Reklama

Ostatnie miesiące były dla mnie wyjątkowo trudne. Choć zawsze starałam się być wsparciem dla mojego męża, Filipa i dbać o nasz dom, zaczynałam czuć, że jestem w tym wszystkim zupełnie sama. Każdy dzień był jak niekończący się cykl obowiązków. Budziłam się rano, przygotowywałam śniadanie dla dzieci, odprowadzałam Julkę do przedszkola, a Michała do szkoły, a potem wracałam do pracy. Moja krawiecka maszyna stała się moim najbliższym towarzyszem.

Wieczorami, zamiast odpoczywać, dorabiałam, szyjąc dla sąsiadek i znajomych. Dni zlewały się w jedno, a jedynym, co mnie motywowało, były uśmiechy dzieci. Mimo wszystko często czułam, że wszystko robię źle. Zwłaszcza kiedy Filip wracał do domu, zmęczony i sfrustrowany, zawsze mając coś do powiedzenia na temat naszych wydatków.

– Dorota, znów kupiłaś jakieś przekąski dla dzieci? Przecież mówiłem ci, że musimy oszczędzać – narzekał niemal każdego wieczoru.

Czułam się wtedy, jakbym musiała tłumaczyć się z każdego wydanego grosza. Tymczasem nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że prawda była zupełnie inna.

Nic nie rozumiałam

Pewnego dnia, gdy wrzucałam do prania ubrania Filipa, z kieszeni jego spodni wypadł mały, zmięty paragon. Pochyliłam się, by go podnieść, i przyjrzałam mu się dokładniej. Moje serce zaczęło szybciej bić, kiedy przeczytałam, że był to rachunek z klubu, gdzie wydano spore pieniądze. Poczułam ukłucie w sercu. Może to tylko jakiś błąd? Filip rzadko wychodził gdziekolwiek poza pracę i czasami wizyty u kolegów.

Próbowałam to sobie jakoś wytłumaczyć, może nawet zapomnieć, ale wątpliwości nie dawały mi spokoju. Czułam się zdradzona i zraniona, choć jeszcze nie wiedziałam, co dokładnie się dzieje.

– Filip, co to jest? – spytałam go tego wieczoru, pokazując mu paragon.

– Ach, to pewnie jakiś stary rachunek. Może poszedłem z chłopakami na piwo i ja płaciłem, a potem się rozliczaliśmy... – odpowiedział niedbale, nawet nie patrząc mi w oczy.

Nie byłam przekonana. Do tego klubu na piwo? Za tyle pieniędzy? Czułam, że coś jest nie tak, a jego lekceważący ton tylko potwierdzał moje obawy.

– Myślisz, że nie widzę, ile pieniędzy wydajesz na swoje wyjścia? Ciągle tylko narzekasz na moje wydatki, a sam co robisz? – próbowałam utrzymać głos w spokojnym tonie, ale emocje brały górę.

– Przestań, Dorota. Po prostu wydaje mi się, że mogłabyś trochę przyoszczędzić na zakupach – odpowiedział, podnosząc głos.

Skończyliśmy rozmowę w milczeniu, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym, co się dzieje. Czy naprawdę byłam taka ślepa na to, co działo się w naszym domu?

Wszystko mnie przytłaczało

Mijały dni, a w mojej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa Filipa. Jego narzekania, przytyki i oskarżenia stały się codziennością, z którą trudno było mi sobie poradzić. Jednak paragon, który znalazłam, nie dawał mi spokoju. Mimo że Filip próbował zbagatelizować sprawę, czułam, że coś jest na rzeczy.

Pewnego wieczoru, kiedy siedziałam przy maszynie do szycia, zadzwoniła do mnie Magda, sąsiadka z piętra wyżej.

– Dorota, chciałam zapytać, czy mogłabyś skrócić mi sukienkę w tym tygodniu? – zapytała.

– Oczywiście, nie ma problemu, przynieś ją jutro, to się nią zajmę – odpowiedziałam automatycznie.

Po rozmowie zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam chwilę tylko dla siebie. Wszystko, co robiłam, kręciło się wokół dzieci, domu i pracy. A Filip... Filip zdawał się żyć w swoim własnym świecie, coraz bardziej odległym ode mnie.

Kiedy w piątek rano powiedział mi, że musi zostać dłużej w warsztacie, poczułam, że to okazja, aby przekonać się, co naprawdę robi w tym czasie. Przyszła mi do głowy szalona myśl, by go śledzić. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ale potrzeba poznania prawdy była silniejsza niż strach.

Zadzwoniłam do Magdy, prosząc ją, aby tego wieczoru zajęła się dziećmi. Na szczęście się zgodziła, nie pytając o powody.

– Dzięki, Magda, jesteś niezastąpiona – powiedziałam z ulgą w głosie.

Napisałam do Filipa, mówiąc mu, że spędzę wieczór na szyciu i nie będę dostępna, po czym udałam się w stronę warsztatu.

A jednak coś ukrywał

Zaparowałam szybę samochodu, siedząc w ciemnym rogu parkingu niedaleko warsztatu. Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie kłębiły się myśli pełne obaw i nadziei, że może wszystko to okaże się nieporozumieniem. Musiałam poznać prawdę.

Czekałam cierpliwie, a czas zdawał się ciągnąć w nieskończoność. W końcu drzwi warsztatu otworzyły się i zobaczyłam, jak Filip wychodzi z budynku, ubrany w znacznie ładniejsze rzeczy niż zwykle nosił do pracy. Moje serce zamarło.

Z trudem zachowałam spokój, gdy ruszył taksówką w stronę centrum miasta. Jechałam za nim w bezpiecznej odległości, a kiedy zatrzymał się przed klubem, w którym wydano pieniądze z paragonu, poczułam jakby ktoś wylał mi wiadro zimnej wody na głowę.

Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Filip wszedł do środka, a ja za nim. Po chwili zobaczyłam, jak siedzi przy barze, otoczony przez kilku kolegów i młode kobiety, z którymi się śmiał i rozmawiał, jakby zapomniał o całym świecie. Wyjęłam telefon i zrobiłam kilka zdjęć, nie wiedząc, co innego mogę zrobić.

Czułam się zdradzona, oszukana, a przede wszystkim zraniona. Łzy napłynęły mi do oczu, ale szybko je otarłam, starając się zachować zimną krew.

Wróciłam do domu, choć wszystko w środku mnie się buntowało. Wiedziałam, że muszę rozmówić się z Filipem, choć bałam się tej dyskusji jak nigdy dotąd.

Miałam na niego dowody

Czekanie na powrót męża było jednym z najtrudniejszych doświadczeń w moim życiu. Serce mi waliło, a myśli krążyły wokół tego, co mam mu powiedzieć. Chciałam być spokojna, opanowana, ale każde wspomnienie jego śmiechu w klubie budziło we mnie burzę emocji.

W międzyczasie zaczęłam pakować rzeczy męża. Nie widziałam innego wyjścia. Ja harowałam jak wół na nasze codzienne potrzeby, zajmowałam się wszystkich sama i tylko dostawałam za to po głowie. Natomiast mój mąż balował za swoją wypłatę w klubie. Tu nie było już co ratować.

W końcu usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Drzwi się otworzyły, a Filip wszedł do środka z zadowoleniem na twarzy, które zniknęło w momencie, gdy zobaczył mnie siedzącą z walizkami przy stole.

Co tu się dzieje? – zapytał, próbując zażartować, ale jego głos zdradzał nerwowość.

– Filip, co robiłeś do tej pory? – zapytałam cicho, starając się utrzymać kontrolę nad emocjami.

– Jak to co? – zapytał, rozglądając się wokół. – Reperowałem auto po godzinach.

– W tym stroju? – prychnęłam, wskazując na jego białą koszulkę i niemal nowe spodnie.

– Nie no, przebrałem się dla ciebie… – próbował żartować.

– Wiem, że kłamiesz. Wydajesz pieniądze na bzdury, zamiast na jedzenie i ubrania dla dzieci. Chodzisz sobie do klubu i na panienki! Tak traktujesz mnie i nasze dzieci – powiedziałam, pokazując mu zdjęcia na telefonie.

Zobaczyłam, jak jego twarz bladnie, a uśmiech zamiera. Wiedział, że został przyłapany, ale próbował jeszcze raz wykręcić się z sytuacji.

– Dorota, to tylko raz... – zaczął się tłumaczyć, ale przerwałam mu.

– Raz? Wiem, że to nie jeden raz. To nawet nie chodzi tylko o ten klub. Chodzi o to, jak mnie traktujesz. Jak mnie kontrolujesz i wypominasz każdy wydatek, a sam trwonisz nasze pieniądze na zabawę – głos mi drżał, ale musiałam dokończyć.

– Dorota, proszę... – próbował ponownie.

– Nie. Miałeś swoją szansę. Spakowałam ci rzeczy. Możesz się odezwać, kiedy naprawdę zrozumiesz, co zrobiłeś – powiedziałam, wskazując na walizkę.

Mąż stał nieruchomo, zdając sobie sprawę, że jego słowa już niczego nie zmienią. A ja wiedziałam, że muszę być silna, choć każda komórka mojego ciała krzyczała, że chcę płakać.

Wcale nie żałował

– Dorota, przestań się wygłupiać. Przecież wiesz, że wracam do domu zmęczony i potrzebuję się jakoś rozerwać. Ty nigdy tego nie rozumiesz – Filip syknął, podnosząc głos.

– Bawisz się kosztem rodziny? Nigdy nie nadawałeś się na męża i ojca. Teraz to wiem. Nigdy nie pytałeś, czy ja potrzebuję przerwy – mój głos brzmiał ostrzej, niż się spodziewałam.

– Ja muszę pracować całymi dniami! A ty tylko siedzisz w domu i zajmujesz się swoimi szmatkami. To chyba nie tak dużo, co? – odparł, zupełnie ignorując moje słowa.

To przeszyło mnie na wskroś. Nigdy nie czułam się tak wzgardzona. Nie poznawałam mojego męża. Moje ręce zaczęły drżeć, a ja miałam ochotę po prostu krzyczeć.

– Wiesz co? Może ja też powinnam zająć się tylko sobą. Może wtedy zauważysz, jak wiele dla ciebie robię – odpowiedziałam z determinacją, której nie spodziewałam się po sobie.

– Ty? Sama? Nie dasz sobie rady – rzucił, jakby to było coś oczywistego.

Te słowa tylko podsyciły mój gniew. Nagle wszystko, co kiedykolwiek czułam, spłynęło na mnie jak lawina.

Wynoś się stąd! Jeśli nie możesz zrozumieć, co oznacza bycie ojcem, to nie mam z tobą o czym rozmawiać – powiedziałam, wskazując na drzwi.

Filip patrzył na mnie z mieszaniną złości i niedowierzania. W końcu chwycił walizki i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Kiedy zamilkły jego kroki na klatce schodowej, opadłam na kanapę, wyczerpana kłótnią. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, że czeka mnie trudna droga, ale poczułam, jakby ciężar, który nosiłam na sercu, nagle się zmniejszył. Byłam wściekła, rozżalona, ale i... wolna.

I tak zaczęła się moja nowa codzienność. Wcale nie była prosta, ale przynajmniej sama decydowałam o przyszłości.

Wolę żyć bez kuli u nogi

Następnego dnia zachodzące słońce rzucało ostatnie promienie na pokój, w którym siedziałam, wpatrując się w pustą przestrzeń przed sobą. Cisza w domu była przytłaczająca, ale jednocześnie przynosiła ukojenie. Przez lata obawiałam się tego momentu, ale teraz, gdy nastał, czułam się inaczej niż myślałam.

Julka i Michał spali spokojnie w swoich pokojach, nieświadomi zmian, które właśnie zaszły w ich życiu. Wiedziałam, że muszę im to jakoś wytłumaczyć, ale to nie będzie dzisiaj. Dziś potrzebowałam tej chwili, by się zatrzymać i przemyśleć wszystko, co się wydarzyło.

Sięgnęłam po szkicownik, który leżał na stole. Był pełen starych projektów, marzeń o kreacjach, których nigdy nie miałam czasu zrealizować. Może teraz będę mogła do tego wrócić? Przypomniałam sobie, jak kiedyś, dawno temu, krawiectwo było moją pasją, a nie tylko sposobem na dorobienie do domowego budżetu.

Przypomniałam sobie również, że kiedyś miałam marzenia i plany, które były moje, a nie podporządkowane innym. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, że mam przed sobą przyszłość, która, choć niepewna, może przynieść coś dobrego. W głowie zaczęły się pojawiać pomysły na nowe projekty, a w sercu kiełkowała nadzieja na lepsze jutro.

Bez względu na to, jak trudna była ta noc, wiedziałam, że następnego dnia słońce znów wstanie. A ja wraz z nim, gotowa zmierzyć się z nową rzeczywistością. Wiedziałam, że przede mną niełatwa droga, ale nie byłam już sama – miałam siebie.

Dorota, 38 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama