„Mąż wyjechał do Niemiec do pracy. Wysyła mi tylko 500 zł miesięcznie, ale wiem, że sam żyje tam jak król”
„Michał wyjechał do Niemiec rok temu. Powiedział, że musi. Że jak nie teraz, to kiedy. Że dzieci muszą mieć buty, obiady i wakacje. Że on już nie wytrzymuje tego patrzenia, jak liczymy grosze w kolejce po parówki. Kiwałam wtedy głową. Rozumiałam”.

Nie sądziłam, że samotność ma taki dźwięk. Cichy, monotonny stukot łyżki o dno miseczki z owsianką. Szuranie dziecięcych kapci po panelach. Tykanie zegarka, które kiedyś ledwo zauważałam, a teraz wali mi w skronie jak młot.
Nie tak miało być
Michał wyjechał do Niemiec rok temu. Powiedział, że musi. Że jak nie teraz, to kiedy. Że dzieci muszą mieć buty, obiady i wakacje. Że on już nie wytrzymuje tego patrzenia, jak liczymy grosze w kolejce po parówki. Kiwałam wtedy głową. Rozumiałam. Może nawet sama go popychałam do tego wyjazdu, chociaż serce mi pękało. I głos w głowie coś szeptał, ale ja go zagłuszałam. Bo przecież robimy to dla dobra rodziny, prawda?
Tyle że teraz siedzę tu sama. Z dwójką dzieci, stertą rachunków i śmiesznymi pieniędzmi, które Michał przysyła mi co miesiąc. A on? On wrzuca zdjęcia. Talerze z owocami morza, ciastka z lukrem, garnitury, zegarki. Na jednym selfie siedzi z kieliszkiem wina i napisał „zasłużony odpoczynek po tygodniu harówki”. Przez dwa miesiące nie mógł się zebrać, żeby wysłać Nikosiowi prezent na urodziny, a teraz się chwali homarem?
Wiem, że powinnam coś powiedzieć. Wyrzucić z siebie ten żal, to wkurzenie, to upokorzenie. Ale nie mówię. Głównie dlatego, że boję się odpowiedzi.
– I co, Michał dalej w Niemczech? – zapytała Anka przy kawie.
– Mhm – burknęłam, zalewając wrzątek do szklanki.
– A przysyła coś?
– Przysyła. Pięć stówek i zdjęcia z restauracji z gwiazdką Michelin.
Anka uniosła brew i bez słowa wyjęła telefon. Przesunęła kilka razy ekran i podała mi go.
– To było wczoraj. Wiesz, gdzie to jest? Hotel w Monachium.
Patrzyłam w ekran jak głupia. Michał – mój mąż – w drogim hotelu, z jakąś kobietą Śmieje się. Świeci zegarkiem. I nie wygląda jak człowiek, który haruje na rodzinę.
Zacisnęłam palce na kubku.
– Może to tylko zdjęcie – próbowałam coś powiedzieć, ale głos mi się złamał.
– Julia, przestań się oszukiwać.
Zamilkłam. Bo chyba właśnie przestałam.
Mąż nie widział problemu
– Michał, możemy pogadać? – zapytałam, gdy w końcu odebrał.
– Jasne, co tam u was? Wszystko dobrze? – jego głos był jak zawsze spokojny, jakby nigdy nic.
– Nie, nie jest dobrze. Przysyłasz pięćset złotych miesięcznie. To nawet nie wystarcza na rachunki, a dzieci też muszą coś jeść – powiedziałam wolno, żeby nie wybuchnąć od razu.
– Julia… Ja naprawdę robię, co mogę. Praca tu nie jest taka prosta, jak się wydaje. Koszty życia są ogromne…
– A zdjęcia z Instagrama? Talerze pełne owoców morza, wino, zegarek, hotele… Michał, ja też mam internet. Myślisz, że nie widzę?
Po drugiej stronie zapadła cisza. Nie taka zdziwiona. Taka obliczona.
– To nie tak, jak myślisz – powiedział w końcu.
– A jak? Bo dzieci nie mają zimowych kurtek, a ty wrzucasz stories z Monachium i podpisujesz „życie jest piękne”. To według ciebie odpowiedzialność?
– Julka… – westchnął – ja naprawdę nie chcę się z tobą kłócić. Mam teraz trudny moment. Pogadamy później, dobrze?
– Nie, nie dobrze – ale już mnie nie słuchał. Połączenie się zakończyło.
Położyłam telefon na stole. Długo wpatrywałam się w ekran. Bez słowa. Bez łez. Potem weszłam na jego profil. Scrollowałam. Restauracja. Nowe buty. Auto w tle. Z każdą fotografią czułam, jak coś we mnie pęka. Już nie tęsknota. Teraz była wściekłość. Kliknęłam w jego najnowsze zdjęcie. Serduszko zniknęło. Nie miałam pojęcia, kim jest ten człowiek z uśmiechem i winem w dłoni. Ale na pewno nie był już mężem, jakiego znałam.
Teściowa go broniła
– No ale czego ty właściwie oczekujesz? – zapytała teściowa, poprawiając apaszkę na szyi. – Michał to facet, facet musi mieć trochę swobody.
Oparłam się o framugę kuchni, żeby nie wybuchnąć.
– Swobody? On od roku mieszka sam w Niemczech i wydaje pieniądze, na co chce. A ja tu, z dwójką dzieci, mam rwać włosy z głowy, czy starczy do końca miesiąca.
– Ale przecież coś przysyła – dodała spokojnie, popijając kawę.
– Pięćset złotych, mamo! Pięćset! Przecież to ochłapy.
– Michał nie ma lekko. Taki kraj, taka sytuacja. Nie wiesz, co on tam przeżywa.
– A ty nie wiesz, co ja tu przeżywam – przerwałam. – Tylko że ja nie wrzucam zdjęć z restauracji, bo mnie nie stać nawet na pizzę z dziećmi!
Milczała chwilę, patrząc gdzieś za okno. A ja czułam, jak cała się gotuję. Nagle przypomniałam sobie, jak rok temu Michał spakował torbę i powiedział, że robi to dla nas. Że wróci, jak tylko trochę odłoży. Kłamał. Albo sam się oszukiwał. Tak czy inaczej – to ja codziennie odwożę dzieci do przedszkola, ja tłumaczę Nikosiowi, czemu tata znowu nie dzwonił. Ja siedzę po nocach, szukając promocji na jogurty. A on? On żyje sobie dobrze. Zamknęłam oczy. Obraz sprzed wyjazdu – Michał całuje mnie w czoło i mówi „zaufaj mi”. Zaufałam. I właśnie dlatego teraz czuję się jak idiotka.
Byłam w szoku
To był przypadek. Przysięgam – przypadek. Chciałam tylko zadzwonić na wideorozmowę, zapytać, czy dzieciom coś przyśle na święta. Odebrał, ale jakby odruchowo, bo nic się nie odezwał. Ja za to nie zdążyłam nic powiedzieć, bo zobaczyłam jego rozmowę z kimś.
– Ej, czekaj, zaraz ci opowiem numer z wczoraj. Julia do mnie dzwoniła. No jak zwykle – dramat. Że dzieci, że rachunki. Stara śpiewka. A ja co mam zrobić?
Zamarłam. To nie było do mnie.
– Ona myśli, że tu haruję jak wół – zaśmiał się – A ja mam teraz takie życie, że sam sobie zazdroszczę. No i jeszcze ta dziewczyna z baru. Ta, co zna się z Marcinem. Mówię ci, ciało jak marzenie, a nie marudzi jak Julia. Ta to dopiero potrafi docenić faceta.
Świat zaczął się rozmywać.
– I co? – kontynuował z rozbawieniem. – Na Insta tylko wrzucam zdjęcie z winem i podpisuję „praca nagrodzona”. I ludzie myślą, że taki zapracowany. A ja się po prostu dobrze bawię, stary.
Przerwałam połączenie, a potem się rozpłakałam.
– Mamo? – cicho zapytał Nikodem, wychylając się z pokoju. – Co się stało?
Otarłam łzy rękawem.
– Nic, kochanie. Wszystko dobrze.
Ale wiedziałam, że to największe kłamstwo, jakie do tej pory powiedziałam.
Musiałam się wygadać
W sobotę przyszła Ela, sąsiadka z dołu.
– Ty, Julka… Ja cię nie poznaję. Ty nawet z dziećmi nie pogadasz jak człowiek. Co się dzieje?
Nie chciałam mówić. Ale spojrzała na mnie tak, jak matka na córkę i puściły mi hamulce. Opowiedziałam wszystko. Ela westchnęła i usiadła przy kuchennym stole.
– Mój też taki był. Tylko że nie do Niemiec, a do Holandii pojechał. Przez rok przysyłał kasę, a potem... cisza. Okazało się, że z jakąś babą tam zamieszkał. Mnie i dzieci zostawił na pastwę losu.
– I co zrobiłaś?
– Pojechałam tam. Bez pytania. Bez zaproszenia. Wparowałam mu do mieszkania. Nie zapomnę jego miny do końca życia.
Zamilkła na chwilę. Spojrzała mi prosto w oczy.
– Julia. Albo się pogodzisz z tym, że on cię okłamał i będziesz się tym dławić przez lata... Albo zrobisz coś z tym. Dla siebie. I dla dzieci.
Tego wieczoru, po raz pierwszy od dawna, zaczęłam pakować walizkę. Wkładałam do niej dziecięce ubranka i nie wiedziałam, co dokładnie zrobię, gdy stanę przed jego drzwiami. Ale wiedziałam jedno. Muszę jechać. Znałam adres, o ile był prawdziwy.
Oszukiwał mnie
Drzwi otworzył w samym ręczniku. Włosy jeszcze miał wilgotne, skroplone jakimś drogim szamponem. Przez sekundę wyglądał jak facet z reklamy. Przez sekundę.
– Julia?! Co ty… co ty tu robisz?
– Robimy... – powiedziałam cicho, bo dzieci stały za mną.
Spojrzał za moje ramię. Zbladł.
– Wejdźcie… – mruknął i odsunął się.
Weszliśmy. Jego mieszkanie wyglądało zupełnie inaczej niż to, co opowiadał. Nowoczesne, wypieszczone. W salonie na stoliku stała butelka wina, dwa kieliszki. Na krześle – marynarka damska. I szpilki.
– Ktoś tu mieszka z tobą? – zapytałam, choć znałam odpowiedź.
Milczał.
– Michał… Patrz mi w oczy i powiedz, że harujesz. Że wysyłasz nam wszystko, co masz. Że to, co usłyszałam w tamtej rozmowie, to był żart.
– Julia… – usiadł ciężko. – Ja… Nie wiem, jak to się stało. Najpierw było ciężko. A potem… Poznałem kogoś. I jakoś tak… Po prostu się odcięło.
– A dzieci? – wskazałam na Nikosia i Majkę, którzy stali jak słupy soli.
Podniósł wzrok. I wtedy go pierwszy raz zobaczyłam takim – bezsilnym. Wyrzut sumienia rozlał się na jego twarzy jak cień.
– Już nas nie kochasz?
– Ciebie… nie tak jak kiedyś. Nie potrafię udawać. Ale dzieci… Ja nie chciałem im zrobić krzywdy.
– Ale zrobiłeś – odpowiedziałam chłodno.
Nie płakałam. Odwróciłam się do dzieci.
– Powiedzcie tacie „żegnaj”.
Nikodem zamilkł, Majka tylko skinęła głową. Michał nie powiedział nic. Nic już dla niego znaczyliśmy.
Julia, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byliśmy z bratem z innych światów. Ja byłam sprzątaczką, a on wielkim panem, ale wszystko zmienił jeden segregator”
- „Moja synowa obraża się o byle co. Ostatnio tylko oceniłam jej nową fryzurę, a ona odstawiła taką szopkę, że głowa mała”
- „Wsiadłam na prom do Szwecji, bo w Polsce nie czekało mnie już nic dobrego. W tej podróży podryfowałam w stronę miłości”

