Reklama

Z Pawłem byliśmy razem dwanaście lat. Małżeństwo jak z obrazka – tak mówili inni. Mieliśmy wspólne mieszkanie, rutyny, które mnie uspokajały – sobotnie zakupy w markecie, niedzielne śniadania z jajkiem sadzonym i jego naleśnikami, których nigdy nie dosmażał. Niby drobiazgi, ale dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Czułam, że wiem, na czym stoję. Że mogę planować, ufać. Że nic mnie nie zaskoczy.

Reklama

Zaufanie. Dla mnie to była podstawa. Bez niego wszystko się sypie, jak dom z kart. I może właśnie dlatego nie znosiłam niedopowiedzeń. Potrzebowałam konkretów, klarowności, spokoju. Paweł był przeciwieństwem mojego brata – Zbyszka. Zbyszek to typ, który nigdy nie dorósł, wieczny chłopiec. Dusza towarzystwa, głośny, zawsze z piwem w ręku i głupim dowcipem na ustach. Lubiłam go… w małych dawkach.

Rodzinne grille organizowaliśmy rzadko. Raczej z obowiązku niż potrzeby serca. Mama nalegała, by „rodzina się trzymała”, więc raz na jakiś czas zbieraliśmy się wszyscy w naszym ogródku. Tego dnia pogoda była piękna, wszystko zapowiadało się zwyczajnie. Dopóki Zbyszek nie otworzył ust. Nie wiedziałam jeszcze, że tamto jedno zdanie zburzy cały mój świat.

Nie zaśmiał się. Nie powiedział ani słowa

Zbyszek wszedł do ogrodu jak do siebie, z puszką piwa w ręce i uśmiechem, który zawsze zapowiadał kłopoty. Przywitał się z mamą, rzucił jakiś żart do taty i podszedł do nas, gdzie siedzieliśmy z Pawłem przy stole. Paweł właśnie doglądał kiełbasek na grillu, a ja rozkładałam talerze. Typowy, spokojny obrazek rodzinnej sielanki.

– Ooo, Pawełek, jak tam twoje nocne eskapady? – rzucił Zbyszek, mrugając do niego porozumiewawczo. – Tylko nie mów żonie, że cię widziałem z tą laską pod klubem, co?

Wszyscy przy stole się zaśmiali. Mama, tata, nawet ciotka Hania, która przyszła z nowym partnerem. Tylko ja poczułam, jak coś zimnego spływa mi po kręgosłupie. Zerknęłam na Pawła. Zastygł na moment. Nie zaśmiał się. Nie powiedział ani słowa. Jego ręka z widelcem zawisła w powietrzu, jakby na chwilę zapomniał, co robi. Nie spojrzał na mnie. Próbował zachować spokój, ale znałam go za dobrze. Coś było nie tak.

– Co masz na myśli? – zapytałam, starając się brzmieć lekko, choć czułam, jak ściska mnie w żołądku.

Zbyszek uniósł brwi.

– Hehe, no nic… żartowałem. Albo nie?

Znowu śmiech. Ktoś rzucił, że „Zbyszek to jednak potrafi rozruszać towarzystwo”. A ja siedziałam tam z wymuszonym uśmiechem i walczyłam z narastającym niepokojem. Patrzyłam na Pawła. Nadal milczał. Udawał, że coś poprawia przy grillu, że nie słyszy, że go to nie dotyczy. Ale widziałam, jak zaciskał szczękę. I jak unikał mojego wzroku.

W tamtej chwili coś się we mnie przełamało. Dotąd ufałam mu bezwarunkowo. Nie kwestionowałam jego spóźnień, wieczornych wyjść „na piwo z kolegami”, telefonów, które odbierał w drugim pokoju. Ale po słowach Zbyszka pojawiła się pierwsza rysa. Nie śmiałam się jak reszta. Zaczęłam analizować. Składać kawałki, które wcześniej wydawały się nieistotne.

Wieczór trwał, śmiechy, mięso, muzyka z radia. Ale dla mnie nic już nie było takie samo.

Konfrontacja z Pawłem w domu

Wróciliśmy do domu późno. Paweł prowadził, ja siedziałam obok, wpatrzona w ciemność za szybą. W radiu leciała jakaś ballada, której słowa nagle wydały mi się zbyt prawdziwe. Nie rozmawialiśmy. On udawał, że wszystko jest jak zawsze, że był to po prostu udany, rodzinny wieczór. Ale ja czułam w sobie buzujący gniew. Czekałam tylko, aż zamkniemy drzwi i zostaniemy sami.

Ledwo zdjął buty, już zaczęłam.

– Powiedz mi teraz. Kogo widział Zbyszek? – spytałam, stojąc w korytarzu z założonymi rękami, jakbym próbowała się ochronić przed odpowiedzią.

– Nie mam pojęcia, o czym mówił – odparł zbyt szybko, zbyt gładko. Wzruszył ramionami i ruszył do kuchni.

Poszłam za nim.

– Nie kłam. Widziałam twoją minę. Ty nie umiesz kłamać, Paweł. Znam cię za dobrze.

Zatrzymał się przy blacie, odkręcił butelkę z wodą i upił łyk, jakby zyskał na czasie. Nie patrzył na mnie.

– Naprawdę, to był głupi żart. Wiesz, jaki jest Zbyszek. Zawsze coś palnie.

Zamknęłam oczy na chwilę. Przed oczami przemknęły mi wszystkie te momenty, które wcześniej ignorowałam. Kiedy wracał późno i pachniał inaczej – perfumami nie moimi. Kiedy mówił, że był z Maćkiem, ale potem się okazywało, że Maciek był w delegacji. Kiedy z uśmiechem zamykał telefon, gdy wchodziłam do pokoju.

– Paweł – zaczęłam spokojniej, choć głos mi drżał – jeżeli jest coś, o czym powinnam wiedzieć, to teraz jest moment.

Wzruszył ramionami, jakby cała ta rozmowa była dla niego uciążliwa.

– Naprawdę nic się nie stało. Zbyszek coś sobie ubzdurał. Może kogoś mi podobnego widział, nie wiem. To nie ma sensu.

Milczałam. Przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie. On z tą swoją chłodną obojętnością, ja z pytaniem, które nie chciało zniknąć. Czy ja go w ogóle znam?

Nie powiedziałam już nic. Po prostu odwróciłam się i poszłam do sypialni. Ale wiedziałam, że to nie koniec. Coś było nie tak. I zamierzałam się dowiedzieć, co.

Rozmowa ze Zbyszkiem

Po dwóch dniach nie wytrzymałam. Wzięłam kurtkę i pojechałam do Zbyszka. Otworzył drzwi w szlafroku, z kubkiem kawy w ręce i zdziwioną miną, jakby nie rozumiał, po co przyszłam.

– Powiedz mi wszystko. Widziałeś Pawła z kimś? – zapytałam prosto, bez owijania. Nie miałam siły na gierki.

Zmieszał się, drgnął lekko, jakby nie spodziewał się, że przyjdę. Oparł się o framugę i spojrzał w bok.

– Matyś… to był żart. Głupi żart, wiesz, jak to jest przy piwie…

– Nie, nie wiem. Więc powiedz.

Westchnął i podrapał się po głowie.

– No dobra. Byłem wtedy pod klubem z kolegami. Widziałem kogoś, kto wyglądał jak Paweł. Z blondyną. Może to była koleżanka? Może nie on? Ale wyglądał... no, jakby chciał się ukryć.

– Dlaczego mi to zrobiłeś? – spytałam cicho, czując, jak ściska mnie w gardle.

Zamilkł na chwilę.

– Chciałem, żeby się przestraszył. Może żebyś mu trochę się przyjrzała. Ale nie sądziłem, że aż tak cię to ruszy…

Nie odpowiedziałam. Czułam tylko gorzki smak w ustach. Jakby zdradziło mnie dwóch mężczyzn jednocześnie – jeden z milczenia, drugi z niefrasobliwości.

Zobaczyłam tylko fragment wiadomości

Nie szukałam. Przysięgam, nie chciałam szperać. Ale czasem to, co ma wyjść na jaw, samo pcha się pod nos. Paweł zostawił telefon na stoliku, gdy poszedł pod prysznic. Ekran rozświetlił się, zawibrował cicho. Zobaczyłam tylko fragment wiadomości. Wystarczył.

„Tęsknię za tamtym wieczorem. Kiedy znowu się zobaczymy?”

Serce zabiło mi mocniej. Wzięłam telefon do ręki. To była rozmowa z numerem zapisanym jako „Anka (biuro)”. Nigdy o niej nie słyszałam. Przewinęłam kilka wiadomości w górę. Były emotki, skróty, zdjęcia – niewinne, ale nie w kontekście męża.

Kiedy wyszedł z łazienki, czekałam już przy stole.

– Z kim piszesz? – zapytałam cicho, pokazując mu ekran.

Zamarł. Spojrzał na mnie, potem na telefon.

– To... to nie tak, jak myślisz.

– A jak? Tłumacz.

Usiadł naprzeciwko i schował twarz w dłoniach.

– To był jeden raz. Byłem pijany. Po jakimś wyjściu z pracy. Nie planowałem tego. Nic nie znaczyło.

Patrzyłam na niego bez słowa. Mówił dalej – że się czuł samotny, że był moment słabości, że od dawna się od siebie oddalamy. Każde słowo wbijało się we mnie jak drzazga.

Nie płakałam. Jeszcze nie. Byłam jak kamień. Ale w środku coś się kruszyło. Wiedziałam już, że nie jestem tą samą osobą, co tydzień temu.

Podjęłam decyzję

Tej nocy nie spałam. Leżałam obok Pawła, który odwrócony do mnie plecami oddychał spokojnie, jakby nic się nie wydarzyło. Ja patrzyłam w sufit, słuchając tykania zegara w kuchni i własnych myśli, które dudniły w głowie jak młotem. Czy można jeszcze coś odbudować? Czy warto?

Rano zadzwoniłam do Marii, mojej najbliższej przyjaciółki.

– Powiedz mi, że nie zwariowałam – zaczęłam bez wstępów.

– Nie zwariowałaś – odpowiedziała natychmiast. – Ale nie podejmuj decyzji, dopóki nie ochłoniesz.

– A co, jeśli ja już ochłonęłam? Co, jeśli patrzę teraz jaśniej niż kiedykolwiek?

Zamilkła. Potem tylko westchnęła.

– W takim razie zrób to, co czujesz. Ale nie dla zasady. Dla siebie.

Po rozmowie z Marią usiadłam z filiżanką kawy i próbowałam zrozumieć, jak to się wszystko rozpadło. Czy naprawdę niczego nie widziałam? Czy może widziałam, tylko nie chciałam przyznać, że nasze małżeństwo nie było już tym, czym było na początku?

Zastanawiałam się, kim jestem bez niego. Czy potrafię być sama? Czy potrafię znowu zaufać, komukolwiek?

Wiedziałam tylko jedno – nie chcę żyć z kimś, komu muszę patrzeć na telefon przez ramię.

Reklama

Matylda, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...