Reklama

To niesamowite, jak pewne rzeczy zmieniają się wraz z upływem czasu. 15 lat temu, kiedy stanęłam na ślubnym kobiercu, byłam gotowa wskoczyć w ogień za Jarkiem. Dziś, patrząc na niego, zastanawiam się, dlaczego jeszcze jesteśmy razem. Małżeńskie pożycie znudziło mi się do tego stopnia, że znalazłam sobie kochanka – kiedyś nie sądziłam, że będę do tego zdolna.

Reklama

Jarek to ogólnie dobry facet, ale strasznie gamoniowaty. Gdy zaczęliśmy się spotykać, nie przeszkadzało mi to – co więcej, uważałam, że jest uroczy w całej tej swojej nieporadności. Niemniej na dłuższą metę jest to cecha, która bardzo przeszkadza. Jarek nie ma za grosz decyzyjności, co przejawia się w najprostszych sprawach.

– Może dzisiaj zamówimy jedzenie? Nie chce mi się gotować.

– Oczywiście, jak sobie życzysz – pada odpowiedź, a ja czekam, aż mąż sięgnie po telefon, ale bezskutecznie.

– To na co miałbyś ochotę? – wzdycham ciężko.

– No nie wiem, wybierz coś.

Tak jest praktycznie ze wszystkim. Nic go nie obchodzi. Zachowuje się tak, jakby chciał, żeby dać mu święty spokój i niczym głowy nie zawracać. W końcu się poddałam, bo ile można to znosić?

Niczym się nie interesował

Mój romans z Marcinem zaczął się jakieś 3 lata temu. Nie szukałam na siłę kochanka, ale byłam otwarta na tego typu doświadczenia. Z małżeńskiej sypialni od dawna wiało chłodem. Szczerze powiedziawszy, wcale nie miałam ochoty na igraszki z Jarkiem. Po powrocie z pracy zasiadał przed telewizorem i nie interesowało go nic ponadto. Nawet z dziećmi nie bardzo mu się chciało rozmawiać, co doprowadzało mnie do szału.

Nic dziwnego, że Ania i Tomek też przestali prosić tatę o cokolwiek, bo widzieli, że mija się to z celem. Również i ja byłam traktowana przez Jarka niczym powietrze. Oczywiście próbowałam z nim na ten temat rozmawiać, ale bezskutecznie. Przypominało to walenie grochem w ścianę. Za każdym razem słyszałam, że się czepiam i szukam igły w stogu siana, więc wreszcie skapitulowałam i machnęłam na męża ręką. Niech robi, co chce.

Kochanek widział we mnie kobietę

Marcin ujął mnie czarującym uśmiechem, poczuciem humoru oraz ogromnym apetytem na życie – całkowite przeciwieństwo Jarka. Na samym początku zakomunikował też, że nie zależy mu na niczym poważnym. W tamtym czasie było mi to bardzo na rękę, gdyż rozwiązania takiego jak rozwód nie brałam pod uwagę. Chciałam po prostu poczuć się jak kobieta, a nie robot wykonujący masę obowiązków.

O ile mąż nie dostrzegał we mnie kobiety, o tyle Marcin potrafił docenić damskie walory. To, co serwował mi w łóżku, przechodziło moje najśmielsze oczekiwania. Spotykaliśmy się średnio raz w tygodniu – bez zobowiązań, liczył się tylko seks. Układ ten w pełni mnie satysfakcjonował, a najlepsze w tym wszystkim było to, że Jarek niczego nie podejrzewał. Nie zorientował się, że mam kochanka, z którym się regularnie widuję. Jeżeli się czegoś domyślał, to kompletnie nie dał tego po sobie poznać. Tak oto funkcjonowaliśmy przez kilka lat w tym bagnie hipokryzji i kłamstw. Nie miałam żadnych wyrzutów, ale przyszła pora na zmiany.

Dostałam kosza od kochanka

Naiwnie sądziłam, że relacja moja i Marcina będzie jeszcze długo funkcjonować na takich zasadach, jakie ustaliliśmy. Niestety, zakochałam się w nim. Oczywiście się z tym kryłam, ponieważ zdawałam sobie sprawę z tego, że wyznanie mu moich uczuć oznacza koniec. Miałam także świadomość, że nie jestem jedyną kobietą, z którą się spotyka. Byłam potwornie zazdrosna, ale zaciskałam zęby, żeby tylko go nie stracić. Tymczasem on wykonał niespodziewany ruch.

– Nie możemy się już widywać – oznajmił któregoś dnia, a ja poczułam, że żołądek podchodzi mi pod gardło.

– Dlaczego? – ledwo z siebie wykrztusiłam.

– Poznałem kogoś i bardzo mi na niej zależy. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

– Tak, jasne – wybąkałam. – Przecież to był tylko seks.

– No właśnie – błyskawicznie podchwycił Marcin. Zawsze będę cię miło wspominać.

– Ja ciebie też – z trudem przeszło mi to przez gardło.

Co jednak miałam zrobić? Błagać go, żeby nie odchodził? Wyszłabym tylko na kompletną idiotkę. Musiałam się z tym zmierzyć, co nie było ani łatwe, ani przyjemne. Dotarło do mnie, że po prostu nie byłam kobietą, z którą Marcin pragnął mieć głębszą więź. Zderzenie się z tą okrutną prawdą okazało się niezwykle bolesne, ale też w pewnym sensie oczyszczające. Zmusiło mnie bowiem do zastanowienia się nad tym, w jakim kierunku zmierza moje życie. Wnioski były dość przygnębiające. Tkwiłam w małżeństwie istniejącym de facto jedynie na papierze. Chodziłam do pracy, której nie znosiłam. Miałam poczucie pustki i nic mnie nie cieszyło.

Nadszedł czas na życiową rewolucję

– Rozwód? Ty chyba nie mówisz serio, bez ciebie Jarek zginie – tak zareagowała jedna z moich koleżanek, gdy usłyszała o moich planach.

Umówiłam się z dziewczynami na kawę, ponieważ potrzebowałam babskiego wsparcia i odrobiny zrozumienia.

– I bardzo dobrze – Anita miała zupełnie inne zdanie na ten temat. – Jarek to zwykły leń, dba tylko o swoją wygodę.

Miała stuprocentową rację. Kiedy powiedziałam mu o rozwodzie, był wręcz zbulwersowany.

Zostawisz mnie po tylu latach?

– Tak. Małżeństwo to nie cyrograf, a nas od dawna niewiele łączy.

Wygarnęłam mu wszystko. Siedział i słuchał, po czym stwierdził, że wyolbrzymiam.

– Przed Bogiem przysięgałaś.

– Ty też. I jak niby się z obietnic wywiązujesz?

Pomimo napiętej sytuacji w domu oraz prób grania na moim sumieniu i poczuciu winy, nie zmieniłam decyzji. Jeszcze mocniej utwierdziłam się w przekonaniu co do jej słuszności. Wybrałam się do prawnika, któremu zleciłam przygotowanie pozwu. Miałam wrażenie, że jestem niczym dziecko błądzące we mgle. Nie miałam bladego pojęcia, co będzie dalej, ale wiedziałam, że moje życie ma się zmienić i kropka. Ania i Tomek niezbyt dobrze znieśli wyprowadzkę ojca. Spodziewałam się, że nie będzie łatwo, ale mam nadzieję, że to się jakoś poukłada. Na razie jestem w rozsypce, ale poskładam się w całość i wrócę silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Edyta, 41 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama