„Mąż latami ukrywał nieślubnego syna. Przypomniał sobie o dziecku dopiero, gdy ktoś zapukał do naszych drzwi”
„W środku było zdjęcie. Michał, młodszy o jakieś piętnaście lat. Obejmował kobietę – ładną, o ciemnych włosach. Trzymali między sobą kilkuletniego chłopca, który wyglądał… jakby miał jego oczy. Te same poważne, głębokie spojrzenie. I jego nos”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy to wszystko zaczęło się rozłazić w szwach. Może już dawno, tylko nie chciałam tego widzieć? Nasze życie z Michałem... było zwyczajne. Taka rutyna, która mogłaby być nużąca, ale mnie dawała poczucie bezpieczeństwa.
Codzienne śniadania – on zawsze jajecznicę z dwóch jaj, ja płatki z jogurtem. Wieczorne filmy, najczęściej te, które on wybierał. Nawet jak zasypiał po dziesięciu minutach, to ja oglądałam do końca. A potem – winny pocałunek w policzek. Taki, który miał mówić „przepraszam, że zasnąłem”, ale nigdy nie został wypowiedziany.
Mamy dorosłą córkę, Jagodę. Studiuje prawo, mieszka w akademiku. Dzwoni co kilka dni – raczej z obowiązku niż potrzeby. I dobrze, niech żyje swoim życiem. My z Michałem zostaliśmy tylko we dwoje. Czasem żartujemy, że znowu jesteśmy „parą bez dzieci”. Tylko że nie jesteśmy już tą samą parą, co kiedyś.
Michał nigdy nie był zbyt wylewny. Milczący, spokojny. Pracowity. Ale coś zawsze było w nim... zamknięte. Jakby miał w sobie pokój, do którego nikomu nie wolno wchodzić. Nawet mnie.
– A jak to było z twoją młodością? – zapytałam kiedyś, trochę po winie, kiedy siedzieliśmy na tarasie.
– Długa historia – uśmiechnął się wtedy i pocałował mnie w czoło. – Nieważna.
– Ale ja chcę wiedzieć... – nalegałam lekko.
– Naprawdę, Lidziu. To dawno i nieprawda.
I zawsze tak mówił. Zbywał, zrzucał, omijał. A ja – głupia – uznałam, że jeśli ktoś nie mówi o przeszłości, to znaczy, że nie ma o czym mówić.
Nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam.
Jedno przypadkowe imię
– A pamiętasz Natalię? – zapytała Karolina mimochodem, przegryzając oliwkę z koreczka. – Tą, co kiedyś chodziła z twoim Michałem? No, przecież ty go poznałaś już po studiach, prawda?
– Jaką Natalię? – zmarszczyłam brwi i odstawiłam kieliszek z winem. – Nigdy mi nie mówił o żadnej Natalii.
Karolina uniosła brew z zaskoczeniem.
– Serio? To dziwne... Bo ja mam wrażenie, że oni byli razem. No nie wiem, może krótko, ale coś między nimi było. Natalia była wtedy taką trochę tajemniczą laską, nie pokazywała się z nim za często, ale wszyscy wiedzieli, że coś ich łączy.
Serce zaczęło mi bić szybciej, a w gardle zaschło. Spojrzałam przez okno, jakby odpowiedź miała przyjść z ogrodu. Michał i Natalia? Dlaczego nigdy o niej nie wspomniał?
– Nigdy mi o niej nie mówił – powtórzyłam ciszej, już bardziej do siebie niż do Karoliny.
– No to może mi się pomyliło – rzuciła szybko Karolina, widząc moją minę. – Zapomnij, gadam głupoty.
Ale nie mogłam zapomnieć. Wróciłam do domu z rozdygotanym sercem i głową pełną znaków zapytania. Przez całą drogę biłam się z myślami – zapytać go? Przeszukać coś? A może to naprawdę tylko zbieg okoliczności?
Wieczorem, gdy Michał oglądał mecz, usiadłam obok niego na kanapie.
– Michał? – zaczęłam spokojnie. – Znasz kogoś o imieniu Natalia?
Spojrzał na mnie jednym okiem znad ekranu. Sekunda. Może dwie. Ale wystarczyły.
– Natalia? Hmm... nie kojarzę – odparł zbyt szybko, zbyt lekko.
A ja już wiedziałam. Kłamał.
Zdjęcie, którego nie powinnam widzieć
Szukałam paragonu. Tylko paragonu. Michał zostawił gdzieś rachunek za naprawę samochodu, a mechanik uparł się, że potrzebuje kopii. Michał był w pracy, więc uznałam, że sama przejrzę papiery. Ot, nic wielkiego – teczka w szufladzie, gdzie trzymał „ważne rzeczy”.
Otworzyłam ją bez wyrzutów sumienia. Ale wyrzuty przyszły, gdy pod stertą faktur, gwarancji i wizytówek znalazłam kopertę. Starą, zżółkniętą na rogach, adresowaną odręcznym pismem: „dla mnie”. Nic więcej.
Nie miałam prawa. Ale rozdarłam ją.
W środku było zdjęcie. Michał, młodszy o jakieś piętnaście lat. Obejmował kobietę – ładną, o ciemnych włosach. Trzymali między sobą kilkuletniego chłopca, który wyglądał… jakby miał jego oczy. Te same poważne, głębokie spojrzenie. I jego nos.
Zamrugałam, jakby obraz mógł się rozmyć. Ale nie. Zdjęcie było prawdziwe. Żadne przypadkowe spotkanie. Rodzina. Jak z ramki.
Kiedy wrócił z pracy, czekałam w kuchni. Zdjęcie leżało na stole, na wierzchu.
– Michał – powiedziałam cicho. – Co to jest?
Spojrzał. Zamarł. W jednej chwili opadły z niego wszystkie maski.
– To nie tak… – zaczął, ale nie dokończył. Wziął zdjęcie do ręki i zmiął je w pięści.
– Nie tak?! – podniosłam głos. – Kto to jest? Kto jest tym dzieckiem?
– Nie wracajmy do tego. To przeszłość. To nic, co miałoby znaczenie teraz.
– Miałoby znaczenie?! – krzyknęłam. – Przez piętnaście lat żyłam z kimś, kto przede mną coś ukrywał!
Wstał. Odwrócił się. I wyszedł z kuchni bez słowa. A ja zostałam sama. Z pytaniami, z bólem, z tym zdjęciem, które właśnie zmieniło całe moje życie.
Ślady, które ktoś próbował zatrzeć
Zadzwoniłam pod numer, który znalazłam w starym notatniku Michała. Tomasz. Imię nic mi nie mówiło, ale coś podpowiadało, że warto spróbować. Odebrał po trzecim sygnale.
– Tomasz? Przepraszam, że tak bez zapowiedzi… Tu Lidka. Żona Michała.
– Michał? – zawahał się. – No proszę… minęło sporo lat.
– Możemy się spotkać?
Zgodził się bez wahania. Kawiarnia na Mokotowie, środek dnia. Miał siwe włosy i spojrzenie człowieka, który wie, że lepiej nie mówić zbyt wiele. Ale i tak powiedział więcej, niż powinien.
– Natalia… długo czekała, aż Michał weźmie odpowiedzialność – rzucił, mieszając łyżeczką w herbacie.
Zamarłam.
– Czyli to prawda? – zapytałam. – Michał ma syna?
– Nie powinienem tego mówić. Ale skoro już tu jesteś... Tak. Ma. Miał. Nie wiem, jak to teraz wygląda. Zerwał z nimi kontakt, chyba od razu, jak dowiedział się, że Natalia jest w ciąży.
– Wiedział? Od początku wiedział?
– Tak. Ale nie chciał tego słyszeć. Zniknął.
Wracałam do domu jak w transie. Klucze ledwo trafiły do zamka. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, Michał siedział w salonie. Jakby wiedział. Jakby czekał.
– Byłam u Tomasza – powiedziałam.
Nie odpowiedział.
– Powiedział mi. Wszystko. Michał, jak mogłeś?!
Wstał powoli. Cisza między nami ciążyła jak beton.
– Mam syna. Ma na imię Szymon. Ma piętnaście lat – powiedział cicho.
Patrzyłam na niego, nie dowierzając. W tej jednej chwili – znienawidziłam go.
Nie było cię, kiedy się urodził
Zadzwoniłam do Ewy. Była zaskoczona, że chcę się spotkać bez Michała, ale zgodziła się od razu. W jej mieszkaniu pachniało kawą i jakimś ciastem – zupełnie niepasującym do ciężaru rozmowy, którą musiałyśmy odbyć.
– Ewa – zaczęłam ostro, bez wstępów. – Wiesz o tym, prawda? Michał ma syna. Szymona.
Nie próbowała udawać zaskoczenia. Nie zaprzeczyła. Tylko spuściła wzrok i przez dłuższą chwilę milczała.
– Wiedziałam – przyznała w końcu. – Ale nie sądziłam, że… że to kiedyś wyjdzie.
– Że to „wyjdzie”? Serio?! Ewa, on ukrywał przede mną dziecko przez piętnaście lat!
Westchnęła. Powoli, z ciężarem, który chyba nosiła równie długo jak on.
– Natalia była zrozpaczona. Chciała, żeby Michał się zaangażował. Żeby chociaż raz przyszedł, zobaczył dziecko. Ale on... był przerażony. Uciekał. Mówił, że to nie jego, że Natalia chce go w coś wciągnąć.
– A ty? Co ty robiłaś przez te wszystkie lata?
– Próbowałam z nim rozmawiać. Raz nawet pojechałam do Natalii sama. Widziałam Szymona, miał wtedy może trzy latka. Był do Michała podobny jak dwie krople wody. Ale Michał nie chciał o tym słyszeć. Zamknął temat. Powiedział, że zaczął nowe życie. Z tobą.
Cisnęły mi się do oczu łzy, ale nie pozwoliłam im wypłynąć.
– Czyli pozwolił dziecku rosnąć bez ojca. A mnie żyć w iluzji.
– Lidka… on się bał. Michał nigdy nie był odważny, jeśli chodzi o emocje. Wolał milczeć, niż się przyznać.
– Niech się teraz boi mnie – powiedziałam zimno, wstając.
Bo ja już nie byłam tą samą kobietą, która wierzyła, że zna swojego męża.
Jestem żoną. Powinnam wiedzieć
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Bez kolacji, bez telewizora grającego w tle. Michał trzymał dłonie splecione na stole, jakby miał zaraz coś wyznać księdzu. Patrzyłam na niego i nie mogłam rozpoznać twarzy, którą przecież znałam od lat.
– Powiedz mi wszystko – powiedziałam twardo. – I nie waż się kłamać.
Westchnął głęboko. Pochylił się lekko, jakby chciał się schować.
– Byliśmy razem krótko. Ja i Natalia. Poznaliśmy się na jednym z wyjazdów wakacyjnych. To nie był poważny związek. Raczej coś między romansem a pomyłką… Ale wtedy byłem zagubiony. Nie chciałem się wiązać, nie chciałem… dziecka.
– A jednak powstało – przerwałam. – Żywe, prawdziwe dziecko. Twój syn.
Skinął głową. Oczy miał mokre.
– Gdy Natalia mi powiedziała, że jest w ciąży, nie uwierzyłem. A raczej nie chciałem wierzyć. Myślałem, że mnie szantażuje. Unikałem kontaktu, nie odbierałem telefonów. Z czasem... zniknęła z mojego życia. A ja zająłem się budowaniem nowego.
– Ze mną – powiedziałam gorzko. – A kiedy pojawił się temat dzieci, nie pomyślałeś, że warto mi o czymś wspomnieć?
– Bałem się, Lidka. Myślałem, że cię stracę, że nie zrozumiesz.
– Nie zrozumiałabym? – prychnęłam. – Może i bym się wściekła. Ale dałbyś mi wybór. Prawo do prawdy. A ty przez piętnaście lat byłeś tchórzem.
Wbiłam w niego wzrok. On milczał. Nie miał już żadnych wymówek.
– Michał… jestem twoją żoną. Powinnam wiedzieć. To nie jest tylko twoje życie. To nasze życie. I okazało się, że było oparte na tajemnicy.
Wstałam i wyszłam z kuchni. Zostawiłam go w ciszy. Po raz pierwszy to ja milczałam. I dobrze wiedział, co to znaczy.
Nie wiem, co dalej
Nie spałam całą noc. Michał leżał w pokoju gościnnym, a ja gapiłam się w sufit, wsłuchując w ciszę domu, który nagle wydawał się obcy. W głowie wciąż miałam obraz chłopca ze zdjęcia – Szymona. Czy naprawdę mogę udawać, że on nie istnieje?
Czułam się zdradzona, choć nie przez romans, tylko przez milczenie. Przez to, że odebrano mi prawo do prawdy. Byłam żoną, partnerką – a jednak przez piętnaście lat byłam tylko widzem w jego życiu.
Nie wiem, czy będę w stanie mu wybaczyć. Nie wiem nawet, czy chcę. Ale wiem jedno – już nigdy nie będziemy tacy sami.
Lidia, 50 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Tuż przed końcem wakacji utknęliśmy z dziećmi na odludziu. Mogłam się załamać, ale wybrałam zupełnie inne wyjście”
- „Po śmierci męża z samotności przeprowadziłam się do córki. Miałam tylko mieć towarzystwo, a dostałam listę obowiązków”
- „Teść szeptał mi do ucha, że jestem słodsza niż brzoskwinia. A ja czułam, że posuniemy się o krok za daleko”

