„Mąż utrudniał mojej przyjaciółce rozwód ze złośliwości. Przed sąsiadami o nią walczył, a na osobności pluł jej w twarz”
„– Chodzi o męski honor – rzuciła Renata. – Według kodeksu, który wyznaje Stefan, mężczyzna może odejść od kobiety, ale przenigdy nie powinien być porzucany, bo to by świadczyło, że coś z nim jest nie tak. Jak wiadomo, kobieta nie odejdzie od prawdziwego faceta, choćby skały płakały”.

– Przenocujesz mnie? Tylko ten jeden raz, błagam. Muszę uciec z domu – Renata starała się panować nad głosem, ale słychać było, że jest bardzo zdenerwowana.
– Oczywiście, przyjeżdżaj – odpowiedziałam natychmiast; nie musiałam się długo namyślać, wśród znajomych nie było nikogo, kto by nie słyszał o trudnym rozwodzie Renaty i Stefana. – Tylko najpierw powiedz, co się dzieje. Masz kłopoty?
– Można tak powiedzieć – przyznała ponurym tonem Renata. – Kłopot jest jeden i nazywa się Stefan. Prześladuje mnie, odkąd złożyłam w sądzie pozew rozwodowy. Teraz na przykład siedzi na klatce schodowej pod moimi drzwiami.
– Pod drzwiami? Nie wychodź sama, zaraz do ciebie przyjadę – zawołałam przestraszona. – Albo nie, najpierw zadzwonię po Norberta, twój Stefan mu nie podskoczy. Odbiorę cię w obstawie.
– On nie jest mój! – zawołała zdesperowana Renata.
Zrozumiałam, że ma na myśli Stefana
Nigdy nie był jej, ich małżeństwo od początku przebiegało kulawo, na jego zasadach. Żadnej wspólnoty, ani majątkowej, ani myśli, ani celów. Każdy sobie rzepkę skrobie, wspólnota ogranicza, żona jest balastem, czymś w rodzaju kuli u nogi, utrudnia mężczyźnie, konkretnie Stefanowi, samorealizację, zabiera wolność, która przecież jest niezbywalnym prawem człowieka. Konkretnie Stefana.
– Od początku go nie lubiłam, mówiłam ci, że jeszcze będziesz przez niego płakała – wytknęłam Renacie.
– To profesjonalna ocena mojego małżeństwa? – zakpiła przyjaciółka. – Trzeba było w odpowiednim czasie przedstawić mi ją na piśmie, może coś by do mnie dotarło. Kochałam tego faceta, nie widziałam jego wad, dopiero później przekonałam się, że nie nadaje się do życia we dwoje. Historia stara jak świat, wiele takich słyszałaś. Gdyby miłość nie przesłaniała rzeczywistości, małżeństwa by nie istniały… Co mnie podkusiło, żeby dać się zaobrączkować? Gdybyśmy żyli w partnerskim związku, łatwiej byłoby mi odejść. Nie, co ja mówię, Stefan i partnerski związek! Ten człowiek nie rozumie, co to znaczy.
Już nie utyskiwała, głos jej się nie trząsł, ucieszyłam się, że dochodzi do siebie. Nie wiedziałam tylko, co ze Stefanem.
– Siedzi na schodach pod drzwiami – powtórzyła trzeźwo Renata. – Lada chwila zacznie śpiewać miłosne serenady, żeby pokazać sąsiadom, jak bardzo mnie kocha.
– Dlaczego sąsiadom?
– Bo nie mnie – wkurzyła się Renata. – Mnie Stefan ma gdzieś, chodzi o zrobienie dobrego wrażenia na świadkach, potem jego adwokat wezwie ich na salę sadową, a oni nie będą mieli innego wyjścia, jak powiedzieć prawdę. Czyli, że Stefan mnie kocha, skamle na moim progu, a ja, zimna suka, nie chcę go wpuścić do mieszkania i swego serca. Sąd wysłucha i jak myślisz, co orzeknie?
– Że jesteś winna rozpadu małżeństwa – powiedziałam ze współczuciem.
Renata prychnęła jak wściekła kotka.
– Żeby chociaż tyle! Przynajmniej dostałabym rozwód, uwolniłabym się od tego manipulanta. Ale nie! Szanse są zerowe, Stefan oznajmi, że chce być ze mną aż do grobowej deski, pragnie mnie przebłagać, może nawet wyprodukuje kilka łez? Sąd odroczy sprawę o kolejne pół roku, w nadziei, że się pogodzimy. Tak to działa, znów usłyszę, że nasze małżeństwo da się jeszcze uratować, w domyśle, o ile w końcu przestanę dąsać się na męża. Bo ja się dąsam, strzelam focha, czaisz?
– Czaję – odparłam z rezygnacją.
Tak właśnie wyglądają procedury sądowe
Małżonek chcący ukarać i upokorzyć partnerkę, ma pole do popisu, wszystko zależy wyłącznie od jego inwencji. Jeśli się uprze, że nie da żonie rozwodu, może przedłużać sprawę sądową, grając chętnego do pogodzenia się. Stefan najwyraźniej idzie tą drogą… Dlaczego? Oto jest pytanie. Renata przyjechała bardzo szybko, niosąc w obu rękach wałówkę.
– Upiekłam kulebiak, co się będzie marnował, we dwie damy mu radę – oznajmiła, wchodząc do kuchni.
– Nie zapalaj światła – powstrzymała mnie, łapiąc za rękę.
Zamarłam w pół gestu. Renata położyła kulebiak na blacie i ostrożnie podeszła do okna. Widać było z niego podjazd.
– Jest, skubany, przyjechał – powiedziała z rezygnacją. – Musiał się domyślić, że jadę do ciebie, bo zrobiłam, co mogłam, by go zmylić. Zgubiłam go na światłach, przejechałam na czerwonym, on się nie odważył. Pojechałam okrężną drogą, sprawdzając, czy nie siedzi mi na zderzaku. Nie było go, a teraz jest, nie pozbyłam się drania!
Stanęłam obok niej, niezbyt się kryjąc. Wyjrzałam i zobaczyłam wysiadającego z auta Stefana. Patrzył prosto w moje okno.
– Kryj się! – syknęła Renata, pociągając mnie za sweter.
– Po co? – wzruszyłam ramionami. – Mieszkam tu i on o tym wie, nie mam zamiaru chować się po kątach przed twoim mężem. Ochłoń, dziewczyno, zapal światło i opowiedz, co jest grane.
– Dużo – Renata otworzyła kuchenną szafkę i wyjęła dwa talerze. – Nie wiem, co tym razem wymyśli, ten człowiek nie umie odpuścić, łazi za mną jak cień.
– Może rzeczywiście cię kocha?
Renata zabiła mnie wzrokiem
– Nie bądź naiwna – poprosiła. – Stefanowi od dawna na mnie nie zależy, przestał już nawet ukrywać swoje romanse. A że nie pasuje mi życie w otwartym związku, złożyłam pozew o rozwód. Myślałam, że postąpimy jak dwoje cywilizowanych ludzi, po co uprzykrzać sobie życie, dogadajmy się, prosiłam. Jakbym głową w ścianę tłukła, żadnego odzewu. Myślałam, że to przez zaskoczenie, nie spodziewał się, że cicha żonka podniesie głowę, ale okazało się, że całkiem o co innego mu szło.
– A mianowicie?
– O męski honor – rzuciła Renata. – Według kodeksu, który wyznaje Stefan, mężczyzna może odejść od kobiety, ale przenigdy nie powinien być porzucany, bo to by świadczyło, że coś z nim jest nie tak. Jak wiadomo, kobieta nie odejdzie od prawdziwego faceta, choćby skały płakały. Będzie przy nim tkwiła wpatrzona w jego męskie zalety, nawet jeśli on będzie ją źle traktował, zdradzał i kontrolował na każdym kroku, wyśmiewając i ironizując, żeby przypadkiem nie pomyślała, że jest coś warta.
– Jesteś rozgoryczona, nie zawsze tak bywa, znam kilka dobrych małżeństw… – wtrąciłam delikatnie.
– Wiesz, Stefan nie wziął tego przekonania znikąd. Jego matka jest prawdziwą kapłanką ogniska domowego, latami tkwiła u boku męża, starając się nie widzieć i nie słyszeć. Między nami mówiąc, teść jest wyjątkowo paskudnym człowiekiem, i mimo wieku, wciąż przekonany, że żadna mu się nie oprze. Nawet ja, jego synowa.
– Chyba nie przystawiał się do ciebie?!
– Lepkie łapy ma ten facet, ale w stosunku do mnie nie ośmielił się ich użyć, za to rozmowa z nim była prawie niemożliwa. W mojej obecności wszystko kojarzyło mu się z seksem, aluzje latały w powietrzu. Mówiłam, że mi się to nie podoba, ale tylko go rozśmieszałam, był przyzwyczajony, że we własnym domu robi, co chce, nikt mu nie podskoczy. I tak było. Ja przy niedzielnym obiedzie ścierałam się z teściem, teściowa trzymała wzrok w talerzu, a Stefan udawał, że ogłuchł. Żadne mi nie pomogło. Ani razu. Później bagatelizował moje pretensje, twierdząc, że przesadzam, ojciec ma już swoje lata i trzeba mu wiele wybaczyć. A za dwa tygodnie, w kolejną niedzielę, znów szliśmy na obiad do jego rodziców, i wszystko powtarzało się od nowa.
– Dlaczego na to pozwalałaś? Gdybyś postawiła granicę…
Renata zaśmiała się gorzko
– Dobrze ci radzić, głową muru nie przebijesz. Chociaż, nie powiem, próbowałam, ale mi nie wyszło. Za to jak zobaczyłam, że Stefan z czasem zaczął podążać ścieżką ojca, nie czekałam. Rozmowy nic nie dały, on naprawdę uważał, że mężczyzna może robić, co chce, a żonie nie powinno to przeszkadzać. Ma siedzieć cicho jak jego matka i dbać o dom. Uznałam, że nie dam rady wychować go do życia w rodzinie, i złożyłam pozew o rozwód. Wtedy dowiedziałam się, do czego zdolny jest mężczyzna w obronie honoru. Nie pomogło, że się wyprowadziłam, Stefan mnie odnalazł. Przychodzi dwa razy w tygodniu, regularnie jak w zegarku, i odstawia cyrk pod moimi drzwiami. Sąsiedzi chętnie biorą udział w telenoweli, szczególnie kobiety popierają Stefana. Żadna nie widziała tak kochającego męża, jedna zwierzyła mi się, że gdyby się wyniosła z domu, stary by jej nie szukał. Była wzruszona oddaniem Stefana, wręcz namawiała mnie do powrotu, bo lepszego męża ze świecą szukać. Nie wie, biedna, że Stefan pozwie ją na świadka, i będzie musiała zeznawać w sądzie, że widziała na własne oczy, jak on bardzo mnie kocha.
Renata obejrzała się za nożem, pokroiła kulebiak i położyła go na stole. Nie zdążyłam po niego sięgnąć, bo zadzwonił telefon.
– Hej, Wanda, dobrze że odebrałaś – pochwalił mnie Stefan. – Przetrzymujesz moją żonę, a ja tęsknię.
– Nie wygłupiaj się, oboje wiemy, że chcesz jej zrobić na złość.
– Chcę, żeby wróciła do domu, gdzie jej miejsce – warknął Stefan. – W mojej rodzinie nie było i nie będzie rozwodów. Zapamiętaj, co powiem. Kocham Renatę, wybaczę jej to, co zrobiła, i przyjmę pod swój dach. Jest moją żoną i pragnę, żeby tak zostało. Kwiaty są wyrazem miłości, czekają na Renię.
Ironiczny ton przeczył słowom, Stefan najwyraźniej grał w swoją grę, przekonany, że łatwo mnie w nią wciągnie. Wzruszyłam ramionami i rozłączyłam się.
– Co powiedział? – spytała Renata.
– Coś tam o kwiatach, że czekają na ciebie… – nie chciałam jej obciążać bardziej, niż musiałam, dość miała kłopotów przez Stefana.
– Pewnie położył je na wycieraczce, zawsze tak robi – powiedziała z rezygnacją.
Otworzyłam drzwi i owszem, były tam, ułożone w solidny, z daleka widoczny bukiet. Zabrałam je do domu, zadowolona, że Stefan nie zdecydował się na głośną manifestację uczuć pod moimi drzwiami. Spędziłyśmy z Renatą spokojny wieczór, rano pojechała do siebie i od tej pory prawie jej nie widywałam.
Życie zaczynało wracać do normy
Pewnego dnia dostałam wezwanie z sądu, miałam uczestniczyć jako świadek w rozprawie rozwodowej Renaty i Stefana. Stawiłam się, nie oczekując podstępu.
– Rozmawiała pani z pozwanym, proszę przytoczyć, co mówił na temat żony – usłyszałam od adwokata Stefana.
– Że ją kocha i chce nadal z nią być, ale to nieprawda – odrzekłam.
– Na jakiej podstawie tak pani twierdzi? Pani oceny nie są istotne dla sprawy, przypominam, że jest pani świadkiem, proszę przytoczyć słowa pozwanego.
Zrobiłam to, nic innego mi nie pozostało, powiedziałam nawet o kwiatach, które miały być dowodem miłości. Przez salę przeleciał szmer, podobny do westchnienia, ludzie lubią telenowele i dobre zakończenia. 1:0 dla Stefana, był sprytniejszy niż ja, powołał mnie na świadka, musiałam mówić prawdę. Zręcznie przepytywana przez mecenasa, niechcący świadczyłam na korzyść Stefana, uprawdopodobniając jego chęć do pogodzenia się z Renatą. Miał wszelkie szanse dopiąć swego, mógł przeciągać sprawę rozwodową w nieskończoność, męczyć żonę tak długo, aż wycofa pozew i wróci do domu. Nie rozumiałam, o co mu chodzi, przecież taka wymuszona na Renacie decyzja nie była wiele warta, ale widocznie Stefan wyżej cenił swój honor niż cokolwiek innego. Na miłości niespecjalnie mu zależało, żona to żona, a jeśli chodzi o pozostałe sprawy… Tego kwiatu jest pół światu, jak mawiał jego ojciec. Współczułam Reni, znalazła się w potrzasku i nikt nie stał po jej stronie. Nawet ja, jak się okazało. Podejrzewałam, że sąd również nie był przekonany o jej racji, w powietrzu wisiało odroczenie rozprawy, by dać małżonkom czas na pogodzenie się.
– No to kolejne pół roku w plecy – powiedziała Renata, gdy wychodziłyśmy z gmachu sądu. – Ale nie ma mowy, ja się nie poddam, kiedyś Stefan zapragnie uwolnić się ode mnie i da mi rozwód… Czy to nie dziwne, że o tym, czy mamy ze sobą pozostać, decydują zupełnie obcy ludzie, którzy nas nie znają?
– Masz na myśli sąd? – roześmiałam się.
Skręciłyśmy za róg, do kawiarni. Znalazłyśmy zaciszny stolik, usiadłyśmy i wtedy jak spod ziemi wyrósł Stefan.
– To dla ciebie, kochanie, żebyś się już dłużej na mnie nie gniewała – podsunął Renacie pod nos podłużne pudełeczko z logo znanego sklepu jubilerskiego.
W środku coś połyskiwało, domyśliłam się, że to bransoletka. Zamarłam z oburzenia, Renatę całkiem sparaliżowało.
A to łajdak!
Obok niego uwijał się kumpel, strzelając fotkę za fotką. Scena próby pojednania została uwieczniona, będzie znakomitym dowodem na kolejnej rozprawie.
– Siadaj, Stefan – poprosiłam, gdy mnie odblokowało.
Natychmiast skorzystał z zaproszenia, kładąc pudełeczko na stoliku.
– Co chcesz osiągnąć? – spytałam. – Naprawdę zależy ci na odzyskaniu żony?
– Jak wygram, to pomyślę – odparł bezczelnie z krzywym uśmieszkiem.
Wyjęłam ciężką, srebrną bransoletkę z pudełka, zanim zdążył mi przeszkodzić, i podałam ją Renacie.
– Jest teraz twoja, jak sądzę? Wygląda na kosztowną…
Stefan przechylił się przez stół i wyrwał bransoletkę żonie. Zdążyłam zrobić zdjęcie, wyszło trochę rozmazane, ale może wystarczy, by dowieść jego machinacji. Chętnie zaświadczę, jak było, może tym razem szala sprawiedliwości przechyli się na korzyść Renaty.
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

