„Mąż wziął urlop, by wyremontować naszą kuchnię. Przypadkiem odkryłam, co naprawdę robił, gdy mówił, że kładzie glazurę”
„Gdy otworzyłam drzwi, od razu poczułam, że coś się nie zgadza. W mieszkaniu panował półmrok. Rozejrzałam się. Kuchnia wyglądała dokładnie tak samo, jak rano, kiedy wychodziłam do pracy. Narzędzia leżały w tych samych miejscach”.

Od trzech tygodni w naszym mieszkaniu trwa remont kuchni. Marek wziął się za to sam, jak zwykle. Uparł się, że nie będzie żadnych ekip, żadnych obcych ludzi, bo sam wszystko zrobi lepiej i taniej. Wzięłam to za dobrą monetę. Sama nie lubię chaosu, bałaganu, ale pomyślałam – niech ma swoje zajęcie, skoro chce.
Nic się nie ruszało
Kiedy wychodzę do pracy, kuchnia wygląda mniej więcej tak samo. Po powrocie zazwyczaj jest więcej kurzu, więcej narzędzi porozrzucanych na blacie, nowe plamy na podłodze i jakiś worek z marketu budowlanego w korytarzu. Marek chodzi po mieszkaniu w roboczych spodniach, z twarzą umorusaną gipsem. Czasem coś mruczy, że musi poprawić instalację, czasem że ściana mu nie puściła.
Któregoś dnia wróciłam wcześniej z pracy. Zdarza mi się to może raz na miesiąc, ale tamtego dnia coś mnie po prostu ściągnęło do domu. Nie miałam siły siedzieć przy komputerze. Ludzie mówili do mnie rzeczy, ja kiwałam głową, odpowiadałam – jak zawsze. Tyle że myślami byłam zupełnie gdzie indziej. W środku nosiłam jakieś nieokreślone napięcie, jakby zaraz coś miało się wydarzyć, ale jeszcze nie wiedziałam co.
Gdy otworzyłam drzwi, od razu poczułam, że coś się nie zgadza. W mieszkaniu panował półmrok. Rozejrzałam się. Kuchnia wyglądała dokładnie tak samo, jak rano, kiedy wychodziłam do pracy. Narzędzia leżały w tych samych miejscach, kurz pokrywał te same powierzchnie, nawet drabina stała przekrzywiona tak samo, jakby nikt jej nie dotykał. Miska z zaprawą nie była ruszana, a w gniazdku wciąż tkwiła wtyczka od przedłużacza, którego Marek używał do wiertarki. Tylko wiertarki nie było.
Miałam przeczucie
Zawołałam go po imieniu, ale odpowiedziała mi cisza. Zdjęłam płaszcz i się zawahałam. Weszłam dalej, zaglądając do łazienki, potem do sypialni. Wszędzie było pusto. Coś w tej ciszy mi nie pasowało. Miał być w domu i kończyć szpachlowanie.
Pomyślałam, że może poszedł robić coś w piwnicy. Rano mówił, że zamierza dokończyć ściany i zacząć układać nowe listwy przy podłodze. Jego kurtka wisiała na wieszaku, buty stały w przedpokoju. Wyszedł w zwykłej koszulce i kapciach. Wyszłam z mieszkania, zamknęłam drzwi i ruszyłam na dół. Odgłos moich kroków odbijał się od ścian, schodziłam coraz niżej, a z każdą kolejną kondygnacją miałam wrażenie, że robi się chłodniej.
Nagle drzwi jednego z mieszkań się otworzyły. Najpierw zobaczyłam dłoń na klamce, potem rękaw znajomej bluzy i wreszcie mojego męża. Marek wyszedł z mieszkania sąsiadki i zamarł, gdy mnie zobaczył. Przez ułamek sekundy stał w bezruchu, a potem instynktownie poprawił bluzę. Nasze spojrzenia się spotkały. Nie powiedziałam nic przez kilka sekund, tylko patrzyłam.
Byłam wściekła
– Byłeś w piwnicy, tak? – zapytałam.
– To nie to, co myślisz – powiedział szybko, niemal z automatu.
– A co myślę? Bo nie ma niczego, co by cię tłumaczyło – odpowiedziałam spokojnie.
Marek zrobił krok w moją stronę, jakby chciał coś dodać, ale cofnęłam się pół kroku. To wystarczyło, by się zatrzymał.
– Wróć do domu – rzuciłam cicho.
Odwróciłam się bez słowa i zaczęłam wchodzić po schodach. Wiedziałam, że idzie za mną. Każdy jego krok był cięższy niż poprzedni. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Otworzyłam drzwi mieszkania i po prostu weszłam. Zostawiłam torebkę na komodzie i od razu poszłam do sypialni. Zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku. Zsunęłam buty. Słyszałam, jak Marek chodzi po przedpokoju. Chwilę później wyszłam z sypialni i podeszłam do niego.
– Ile razy to było? – zapytałam spokojnie. To pytanie brzmiało prawie jak formalność.
Patrzył na mnie, ale nie odpowiedział od razu. Widziałam w jego twarzy zaskoczenie, może cień wstydu, ale nic, co przypominałoby żal.
– Powiedz – zaczęłam. – To się „po prostu stało”? Nie chciałeś, tak wyszło?
Chciałam znać prawdę
Zacisnął usta, spojrzał na swoje dłonie, jakby tam szukał odpowiedzi.
– Czułem się… sam. Ty jesteś coraz dalej – powiedział w końcu.
– A zamiast porozmawiać, po prostu poszedłeś do sąsiadki? Do mieszkania kobiety, którą ledwo kojarzę z klatki, i stwierdziłeś, że to ci wszystko załatwi?
Nie odpowiedział. Odchylił się lekko na krześle i przetarł dłonią twarz.
– Ja… Nie chciałem, żeby tak to wyglądało.
– Nie chciałeś? – przerwałam mu. – Nie chciałeś, ale miałeś czas się zastanowić. To nie była pomyłka. Nie potknąłeś się na schodach i nie wpadłeś jej przez przypadek do łóżka.
Nie bronił się, ale też nie przepraszał.
– Wiesz, co jest najgorsze? – powiedziałam w końcu. – Nie to, że mnie zdradziłeś, tylko to, że byłeś w tym taki spokojny, jakby to była twoja codzienność, jakby to, że cię w końcu przyłapię, było tylko kwestią czasu.
– Nie planowałem tego – rzucił, jakby to miało coś zmienić.
– To był twój świadomy wybór i dokonałeś go sam, beze mnie.
Musiałam to przemyśleć
Włożyłam płaszcz, chwyciłam klucze i wyszłam, zanim zdążył mnie zatrzymać. Drzwi zamknęły się za mną bezgłośnie. Miasto żyło własnym rytmem – samochody przecinały ulice, tramwaje zgrzytały na zakrętach, ludzie spieszyli się do sklepów, z pracy, z zakupami. Szłam przez to wszystko niewidzialna, z ramionami ciasno przy ciele. Miałam wrażenie, że nikt mnie nie widzi i że ja też nie widzę nikogo.
Wróciłam dopiero późno w nocy. Ulice były jeszcze wilgotne po wieczornym deszczu, powietrze pachniało ziemią i nadchodzącym mrozem. Klucz w zamku przekręcił się bez oporu. W mieszkaniu panowała cisza, zupełnie inna niż ta, którą zapamiętałam z poprzedniego dnia. Ta była ciężka, nieruchoma, jakby wszystko w środku zatrzymało się i czekało.
Skończyłam to
Marek spał na kanapie, na boku, z twarzą wciśniętą w poduszkę, z ręką zwisającą bezwładnie na podłogę. Patrzyłam na niego przez chwilę, stojąc w drzwiach. Nie czułam już złości, nie czułam też żalu, tylko pustkę, taką, której nic nie zasłania, nic nie wygładza.
Weszłam do sypialni, otworzyłam szafę i spakowałam swoje rzeczy. Wzięłam kosmetyki, dwie pary spodni, ulubiony sweter. Zostawiłam wszystko, co należało do nas wspólnie. Nie pisałam żadnej kartki, nie chciałam zostawiać słów, które niczego nie wyjaśnią.
Zanim wyszłam, jeszcze raz zerknęłam do salonu. Marek spał. Może udawał, może nie, to nie miało już znaczenia. Zamykając za sobą drzwi, wiedziałam, że to nie jest dramat. To nie koniec ze łzami i z krzykiem, to po prostu coś, co się skończyło bezpowrotnie. Zawsze coś zostaje – niedopowiedziane pytania, powietrze, które nosi wspomnienia, ale ja już nie chciałam ich zbierać.
Aleksandra, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W tajemniczej przesyłce dostałam sweter z alpaki. Dzięki niemu odkryłam, co na boku wyrabia mój mąż”
- „Teściowa kupiła nam pralkę na Black Friday i wypomniała to w najgorszy sposób. Więcej nie przyjmę nic od tej jędzy”
- „Zapomniałam o urodzinach teściowej i się zaczęło. Zrobiła coś tak podłego, że przestałyśmy ze sobą rozmawiać”

