„Mąż wyjeżdżał w delegacje do Krakowa, ale przywoził rachunki z Lublina. Łajdak złamał serce mi i naszym dzieciom”
„Zostałam sama w kuchni, ręce mi się trzęsły. Poczułam to znajome uczucie – coś tu śmierdzi. W nocy nie mogłam spać. Leżałam obok niego, słuchałam jego oddechu i miałam wrażenie, że w moim domu śpi ktoś zupełnie obcy. I wtedy postanowiłam, że muszę się dowiedzieć prawdy”.

- Redakcja
Mam na imię Natalia. Mam 35 lat, dwójkę dzieci i… przez większość mojego małżeństwa wierzyłam, że jestem szczęściarą. Marek – mój mąż – prowadził własną firmę, zarabiał dobrze, był ambitny, pewny siebie, zawsze zorganizowany. Od początku naszej relacji to on nadawał tempo, planował, działał, podejmował decyzje. Ja byłam tą „stabilną” – kobietą, która dba o dom, o dzieci, o atmosferę. Uzupełnialiśmy się, tak myślałam.
Nasze życie wyglądało z zewnątrz jak poukładany obrazek. Taki, którego ludzie zazdroszczą. Ja – pracująca zdalnie graficzka, Marek – ciągle w ruchu, zawsze coś załatwia, coś buduje, coś planuje. Maja ma 10 lat, Kuba 8 – oboje energiczni, mądrzy, zawsze trochę za głośni, ale serca mają dobre. Mieszkaliśmy na przedmieściach Warszawy, w spokojnym, szeregowym domu z ogródkiem, a nasza sąsiadka regularnie powtarzała, że powinnam napisać poradnik o tym, jak ogarnąć życie rodzinne.
Marek wyjeżdżał często – najpierw raz w miesiącu, potem częściej. „Delegacje do Krakowa”, „konferencje branżowe”, „spotkania z klientami” – miał zawsze konkretny powód i konkretny plan. Oczywiście, że mu ufałam. Nie byłam tą typową podejrzliwą żoną. Pisał do mnie z podróży, czasem przysyłał selfie spod jakiegoś hotelu, często wracał z drobnymi upominkami – czekoladki dla dzieci, kawa z jakiegoś hipsterskiego miejsca dla mnie. Miałam poczucie, że o mnie dba. Że choć jest zapracowany, to wraca z myślą o nas.
Czasami tylko czułam w środku lekki niepokój. Marek był coraz bardziej nieobecny. Zdarzało się, że nie odpisywał na wiadomości kilka godzin, że zbywał pytania o plany. Gdy wracał, był zmęczony, czasem zdystansowany. Ale tłumaczyłam to sobie: przecież praca, stres. Nie byłam z tych, co robią awantury o każde spóźnienie. Ufałam. Bo przecież... miałam dobrego męża. Tak mi się wydawało. Wszystko zaczęło się sypać od jednej rozmowy przy kawie z Zuzanną. I wtedy coś we mnie pękło.
Zasiała we mnie ziarno niepokoju
– A ty jesteś pewna, że Marek rzeczywiście jeździ do Krakowa? – zapytała Zuzanna, upijając łyk kawy.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Zuzka, no co ty? Przecież mówi, gdzie jedzie, z kim się spotyka. Przesyła mi zdjęcia, czasem pokazuje faktury z hoteli.
– Wiem, wiem – wzruszyła ramionami. – Ale czytałam ostatnio taki artykuł. Faceci potrafią prowadzić drugie życie przez lata. Nawet dzieci mieć w innym mieście. Ty też byś się nie zorientowała, gdybyś nie zaczęła się przyglądać.
Roześmiałam się, ale był to śmiech bardziej nerwowy niż zabawny. Zuzanna miała taki sposób rzucania prowokacyjnych tekstów, które zmuszały do myślenia. Jeszcze tego samego dnia, gdy Marek zadzwonił, że rusza „w trasę”, zadrżało mi serce. Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam na telefon i nagle przypomniałam sobie, że w zeszłym tygodniu też miał być w Krakowie, ale przywiózł dzieciom krówki z Lublina.
Zawsze coś mi się nie zgadzało, ale to były drobiazgi. Raz zdjęcie z hotelu miało podpis „9:23”, a Marek przysięgał, że o dziewiątej był na spotkaniu. Innym razem nie odbierał pół dnia, a potem mówił, że „telefon się rozładował”. Niby nic. Ale zaczęłam te „nic” kolekcjonować. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i myślałam: „Czy to możliwe, że nie znam człowieka, z którym śpię od piętnastu lat?”
A może to tylko Zuzanna ma bujną wyobraźnię? Może ja też? Ale ziarno niepokoju już zostało zasiane.
Muszę się dowiedzieć prawdy
– Czemu nie odbierałeś w piątek wieczorem? – zapytałam w sobotę, gdy tylko Marek przekroczył próg domu. Dzieci były u moich rodziców. Chciałam porozmawiać bez świadków.
– Miałem spotkanie, przecież mówiłem – zdjął buty i odwrócił się do mnie plecami. – Potem padłem.
– Spotkanie? O dwudziestej pierwszej?
– Natalia, znowu zaczynasz? Naprawdę nie mam siły na te sceny.
– Nie robię sceny, po prostu pytam. Czemu nie powiedziałeś, że zmieniłeś hotel? W rezerwacji był inny adres.
Zamarł. Potem powoli odwrócił się do mnie, marszcząc czoło.
– Grzebałaś w mojej rezerwacji?
– Marek, ja się zaczynam martwić. Jesteś coraz bardziej nieobecny. Milczysz, wyjeżdżasz, nie odbierasz. Mówisz, że jesteś w Krakowie, a przywozisz pamiątki z Lublina.
– Ty mnie sprawdzasz?! – podniósł głos. – Co to ma być?! Podsłuchy też założysz?
– Odpowiedz mi tylko szczerze: gdzie byłeś w piątek?
– U klienta. Praca, Natalia. Może słyszałaś o czymś takim?
Milczałam. Patrzyliśmy na siebie jak obcy. Coś pękło.
– Jak chcesz mi nie ufać, to nie ufaj. Ale nie rób z siebie paranoiczki – rzucił i poszedł do łazienki.
Zostałam sama w kuchni, ręce mi się trzęsły. Poczułam to znajome uczucie – coś tu śmierdzi. W nocy nie mogłam spać. Leżałam obok niego, słuchałam jego oddechu i miałam wrażenie, że w moim domu śpi ktoś zupełnie obcy. I wtedy postanowiłam, że muszę się dowiedzieć prawdy.
To był dla mnie szok
Marek wyszedł rano do pracy, dzieci jeszcze spały. Pamiętam, że przez chwilę patrzyłam na jego kubek po kawie, na mokrą plamę na blacie… a potem po prostu wstałam i otworzyłam jego laptopa. Nie miał hasła. Nigdy nie miał, „bo przecież jesteśmy rodziną”. I to był jego błąd. Weszłam do poczty. Większość służbowa, ale w folderze „Wysłane” było coś, co sprawiło, że zamarłam.
"Tęsknię za wami. Przytul Polę ode mnie. Dwa dni i jestem w domu. – Tata". Polę. Nie moją Maję. Zaczęłam przeszukiwać skrzynkę, potem historię przeglądarki, a potem… jego telefon, który zostawił na szafce. Połączenia do jednej kobiety. Codziennie, czasem po kilka razy. Zapisana jako „Anna – HR”. Ale wiadomości do niej były o wszystkim, tylko nie o pracy. Weszłam w historię lokalizacji. Marek od trzech miesięcy nie był ani razu w Krakowie. Zawsze w Lublinie.
Zadzwoniłam. Serce waliło mi jak młot. Kiedy odebrała kobieta, głos miała ciepły i zaspany.
– Halo?
– Dzień dobry, czy to pani Agnieszka? – zapytałam spokojnie, jakbym dzwoniła z przedszkola.
– Tak, kto mówi?
– Przepraszam, dzwonię w sprawie Marka. Chciałam zapytać, o której wraca z pracy?
– A… Marek wraca jutro. A dlaczego pani pyta? – zawahała się.
– Bo jestem jego żoną – powiedziałam cicho.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Usunęłam historię połączenia, odłożyłam telefon. I wtedy padłam na podłogę. Nie mogłam złapać powietrza, dudniło mi w skroniach. Zaczęłam drżeć. To była prawda, która przyszła za późno i zbyt gwałtownie. Mój mąż miał drugą rodzinę. A ja byłam jego weekendową wersją życia.
Czułam w sobie pustkę
– Siadaj – powiedziałam, gdy tylko Marek wrócił w niedzielę wieczorem. Dzieci były u sąsiadki, jakimś cudem udało mi się wymyślić pretekst. Wiedziałam, że to będzie rozmowa, po której nic już nie zostanie takie samo.
– Co się dzieje? – zapytał nieufnie. – Znowu coś wymyśliłaś?
Położyłam na stole jego telefon, laptopa, wydruk kilku e-maili i zapisany długopisem numer telefonu.
– Wymyśliłam?
Marek zbladł.
– Natalia… ja… ja to wszystko mogę wyjaśnić.
– Nie chcę już wyjaśnień. Chcę prawdy. Prowadzisz drugie życie z inną kobietą. Z dzieckiem.
Zamilkł. Patrzył na mnie jak zwierzę, które właśnie zrozumiało, że nie ma dokąd uciec. W końcu spuścił głowę.
– Chciałem ci powiedzieć. Naprawdę. Tysiąc razy miałem to na końcu języka…
– Ale za każdym razem wybierałeś kłamstwo. Za każdym razem przywoziłeś krówki z Lublina i mówiłeś, że byłeś w Krakowie. Że mnie kochasz. Że dzieci są twoim całym światem.
– Bo są… – szepnął. – Ty też jesteś. To… wszystko się skomplikowało. Nie chciałem was stracić.
– Ale straciłeś. W momencie, w którym przestałeś być ze mną szczery.
Zaczął płakać. Autentycznie. Cicho, bezgłośnie, jakby wstydził się każdej łzy.
– Agnieszka wiedziała o tobie. Ale myślała, że nasze małżeństwo nie istnieje. Że się rozpadło. Że to tylko formalność.
Patrzyłam na niego i nie czułam już złości. Czułam pustkę. Jakby wszystko we mnie wyparowało.
– Wynoś się – powiedziałam w końcu. – Dziś śpisz na kanapie. Jutro zabierasz swoje rzeczy. A potem dzwonisz do swojej drugiej rodziny i mówisz im prawdę.
– Natalia… proszę…
– Nie mów do mnie. Nie dzisiaj. Może nigdy więcej.
Musiałam im powiedzieć
– Mamo, gdzie tata? – zapytała Maja, wchodząc do kuchni w niedzielny poranek. Miała rozczochrane włosy i jeszcze senne oczy. Kuba szedł za nią, ścierając rękawem nosa.
Usiadłam. Długo patrzyłam na dzieci. Moje dzieci. Nasze dzieci. I miałam ochotę uciec. Zamknąć się w łazience, zniknąć.
– Muszę wam coś powiedzieć – wydukałam głosem, który był zbyt spokojny, żeby był prawdziwy.
– Coś się stało? – Maja spojrzała czujnie. Kuba złapał mnie za rękę.
– Tata... – zaczęłam, ale głos mi zadrżał. – Tata was bardzo kocha. Ale przez ostatnie lata... nie był z nami szczery.
– Co to znaczy? – zapytał Kuba.
– Ma inną rodzinę – szepnęłam. – W Lublinie.
Najpierw była cisza. Jak po trzęsieniu ziemi. Potem usłyszałam jeden, krótki dźwięk: pękającego serca.
– Kłamiesz – syknęła Maja. – To niemożliwe. Przecież… przecież tata jest naszym tatą!
– Wiem – wyszeptałam, próbując powstrzymać łzy. – I dla mnie też był mężem. Ale kłamał.
– A my co? – Maja zerwała się z krzesła. – To wszystko było na niby?!
Kuba wtulił się we mnie i zaczął cicho szlochać. A ja czułam, jak pękam na pół. Na milion kawałków.
– Przepraszam – wyszeptałam. – Nie wiem, jak to wyjaśnić. Ale obiecuję wam jedno: już nikt więcej was nie okłamie.
Nie odpowiedzieli, nie musieli. W ich oczach widziałam wszystko. Złość, ból, niedowierzanie. I pytanie: co teraz? Na które sama nie znałam odpowiedzi.
Natalia, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż przysięgał, że nigdy mnie nie zdradził. Ale jego telefon aż pękał w szwach od pikantnych wiadomości”
- „Gdy syn pokazał mi swoją narzeczoną, zamarłem. Mój nos znał jej perfumy, a moje usta doskonale pamiętały jej ciało”
- „Mąż wyjechał do Danii, ale wrócił w trumnie. W jego rzeczach znalazłam coś, co wywróciło moje życie do góry nogami”

