Reklama

Nie ma co ukrywać – mąż łatwo mnie uwiódł. Był typem bajeranta, który podobał się wielu dziewczynom. A z nich wszystkich wybrał mnie. Nie ukrywam, puszyłam się jak paw, kiedy prowadzaliśmy się razem po miasteczku. „Muszę być wyjątkowa, ładniejsza, mądrzejsza, fajniejsza od tych wszystkich dziewczyn. Inaczej przecież nie zwróciłby na mnie uwagi!”, mówiłam sobie.

Na początku się mną zachwycał

– Ale ty masz szczęście, że Krzysiek tak wokół ciebie skacze. Inne nie miały takiego traktowania! Rozkochiwał je w sobie, a potem szybko tracił zainteresowanie – szeptała mi z ekscytacją przyjaciółka, gdy spotykałam się z ukochanym od jakichś dwóch miesięcy.

– No cóż, może i mną też zaraz straci... – odpowiedziałam z fałszywą skromnością.

– Coś ty, jest wpatrzony w ciebie jak w obrazek! – żachnęła się Klaudia.

– Wiesz, właściwie to ostatnio powiedział, że widzi we mnie swoją żonę... Że mógłby ze mną spędzić resztę życia i że mogłabym zostać matką jego dzieci – rzuciłam niby od niechcenia. – Ale nie wiem, czy w to wierzyć. Pewnie każdej tak mówił – dodałam szybko, żeby nie wyjść na zbyt pewną siebie.

– A skąd! Kaśka opowiadała, że nie mogła się od niego doprosić nawet komplementu. Zbajerował ją, a potem szybko przeskoczył do innej. Mówię ci, z tego będzie coś poważnego!

Niby wzruszyłam ramionami, ale w głębi serca miałam szczerą nadzieję, że właśnie tak się stanie. I tak właśnie było.

Zrobiło się poważnie

Krzysiek oświadczył mi się pół roku później, gdy skończyłam szkołę zawodową, a on zaczął praktykę w warsztacie u swojego wuja.

Zadbam o ciebie, Ewelinka, o nic się nie martw. Teraz zarabiam, a na dom nie musimy wydawać na razie, bo możemy mieszkać na piętrze u moich rodziców – obiecywał.

– Ale z jednej pensji się utrzymamy? Przecież i ja powinnam pracować... – miałam wątpliwości.

Moja żona nie będzie musiała pracować! Ja o ciebie zadbam, jak ty zadbasz o mnie. Zajmij się domem, żyj sobie spokojnie, a ja się zajmę pieniędzmi – kusił mnie.

Wtedy wydawało mi się to być szarmanckie, rycerskie i prawdziwie męskie. „Ach, ale to będzie życie! Będę sprzątać, gotować, sadzić sobie kwiatki w ogródku. Żadnego stresu, żadnej gonitwy za pieniędzmi”, marzyłam.

To dobry chłopak, córcia. Nie każdy dzisiaj jest gotowy zadbać o swoją kobietę. Gonią je do pracy, bo pazerni na pieniądze, albo wymagają, żeby i pracowały, i dbały o dom. A tutaj sprawiedliwie. Będziesz z nim szczęśliwa – zachwycała się moja mama.

Naprawdę w to wierzyłam. Nie widziałam w tym układzie żadnych wad – chociaż nawet Klaudia, początkowo zachwycona moim mężem, mnie wtedy ostrzegła.

– Uważaj, żebyś za bardzo mu nie matkowała. Oni tak mówią, że chcą żony, która o nich zadba, a potem przestają w niej widzieć kobietę, w której się zakochali – mówiła złowrogo.

– Coś ty, to normalne, że chcę o niego zadbać i żeby było mu jak najlepiej. Nie martw się, nadal będzie mnie kochał – zachichotałam.

– Kochał, może tak. Ale czy szanował? – powiedziała z powątpiewaniem.

Niby byłam pełna optymizmu, ale to pytanie zasiało we mnie nutkę niepewności.

Pobraliśmy się bardzo młodo

Pierwsze miesiące naszego małżeństwa były sielankowe, jak to zwykle bywa – zwłaszcza gdy ludzie pobierają się wcześnie i młodo. „A na co czekać, skoro się kochamy?”, myślałam pewnie.

Nie ma co tracić czasu! Im szybciej się pobierzemy, tym szybciej rozpoczniemy wspólne życie i szybciej założymy rodzinę – mówił żywo Krzysiek.

Zgadzałam się z nim. A jednak – przez pierwszy rok naszego małżeństwa nie zaszłam w ciążę.

– Może coś jest nie tak? – martwiłam się.

– Przestań, na pewno wszystko jest dobrze. U niektórych to trwa dłużej – mruknął Krzysiek bez większych emocji.

Niby wszystko było w porządku, a jednak miałam wrażenie, że nieudane próby powiększenia rodziny oddaliły nas od siebie. Krzysiek jakby nieco stracił zainteresowanie życiem rodzinnym, większość czasu spędzał w pracy, a potem na mieście z kolegami. Pełna nadziei myślałam jednak, że to chwilowy kryzys, może pewna frustracja. Nie dopatrywałam się w tym oznak wielkich problemów.

– Późno dziś wrócisz? Wieczorem chciałam zrobić twoje ulubione zrazy... – zaproponowałam nieśmiało, by nieco zachęcić męża.

– Nie wiem, jak wrócę to wrócę – odburknął.

– No ale nie mógłbyś się określić? – dopytywałam.

Czemu tak mi suszysz głowę?! – rozjuszył się. – Przecież nie jesteś moją matką! Po co ci to wiedzieć?

– O co ci chodzi? – zaniepokoiłam się. – Chciałam, żebyś zjadł ciepłą kolację... Tylko tyle. A tak w ogóle to gdzie idziesz?

– No nie! To już przegięcie! Może jeszcze mam ci dać listę nazwisk znajomych, z którymi się spotykam? I przypiąć sobie lokalizator? – wściekał się.

To nie był pierwszy raz, kiedy tak impulsywnie reagował na moje zupełnie niewinne pytania.

– Ale ja przecież pytam z troski, nie mam na myśli niczego złego, nie chcę cię kontrolować ani nic... – broniłam się.

– Ale to robisz! – warknął, po czym wypadł z pokoju i trzasnął drzwiami.

Nie rozumiałam jego złości

Po kolejnym podobnym incydencie poszłam z płaczem do swojej mamy. Chciałam wsparcia, chciałam usłyszeć, że nie zrobiłam niczego złego, że mąż traktuje mnie niesprawiedliwie. Chciałam pocieszenia. Moja mama, na szczęście, zawsze stała po mojej stronie. Gdy tylko się dowiedziała jakie słowa padają pomiędzy mną a Krzyśkiem, natychmiast zmieniła front: wymarzony wcześniej zięć stał się wrogiem numer jeden. Byłam jej za to wdzięczna.

On nie dorósł do bycia mężem! To zwykły dzieciak, zachowuje się jak nastolatek, a nie jak twój mąż! – wściekała się.

Doceniałam, że brała moją stronę, ale też nie chciałam, żeby mama zapałała szczerą nienawiścią do Krzyśka, bo przecież nie planowałam od niego odchodzić.

– Może powinnam inaczej z nim rozmawiać... Może coś robię nie tak... – zastanawiałam się.

– Spełniasz swój obowiązek! Dbasz o niego, tak, jak się umówiliście. A czy on dba o ciebie?

– No przecież zarabia na mnie... Mieszkamy u jego rodziców, więc i dom mi zapewnił – usprawiedliwiałam go.

– Czyli robi absolutne minimum, Ewelinka. Gdyby ciebie nie było, i tak by musiał pracować. I tak by mieszkał u rodziców. A ty? Ile dla niego robisz? – zapytała mnie.

Zastanowiłam się nad tym. Faktycznie, poświęcałam całą swoją energię i czas właśnie Krzyśkowi. Gotowałam tylko rzeczy, które lubił. Czasem jechałam aż do sklepu na drugim końcu miasteczka, żeby kupić lepszej jakości składniki. Witałam go w domu pomalowana i ubrana, a nie zmęczona, brudna i w dresach. Robiłam wszystko, żeby spełniać swoje obietnice i wypełniać swoją rolę. A on? Ech...

Po ostatniej awanturze byłam zrozpaczona

W końcu podjęłam próbę szczerej rozmowy z mężem.

– Dlaczego tak agresywnie mi odpowiadasz? Dlaczego jesteś na mnie taki cięty? – zapytałam któregoś wieczoru.

– Bo suszysz mi głowę! Ciągle czegoś ode mnie chcesz, a ja przecież jestem samodzielnym, dorosłym facetem! Nie matkuj mi! – rozjuszył się od razu.

– Ale spokojnie. Wyjaśnij mi, proszę, w jaki sposób ci matkuję.

– No... Ciągle jęczysz, żebym coś posprzątał, pytasz, kiedy wrócę do domu, trujesz mi, żebym wyjął pranie, bo ty akurat niby coś robisz... Ciągle mi zawracasz głowę. Spakuj czapkę, zjedz kanapki w pracy, wrzuć ciuchy do pralki. Ja w ogóle nie powinienem się tym zajmować, to powinno się dziać poza mną! Spełniam swój obowiązek, haruję na ciebie, a ty powinnaś zająć się resztą, a nie próbujesz mnie wychować! – wyrzucił.

Zamilkłam. „No, to wszystko jasne...”, pomyślałam ze smutkiem. Nie byłam w stanie odpowiedzieć Krzyśkowi na tak absurdalne zarzuty. Matkuję mu? Truję? Zawracam głowę? On potrzebuje pokojówki, kucharki i gosposi, a nie żony!

Nie wiem, co zrobię z tą wiedzą. Dziś jestem zrozpaczona tym, kim okazał się być mój mąż. Przecież stałam się osobą, którą chciał, zrobiłam to, czego ode mnie oczekiwał, a i tak go rozczarowuję i „za dużo wymagam”. Jak tworzyć rodzinę i dojrzały związek z kimś takim? Z kimś, kto nie szanuje kobiety, która o niego dba?

Ewelina, 23 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama