„Mąż dał mi bukiet tulipanów na Dzień Kobiet, przez który wylałam morze łez. Wiedziałam, co muszę teraz zrobić"
„Mąż z czasem przestał pamiętać albo chcieć obchodzić Dzień Kobiet. Kiedyś robił tego dnia miłe gesty, prezentował drobiazgi. Jednak od lat już tego nie robił. W ostatni Dzień Kobiet pojawił się w progu mieszkania z bukietem w ręce. Ucieszyłam się, ale jeden szczegół bukietu zmroził mi serce".

- Redakcja
Dzień Kobiet nigdy nie był dla mnie świętem pełnym oczekiwań. Nie potrzebowałam drogich prezentów, wystarczył drobny gest, dowód, że Robert pamięta. Kiedyś zostawiał mi małe liściki, czasem przynosił czekoladę albo niespodziewanie zabierał na kolację. Nic wielkiego, ale to wystarczało, bym czuła, że jestem dla niego ważna. Z czasem jednak te gesty zaczęły znikać. Najpierw przestał zostawiać liściki, potem zapominał o kwiatach, aż w końcu zostało tylko milczenie.
Tego dnia nie liczyłam na wiele, ale kiedy wieczorem wrócił do domu z bukietem róż, poczułam ulgę. Może nie wszystko jeszcze przepadło. Uśmiechnęłam się, wyciągając rękę po kwiaty, ale w tym samym momencie dostrzegłam coś, co sprawiło, że krew odpłynęła mi z twarzy. Na wąskiej czarnej wstążce łączącej kwiaty błyszczały złote litery: „Ostatnie pożegnanie”.
– Skąd masz te kwiaty? – zapytałam cicho, czując, jak gardło zaciska mi się coraz mocniej.
Robert uśmiechnął się leniwie, odwieszając płaszcz.
– Kupiłem od jakiegoś dziadka na rogu. To był ostatni bukiet. Miałem szczęście.
Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w napis na wstążce, a w mojej głowie pojawiło się pytanie: czy to na pewno była pomyłka? Może sam los chciał mi coś powiedzieć.
Milczenie, które mówi wszystko
Nie mogłam oderwać wzroku od kwiatów. Piękne, świeże, idealne, tylko wstążka zdradzała ich przeznaczenie. Kiedy powiedziałam Robertowi, że to bukiet na cmentarz, spojrzał na mnie obojętnie, uniósł brwi i wzruszył ramionami.
– No i co z tego? Kwiaty to kwiaty – mruknął, jakby to, co trzymał w dłoniach, było tylko przypadkowym przedmiotem, pozbawionym znaczenia.
Wtedy właśnie coś we mnie pękło. Nie chodziło o ten bukiet, ale o to, że nawet w tej chwili nie widział w tym nic złego. Kiedyś śmialibyśmy się z tej sytuacji. Może poszedłby go wymienić, może objąłby mnie i powiedział, że faktycznie to kiepski wybór. Ale nie teraz. Teraz siedział przy stole, jedząc kolację, jakby nic się nie stało, jakby to ja wymyślała problem, którego nie było.
– Naprawdę nic cię w tym nie rusza? – zapytałam w końcu, czując, że moje ręce drżą.
Westchnął ciężko, jakby zmęczony moimi słowami.
– Milena, przestań. Naprawdę chcesz robić z tego wielką sprawę? To tylko bukiet.
Tylko bukiet. Tylko kolejna rzecz, którą kupił bez zastanowienia. Tylko kolejne potwierdzenie, że przestał mnie zauważać.
To nie tylko kwiaty!
Nie spałam tej nocy. Leżałam w ciemności, wsłuchując się w równomierne oddechy Roberta. On spał spokojnie, jakby to był zwykły dzień. Może dla niego właśnie taki był. Może rzeczywiście kwiaty były tylko kwiatami. Może to ja dramatyzowałam. Ale dlaczego czułam, że w tych kilku zdaniach, w tym wzruszeniu ramionami zawierało się coś więcej?
Rano, przy śniadaniu, znów spróbowałam.
– Naprawdę nie zauważyłeś? – zapytałam, mieszając łyżeczką herbatę.
Nie oderwał wzroku od telefonu.
– Zauważyłem. I co z tego?
Zacisnęłam palce na kubku, starając się nie podnosić głosu.
– Kupiłeś mi kwiaty na grób. Myślisz, że to nic nie znaczy?
– To tylko bukiet – westchnął. – Jak chcesz, mogę kupić ci nowy.
Nie chodziło o nowy bukiet. Chodziło o to, że nawet przez chwilę nie przyszło mu do głowy, żeby się zastanowić. Że nawet teraz nie rozumiał, dlaczego mnie to boli.
– Nie chodzi o te kwiaty – powiedziałam cicho. – Chodzi o to, że już od dawna przestałeś się starać.
Wtedy w końcu podniósł wzrok. Spojrzał na mnie zmęczony, obojętny.
– A może to ty szukasz problemu tam, gdzie go nie ma?
Patrzyłam, jak zbiera swoje rzeczy i wychodzi do pracy. Nawet się nie pożegnał.
Ostatnie pożegnanie
Tamtej nocy długo leżałam bez ruchu, wsłuchując się w ciszę. Robert siedział w salonie, wpatrzony w ekran telefonu, całkowicie pochłonięty czymś, co było dla niego ważniejsze ode mnie. Kiedy w końcu poszedł do łazienki, usłyszałam jego przyciszony głos.
– Nie wiem, czemu ona tak dramatyzuje. Jakby te kwiaty miały jakieś znaczenie.
Nie słyszałam odpowiedzi, ale nie była mi potrzebna. Bo to było wszystko, co powinnam usłyszeć. Nie chodziło o te kwiaty. Nie chodziło nawet o tę wstążkę. Chodziło o to, że ja nie miałam już dla niego znaczenia.
Rano, zanim Robert wstał, wzięłam bukiet i wyszłam. Nie zastanawiałam się, dokąd idę. Po prostu szłam przed siebie, ściskając w dłoni kwiaty, które nie powinny trafić do mojego domu. Nogi same zaprowadziły mnie tam, gdzie pasowały najbardziej – na cmentarz.
Powietrze było chłodne, niebo zasnute szarymi chmurami. Przeszłam przez bramę, minęłam kilka nagrobków i zatrzymałam się przy pierwszym pustym miejscu, które wydawało mi się właściwe. Róże były jeszcze świeże, płatki delikatnie lśniły w porannej rosie. Nie miałam komu ich zostawić, ale i tak uklękłam i położyłam je ostrożnie na kamiennej płycie.
Rozstanie czy zapomnienie?
Kiedy wróciłam do domu, Robert siedział na kanapie, zgarbiony nad telefonem. Nawet nie podniósł wzroku, kiedy otworzyłam drzwi.
Zdjęłam płaszcz, powiesiłam go na wieszaku i powoli podeszłam do niego. Chciałam zobaczyć, czy zauważy, że mnie nie było. Czy choć raz zapyta, gdzie się podziewałam przez te kilka godzin. Ale on tylko przesunął palcem po ekranie i odchrząknął.
– Co zrobiłaś z kwiatami? – rzucił, wciąż nie patrząc w moją stronę.
Nie odpowiedziałam od razu. Przeszłam do kuchni, nalałam sobie szklankę wody i upiłam kilka łyków, dając mu szansę, żeby powiedział coś więcej. Może coś w jego głosie by się zmieniło, może w końcu pojawiłoby się zainteresowanie. Ale nie.
Wróciłam do salonu i stanęłam w drzwiach.
– Zostawiłam tam, gdzie pasowały – powiedziałam w końcu.
Dopiero teraz uniósł głowę.
– Czyli gdzie?
Spojrzałam na niego dłużej, niż powinnam. Szukałam w jego oczach czegokolwiek – zaskoczenia, niezrozumienia, a może nawet odrobiny żalu. Ale tam nie było nic. Tylko zmęczenie i obojętność.
– Na cmentarzu – odpowiedziałam cicho.
Przez sekundę myślałam, że coś do niego dotrze. Że w końcu zobaczy, że to nie były tylko kwiaty. Ale on tylko wzruszył ramionami.
– Dziwna jesteś – mruknął i znów spojrzał na telefon.
To było wszystko. Nie zapytał, co to znaczyło. Nie chciał wiedzieć, dlaczego to zrobiłam. Wtedy już wiedziałam. Nie bukiet był pomyłką. Pomyłką było nasze małżeństwo.
Czy to koniec?
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit, wsłuchiwałam w oddechy Roberta, który spał spokojnie, jakby ten dzień niczego nie zmienił. Może rzeczywiście nic się dla niego nie zmieniło. Może to ja tylko szukałam sensu tam, gdzie go nie było.
Odwróciłam się na bok, czując, jak zimne prześcieradło lepi się do mojej skóry. W głowie miałam setki myśli. Kiedy to się zaczęło? Kiedy przestaliśmy się kochać? A może wcale nie przestaliśmy? Może po prostu miłość się zużyła, starła jak stare zdjęcie, aż pozostało tylko blade tło, bez szczegółów i emocji?
Robert nigdy nie powiedział mi „żegnaj”. Nigdy nie powiedział: „to koniec”. Może dlatego tak długo trwałam w tej iluzji, że to tylko trudniejszy czas. Że jeszcze się odnajdziemy. Ale co, jeśli on już mnie pożegnał dawno temu, tylko zapomniał mi o tym powiedzieć?
Usiadłam na łóżku. Spojrzałam na szafę. Na półce leżała moja walizka. Nie pakowałam się jeszcze. Nie miałam jeszcze odwagi. Ale wiedziałam, że ten moment nadejdzie. Może za tydzień, może za miesiąc. Ale nadejdzie.
Po raz pierwszy od dawna czułam się gotowa, by powiedzieć to na głos. Ostatnie pożegnanie.
Milena, 38 lat
Czytaj także: „Bogaty mąż z Warszawy był spełnieniem marzeń. Nikt nie wie, jaką cenę za życie z nim płacę każdego dnia”„Czułam, że mąż jeździ do Wrocławia nie tylko w delegację. Nie sądziłam, że ukrywa tam taką tajemnicꔄOdchodziłam od zmysłów, bo mój narzeczony rozpłynął się w powietrzu. Gdy go znalazłam, wreszcie przejrzałam na oczy”