„Mąż wyjechał za granicę za chlebem, a o nasze domowe ognisko dbał teść. Szybko zrobiło się naprawdę gorąco”
„To jedno zdanie sprawiło, że cały mur, który budowałam przez te dni, zaczął pękać. Wiedziałam, że powinnam wstać i odejść. Powinnam przypomnieć mu, że jestem żoną jego syna. Ale zamiast tego spojrzałam na niego. A on… podniósł dłoń i delikatnie dotknął mojego policzka”.

- Redakcja
Nie jestem naiwna. Wiem, że po latach małżeństwo nie wygląda jak w filmach. Motyle w brzuchu odlatują, a zamiast nich zostaje cicha rutyna, która wcale nie musi być zła, ale… No właśnie.
Kiedy wychodziłam za Jarka, byłam pewna, że nasze uczucie przetrwa wszystko
Kochaliśmy się, dużo rozmawialiśmy, mieliśmy wspólne plany. A potem życie zaczęło toczyć się własnym tempem – praca, rachunki, obowiązki.
Było dobrze, ale nie tak, jak kiedyś
Może dlatego, kiedy Jarek powiedział mi, że wyjeżdża na pół roku za granicę, poczułam niepokój. Nie dlatego, że bałam się samotności – zresztą, nie miałam być całkiem sama.
Teść, Antoni, od śmierci swojej żony wydawał się coraz bardziej przygaszony. Lubiłam go, od początku traktował mnie jak córkę. Był ciepłym, spokojnym człowiekiem, którego życie nagle się rozpadło. Od pogrzebu teściowej starałam się go wspierać – odwiedzałam go, zapraszałam na obiady, rozmawialiśmy. To było normalne. Rodzinne.
Gdy Jarek wyjechał, naturalne wydało mi się to, że zaczęłam bywać u Antoniego częściej. Żeby nie był sam. Żeby ktoś z nim posiedział, wypił herbatę, obejrzał wieczorne wiadomości. Nigdy nie myślałam o tym, że coś mogłoby się zmienić.
A potem przyszedł dzień, w którym wszystko się zmieniło. I wszystko przestało być takie proste.
Spędzałam z teściem dużo czasu
– Naprawdę nie musisz się tak przejmować, Asiu. Radzę sobie – Antoni uśmiechnął się do mnie ciepło, odkładając widelec na talerz. – Ale doceniam, że tu jesteś. Dobrze jest mieć kogoś bliskiego przy stole.
Siedzieliśmy w jego kuchni, jedząc kolację, którą przygotowałam w drodze z pracy. Czasem gotowałam więcej, żeby podrzucić mu coś domowego, a czasem po prostu zostawałam na miejscu i robiliśmy to razem. Tego wieczoru czułam się u niego wyjątkowo swobodnie – tak, jakbym przyszła do własnego ojca.
– Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć – powiedziałam, podpierając brodę na dłoni.
Antoni pokiwał głową i spojrzał na mnie uważnie. I wtedy to zobaczyłam. Coś, czego wcześniej nie zauważałam.
To nie był tylko wdzięczny, ciepły uśmiech teścia. W jego spojrzeniu było coś jeszcze. Coś, co sprawiło, że serce mi zabiło mocniej, a w żołądku poczułam dziwne ukłucie. Nie było to coś jednoznacznego, żadna konkretna myśl czy gest, ale przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że widzi we mnie kogoś więcej niż żonę swojego syna.
– Coś się stało? – zapytał, marszcząc czoło.
Otrząsnęłam się. Może to tylko moja wyobraźnia?
– Nie, nic… – uśmiechnęłam się nerwowo i szybko sięgnęłam po kubek z herbatą, żeby ukryć zmieszanie.
Pożegnaliśmy się jak zawsze – krótkim uściskiem na progu. I wszystko byłoby normalnie, gdyby nie to, że wracając do domu, ciągle o tym myślałam.
Troszczyliśmy się o siebie
Że coś się między nami zmienia? „Nie, nie przesadzaj” – skarciłam się w myślach, wchodząc do pustego mieszkania. Ale to dziwne uczucie nie chciało mnie opuścić.
Był deszczowy, ponury wieczór, kiedy znowu do niego przyszłam. Antoni otworzył mi drzwi w dresie i swetrze, wyglądał na zmęczonego.
– Myślałam, że wpadnę tylko na chwilę – powiedziałam, otrzepując z płaszcza krople deszczu. – Zrobiłam rosół, to ci przyniosłam.
– Wejdź, nie będziesz tak stać w progu – machnął ręką i odsunął się, robiąc mi miejsce.
Ciepło w jego mieszkaniu od razu otuliło mnie przyjemnym uczuciem. W kuchni pachniało kawą i jakimś starym, znajomym zapachem, który zawsze kojarzył mi się z domem. Antoni nalał nam po kieliszku nalewki, mówiąc, że w taki dzień trzeba się trochę rozgrzać.
Usiedliśmy w salonie, na kanapie, obok siebie.
– Wiesz, Asiu… – zaczął, a w jego głosie było coś, czego wcześniej nie słyszałam. – Cieszę się, że tu jesteś.
– Przecież wiesz, że zawsze mogę wpaść – uśmiechnęłam się, ale czułam dziwny niepokój.
Spojrzał na mnie długo. A potem powiedział coś, co sprawiło, że moje serce przyspieszyło.
– Od śmierci Marii nie czułem z nikim takiej bliskości.
Mówiąc to, nie spuścił wzroku. Było w nim coś tak intensywnego, że mimowolnie poczułam gorąco na twarzy.
– Antoni… – zaczęłam, ale głos mi ugrzązł w gardle.
Nie było w tym nic złego. To były tylko słowa. Tylko wyznanie. Tylko przyjaźń między teściem a synową. A jednak, kiedy odruchowo położyłam dłoń na jego ręce – tak po prostu, żeby go pocieszyć – nagle zapadła dziwna, niezręczna cisza. Nasze spojrzenia się spotkały. Czułam, że powinnam zabrać rękę. Że powinnam powiedzieć coś, co rozwieje to napięcie. Ale nie zrobiłam nic.
Przez całą drogę do domu czułam na dłoni ciepło jego skóry. I to było pierwsze, o czym pomyślałam następnego ranka.
Nie powinnam się zgodzić
Nie powinnam była przyjmować tego zaproszenia. Wiedziałam o tym, gdy tylko wysłał mi wiadomość: „Wpadnij wieczorem. Mam coś dla Ciebie”. Nic wielkiego. Nic podejrzanego. Ale mimo to poczułam, że serce bije mi szybciej.
Po całym dniu w pracy czułam zmęczenie, ale i coś jeszcze – coś, co nie dawało mi spokoju. Jarek dzwonił kilka razy, opowiadał, jak mu idzie za granicą. Wysłuchałam wszystkiego z uwagą, śmiałam się w odpowiednich momentach, ale w mojej głowie wciąż siedziała ta wiadomość od Antoniego.
„To nic takiego” – wmawiałam sobie, gdy stukałam do jego drzwi. Otworzył od razu. W ręku trzymał butelkę wina.
– To wino, które piłem kiedyś z Marią. Pomyślałem, że… może wypijemy je razem? – powiedział, a ja powinnam była wtedy odmówić. Powiedzieć „dobrze, ale tylko jeden kieliszek” i wyjść, zanim zrobi się późno. Ale nie wyszłam.
Siedzieliśmy przy stole, a rozmowa płynęła tak swobodnie jak nigdy wcześniej. Był ciepły, uważny, słuchał mnie tak, jak Jarek nie słuchał od dawna. Wino powoli opróżniało kieliszki, a ja czułam się coraz lżejsza.
I wtedy powiedział coś, co zmieniło wszystko.
– Czasami… czasami łapię się na tym, że lepiej rozumiem ciebie niż mojego własnego syna.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
– Antoni…
– Nie, nie przerywaj mi – odetchnął ciężko, jakby walczył sam ze sobą. – Wiem, że nie powinienem tak mówić. Ale gdy jesteś tutaj… czuję się inaczej. Czuję, że ktoś mnie rozumie. Że ktoś mnie… widzi. Zamilkł.
W pokoju zrobiło się tak cicho, że słyszałam tylko bicie własnego serca.
Znałam to uczucie. To samo myślałam, kiedy siedziałam sama w pustym mieszkaniu. Kiedy Jarek dzwonił, ale nie pytał, jak minął mi dzień.
To był ten moment
Ten jeden moment, w którym mogłam się roześmiać, zbagatelizować to, wyjść. Ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego podniosłam kieliszek i spojrzałam na niego w sposób, którego nigdy wcześniej bym sobie nie pozwoliła.
– Ja też się tak czuję – wyszeptałam.
Antoni spojrzał na mnie uważnie. I wtedy oboje zrozumieliśmy, że przekroczyliśmy granicę, z której nie ma już odwrotu.
Nie odzywaliśmy się do siebie potem przez kilka dni. Unikałam Antoniego. Nie odbierałam, kiedy dzwonił. A on chyba rozumiał, że tak będzie lepiej, bo nie próbował mnie nachodzić. Może sam się przestraszył tego, co się stało – albo tego, co mogłoby się stać. Ale los bywa przewrotny.
Spotkaliśmy się przypadkiem w parku. Ja wyszłam po pracy na krótki spacer, żeby oczyścić myśli, on – nie wiem. Może szukał mnie od kilku dni. Może to było przeznaczenie.
Najpierw go nie zauważyłam. Siedział na ławce, patrzył w dal, zupełnie nieobecnym wzrokiem. Ale kiedy już nasze spojrzenia się spotkały, poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
– Asia… – powiedział cicho.
Mogłam odejść. Udawać, że go nie widzę. Ale nie zrobiłam tego. Podeszłam. Usiadłam obok, nie patrząc na niego.
– Przepraszam – powiedział w końcu.
Nie odpowiedziałam.
– Nie powinienem był… – urwał, jakby szukał odpowiednich słów. – Wiesz, o co mi chodzi.
Wiedziałam. Ale to nie była tylko jego wina. Siedzieliśmy w milczeniu. Każde z nas próbowało znaleźć słowa, które mogłyby naprawić coś, co już było zepsute.
W końcu to on się odezwał.
– Jeśli to coś złego, to dlaczego czuję się tak dobrze?
To jedno zdanie sprawiło, że cały mur, który budowałam przez te dni, zaczął pękać. Wiedziałam, że powinnam wstać i odejść. Powinnam przypomnieć mu, że jestem żoną jego syna. Ale zamiast tego spojrzałam na niego.
A on… podniósł dłoń i delikatnie dotknął mojego policzka. Nie odsunęłam się. Nie powiedziałam nic. I wtedy zrozumiałam, że to się nie skończy.
Nie potrafimy tego zatrzymać
Telefon zadzwonił, kiedy pakowałam zakupy do bagażnika.
– Kochanie! – Jarek brzmiał na wyjątkowo podekscytowanego. – Mam dobrą wiadomość. Udało mi się wszystko dogadać i wracam wcześniej! Za dwa tygodnie będę w domu!
Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa.
– Asia? Jesteś tam? – zapytał, śmiejąc się.
– Tak… – wydukałam. – To wspaniale…
– Tęskniłem jak cholera. Liczę na wielkie powitanie. Jak myślisz, co powiesz na weekend tylko we dwoje?
Zacisnęłam palce na telefonie. Moje serce waliło jak oszalałe.
– Tak, jasne… Porozmawiamy o tym, jak wrócisz.
Rozłączyłam się i przez chwilę stałam bez ruchu, wpatrując się w odbicie własnej twarzy w szybie samochodu.
Co ja zrobiłam? Dwa tygodnie. Tyle miałam, żeby… No właśnie. Żeby co? Żeby zapomnieć? Żeby udawać, że nic się nie stało?
Musiałam go zobaczyć
Wieczorem nie wytrzymałam. Musiałam go zobaczyć. Pojechałam do Antoniego. Drzwi otworzyły się niemal natychmiast, jakby na mnie czekał.
– On wraca – powiedziałam bez żadnych wstępów.
Antoni nie wyglądał na zaskoczonego.
– Wiedziałem, że ten moment nadejdzie – odparł cicho.
– I co teraz? – spojrzałam na niego rozpaczliwie.
Nie odpowiedział od razu. Zamknął drzwi i oparł się o ścianę, przyglądając mi się uważnie.
– Powinnaś do niego wrócić – powiedział w końcu.
Zabolało.
– Po prostu tak to zostawimy? – wyszeptałam.
– A co mamy zrobić, Asiu? – w jego głosie nie było złości, tylko zmęczenie. – Myślałaś o tym, co będzie dalej? Co powiesz Jarkowi? Że kiedy go nie było, zbliżyłaś się do jego ojca?
Otworzyłam usta, ale nie miałam żadnej odpowiedzi.
– Nie chcę cię skrzywdzić – dodał po chwili. – Ale to poszło za daleko.
Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę. A potem on zrobił krok w moją stronę. A ja nie odsunęłam się. Nie tym razem. Nie umiałam.
Czuję się rozdarta
Patrzyłam na siebie w lustrze i nie poznawałam tej kobiety. Miałam te same oczy, te same rysy, ale coś było nie tak. Coś było jednak inaczej.
Jarek wrócił trzy dni temu. Wszystko było tak, jak powinno – kolacja, śmiech, rozmowy o przyszłości. Przytulał mnie, całował, mówił, jak bardzo tęsknił. A ja… grałam swoją rolę. Uśmiechałam się, odgrywałam żonę, której brakowało męża. Ale wewnątrz czułam się pusta. Wiedziałam, że już nigdy nie będę taka sama.
Podczas rodzinnej kolacji unikałam spojrzenia Antoniego. On robił to samo. Rozmawiał z Jarkiem o sprawach, które mnie nie obchodziły, kiwał głową, śmiał się w odpowiednich momentach.
Tylko raz na ułamek sekundy nasze oczy się spotkały. I wtedy zobaczyłam wszystko. Nie było w tym żalu. Nie było wyrzutów sumienia. Było tylko zrozumienie. Wiedzieliśmy.
Wiedzieliśmy, co się wydarzyło. I wiedzieliśmy, że to już zawsze będzie między nami.
– Asiu? – Jarek złapał mnie za rękę pod stołem, ściskając lekko. – Wszystko w porządku?
Spojrzałam na niego i spróbowałam się uśmiechnąć.
– Tak – skłamałam.
Jarek się ucieszył. Antoni spuścił wzrok. A ja siedziałam tam, z kieliszkiem wina w dłoni, z myślą, że nie wiem już, kim jestem.
Czy to, co się stało, było miłością? A może tylko złudzeniem, które zrodziła samotność? Nie miało to już znaczenia. Granica została przekroczona. I nigdy nie będzie odwrotu.
Joanna, 30 lat
Czytaj także:
„Synowa kupiła dom z ogrodem, a nie wie, kiedy przycinać hortensje. Teraz muszę tę paniusię wszystkiego nauczyć”
„Matka zorganizowała mi męża, ślub i życie. W naszej wsi kobiety mają rodzić dzieci i sprzątać, a nie myśleć o karierze”
„Mąż nie chciał mieć dzieci, ale zrobiłam mu prezent na Dzień Mężczyzn. Wściekł się tak, że chyba będę samotną matką”