„Mąż rozrzucał po domu brudne skarpety i liczył, że je posprzątam. To było gwoździem do trumny naszego małżeństwa”
„Weszłam do mieszkania i od razu potknęłam się o jego spodnie. Leżały rozwalone na środku przedpokoju. Kilka kroków dalej – koszulka. Szara, zmechacona, ta sama, w której zawsze oglądał telewizję”.

- Redakcja
Ludzie zawsze mówili, że tworzymy z Michałem dobraną parę. Tacy „porządni” – mawiali. Oboje po trzydziestce, pracujący, z kredytem na mieszkanie i zaufanym kotem imieniem Bazyl. Ja – marketingowiec, dość zorganizowana, empatyczna, typowa „ogarniaczka” wszystkiego. Michał – informatyk, spokojny, pragmatyczny, wiecznie z nosem w laptopie. Z zewnątrz wyglądało to wszystko bardzo dobrze. Były nasze weekendowe zakupy w Lidlu, poranki z kawą i krzyżówkami, wspólne wycieczki raz do roku – najlepiej tam, gdzie jest szybki internet i dobre jedzenie. Nie kłóciliśmy się o poważne rzeczy. Tylko o te niby drobne. I tylko ja się nimi przejmowałam.
Codziennie wracałam z pracy i patrzyłam na to samo – jego koszulki na podłodze. Spodnie porzucone w przedpokoju. Skarpetki, które miały trafić do kosza, ale jakoś zapomniał. Mówiłam o tym milion razy. Na początku spokojnie, z uśmiechem, później z lekkim wyrzutem. I coraz częściej z frustracją. Ale Michał zawsze reagował tak samo:
– Zaraz to sprzątnę, nie robię tego specjalnie.
Tyle że nigdy nie sprzątał. A ja – jak ta idiotka – w końcu podnosiłam i wrzucałam wszystko do kosza na pranie, żeby nie oszaleć.
Nie dbał o porządek
Weszłam do mieszkania i od razu potknęłam się o jego spodnie. Leżały rozwalone na środku przedpokoju. Kilka kroków dalej – koszulka. Szara, zmechacona, ta sama, w której zawsze oglądał telewizję. Spojrzałam w stronę salonu – Michał leżał na kanapie, z telefonem w dłoni. Nie podniósł wzroku, nie powiedział „cześć”.
– Ile razy jeszcze mam ci mówić, żebyś nie rzucał ubrań na podłogę? – powiedziałam stanowczo, ale nie krzyczałam.
– Boże, znowu zaczynasz? To tylko koszulka – mruknął i nawet nie spojrzał w moją stronę.
– Właśnie. Tylko koszulka – powiedziałam, czując, jak napływa złość.
Michał wzruszył ramionami i wrócił do telefonu. W gardle ścisnęło mnie tak mocno, że trudno było mi przełknąć ślinę. W głowie przewinęły się wszystkie nasze rozmowy, wszystkie „zapomniałem”, „już zaraz”, „nie rób afery”. Nie chciałam krzyczeć, ale czułam, że zaraz się rozpadnę.
Usiadłam na krześle w kuchni i wpatrywałam się w blat. Michał nic nie powiedział. Niczego nie podniósł. Wiedział, że się zdenerwowałam, ale nie ruszył się z miejsca. I wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może ja nie jestem już dla niego ważna. Bo jeśli komuś zależy, to nie ignoruje cię przez sześć lat. Nie patrzy z obojętnością, gdy stoisz w przedpokoju i próbujesz nie wybuchnąć.
Ona mnie rozumiała
Następnego dnia obudziłam się z ciężką głową. Michała już nie było. Zostawił kartkę na stole: „Będę później. Zostawiłem ci kawę. M.”. Nie miałam siły nawet się zdziwić. Nałam sobie tę kawę, usiadłam na sofie i przez dłuższą chwilę po prostu patrzyłam w okno. W głowie miałam pustkę i jedno zdanie, które ciągle się powtarzało: „To się nigdy nie zmieni”.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Kasi. Wiedziałam, że odbierze. Zawsze odbierała.
– No hej. Co się stało? – zapytała bez żadnych wstępów. Opowiedziałam jej wszystko
– To głupie, wiem, że to tylko spodnie…
– Natalia, przestań. Chodzi o to, że cię nie słucha. Od lat.
Zamknęłam oczy. Wiedziałam, że ma rację. Kasia zawsze mówiła prosto z mostu, ale nigdy nie raniła. Słuchała mnie przez te wszystkie lata, kiedy mówiłam, że Michał znowu nie umył po sobie naczyń. I zawsze mówiła to samo: „Albo coś zmienisz, albo będziesz żyć jego życiem”.
– Moja mama też tak miała – powiedziałam po chwili. – Tata nigdy nie pytał, co u niej. Nigdy nie pomagał. Ale została. Siedziała z nim do końca, bo tak było łatwiej. I nikt nie pytał, jak się z tym czuła. Nawet ja.
– Ty nie jesteś twoją mamą – powiedziała Kasia. – I nie musisz robić tego samego.
Potrzebowałam zmiany
Po rozmowie długo siedziałam na podłodze w sypialni. Wpatrywałam się w torbę podróżną pod łóżkiem. Była tam od wakacji, jeszcze nie rozpakowana do końca. Leżała w tym samym miejscu. Wyciągnęłam ją.
Zaczęłam się pakować: jedna para dżinsów, dwie bluzy, szczoteczka, ładowarka, dokumenty. Wszystko, co potrzebne na jakiś czas. Michał nie dzwonił, nie pisał. Jakby przeczuwał, że to wszystko to tylko kolejna farsa. Ale tym razem nie była. W głowie miałam już tylko jedno: nie chcę skończyć jak mama. Nie chcę zostać, bo tak jest wygodniej.
Minęły trzy tygodnie odkąd spakowałam torbę i wyszłam. Michał był zaskoczony, ale nie próbował mnie zatrzymać. Na początku wysłał kilka wiadomości. „Zastanów się”, „Może potrzebujesz przestrzeni”, „Pogadamy, jak ochłoniesz”. Później przestał pisać.
Zamieszkałam u siostry. Pomogła mi złożyć pozew rozwodowy. Miałam wrażenie, że robię to wszystko jakby obok siebie. Patrzyłam, jak długopis w mojej dłoni zostawia podpis na dokumentach, ale nie czułam, że to naprawdę ja. Nie było dramatycznego płaczu. Nie było wyrzutów. Tylko decyzja – taka, której się nie cofa.
Podjęłam decyzję
Spotkaliśmy się w kawiarni, niedaleko jego biura. Michał był spóźniony, jak zawsze. Usiadł naprzeciwko mnie. Chyba próbował wyglądać normalnie, może nawet trochę nonszalancko.
– Dostałem papiery – powiedział cicho, bez żadnego „cześć” czy „jak się masz”.
– Tak, wiem – odpowiedziałam.
– Naprawdę chcesz to zakończyć? Przez koszulkę?
Poczułam, jak coś się we mnie zaciska, ale nie pozwoliłam sobie na emocje. Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Nie. Przez sześć lat.
Zamilkł. Jakby dopiero wtedy coś do niego dotarło. Oparł się na łokciach i zakrył dłońmi twarz. Nie umiał spojrzeć mi w oczy. Wiedziałam, że nie zrozumie wszystkiego. Może nigdy. Ale po raz pierwszy nie próbował się bronić.
– Wydawało mi się, że jest okej między nami – powiedział po chwili.
– Tak, bo ja się starałam, żebyś tak myślał – odpowiedziałam.
Michał nie próbował mnie przekonywać, że mnie kocha. Nie rzucał się na kolana. Może naprawdę nie potrafił już walczyć, a może dopiero wtedy zaczął rozumieć, jak bardzo byłam przezroczysta w tym związku.
Nadal nie rozumiał
Gdy wychodziłam z kawiarni, obejrzałam się przez ramię. Siedział tam dalej, z pustym wzrokiem. I to był pierwszy raz, kiedy zobaczyłam w jego oczach coś więcej niż obojętność. Zobaczyłam lęk, ale już było za późno.
Mieszkanie u siostry było tymczasowe, ale spokojne. Ciepłe kolory ścian, zapach świeżo parzonej herbaty, dziecięce głosy z pokoju obok. Zupełnie inny świat niż ten, w którym żyłam z Michałem. Potrzebowałam tego – gwaru, codziennych rozmów, obecności.
Pewnego popołudnia poszłam odwiedzić mamę. Wiedziała, że coś się dzieje, ale nie naciskała. Zawsze była ostrożna, z dystansem do moich decyzji. Usiadłyśmy w kuchni. Podała mi herbatę i usiadła naprzeciwko.
– Nie chcę ci mówić, co robić – powiedziała. – Ale kiedyś żałowałam, że nie miałam odwagi…
Spojrzałam na nią długo. Na jej zmęczone oczy, zniszczone ręce, cichą postawę, która przez lata znosiła więcej, niż powinna.
– Wiem, mamo. I właśnie dlatego odeszłam – odpowiedziałam.
Nie rozmawiałyśmy długo. Ale to jedno zdanie wystarczyło. Miała łzy w oczach, ale nie płakała. Tylko przytaknęła głową i ścisnęła moją dłoń.
Natalia, 37 lat
Czytaj także:
- „Brat kpił ze mnie, że jestem skąpy. Tylko że teraz to on klepie biedę, a ja jeżdżę nowym kabrioletem”
- „Mój jedyny syn trzasnął drzwiami i zniknął na lata. Każdego dnia czekałem, aż znów usłyszę utęsknione: cześć, tato”
- „Opiekowałam się babcią, bo ją kochałam. Rodzina się wściekła, gdy zapisała mi fortunę w testamencie”

