„Mąż wolał lecieć do Dubaju niż być przy narodzinach córki. Nie spodziewał się, jaka niespodzianka czeka go po powrocie”
„Mijały dni, a ja coraz bardziej żałowałam, że pozwoliłam mu wyjechać. Nasze rozmowy przez telefon, które miały być namiastką bliskości, szybko zamieniły się w pasmo nieporozumień. Na początku jeszcze pytał, jak się czuję”.

- Redakcja
Marek zawsze mówił, że jego ambicja to błogosławieństwo i przekleństwo jednocześnie. Ja bym powiedziała: głównie przekleństwo. Ale wtedy jeszcze go kochałam za to, jak bardzo chciał coś osiągnąć, jak walczył o swoje miejsce, nawet jeśli chwilami robił to kosztem nas.
Był egoistą
Byliśmy ze sobą sześć lat. Z początku wszystko było piękne, intensywne, pełne planów. Potem życie przestało być takie równe – kiedy ja zwalniałam tempo, on przyspieszał. Kiedy zaczęłam mówić o dziecku, on opowiadał o projektach. Kiedy zaszłam w ciążę, cieszył się. Przez chwilę byliśmy znowu jednością, ale krótko. Potem znowu zniknął w komputerze, spotkaniach, deadline’ach.
Byłam miesiąc przed porodem, kiedy któregoś wieczoru powiedział:
– Klaudia… jest sprawa.
– Tylko nie mów mi, że znowu będziesz spał w pracy.
– Wyjeżdżam do Dubaju. Projekt. Na miesiąc.
– Nie.
Po prostu to z siebie wyrzuciłam. A on jakby nie usłyszał.
– To ogromna szansa. Prestiżowy projekt, wśród ludzi, którzy… mogą otworzyć mi drzwi. Klaudia, błagam cię. Wiem, że to zły moment, ale…
– Zły moment?! – przerwałam mu, podchodząc bliżej. – Marek, ja rodzę za chwilę! I ty, zamiast być obok, pakujesz się w prestiż?!
– Robię to dla nas. Żebyśmy nie musieli się martwić o pieniądze, o przyszłość…
– Twoja córka nie potrzebuje twoich pieniędzy. Potrzebuje ojca, który będzie z nią od początku!
– Zmienisz zdanie. – powiedział tylko cicho.
Nie zmieniłam. Ale on i tak pojechał.
Nie posłuchał mnie
Mijały dni, a ja coraz bardziej żałowałam, że pozwoliłam mu wyjechać. Nasze rozmowy przez telefon, które miały być namiastką bliskości, szybko zamieniły się w pasmo nieporozumień. Na początku jeszcze pytał, jak się czuję, czy coś mnie boli, czy jadłam. Ale słyszałam w jego głosie, że jego myśli są gdzie indziej. Wśród biur, ludzi w garniturach, egzotycznych dań i kolejnych prezentacji.
Dzwonił wieczorami, gdy ja już nie miałam siły trzymać telefonu. Albo wtedy, gdy akurat zasypiałam. Czasem rozmawialiśmy minutę, może dwie. Czułam, że się oddalamy, ale wtedy jeszcze próbowałam to łatać.
– Marek, naprawdę nie mogłeś poczekać? Przecież ja za chwilę rodzę. Mogłeś zostać ten miesiąc. Potem byś pojechał.
– Klaudia, mówiłem już. Tego się nie przesuwa. Zresztą, co miałbym tu robić? Tylko byś na mnie patrzyła jak na winnego.
– Bo jesteś winny. Zostawiłeś mnie samą.
– Nie zostawiłem. Po prostu musiałem coś wybrać.
– I nie wybrałeś nas.
Byłam szczęśliwa
Kolejne rozmowy były coraz krótsze. Marek starał się tłumaczyć, że robi to dla nas, że nas kocha, że ta praca to przyszłość. Ale ja nie chciałam słuchać o przyszłości, która miała się zacząć bez niego. Chciałam, żeby wrócił, żeby przy mnie był, gdy drżałam w nocy z bólu, gdy nie potrafiłam oddychać ze strachu. Ale on nie wracał.
– Czy ty w ogóle się cieszysz, że zostaniesz ojcem? – zapytałam kiedyś.
– Oczywiście, że się cieszę. Ale nie chcę być ojcem, który musi liczyć każdy grosz.
– A ja nie chcę być matką, która rodzi w samotności.
Lena przyszła na świat tuż po trzeciej nad ranem. Ważyła trzy kilo trzysta, miała czarne włoski, a jej skóra była taka ciepła i pachnąca, że przez chwilę zapomniałam, gdzie jestem i co się wydarzyło. Położna położyła mi ją na piersi i wtedy zrozumiałam, że nie jestem już tylko kobietą. Stałam się kimś więcej. I że nie potrzebuję męża, by to unieść.
Marek nie dzwonił tego dnia, ani następnego. Miałam pokusę, by wysłać mu zdjęcie, powiedzieć, że wszystko dobrze, że jest zdrowa, że urodziła się silna. Ale nie mogłam, bo nie było we mnie zgody na to, że nie było go przy nas w tej jednej, najważniejszej chwili. Że nie usłyszał jej krzyku. Nie widział, jak zamyka oczy, jak łapie mnie za palec. Nie będzie już tego powtórzyć. A ja nie chciałam udawać, że to nic.
Nie potrzebowałam go
Po tygodniu spakowałam się i pojechałam do mamy. Powiedziała tylko:
– Dobrze, że jesteś.
Nikt mnie nie wypytywał, nikt nie oceniał. Tam pierwszy raz naprawdę odpoczęłam. Zaczęłam myśleć jasno.
Złożyłam pozew o rozwód cztery dni później. Nie było w tym impulsu, zemsty, tylko chłodna decyzja. Jeśli potrafił wyjechać, kiedy mnie najbardziej potrzebował, to znaczy, że nie był już częścią mojego życia. A ja nie zamierzałam znów czekać.
Nie planowałam tej rozmowy, ale Marek nie odpuszczał. Pisał wiadomości, dzwonił, nagrywał się, że potrzebuje porozmawiać, że nie może spać po nocach. Kiedyś pewnie bym zmiękła, ale teraz miałam w ramionach dziecko, a w sercu coś, co trudno nazwać. To już nie była złość. To była obojętność.
W końcu napisałam mu, że jeśli chce rozmawiać – może przyjechać do mojej mamy. Miał się pojawić o piętnastej. Przyszedł dwadzieścia minut wcześniej. Matka spojrzała przez okno i od razu powiedziała:
– Nie wpuszczę go. Nie po tym, co ci zrobił.
– Mamo, to moja sprawa. Daj mi tylko chwilę. Sama z nim porozmawiam.
Nie odpuszczał
Wyszłam przed dom. Stał pod furtką. Trochę schudł, zbielał na twarzy. Ale nadal wyglądał jak ktoś, kto wciąż wierzy, że można to wszystko naprawić.
– Klaudia – powiedział, jakby samo moje imię miało coś zmienić.
– Mów szybko, Lena śpi.
– Chciałem cię przeprosić za wszystko. Wiem, że zawaliłem, że nie powinienem był wtedy wyjeżdżać.
– To już nie ma znaczenia.
– Ma. Bo ja się zmieniłem. Zrozumiałem. Każdego dnia żałowałem, że mnie tam nie było. Chciałem wrócić, ale…
– Ale jednak zostałeś.
– Bo myślałem, że to ci się opłaci. Że jak przywiozę kontrakt, podwyżkę, to wszystko będzie dobrze.
– Naprawdę myślałeś, że pieniądze to wszystko, czego nam brakowało?
Próbował się tłumaczyć
Spojrzał w ziemię. Milczał przez długą chwilę. Potem westchnął.
– Chcę zobaczyć córkę.
– Nie jestem gotowa, żeby ci ją pokazać.
– Ale jestem jej ojcem.
– Byłeś. Na papierze nadal jesteś. Ale w jej życiu cię nie ma.
– Nie możesz mi jej zabrać.
– Ja jej nie zabieram. Po prostu nie pozwalam, żebyś wchodził i wychodził, kiedy ci wygodnie. Zostawiłeś nas i teraz musisz się z tym zmierzyć.
Wyszedł za furtkę i odwrócił się jeszcze raz.
– Więc co teraz?
– Teraz wrócisz do siebie i pozwolisz mi żyć po swojemu.
Odwróciłam się i weszłam do domu. Mama siedziała przy stole. Nie pytała. Weszłam do pokoju, gdzie spała Lena. Usiadłam obok niej i przez chwilę tylko patrzyłam. I wiedziałam jedno: na pewno nie jestem już kobietą, która będzie czekać, aż ktoś wróci.
Klaudia, 32 lata
Czytaj także:
- „Mam 4 dzieci, ale wszystkie rozjechały się po Polsce. Tkwię w domu sama jak kołek i nie ma mi kto podać szklanki wody”
- „Trzymałam PESEL w tajemnicy, bo chciałam rozkochać w sobie kochanka. 10 lat to przecież żadna różnica”
- „Poleciałam na wakacje do Grecji z facetem poznanym online. Po 3 dniach chciałam uciekać do domu”

