„Mąż sprzedał nasze małżeństwo za marne 150 złotych. Okłamał mnie w takiej sprawie, że już za nic mu nie uwierzę”
„Miałam ochotę podrzeć kartonik na kawałki, ale się powstrzymałam. Zamiast tego wygładziłam papier i położyłam go obok wazonu na stole w pokoju. Uznałam, że sama nic nie powiem, ale poczekam, aż zauważy i się przyzna. Musi się wytłumaczyć”.

- Listy do redakcji
Każda żona staje prędzej czy później w sytuacji, gdzie przeszukuje kieszenie swojego męża. Nie zawsze chodzi o odkrywanie intryg. Czasami to po prostu rutynowe zajęcie przed wstawieniem prania. Ja niedawno znalazłam się w takich okolicznościach i nie szukałam niczego konkretnego. Nie spodziewałam się znalezienia żadnych listów od kochanek, rachunków za randki czy bieliznę. Mój mąż nie sprawiał wrażenia, jakby miał cokolwiek na sumieniu, a jednak…
Sprawdzając kieszenie jego spodni, natknęłam się na bilet. Przedarty kartonik początkowo w ogóle nie zwrócił mojej uwagi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co jest na nim napisane. To była wejściówka na koncert. Ale nie taka zwykła, nie przypadkowa. Widniało na nim nazwisko piosenkarza, którego doskonale znałam i lubiłam.
„Poszedłby na taki koncert sam? Beze mnie? Dlaczego?” – zaczęłam snuć pytania i domysły. Czułam się rozczarowana i rozgoryczona.
Nie wstawiłam prania. Wyszłam z łazienki i usiadłam na krześle w jadalni. Na bilecie widniała data – koncert był dwa tygodnie temu. Pamiętam, że w tym samym czasie Adrian mówił, że ma wyjazd służbowy. Wtedy było mi to obojętne, bo i tak nie wybierałam się na koncert, nic razem nie ustalaliśmy w tej kwestii. A teraz… czyżby mnie okłamywał?
Trudno mi było uwierzyć w to wszystko, a przecież miałam w dłoni dowód, że tak musiało być. Wykorzystany bilet na koncert. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego Adrian zrobiłby coś takiego? Nie raz mówiłam, że to mój ulubiony piosenkarz. Mam nawet jego płyty. To przy jego piosence tańczyliśmy razem pierwszy raz.
Mieliśmy iść tam razem
Przypomniało mi się, że nawet rozmawiałam z mężem o zbliżającym się koncercie artysty. W radiu mówili właśnie o tym, że przyjedzie do Polski z jednym występem. Ucieszyłam się i zwróciłam się do Adriana:
– A może też się wybierzemy? To jaka okazja! – zaproponowałam.
Mąż chwilę się zastanowił i odpowiedział.
– Może i warto się wybrać, ja też go lubię – rzucił z uśmiechem.
Byłam bardzo uradowana, ale tylko do chwili, gdy zaczęliśmy sprawdzać ceny biletów. Podliczenie wszystkich kosztów wyjazdu na koncert przyprawiało prawie o zawrót głowy. Ceny wejściówek zaczynały się od 150 złotych, a dwie to wiadomo – 300 złotych. Potem trzeba doliczyć koszty dojazdu autem albo pociągiem i to w obie strony. Przydałby się nocleg na miejscu wydarzenia, wydatki na jedzenie, picie… Do tego trzeba by zatrudnić kogoś do opieki nad dziećmi.
Podliczenie wszystkich kosztów zaczęło nas przerastać. Wyjście na ten koncert kosztowałoby nas co najmniej 800 złotych albo i więcej. Taka kwota nie mieściła się w naszym miesięcznym budżecie, choćby nie wiem co.
– To wszystko jest nierealne – powiedziałam smutno. – Nie damy wtedy rady zapłacić raty kredytu.
– No trudno, kochanie – mąż mnie przytulił. – Może zorganizujemy sobie koncert w domu? Włączymy płyty, napijemy się wina…
– To nie to samo, ale… – zawahałam się. – Dobrze, i tak musimy odpuścić.
Ponure myśli jednak zostały ze mną na dobre. Po głowie tłukło mi się, że przecież tyle pracuję, wszystkiego sobie odmawiam, a jak przyjdzie co do czego, to nawet nie mogę pójść na jeden jedyny koncert, który mnie w życiu interesował.
A teraz doszło do mnie, że nie każdy myśli w ten sposób. A dokładniej – wcale tak nie pomyślał mój mąż. Nie wiem, co uważał wtedy, ale jak się okazało – jednak poszedł na ten koncert i dobrze się bawił beze mnie. Czy ja go w ogóle znałam? Zaczęłam wątpić we wszystko, co do tej pory uważałam za pewnik w moim życiu. Dopadła mnie totalna chandra.
Czekałam, aż sam się przyzna
Pierwsza złość mi minęła, a potem pojawił się smutek i żal. Próbowałam się powstrzymać, ale po chwili i tak poczułam łzy spływające mi po policzkach.
– Jak on mógł? – pytałam szeptem, patrząc na bilet. – Co za samolub!
Miałam ochotę podrzeć bilet na kawałki, ale się powstrzymałam. Zamiast tego wygładziłam papier i położyłam go obok wazonu na stole w pokoju. Uznałam, że sama nic nie powiem, ale poczekam, aż zauważy i się przyzna. Musi się wytłumaczyć.
Po pewnym czasie Adrian wrócił z biura i usiadł ciężko na kanapie. Zapytał o obiad.
– Mamy zupę i zrazy. Mogę ci odgrzać, tylko przygotuj stół w salonie.
Patrzyłam, jak wstaje i zaczyna się krzątać. Doszedł do stołu i stanął jak wryty. Po kilku minutach podszedł do mnie z wejściówką w dłoni. Miał niepewną minę.
– Ewa, posłuchaj, opowiem ci, jak to wszystko było… – powiedział cicho.
– Tak? No to jak było? – zapytałam z napięciem.
Nic nie wymyślił
Adrian tylko milczał i patrzył w podłogę. Może do niego dotarło, że nie dam sobie wmówić żądnych kłamstw i wymówek. Nie uwierzę, że dostał bilet od kogoś innego na pamiątkę, znalazł go na ulicy czy akurat miał delegację w tym mieście i jak już tam był… Patrzyłam na niego wyczekująco.
– No i co? – dopytywałam.
Ale on dalej nie mógł wydusić ani słowa.
– Chcę ci tylko powiedzieć, że jest mi bardzo przykro z powodu tego, co zrobiłeś! – powiedziałam ze łzami w oczach.
Potem w milczeniu podałam w ten obiad, ale nie usiadłam z nim. Siedziałam sama w kuchni i zastanawiałam się, jak mój ukochany mógł tak postąpić. Czułam się oszukana. Rozmawialiśmy przecież o tym koncercie i razem podjęliśmy decyzję, że rezygnujemy. A jednak po cichu Adrian zrobił, co mu się podobało. Kto tak postępuje?
Dotarło do mnie, że mąż uznał, że nie warto wydać nawet 150 złotych, żeby zadbać o moje uczucia. To prawie tak, jakby sprzedał naszą udaną do tej pory relację. Ktoś może powie, że to nie jest powód do problemów w małżeństwie. Ale teraz nie wiem już, co mój mąż jeszcze przede mną ukrywa.
Ewa, 36 lat
Czytaj także:
- „Byłam lojalną żoną, ale do czasu. Gdy mąż znów narozrabiał, skutecznie pocieszał mnie szwagier”
- „Żaliłam się na leniwego męża przyjaciółce, a ona zwęszyła okazję. Widocznie lubi przechodzony towar”
- „Czekałam na prezent urodzinowy od męża. Dostałam spakowaną walizkę, ale wcale nie na romantyczną podróż do Chorwacji”

