Reklama

Nie wiem, kiedy nasze małżeństwo zaczęło wygasać. Z czasem po prostu śniadania przestały smakować tak samo, choć chleb wciąż przynosiłam z tej samej piekarni, a my przestaliśmy się przytulać po kłótniach, bo każde z nas było zbyt zmęczone, by zrobić pierwszy krok. W którymś momencie dotarło do nas, że miłość też może się wypalić: po cichu, bez krzyku.

Tomasz był zawsze spokojny, opanowany, odpowiedzialny. Mówił, że jestem jego ostoją, że tylko przy mnie potrafi odetchnąć. I wierzyłam w to przez lata. Nasze życie toczyło się w stałym rytmie: praca, obiad i niedzielne spacery. Staraliśmy się o dziecko — długo, z nadzieją i coraz większym bólem. Kiedy testy po raz kolejny pokazywały jedną kreskę, śmiałam się nerwowo i mówiłam: „może następnym razem”. A on tylko przytulał mnie mocniej, jakby chciał tym gestem uleczyć nas oboje.

Z czasem przestałam o tym mówić. Widziałam, jak Tomasz milknie, ilekroć temat wraca. Może dlatego coraz częściej chował się w pracy, a ja udawałam, że tego nie zauważam. Bo łatwiej było wierzyć, że wszystko jest w porządku. Nie wiedziałam tylko, że kiedyś usłyszę słowa, które zniszczą we mnie wszystko, co jeszcze było dobre.

Czułam ciężar w piersi

— Znowu tak późno? — zapytałam, gdy usłyszałam klucz w drzwiach. Była prawie północ.

Tomasz wszedł cicho, jakby chciał się prześlizgnąć przez mieszkanie niezauważony.

— Mówiłem, że mamy zamknięcie projektu — odparł, ściągając płaszcz.

— Projekt trwa już trzeci tydzień — zauważyłam. — Może to nie projekt, tylko nowe życie, o którym nic nie wiem?

Nie planowałam kłótni. Chciałam tylko, żeby coś powiedział, cokolwiek. A on jedynie westchnął i usiadł w fotelu, jakby miał mnie dość.

— Ala, proszę cię… — mruknął. — Jestem zmęczony.

— Wiem — mruknęłam. — Ty zawsze jesteś zmęczony. Przy mnie. Bo dla wszystkich innych masz siłę.

Zamarł, nie podnosząc wzroku. Ta cisza była gorsza niż wrzask.

— Nigdy cię nie ma — ciągnęłam dalej, czując, jak głos zaczyna mi drżeć. — Jakbyś miał drugie życie gdzieś tam, za rogiem!

Wtedy uniósł głowę. Jego spojrzenie było twarde, obce.

Nie wszystko w życiu układa się tak, jak planowaliśmy, Ala — powiedział cicho, zbyt spokojnie.

Zamrugałam.

— Co to ma znaczyć? — spytałam cicho.

Nie odpowiedział. Wstał, chwycił kurtkę i wyszedł, zostawiając otwarte drzwi. Siedziałam jeszcze długo przy zgaszonym świetle, słuchając, jak w kuchni kapie kran. Czułam ciężar w piersi — znajomy, jakby ciało wiedziało wcześniej niż ja, że coś się właśnie kończy.

Zegar tykał powoli, a ja próbowałam w myślach wrócić do chwili, w której zaczęliśmy się od siebie oddalać. Nie potrafiłam.

Serce mi zamarło

— Może on po prostu kogoś ma? — Ewa upiła łyk kawy i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.

— Nie, Ewa. — Potrząsnęłam głową. — To by było zbyt proste. On coś ukrywa. Ale nie zdradę… raczej coś gorszego.

Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni, tej przy rynku, gdzie kiedyś potrafiłyśmy śmiać się z byle czego. Teraz każda z nas mówiła ciszej, jakby bała się, że prawda może wymknąć się niepostrzeżenie.

— Alicja, może ty po prostu szukasz problemu, żeby nie myśleć o tym, że między wami jest… pustka? — spytała delikatnie.

— Wiem, że jest — przyznałam. — Ale ja... ostatnio coś czuję. Jakiś obcy zapach. Jakby perfumy... obcy dom.

Ewa westchnęła i ścisnęła moją dłoń.

— To porozmawiaj z nim — poradziła. — Normalnie, bez scen.

— Próbowałam — westchnęłam. — Zawsze kończy się tym samym: „jestem zmęczony, Ala”. Jakby to było hasło, które zwalnia go z bycia mężem.

Za oknem przejechał autobus, ktoś krzyknął, kelnerka postawiła kolejne filiżanki na ladzie. Zwykłe życie trwało dalej, tylko moje nagle się zatrzymało.

Kiedy wróciłam do domu, Tomasz siedział przy stole. Bez garnituru, bez telefonu. Patrzył w kubek z herbatą, jakby tam było coś, czego nie potrafi wypowiedzieć.

— Muszę ci coś powiedzieć — odezwał się wreszcie.

Serce mi zamarło. Nie wiem, czemu wtedy się uśmiechnęłam: może z nerwów, może z naiwnej nadziei, że to wreszcie będzie rozmowa, która nas uratuje.

— To coś, czego nie powinienem był przed tobą ukrywać tak długo — wymamrotał, a te słowa zawisły między nami jak ostrze.

Czułam tylko chłód

— Ala… ja cię bardzo przepraszam — zaczął. Głos miał chropowaty, jakby coś ściskało mu gardło. — To się stało dawno temu. Jeden raz. I od tamtej pory nienawidzę się za to.

— Co się stało? — spytałam, choć w środku już wiedziałam. Serce biło mi tak głośno, że zagłuszało jego słowa.

— Zdradziłem cię — powiedział. — Z Julią z pracy. To był tylko jeden raz… Nie planowałem tego. Ale ona zaszła w ciążę.

Powietrze w pokoju zgęstniało. Nie mogłam oddychać. Patrzyłam na niego bez słowa, jakby mówił w obcym języku.

— Zaszła w ciążę? — powtórzyłam głucho.

— Urodziła syna — powiedział cicho. — Oliwiera. Ma teraz pięć lat.

Usiadłam. Nogi po prostu odmówiły mi posłuszeństwa.

— Dlaczego… dopiero teraz? — wyszeptałam.

— Nie potrafiłem dłużej kłamać. — przyznał. — Próbowałem to zakończyć, ale… on nie jest niczemu winien. Czasem go widuję. Pomagam im.

„Pomagam im”. To „im” rozdarło mnie od środka.

Nie krzyczałam. Nie było we mnie na to siły. Czułam tylko chłód, jakby ktoś otworzył w domu wszystkie okna w środku zimy.

— Nie mam pojęcia, co boli bardziej — odezwałam się cicho. — To, że mnie zdradziłeś, czy to, że dałeś komuś coś, czego ja nigdy nie mogłam ci dać.

Tomasz wyciągnął rękę, ale odsunęłam się gwałtownie.

— Nie dotykaj mnie — wycedziłam.

Wstałam i wyszłam. Buty uderzały o chodnik, a łzy zamarzały na policzkach. Szłam bez celu. Wiedziałam tylko jedno: że już nic nie będzie takie samo.

Naprawdę go straciłam

Julia mieszkała na drugim końcu miasta. Długo stałam pod jej blokiem, zanim odważyłam się nacisnąć domofon. Palce mi drżały. Nie wiedziałam, po co tu przyszłam – czy po odpowiedzi, czy po zemstę.

— Tak? — usłyszałam jej głos, ciepły i zaskakująco zwyczajny.

— Nazywam się Alicja — rzuciłam. — Jestem... żoną Tomasza.

Zapadła cisza, ale potem kliknęły drzwi.

Stała w progu: drobna, młodsza ode mnie, z cieniami pod oczami. Nie wyglądała jak kobieta, która odebrała mi męża.

— Wejdź — powiedziała cicho.

Mieszkanie pachniało kakao i kredkami. W kącie siedział chłopiec, rysował coś przy stoliku. Miał ciemne włosy i oczy… Tomasza.

— Nie wiedziałam, że on nadal… że wy… — Julia urwała, szukając słów. — Myślałam, że odszedł od ciebie.

— Nie odszedł — stwierdziłam. — Ale i tak już go nie mam.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie.

— Nie chciałam go zatrzymać. On sam przychodził, bo chciał widywać syna — powiedziała z trudem.

— Więc zna syna — mruknęłam. — A ja już nie poznaję siebie.

Mały spojrzał na mnie i posłał mi uśmiech — taki sam, jak ten, którym kiedyś witał mnie Tomasz. Wtedy poczułam, że naprawdę go straciłam.

Wyszłam, zanim łzy zdążyły mi spłynąć po policzkach. Zatrzymałam się dopiero na przystanku. W oddali zobaczyłam ich — Tomasza i Oliwiera. Trzymali się za ręce. Jak mogłabym sądzić, że wygram z prawdą, która ma oczy mojego męża?

Zatrzasnęłam za sobą drzwi

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Drzwi były uchylone, a w salonie paliła się tylko jedna lampka. Tomasz siedział na kanapie, zgarbiony, jakby czekał na wyrok.

— Wiedziałem, że tam pójdziesz — powiedział cicho. — Bałem się, ale rozumiem.

Zdjęłam płaszcz, powoli, żeby nie zobaczył, jak drżą mi ręce.

— Widziałam go. Jest do ciebie podobny. — Głos mi się zatrząsł. — I wiesz, co jest najgorsze? Że nie potrafię nienawidzić dziecka.

— Ala… — Podniósł wzrok. — Nie chcę cię stracić. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.

— Już mnie straciłeś, Tomek. Tylko jeszcze o tym nie wiesz. — Usiadłam naprzeciwko. — Nie chodzi o zdradę, tylko o to, że kłamałeś tak długo, patrząc mi prosto w oczy.

Schował twarz w dłoniach.

— Chciałem cię chronić.

— Nie — zaprzeczyłam natychmiast. — Chciałeś chronić siebie.

Zegar tykał głośno, jakby odliczał czas do końca naszego małżeństwa.

— Może kiedyś ci wybaczę — powiedziałam spokojnie. — Ale już nie potrafię przy tobie żyć. Bo przy tobie wszystko przypomina mi o niej… i o nim.

Wstałam. Dość szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy.

— Dokąd pójdziesz? — zapytał bezradnie.

– Tam, gdzie nie będę musiała udawać, że jeszcze jesteśmy rodziną — oparłam.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i po raz pierwszy od dawna poczułam, że żyję.

Alicja, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama