wiedziałam, co robić

Siedziałam u Eli w kuchni, owinięta w jej koc jak dziecko. Herbata dawno wystygła, a ja wciąż gapiłam się w parującą szybkę. Nie miałam w sobie już siły ani na krzyk, ani na łzy. Zostało tylko to drżenie dłoni.

– Anka, ty musisz coś zrobić – powiedziała w końcu Ela. – To nie jest normalne. On nie miał prawa tak postąpić.

– On… on mówi, że to dla dobra dzieci – wyszeptałam. – Że ja jestem nielojalna, że uczę ich kłamać. Może ma rację?

– Nie, nie ma racji – przerwała ostro. – Dzieci nie są kartą przetargową. Nie może ich zabierać, żeby cię ukarać. To jest przemoc, Anka. Kontrola.

Schowałam twarz w dłoniach.

– Wiesz, co jest najgorsze? – spytałam cicho. – Że ja już nie wiem, czy go jeszcze kocham. Patrzę na niego i widzę nie męża, tylko obcego. Faceta, który mi zabrał dzieci.

Ela usiadła naprzeciwko i ujęła mnie za ręce.

– Kochanie, musisz walczyć. O dzieci, o siebie. To nie chodzi tylko o kieszonkowe. Ty już od dawna żyjesz w jego cieniu.

Myślisz, że ja tego nie czuję? – zaśmiałam się gorzko. – Codziennie budzę się z poczuciem winy, że to ja coś zepsułam. A przecież ja tylko chciałam być matką. Chciałam, żeby oni mieli normalne dzieciństwo.

– To nie ty coś zepsułaś – powiedziała Ela spokojnie. – Ale jeśli teraz nic nie zrobisz, to on będzie niszczył was wszystkich dalej.

Spojrzałam na nią. W jej oczach nie było litości, tylko determinacja. I pierwszy raz od dawna poczułam, że nie jestem sama. Że muszę zacząć działać – bo jeśli tego nie zrobię, stracę nie tylko dzieci, ale też siebie.

Nie może tak być

Kiedy dzieci wróciły po kilku dniach, wyglądały inaczej. Lena była cicha, przygaszona, jakby bała się odezwać. Kacper patrzył na mnie krótko, potem odwracał wzrok. A Piotr? Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Otworzył piwo, usiadł przed telewizorem i rzucił tylko:

Wszystko wraca do normy.

Normy? Ja już nie wiedziałam, co to słowo znaczy. Byłam w tym samym domu, ale jakby w obcym świecie. Patrzyłam na mężczyznę, którego kiedyś kochałam, i czułam tylko pustkę. Nie krzyczałam, nie kłóciłam się. Nie miałam siły.

W nocy leżałam obok niego bezsennie i myślałam: nie wiem, czy potrafię jeszcze wybaczyć. Nie wiem, czy potrafię żyć z człowiekiem, który użył dzieci przeciwko mnie. Jedno wiedziałam na pewno – coś musi się zmienić.

Anna, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama