„Mąż wracał zmęczony z delegacji, ale to nie praca go wykańczała. 1 drobiazg pokazał mi, co się tam naprawdę działo”
„Zamknął się w łazience. Potem poszedł do sypialni, rzucił się na łóżko i leżał z telefonem, mrucząc coś pod nosem. Próbowałam nie panikować, wmówić sobie, że może naprawdę miał ciężki dzień. Ale potem nie miałam już żadnych wątpliwości”.

- Redakcja
Cisza w mieszkaniu była tak gęsta, że słyszałam każde kliknięcie myszki. Pracowałam nad poprawką baneru dla klienta z Londynu, ale myślami byłam gdzie indziej. Od dwóch godzin Bartek nie odpisał. Znowu. Kiedyś nie mogliśmy się od siebie oderwać. Gadaliśmy się godzinami, nawet o głupotach – dziś wystarczy, że mu wyślę śmieszny obrazek z podpisem „to ja w poniedziałek” i… nic. Żadnego uśmiechu, żadnego „haha”, nawet głupiego „ok”.
Spojrzałam na nasze wspólne zdjęcie na półce – on w białej koszuli, ja w sukience, jeszcze się uśmiechamy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widzieliśmy się tak naprawdę. Teraz to tylko mijanie się – on wraca z delegacji, mówi, że jest zmęczony, bierze prysznic, kolacji nie chce. I zasypia.
Zadzwoniłam do Natalii.
– No i co, wrócił w końcu?
– Wrócił. Ale jakby go nie było.
– Kamila… Ty już dobrze wiesz, co się dzieje. Tylko boisz się to nazwać.
Zacięłam się. Wiedziałam. Ale zanim powiem to na głos… Muszę mieć dowód. Coś, czego nie da się wyjaśnić zmęczeniem, przypadkiem, pomyłką. Miałam przeczucie, że niedługo coś znajdę.
Dowód sam wpadł mi w ręce
– Cześć – rzucił, gdy tylko wszedł do mieszkania. Zimny ton. Zero uśmiechu.
– Hej. Jak było? – podeszłam, gotowa chociaż go przytulić.
– W porządku. Zmęczony jestem – minął mnie, jakbyśmy się ledwo znali.
Zostałam w przedpokoju sama, z jego walizką i wilgocią w powietrzu po wrześniowej ulewie. Z kuchni pachniało lasagne, którą piekłam przez godzinę. On nawet nie zapytał, co dziś na obiad.
Zamknął się w łazience. Potem poszedł do sypialni, rzucił się na łóżko i leżał z telefonem, mrucząc coś pod nosem. Próbowałam nie panikować, próbowałam wmówić sobie, że może naprawdę miał ciężki dzień.
Dopiero rano, gdy zbierałam pranie, coś wypadło z kieszeni jego spodni. Kartka. A raczej rachunek. Rachunek za kolację dla dwóch osób. Butelka szampana. „Romantyczna dekoracja pokoju” – odczytałam, zaciskając palce na śliskim papierze.
Zamarłam.
– Romantyczna dekoracja?! – wymsknęło mi się głośno. Mąż jeszcze spał, ale poczułam, jakby ktoś mnie przyłapał. Sama siebie. Na tym, że nie jestem już tylko podejrzliwa. Że coś naprawdę się dzieje.
Patrzyłam na rachunek, jakbym mogła z niego wyczytać nazwisko tej drugiej. Ale nic tam nie było – tylko kwota, data, adres hotelu. I szampan. Którego nie pił ze mną.
W głowie kłębiły mi się pytania: „Czy ja w ogóle jeszcze jestem częścią jego życia? Czy tylko przeszkodą?”.
Próbował się wykręcić
Zaparzyłam mu kawę. Czekałam, aż wyjdzie z sypialni. Rachunek leżał na stole, tak, żeby nie mógł go nie zauważyć.
Wszedł. Przetarł oczy. Przystanął.
– Co to? – spytał, jakby nie wiedział.
– Ty mi powiedz – usiadłam. W dłoniach miałam kubek, który przestał mnie grzać.
Spojrzał na rachunek, potem na mnie.
– Kamila… To nieporozumienie. Kolacja była dla mnie i Marka z pracy. Hotel pewnie coś pomieszał z tą dekoracją. Wiesz, jak to bywa.
– I szampan też był dla Marka?
Milczał.
– Bartek, błagam cię. Ja nie jestem głupia. Przez siedem lat nauczyłam się rozpoznawać, kiedy kłamiesz. A teraz patrzysz mi w oczy i bredzisz coś o pomyłce hotelu?
– Nie bredzę – podniósł głos. – Po prostu szukasz problemu, bo chyba nie masz co robić!
– Naprawdę? – poczułam, jak robi mi się gorąco. – To ja tu siedzę sama całymi dniami, czekam, aż wrócisz, a ty wracasz i udajesz, że mnie nie ma. I teraz jeszcze mam ci uwierzyć, że kolacja i romantyczna dekoracja to część firmowego wyjazdu?!
– Nie mam zamiaru się tłumaczyć z każdego głupiego rachunku! – krzyknął. – Mówiłem, jak było. Zawsze ci coś nie pasuje, wiecznie czegoś się doszukujesz!
– Gdybyś nie miał nic do ukrycia, nie reagowałbyś jak wściekły pies! – wrzasnęłam.
Chwilę później drzwi trzasnęły tak, że aż zadrżały szyby. Bartek wyszedł. A ja zostałam sama jak zwykle.
Już nie miałam wątpliwości
Nie wrócił na noc. Nie napisał, nie zadzwonił. Siedziałam do późna, patrząc w ciemny ekran telefonu. W końcu zasnęłam na kanapie, owinięta kocem, z uczuciem, jakby coś mi się rozłupało w środku.
Następnego dnia, kiedy wpadł po rzeczy i wyszedł do pracy – a przynajmniej tak twierdził – przeszukałam jego torbę. Wiedziałam, że to desperackie, ale nie mogłam już siedzieć z założonymi rękami.
Znalazłam telefon służbowy. Leżał między rzeczami, jakby czekał, aż go otworzę. Nie miał kodu. Albo był zbyt pewny siebie, albo zapomniał. Zaczęłam czytać wiadomości: „Tęsknię za tobą już od śniadania”, „Kiedy znowu się spotkamy w naszym pokoju?”, „Nie mogę się jeszcze ujawnić. Muszę trochę poudawać”.
Miałam wrażenie, że powietrze ucieka mi z płuc. Przewijałam. Zdjęcia z łóżka. Selfie w lustrze hotelowym. Ona. Młodsza. Długie nogi, rozczochrane włosy, rozpięta koszula. Nie wiem, jak długo tak siedziałam.
Nagle usłyszałam klucz w zamku. W sekundę zgasiłam ekran, schowałam telefon i stanęłam w kącie kuchni. Bartek rozmawiał przez telefon, wchodząc do mieszkania.
– ...no przecież mówiłem, że nie mogę tak po prostu zniknąć. Jeszcze trochę. Kamila coś zaczęła podejrzewać. Muszę ją jakoś uciszyć.
Zacisnęłam pięści. Wyszłam z kąta. On zamarł.
– No to ucisz mnie teraz, Bartek. Powiedz, że to też jakaś pomyłka hotelu.
Zbladł. Odłożył telefon. Przez chwilę tylko patrzyliśmy na siebie w ciszy.
– Kamila, to nie tak...
– To dokładnie tak – przerwałam. – Już nie kłam. Nie dziś.
Wszystko wyszło na jaw
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. On z rękami opartymi o kolana, ja z dłońmi zaciśniętymi tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.
– Tak, zdradziłem cię – powiedział cicho. – To się zaczęło... jakoś samo. Na jednym wyjeździe. Nie planowałem tego.
Prychnęłam.
– A potem były kolejne kolacje, kolejne szampany. Samo się nie kończyło, co?
Bartek spuścił wzrok.
– Wypaliło się wszystko między nami. Ty jesteś... wiecznie w pracy, ciągle zmęczona, zamknięta w sobie. W domu jak w muzeum. A z nią... z nią czuję się żywy.
– Żywy?! – aż uderzyłam dłonią w stół. – Siedem lat temu przysięgałeś, że to ja jestem twoim życiem! A teraz mówisz mi, że wypaliło się, bo co? Bo nie robię ci codziennie naleśników z bitą śmietaną?
– Nie chodzi o naleśniki. Po prostu... nie czuję już tego. Nie tak jak kiedyś.
Zamilkliśmy. Podniosłam się powoli, przeszłam do sypialni. Wzięłam pierwszą lepszą bluzę, portfel, telefon. Nie wiedziałam, gdzie idę. Chciałam tylko wyjść.
– Kamila, poczekaj...
– Nie. Muszę odetchnąć.
Drzwi za mną zatrzasnęły się same.
Szłam, aż nogi zaczęły boleć. W końcu usiadłam na ławce na skwerze. Zadzwoniłam do Natalii.
– Kamila?
– Wszystko się rozpadło – wyszeptałam. – On mnie zdradza. Od miesięcy. I to nie był przypadek. To było życie na dwa fronty.
Po drugiej stronie było cicho, a potem tylko jedno słowo:
– Przyjedź.
Chciałam poznać tę drugą
Spotkałyśmy się w małej kawiarni przy dworcu. Zjawiła się punktualnie – długie włosy, czerwone usta, bez cienia zawahania. Usiadła naprzeciwko mnie i nawet się nie speszyła.
– Więc to ty jesteś Kamila – powiedziała. – Bartek mi o tobie opowiadał.
– Tak? – uniosłam brew. – A co dokładnie?
– Że jesteście razem tylko na papierze. Że już od dawna nie ma między wami nic. Że cię nie kocha. Że z tobą jest z obowiązku.
Zaparło mi dech.
– I uwierzyłaś?
Wzruszyła ramionami.
– Nie wnikałam. On był z tobą, ale przy mnie oddychał. Nie przyszłam się kłócić. Wiem, że cię to boli. Ale to nie ja składałam ci przysięgę.
– Nie – przyznałam. – Ty tylko przyszłaś po to, co nie było twoje.
Spojrzała na mnie spokojnie.
– On mnie nie wybrał przez przypadek. Wybrał mnie, bo przy mnie czuł się potrzebny. A ty...?
Zamknęłam oczy. Jej słowa raniły, bo gdzieś głęboko dotykały prawdy. Może rzeczywiście go nie potrzebowałam? Może za bardzo byłam sama?
Ale to nie ona była moim problemem. Ona była tylko wygodnym pretekstem.
– Nie jesteś moim wrogiem – powiedziałam. – Jesteś jego kłamstwem. I tyle.
Wstałam, nie czekając na rachunek. Ona została przy stoliku, a ja wyszłam – po raz pierwszy z poczuciem, że może nie mam już nic, ale przynajmniej wiem, gdzie stoję.
Jest już za późno
Siedziałam w salonie sama. Światło z kuchni odbijało się od pustego kubka. Bartek błagał, żeby wrócić. Że to był błąd. Że się pogubił. Że mnie kocha. Może naprawdę wierzył, że jeszcze można to posklejać.
Ale ja już nie wierzyłam. Spojrzałam w lustro. Widziałam kobietę, która przestała czekać. Przestała tłumaczyć cudze błędy. Która w końcu postawiła granicę.
Bartek odszedł. Może jeszcze kiedyś zapuka. Może zapyta, czy zostało coś z nas. Zamknęłam za nim drzwi. Może jeszcze je otworzę. Ale nie dla niego.
Kamila, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż ciągle wspomina swoją 1 dziewczynę i wiecznie mnie do niej porównuje. Ja tylko zbieram ochłapy jego miłości”
- „Mój mąż dobrze wie, że nie kocham go tak jak kiedyś. Ale nie stać mnie na rozwód i życie samotnej matki”
- „Chciałam znaleźć swoją drugą połówkę jabłka, a los wciąż podsuwał mi nadgniłe owoce. Czekałam aż do 50-tki”

