„Mąż spędzał całe wieczory w altance ogrodowej. Żałuję, że tam zajrzałam, bo odkryłam coś, co mnie zszokowało”
„– Lubisz spędzać ze mną czas, prawda? – mruczała, przesuwając palcem po jego klatce piersiowej. – Ona nigdy ci tego nie dawała… Marek westchnął i odchylił głowę do tyłu. – Nie chcę o niej myśleć… Z tobą czuję się żywy… męski – wyszeptał, a ja poczułam, jak ziemia osuwa mi się spod nóg”.

- Redakcja
Od kilku miesięcy coś w moim małżeństwie zaczęło się sypać. Niby nic się nie wydarzyło, a jednak... czułam, że Marek się ode mnie oddala. Znikał po pracy, wychodził do altanki i siedział tam godzinami, zamykając się na świat. Mówił, że potrzebuje spokoju, że chce przemyśleć sprawy zawodowe, a ja głupia mu wierzyłam.
Próbowałam się nie czepiać, ale wieczorami siedziałam sama w salonie, patrząc na zegar i czekając, aż wróci. Z każdą minutą czułam, jak rośnie we mnie frustracja. Przecież ja też potrzebuję rozmowy, bliskości… czy to naprawdę tak dużo? Czasem myślałam: Może to moja wina? Może coś ze mną jest nie tak?
Miałam pretensje do męża
– Znowu siedzisz w tej altance całymi wieczorami! – wybuchłam, widząc, jak Marek kolejny raz wychodzi z domu z kubkiem kawy. – Co ty tam robisz? Może w końcu mi powiesz?
Marek spojrzał na mnie z dziwną obojętnością, jakby moje pytania go męczyły. Wzruszył ramionami i westchnął ciężko, jakby to ja robiła problem z niczego.
– Karolina, daj spokój. Potrzebuję chwili dla siebie. Ciągle masz do mnie jakieś pretensje.
– Pretensje? – prawie krzyknęłam, zaciskając dłonie w pięści. – Ja cię pytam, co się dzieje! Od miesięcy zachowujesz się, jakby cię to wszystko nie obchodziło. Przychodzisz do domu, zjesz, wyjdziesz… Nawet ze mną nie rozmawiasz!
Marek podniósł głos, złości błysnęły mu w oczach.
– Może to ty się zmieniłaś, Karolina? Zastanów się nad sobą. Ciągle tylko gadasz, pytasz, czego chcesz ode mnie?! Chcesz, żebym ci mówił, jak się czuję? Nie potrafisz zrozumieć, że czasem człowiek potrzebuje oddechu?
Poczułam, jak serce bije mi szybciej, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Byłam wściekła i zraniona. Czyli to ja byłam problemem? To przeze mnie on się tak oddalił? Może naprawdę go zaniedbałam? A może… może on naprawdę ma coś na sumieniu?
Marek wyszedł, trzaskając drzwiami, a ja stałam na środku salonu, patrząc na kubek, z którego jeszcze parowała kawa. Łzy same cisnęły mi się do oczu. Coś we mnie pękło.
Nie lubiłam młodej sąsiadki
Stałam przy oknie, patrząc, jak Oliwia wychodzi ze swojego domu. Krótka spódniczka, ciasny top, rozpuszczone włosy. Wydawała się aż nazbyt pewna siebie. Złość zaczęła we mnie buzować. Wyszłam na podwórko i podeszłam do płotu, udając, że podlewam kwiaty.
– Często cię widuję, jak kręcisz się wokół naszego ogrodu… Coś cię tu tak interesuje? – zapytałam szorstko, nie kryjąc sarkazmu w głosie.
Oliwia spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, jakby rozbawiła ją moja złość. Przechyliła głowę, a jej spojrzenie było niewinne, ale w jej oczach błyszczało coś, co sprawiło, że aż zacisnęłam zęby.
– Ja? Nie, po prostu lubię spacerować. Pięknie tu u was, taki ogród… – odpowiedziała, rozglądając się niby beztrosko, jakby naprawdę była zainteresowana tylko roślinami.
Przewróciłam oczami i prychnęłam z niedowierzaniem.
– Nie tylko spacerujesz, prawda? Widziałam, jak patrzysz na Marka. Nie próbuj mi wmówić, że to przypadek.
Oliwia uśmiechnęła się szerzej, ale tym razem w jej uśmiechu było coś, co sprawiło, że krew napłynęła mi do twarzy.
– Nie wiem, o czym mówisz – powiedziała słodko, a potem poprawiła kosmyk włosów i odwróciła się, jakby rozmowa dobiegła końca.
Stałam w miejscu, z trudem powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć. Ona coś knuje. Poczułam się upokorzona, mała, jakbym była tą naiwną, starzejącą się kobietą, której młoda dziewczyna podkrada męża. Gniew zaczął we mnie kipieć, a serce waliło jak oszalałe. Czułam, że coś wisi w powietrzu – coś, co musi w końcu wybuchnąć. I chyba wiedziałam już, gdzie mam szukać odpowiedzi.
Przyłapałam ich w altance
Wieczór był cichy. Za cichy. Marek znowu zniknął do altanki, a ja siedziałam w salonie, słysząc w głowie tylko tykanie zegara. W końcu nie wytrzymałam. Wstałam, zarzuciłam na ramiona cienki sweter i wyszłam na podwórko. Serca dudniło mi w piersi tak głośno, że miałam wrażenie, że usłyszy je cały świat. Podeszłam do altanki powoli, z bijącym sercem. Światło w środku było przygaszone, ale przez szparę w drzwiach zobaczyłam... ich.
Marek siedział na ławce, a Oliwia siedziała tuż obok niego. Za blisko. Za blisko, żeby to był przypadek. Jej dłoń delikatnie przesunęła się po jego ramieniu, a on... nie odsunął się. Wręcz przeciwnie – pochylił się w jej stronę, jakby szukał ciepła, którego nie znajdował już we mnie. Z ust Oliwii wyrwał się cichy śmiech, a jej głos był słodki i nasycony kokieterią.
– Lubisz spędzać ze mną czas, prawda? – mruczała, przesuwając palcem po jego klatce piersiowej. – Ona nigdy ci tego nie dawała…
Marek westchnął i odchylił głowę do tyłu.
– Nie chcę o niej myśleć… Z tobą czuję się żywy… męski – wyszeptał, a ja poczułam, jak ziemia osuwa mi się spod nóg.
Stałam tam, za drzwiami, i czułam, jak ogarnia mnie gorąco. Łzy napłynęły mi do oczu, a serce waliło jak oszalałe. To się działo naprawdę. Nie jakieś głupie podejrzenia, nie moja paranoja. Zdradzał mnie. Z nią. Młodą, piękną, bezwstydną. A ja przez tyle miesięcy byłam ślepa jak kret.
Zrobiłam awanturę
Zanim się zorientowałam, moje ciało ruszyło samo. Otworzyłam drzwi altanki z hukiem, a skrzypnięcie zawiasów przecięło ciszę jak nóż. Oliwia aż podskoczyła, a Marek zbladł, jakby zobaczył ducha. Zamarli, z rozdziawionymi ustami, patrząc na mnie, jakbym była intruzem w ich małym, brudnym świecie.
– Nie przeszkadzam wam? Może wino wam przynieść? – rzuciłam jadowicie, czując, jak głos mi drży od gniewu.
– Karolina... To nie tak... – Marek wstał gwałtownie, wyciągając do mnie ręce, jakby tym jednym gestem chciał cofnąć czas, naprawić wszystko, co właśnie się rozsypało.
– Nie tak? – krzyknęłam, czując, jak w oczach pieką mnie łzy. – To nie tak, że trzymasz ją za rękę? Że patrzysz na nią tak, jak kiedyś na mnie? Że siedzisz tu z nią, kiedy ja w domu wariuję z samotności?!
Oliwia patrzyła na mnie z tym swoim sztucznym uśmiechem, jakby cała ta scena ją bawiła. Poprawiła włosy i założyła nogę na nogę, jakby była u siebie.
– Przyszłaś na herbatkę? – zapytała słodkim, ale złośliwym tonem.
– Ty... Ty bezwstydna małpo! – wybuchłam, a głos mi się załamał. – Co sobie wyobrażasz? Że możesz przychodzić do cudzego domu, do cudzego męża i rozsiadać się tutaj jak królowa?!
Marek próbował mnie złapać za ramiona, ale wyrwałam się z jego uścisku.
– Nie dotykaj mnie! – wrzasnęłam, a echo mojego krzyku odbiło się od ścian altanki. – To koniec, rozumiesz? Koniec!
Patrzyłam na niego, na nią, na ich dłonie, które jeszcze przed chwilą były splecione. Poczułam, że dłużej tu nie wytrzymam. Musiałam uciec, uciec od tego upokorzenia, od tego bólu, od tego, co zobaczyłam. Wybiegłam na dwór, a nocne powietrze uderzyło mnie chłodem, jakby chciało mnie obudzić z tego koszmaru.
Miałam mętlik w głowie
Sama nie wiem, jak daleko zaszłam. Szłam przed siebie bez celu, z głową pełną pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Noc była chłodna, cicha, tylko szum liści pod butami zagłuszał ciszę. Otarłam łzy rękawem swetra, ale zaraz znów pociekły, gorące i słone. Czułam, jak coś we mnie umiera, coś, co było moim światem przez tyle lat.
– Jak on mógł... – wyszeptałam sama do siebie, a głos zadrżał. – Jak mógł mnie tak oszukać?
W głowie miałam setki obrazów – pierwsze spotkanie z Markiem, nasz ślub, wspólne wieczory przy winie, wakacje nad morzem, nasze śmiechy i kłótnie. I teraz... to. Obraz jego ramion obejmujących Oliwię palił mnie pod powiekami jak żar.
– Czy on mnie kiedykolwiek kochał? – pytałam w myślach, czując, jak dłonie mi drżą. – Czy ja byłam dla niego tylko wygodą, a teraz... teraz znalazł coś świeżego, młodszego, bardziej ekscytującego?
Poczułam, jak złość miesza się z bólem, jak w środku rozdziera mnie na pół. To nie była tylko zdrada ciała. To było coś gorszego – zdrada wspólnych lat, zaufania, planów, marzeń. Stanęłam pod lampą, patrząc na swoje odbicie w szybie sklepu. Zmęczona twarz, podkrążone oczy, włosy w nieładzie. Czy tak teraz wyglądam? Jak ktoś, kogo można zastąpić bez słowa? Wzięłam głęboki oddech. Nie mogę tak dalej żyć. Nie mogę wrócić do domu i udawać, że nic się nie stało. Muszę coś zrobić. Cokolwiek.
Nie mogę na niego patrzeć
Wróciłam do domu późno w nocy. Drzwi do sypialni były uchylone, a światło w altance zgaszone. Marek już wrócił. Siedział na kanapie, patrząc przed siebie bez wyrazu, jakby nic się nie stało. A mnie w środku aż ściskało z bólu.
– Co... co teraz? – zapytałam cicho, ale w moim głosie było więcej złości niż łez.
Marek uniósł wzrok, zmęczony, jakby był ofiarą w tym całym dramacie.
– Karolina... ja... – zaczął, ale przerwałam mu, nie dając mu się wybielić.
– Nie waż się teraz tego tłumaczyć! – wrzasnęłam, a głos mi się załamał. – To nie był przypadek, Marek! To nie był moment słabości! Ty mnie zdradzałeś! Siedziałeś tam z nią wieczorami, kiedy ja czekałam na ciebie z kolacją, z głową pełną nadziei, że może w końcu porozmawiamy. A ty co robiłeś? Przesiadywałeś z nią w altance, śmiałeś się, dotykałeś...
– Karolina, posłuchaj mnie... To nie tak, jak myślisz...
– Przestań! – wrzasnęłam, a głos mi się załamał. – Nie rób ze mnie idiotki! Widziałam was! Słyszałam każde twoje słowo! "Nie chcę o niej myśleć"... To ja! Ja! – krzyczałam, a łzy lały mi się po policzkach jak strumienie.
Marek spuścił głowę, nie patrzył na mnie. Tylko siedział, jakby wszystko w nim już pękło.
– Nie wiem, co ci powiedzieć... – powiedział cicho.
– Nie musisz nic mówić – warknęłam, a potem odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do sypialni. Wyciągnęłam walizkę, wrzucałam do niej ubrania bez ładu i składu. Ręce mi drżały, serce waliło. Czułam, jak z każdym ruchem odcinam się od życia, które miałam przez lata.
Marek wszedł do pokoju i stanął w drzwiach, patrząc na mnie z rozpaczą.
– Nie odchodź, Karolina... Błagam...
Spojrzałam na niego przez łzy, ale w moich oczach nie było już błagania. Tylko chłód.
– Nie błagaj mnie, Marek. Błagać to mogłeś wtedy, kiedy jeszcze coś czułam. Teraz... teraz to już koniec.
Chwyciłam walizkę, minęłam go i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
Karolina, 41 lat
Czytaj także:
- „Teściowie się mną brzydzą, bo jestem rozwódką z dzieckiem. Ale czarę goryczy przelało coś zupełnie błahego”
- „Codziennie obowiązkowo dzwoniłam do teściowej. Nikt tego nie rozumiał, nawet mój mąż, ale ja miałam ważne powody”
- „W Dzień Dziecka eks przypomniał sobie, że ma syna. Prezentem chciał kupić jego miłość, ale czekała go niespodzianka”

