Reklama

Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają. Ale nikt nie mówi, że gdy już się przyciągną i zamieszkają razem, zaczynają się zgrzyty. Ja – romantyczka, ciepło, zapach wanilii. Michał – cisza, porządek, alergia na wszystko, co pachnie. A zwłaszcza na świeczki.

Kiedyś wierzyłam, że się dogramy. Że wystarczy miłość i kompromis. Że da się pogodzić jego nadwrażliwość z moją potrzebą przytulności. Ale po latach bycia razem odkryłam, że niektóre różnice nie łączą – tylko stopniowo oddalają.

Nasz salon – kiedyś pełen rozmów, dziś przypominał poczekalnię u dentysty. Jasne światło, zero zapachów, cisza. Ja czasem zapalałam waniliową świeczkę. „Tylko na chwilę” – mówiłam, jakbym się tłumaczyła przed samą sobą. Michał twierdził, że zapach go wkurza. Ja twierdziłam, że bez zapachu wkurza mnie życie. Nie sprzeczaliśmy się o to otwarcie. Po prostu... on przewracał oczami, ja udawałam, że tego nie widzę. I tak mijaliśmy się codziennie – obok siebie.

– Myślisz, że to się psuje? – zapytałam Anetę, moją przyjaciółkę, której żaliłam się coraz częściej.

– A ty czujesz, że jeszcze jesteście razem? – odparła.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Coraz trudniej było mi odróżnić kompromis od rezygnacji z siebie.

Gasłam jak ta świeczka

Zapaliłam świeczkę tuż przed jego powrotem. Waniliowa, moja ulubiona. Michał miał dziś wrócić później, ale musiałam... po prostu musiałam poczuć się przez chwilę jak w domu. Zrobiłam sobie herbatę, owinęłam się kocem. I przez moment było idealnie.

Drzwi trzasnęły wcześniej, niż się spodziewałam.

– Serio? – zapytał od progu. – Znowu to?

– Co? – udawałam zdziwioną, choć doskonale wiedziałam, o co mu chodzi.

– Przecież wiesz, że nie znoszę tego zapachu.

– To tylko świeczka, Michał. Nie rób dramatu.

– Dla ciebie to tylko świeczka, a dla mnie to gwarantowany zły humor. Wiesz o tym.

Zgasł entuzjazm. Zgasła świeczka. Ale nie zgasło napięcie.

– Ty nigdy nie potrafiłeś zaakceptować mnie takiej, jaka jestem – wyrzuciłam nagle, sama zaskoczona, że to powiedziałam.

– A ty uważasz, że twoje nastroje są ważniejsze od mojego samopoczucia! – rzucił.

Patrzyliśmy na siebie spod byka. On z teczką w ręku, ja z podkulonymi nogami na kanapie. Przez chwilę nie padło żadne słowo. Ale wszystko już zostało powiedziane. Poczułam, jak mi się trzęsą ręce. Przez jedną świeczkę. Przez głupi zapach wanilii. A może… właśnie nie przez nią?

Zaczęłam sobie przypominać, ile razy coś przemilczałam. Ile razy on wyszedł z pokoju, kiedy chciałam pogadać. Ile razy zrezygnowaliśmy z siebie – po cichu, bez kłótni. I teraz wszystko wybuchnęło. Przy tej jednej, małej świeczce. Może to nie ona była problemem. Może po prostu była ostatnią rzeczą, o którą jeszcze chciało mi się zawalczyć.

Ja chciałam to ratować

Cisza po kłótni była jak gruby, wilgotny koc rzucony na płonący ogień. Michał zamknął się w sypialni, ja siedziałam w kuchni. Przez cienką ścianę słyszałam szelest jego koszuli zakładanej na wieszak, skrzypienie łóżka, a potem długo – nic.

Rano zaparzyłam mu kawę. Po swojemu – bez cukru, z mlekiem sojowym. Postawiłam filiżankę na stole.

– Michał... chciałabym pogadać – powiedziałam cicho.

Usiadł. Spojrzał na mnie, ale jakoś obok.

– Okej – odparł.

– Może po prostu... potrzebujemy więcej rozmów, więcej bliskości. Może... jeszcze się da coś uratować?

– To nie o bliskość chodzi, Jagoda – westchnął. – My od dawna żyjemy obok siebie. Ta świeczka... to był tylko impuls. Moment, w którym nie mogłem już milczeć.

Poczułam, jak ściska mnie w żołądku. Zaczęło się naprawdę sypać.

Ale chcesz to naprawić? – zapytałam. W głowie miałam jeszcze wspólne wyjazdy, wspomnienia, nadzieję.

Spojrzał gdzieś w bok. Milczał.

– Michał? – ponagliłam.

Nie wiem, czy jest co naprawiać – powiedział w końcu. – I nie wiem, czy ja jeszcze umiem cię kochać.

To zdanie przebiło mnie na wylot. Czułam się, jakby odciął mi tlen. Nie spodziewałam się aż takiej rezygnacji. Odszedł, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Zostałam z zimną kawą i pytaniem, którego nigdy nie zadałam: „Kiedy zacząłeś się ze mną żegnać?”.

Te słowa mnie zmroziły

To był sobotni poranek. Michał myślał, że śpię. Z kuchni dobiegały ciche głosy – jego i Tomka, jego brata. Drzwi były lekko uchylone. Nie planowałam podsłuchiwać… ale słowa Michała zatrzymały mnie w miejscu.

– Nie wiem, Tomek. Już od dawna czuję, że to nie to – mówił.

– Myślałem, że się układało… – odpowiedział Tomek.

– Układało. Na papierze. Mamy wspólne konto, rachunki, mieszkanie. Ale w środku jestem pusty. I zmęczony tym udawaniem, że wszystko jest w porządku.

Zamarłam. Wstrzymałam oddech.

– Masz kogoś? – zapytał cicho Tomek.

– Nie, to nie o zdradę chodzi. Po prostu... od dawna czuję się jak gość w jej świecie. Ona kocha ciepło, zapachy, kolory. Ja tam tylko bywałem. Nawet ta cholerna świeczka... dla niej to zapach jak dom, dla mnie tylko cierpienie.

Serce biło mi jak szalone. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do kuchni.

– To ciekawe, że tak łatwo mówi się o rozpadzie czegoś, co kiedyś miało sens – powiedziałam zimno.

Michał odwrócił się gwałtownie, zaskoczony. Tomek próbował wyjść, ale zatrzymałam go wzrokiem.

– Słyszałam wszystko – dodałam.

– Jagoda… – zaczął Michał.

– Nie tłumacz się. Po prostu powiedz to wprost.

Przełknął głośno ślinę. Spojrzał na mnie. Tym razem prosto, bez unikania.

Chcę rozwodu.

Zgasłam. Nie krzyczałam. Nie płakałam. Tylko skinęłam głową i wyszłam z kuchni. Tamtego dnia przestałam zapalać świeczki. Bałam się, że już nigdy nie będę czuła ich zapachu tak samo.

Świeczka była tylko pretekstem

Nie pamiętam, jak dotarłam do Anety. Wiem tylko, że zadzwoniłam, a ona bez słowa podała mi kubek z gorącą herbatą i koc, jakby przeczuwała, że przyniosę ze sobą zimno.

To już koniec – powiedziałam.

– Z Michałem? – zapytała cicho.

Skinęłam głową.

– Powiedział, że chce rozwodu. Ale nie to bolało najbardziej. Najgorsze było to, jak spokojnie to powiedział. Jakby składał reklamację, a nie kończył małżeństwo.

Aneta usiadła obok i otoczyła mnie ramieniem.

– I co teraz?

– Nie wiem. Czuję pustkę. I absurd. Przez jedną świeczkę wszystko się rozpadło.

– Jagoda... – powiedziała, patrząc mi w oczy. – To nie świeczka go zniszczyła. Ona tylko pokazała, jak bardzo się od siebie oddaliliście.

Te słowa mnie zatrzymały. Cofnęły o kilka lat. Do chwil, kiedy nie mówiłam, że jest mi źle. Kiedy on, zamiast zapytać „co się dzieje?”, uciekał w pracę. Do wieczorów, kiedy siadałam sama przy stole, a on zasłaniał się zmęczeniem.

Zdałam sobie sprawę, że przez lata przyzwyczailiśmy się do bycia obok. Do wymieniania się obowiązkami, a nie uczuciami.

– Myślisz, że to moja wina? – zapytałam szeptem.

– Myślę, że oboje się zagubiliście. I zamiast się szukać – nauczyliście się siebie omijać.

Poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Tym razem nie z żalu, tylko z ulgi. Ktoś wreszcie powiedział prawdę, której bałam się wypowiedzieć na głos.

To także moja wina

Zadzwoniłam do Tomka kilka dni po tamtej rozmowie. Powiedział, że może się spotkać po pracy. Weszłam do tej samej kawiarni, w której Michał kiedyś oświadczył mi się z drżącymi rękami. Dziwnie było tu teraz siadać z jego bratem.

Tomek podniósł wzrok znad filiżanki, kiedy weszłam. Jego spojrzenie było miękkie, trochę zakłopotane.

– Dziękuję, że się zgodziłeś – zaczęłam.

– Jagoda, naprawdę... nie chciałem, żebyś to usłyszała. To nie była rozmowa, którą powinniśmy prowadzić w waszym domu.

– A może właśnie była? – wzruszyłam ramionami. – W końcu przez lata nie słyszałam już prawie nic, co myśli Michał. Potrzebuję zrozumieć. Czy on... od dawna planował odejście?

Tomek spuścił wzrok. Miałam wrażenie, że szuka słów, które mniej będą bolały.

On gasł powoli – powiedział w końcu. – Coraz częściej mówił, że czuje się nie na miejscu. Że wszystko w waszym życiu kręci się wokół ciebie, twoich potrzeb, nastrojów. A on... po prostu się wycofywał.

To zabolało. Ale słuchałam dalej.

– Michał nigdy nie chciał cię ranić. Ale przez lata... nie stawiał granic. Nie mówił, co go boli. Udawał, że wszystko jest dobrze. A ty – chyba nie widziałaś, że on znika.

Zaparło mi dech. Ile razy naprawdę patrzyłam na Michała, a ile razy tylko go mijałam?

– Myślisz, że było coś, co mogłam zrobić inaczej?

– Myślę, że oboje powinniście byli krzyczeć, zanim zaczęliście szeptać.

Zrozumiałam wtedy, że ten rozwód nie wydarzył się „nagle”. On się wydarzał latami – tylko cicho.

Teraz robię, co chcę

Rozwód przebiegł spokojnie. Podpisaliśmy papiery bez kłótni, bez awantur. Michał powiedział, że to lepsze dla nas obojga. Że nie chce wojny. Zgodziłam się. Ja też już nie miałam siły walczyć. Teraz mieszkamy osobno. Nie mamy dzieci, nie mamy psa, wielkiego majątku do podziału. Tylko wspomnienia. I ciszę między wiadomościami o rachunkach, które jeszcze przychodzą na wspólny adres.

W moim nowym mieszkaniu zapalam świeczki. Nie dlatego, żeby coś udowodnić. Tylko dlatego, że je lubię. Ich zapach nie denerwuje już nikogo. Czasem siadam na kanapie z herbatą, włączam cichą muzykę i patrzę, jak płomień drży. I myślę o tym, co się stało.

Nie wiem, czy byłam dobrą żoną. Może zbyt emocjonalną. Może zbyt zapatrzoną w siebie. Ale wiem, że Michał też był daleko – nawet wtedy, gdy siedział obok. Oboje nauczyliśmy się znosić siebie zamiast próbować zrozumieć. A może po prostu przegapiliśmy moment, kiedy można było jeszcze coś uratować.

Czasem czuję żal. Czasem tęsknię. Ale coraz częściej czuję ulgę. Już nie muszę udawać, że wszystko jest dobrze. I tylko zapach wanilii został jako wspomnienie. Jak ciepło, które kiedyś było między nami. Czasem to, co nas rozbija, nie krzyczy. Nie wali drzwiami. Nie rozdziera serca w jednej chwili. Czasem to tylko świeczka. I zapach, który mówi: „już nie jesteśmy razem”.

Jagoda, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama