Reklama

Zawsze marzyliśmy o własnym mieszkaniu. Nie żadnym pałacu, bez marmurowych blatów i podgrzewanych podłóg – wystarczyłby trzypokojowe z balkonem i miejscem do zaparkowania. Plan był prosty: do końca roku zebrać wkład własny i złożyć wniosek o kredyt. Nawet zaczęliśmy oglądać ogłoszenia. Ale nic z tego nie wyszło. Marek miał inny plan. Tyle że nie powiedział mi o nim ani słowa.

Ale jeszcze wtedy o tym nie wiedziałam. Siedziałam w pokoju nauczycielskim i jednym okiem sprawdzałam testy, drugim zerkałam na zegarek. Do końca lekcji zostało dziesięć minut. Telefon zawibrował mi w kieszeni.

– Zadzwoń, jak będziesz w domu. – SMS od Izy.

Od razu coś mi nie pasowało. Zazwyczaj pisała w swoim stylu: „Wpadniesz na kawę?” albo „Co tam z twoim Markiem, dalej marudny?” A tu: dzwoń, jak będziesz w domu. Brzmiało jak ostrzeżenie.

Wieczorem siedziałyśmy u niej w kuchni. Kawa z mlekiem, ciastko z biedronki i dwie kobiety – jedna z zaciśniętymi pięściami, druga z ciężarem na sercu.

– Co znowu się dzieje? – zapytała Iza, unosząc brew.

– Nie wiem... Marek jest jakiś... inny ostatnio. Milczy. Udaje, że mnie nie słyszy. Dzwonię – nie odbiera. Pytam, czy wszystko okej – mówi, że tak. Ale czuję, że coś jest nie tak.

Tylko mi nie mów, że znowu coś kombinuje – prychnęła Iza, upijając łyk kawy.

Zamilkłam. Bo nie umiałam jej zaprzeczyć.

Mąż wcale nie żartował

Wracałam z pracy zmęczona, z torbą pełną sprawdzianów i głową pełną myśli. Już z daleka zobaczyłam, że coś jest nie tak. Na podjeździe, przed naszym starym, zdezelowanym golfem, stało nowe auto. Czarne, błyszczące, z salonową tablicą i ledowym światłem, które wyglądało jak uśmiech szydercy. Zrobiło mi się gorąco. Może sąsiedzi mają gości?

Weszłam do domu, zamknęłam drzwi i zdjęłam buty, a z kuchni dobiegło mnie stukanie. Marek. Stał przy blacie, coś kroił, coś mieszał, jakby był w programie kulinarnym. Na mój widok – zero uśmiechu. Nawet nie spojrzał.

– Marek, czyj to samochód?

Cisza. Kroił marchewkę.

– Marek?!

– Nasz – burknął. – Niespodzianka.

Zamarłam. Cofnęłam się o krok, bo nagle świat się zachwiał.

– Jaki… nasz?! – wycedziłam przez zęby.

– Wziąłem kasę z oszczędności. To dobry ruch, inwestycja.

– Ty chyba kpisz?! – głos mi zadrżał. – Wydałeś nasze oszczędności? Te na mieszkanie?

– Auto się przyda. Może dorobię trochę jako taksówkarz. Poza tym stare się sypie.

– Rozmawialiśmy o tym?! Kiedy mieliśmy kupić samochód? Kiedy, Marek?! – krzyczałam.

W końcu podniósł wzrok. W jego oczach – pustka.

– Nie mogłem dłużej czekać, Karola. Musiałem coś zmienić.

Patrzyłam na niego jak na obcego. To nie był facet, z którym planowałam życie. To był ktoś, kto właśnie zdmuchnął naszą przyszłość jak kurz z parapetu.

Byłam wściekła na niego

Nie spałam w nocy. Marek chrapał w sypialni, jakby nic się nie stało, a ja siedziałam w kuchni i gapiłam się w pusty kubek po melisie. „Musiał coś zmienić.” Co to w ogóle znaczyło? Czy ja byłam tą „starą wersją życia”, której trzeba się pozbyć?

Rano zastałam go przy stole, z telefonem w ręku i kubkiem kawy. Zachowywał się, jakby był sam w domu.

– Marek, musimy pogadać – powiedziałam spokojnie, choć czułam, że za chwilę wybuchnę.

Podniósł wzrok i westchnął.

– Karola, serio? Już wszystko powiedziałem.

– Nie, nic nie powiedziałeś. Powiedz mi, co ci strzeliło do głowy. Czemu nie porozmawiałeś ze mną? Czemu nie zapytałeś?

– Bo wiedziałem, że będziesz przeciw. – Wzruszył ramionami. – A ja... ja musiałem poczuć, że jeszcze mam nad czymś kontrolę.

Zamilkłam na sekundę. Co to miało znaczyć? Że nasze decyzje podejmuje sam, bo ja się nie zgadzam?

– Marek, jesteśmy małżeństwem, do cholery! Tu się rozmawia, nie stawia przed faktami!

– Nie mogłem dłużej czekać – rzucił, nie patrząc mi w oczy.

– Nie mogłeś? A ja mogłam? Ja mogłam znosić wynajmowane mieszkania i odkładać każdy grosz?! – podniosłam głos.

Zamilkł. Patrzył w blat, jakby tam była odpowiedź.

– To nie była decyzja, Marek. To była zdrada – dodałam cicho.

Wstał, odsunął krzesło z głośnym zgrzytem.

Nie dramatyzuj. – I wyszedł. Trzasnęły drzwi. Po raz pierwszy naprawdę pomyślałam, że może to wszystko nie ma sensu.

Tego się nie spodziewałam

Słyszałam rozmowę przez przypadek. Wróciłam wcześniej ze szkoły, bo odwołali dwie ostatnie lekcje. Drzwi były uchylone. Marek siedział w salonie z telefonem przy uchu, nie zauważył mnie.

– Tak, musiałem je w końcu ruszyć… Nie miałem wyboru. – Słuchał chwilę. – Ona jeszcze nic nie wie… Nie, nie powiedziałem jej o długach. Samochód to tylko przykrywka.

Zamarłam. Cofnęłam się cicho i przez chwilę siedziałam na schodach, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszałam. Wieczorem poczekałam, aż usiądzie w kuchni.

– Marek, z kim rozmawiałeś przez telefon? – zapytałam spokojnie.

Zerknął na mnie i próbował się uśmiechnąć.

– Z pracy. Coś nie gra?

– Nie kłam. Słyszałam. Mówiłeś o długach. Co się dzieje?

Zamilkł. Odstawił kubek i z trudem przełknął ślinę.

– Karola… – zaczął cicho. – Wpadłem w tarapaty. Od miesięcy nie wyrabiam się z zaległościami. Wziąłem chwilówki.

– Więc zamiast mi powiedzieć, kupiłeś samochód?!

– Chciałem... pokazać, że mam kontrolę. Że nie jestem przegrywem. Chociaż przez chwilę.

Złapałam się za głowę. Żołądek mi się ścisnął.

– Nie powiedziałeś, bo się wstydziłeś? Czy bo wiedziałeś, że to koniec?

Spojrzał na mnie z mieszaniną strachu i ulgi.

Nie chciałem, żebyś myślała, że jestem nikim.

Ale dokładnie tak wtedy poczułam. Że nie jesteśmy już razem. Że zostałam sama z jego sekretami.

Teściowa go broniła

Poszłam do Haliny, matki Marka, bo sama nie wiedziałam już, czego szukam. Może zrozumienia. Może odpowiedzi. Może... żeby ktoś wreszcie powiedział mi, że to nie moja wina.

Zaparzyła herbatę z malinami, podała ciastka i od razu przeszła do ataku.

Marek mówił, że jesteś na niego zła. O ten samochód. – Spojrzała na mnie znad filiżanki. – Zawsze byłaś zbyt... wymagająca.

Zacisnęłam dłonie na kubku.

– On zadłużył się po uszy. Wydał wszystkie nasze pieniądze bez słowa. To nie kwestia wymagań.

– Marek zawsze musiał sobie sam radzić. Nie miał lekko z ojcem. I teraz też – ty tylko naciskasz.

– Naciskam? – powtórzyłam. – Chciałam kupić mieszkanie. Chciałam mieć coś własnego. A on... nawet nie zapytał.

Halina wzruszyła ramionami.

Może za bardzo go przycisnęłaś. On się wtedy zamyka.

Wyszłam stamtąd szybciej, niż się spodziewałam. Duszno mi było od tej herbaty i od jej słów. Nie dostałam tam ani wsparcia, ani zrozumienia.

Wieczorem poszłam do Izy. Siedziałyśmy na kanapie, a ja opowiadałam jej wszystko od początku.

– Może po prostu nie jesteśmy tą samą drużyną, co kiedyś – powiedziałam cicho.

Iza spojrzała na mnie ostro, bez sentymentu.

– Może nigdy nie byliście.

Zamilkłam. Bo gdzieś głęboko wiedziałam, że ona może mieć rację.

Nie wiem, co dalej

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole. Bez telefonu, bez kawy, bez udawania. Tylko my i cisza, która wisiała między nami jak gruby, ciężki koc.

– Chcę wiedzieć wszystko – powiedziałam. – Bez ściemy, bez tłumaczenia się dzieckiem we mgle.

Marek pokiwał głową, ale patrzył gdzieś obok mnie.

– Mam pięć chwilówek. Łącznie prawie czterdzieści tysięcy. Nie mogłem już spłacać, zaczęli dzwonić. Myślałem, że jak kupię auto i zacznę jeździć w weekendy jako taksówkarz, to ogarnę.

– A mieszkanie? Nasz plan? Nasze życie?

– Ja… – zająknął się – ja nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć. Bałem się, że mnie znienawidzisz. Czułem się jak... jak zero.

– Marek, ja cię nie znienawidziłam. Ale wiesz, co czuję? Że nie jestem częścią twojego życia. Że wszystko, co robisz, robisz sam. A ja się dowiaduję ostatnia.

– Kocham cię, Karolina. – Spojrzał mi w oczy po raz pierwszy od dawna. – Ale chyba nie wiem, jak być z tobą uczciwy.

Zacisnęłam wargi. Bolało bardziej, niż się spodziewałam.

– Może właśnie dlatego to się nie uda – powiedziałam.

Karolina, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama