Reklama

Mam na imię Klara. Mam 35 lat, dwójkę dzieci i – przynajmniej do niedawna – święty spokój. Tomasz był moją ostoją, zawsze punktualny, troskliwy, zawsze „kocham cię” na dobranoc. Byliśmy razem prawie dwanaście lat. Ludzie mówili, że jesteśmy parą idealną, a ja sama nieraz dziękowałam losowi, że trafiłam na mężczyznę, który nie chodzi po klubach, nie pije, nie gapi się na inne kobiety. Pracował, wracał do domu, bawił się z dziećmi, zamawiał pizzę i oglądał ze mną seriale, nawet jeśli go nudziły. Taki z niego był typ – „rodzinny”.

Jakieś pół roku temu wszystko się zmieniło. Telefon trzymał w kieszeni, a nie jak wcześniej – na stole. Wyjazdy służbowe, o których nie wspominał wcześniej ani słowem. SMS-y, których nie dało się przeczytać – wszystko zaszyfrowane, zablokowane, usunięte. Raz zapomniał hasła i wpadł w panikę. Powiedział, że to przez nową aktualizację. A potem był ten jeden wieczór. Telefon zawibrował, a Tomek był w łazience. Spojrzałam. Wiadomość: „Nie mogę przestać o Tobie myśleć”. Zdębiałam.

– Kinga – wyszeptałam do słuchawki następnego dnia. – Myślę, że Tomek mnie zdradza.

– A zauważyłaś coś dziwnego? Zmieniał ostatnio hasło w telefonie?

– Ciągle.

– Klara, facet, który nie ma nic na sumieniu, nie zmienia hasła co tydzień.

Chciałam poznać prawdę

Czekałam, aż dzieci zasną. Kolacja, bajka, mycie zębów – wszystko jak zawsze. Jakby nic się nie stało. Ale we mnie wrzało. Gdy Tomasz usiadł obok na kanapie z kubkiem herbaty, jakby nigdy nic, zapytałam spokojnie:

– Dostałeś wczoraj wieczorem wiadomość, prawda?

Uniósł wzrok znad ekranu. Zmarszczył brwi.

– Jaką wiadomość?

– „Nie mogę przestać o Tobie myśleć”. – Patrzyłam mu prosto w oczy. – Co to miało być?

Dosłownie zamarł. Przez ułamek sekundy nie oddychał, a potem teatralnie się zaśmiał.

– O rany, Klara. Serio? To pewnie znowu Michał. Robi sobie jaja, bo ostatnio się wygadałem, że Ty jesteś zazdrosna. To żart.

– Żart?

– No tak. Spam. Głupi tekst. Naprawdę myślisz, że pisałaby do mnie jakaś kobieta?

– Nie wiem, Tomek. Ale widziałam, jak drgnęła ci ręka, kiedy to powiedziałam.

Zaciął się. Spuścił wzrok. A potem wstał, jakby miał dość tej rozmowy.

– Naprawdę myślisz, że bym cię zdradził? Po tych wszystkich latach?

– Więc dlaczego tak reagujesz, gdy zadaję to pytanie?

Nie odpowiedział. Stał chwilę tyłem do mnie, potem wziął telefon ze stołu i wyszedł z salonu. Bez słowa. Zostawił mnie z tą samą ciszą, która ostatnio pojawiała się między nami zbyt często. Chciałam myśleć, że przesadzam. Że to może rzeczywiście głupi żart. Ale w jego oczach było coś, czego nie widziałam nigdy wcześniej. Strach. A może… poczucie winy?

Zaczęłam zbierać dowody

Przez kolejne dni chodziłam jak otępiała. Nie wspominałam już o wiadomości. On też nie wracał do tematu. Ale coś się zmieniło. Niby był, a jakby go nie było. Patrzył na mnie z dystansem, dotykał rzadziej, znikał na dłużej. Zaczął wcześniej wychodzić do pracy i później wracać. Raz usłyszałam, jak rozmawia przez telefon przy wodzie lecącej z kranu w łazience. Mówił cicho, ale wyraźnie.

– Spokojnie, wszystko pod kontrolą.

Zamknęłam oczy. Oddychałam powoli. I postanowiłam: sprawdzę jego kopie zapasowe. Stare nawyki z pracy w administracji – wiedziałam, gdzie szukać. I znalazłam. Wiadomości częściowo usunięte, ale fragmenty pozostały. „Nie mogę się doczekać, aż znów cię poczuję”, „Wciąż mam na ustach twój smak”, „Kiedy powiesz jej prawdę?”.

Siedziałam w kuchni, patrząc na ekran. Ręce mi się trzęsły. Z oczu leciały łzy, ale czułam się jak sparaliżowana. Nie mogłam wydać z siebie dźwięku. Tylko jedna myśl tłukła się w głowie: „To nie jest przypadek. To nie żart”. Zadzwoniłam do Kingi. Odebrała od razu.

– Wysłał jej wiadomość: „Wciąż mam na ustach twój smak”.

– O Boże, Klara… – zapadła cisza. – Już nie masz wątpliwości, prawda?

– Nie… – wyszeptałam.

On cię zdradza. Musisz to w końcu przyjąć do wiadomości.

– Nie jestem gotowa.

– A jesteś gotowa dalej żyć w kłamstwie?

– Nie wiem.

– Wolisz być zdradzana i udawać, że wszystko jest okej, czy dowiedzieć się prawdy i wreszcie odzyskać siebie?

Spojrzałam znów na wiadomość. Wciąż świeciła na ekranie telefonu. Miałam ochotę rzucić nim o ścianę. Ale zamiast tego zrobiłam zdjęcie. I kolejne. I jeszcze kilka.

Miarka się przebrała

Siedziałam w kuchni, udając, że czytam gazetę. Tomasz właśnie wrócił z pracy. Wszedł do mieszkania i pocałował mnie w czoło – odruchowo, bez czułości. Pachniał inaczej niż zwykle. Obcymi perfumami. Kobiecymi?

– Co tak cicho? Dzieci już śpią?

– Zasnęły szybko – odpowiedziałam, nie podnosząc wzroku.

Usiadł naprzeciwko i wyjął telefon. Odruchowo zablokował ekran, gdy zerknęłam w jego stronę.

– Dostałam dziś dziwną wiadomość – powiedziałam powoli. – Z nieznanego numeru. Ktoś napisał, że wie, co robisz po godzinach.

Dosłownie zbladł. Zamarł w ruchu, potem odchrząknął.

– Co? Jakaś bzdura. Pewnie jakieś głupie żarty. A może jakiś wkurzony klient.

– Naprawdę?

– No przecież to oczywiste. Ktoś nam zazdrości. Albo ktoś cię nie lubi. Wiesz, że takie rzeczy się zdarzają…

Mówił za szybko, zbyt płynnie. Jakby miał przygotowaną wersję na każdy możliwy scenariusz.

– A może ktoś wreszcie chce powiedzieć mi prawdę?

Tomek zmrużył oczy. Jego ton się zmienił. Już nie udawał spokojnego.

– Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?

– Nie muszę sobie wyobrażać. Słyszałam, jak rozmawiasz. Widzę, jak się zachowujesz. A te wiadomości? Myślisz, że nie wiem, jak wygląda ekran, kiedy z kimś flirtujesz?

– Przesadzasz. Oszalałaś?

Nie. Po raz pierwszy od dawna czułam, że odzyskuję kontrolę. Nie odpowiedziałam. Wstałam, podeszłam do szafki i wyjęłam laptopa. Kliknęłam w folder i pokazałam mu ekran. Jego wiadomości, jedna po drugiej. Nie powiedział nic, tylko patrzył. A potem wstał i bez słowa wyszedł z kuchni.

Powiedziała mi prawdę

Nie wrócił do rozmowy i przez dwa dni unikał mnie jak ognia. A ja tylko czekałam, żeby spojrzał mi w oczy. Żeby cokolwiek powiedział. Ale on milczał. I to jego milczenie bolało mnie bardziej niż jakiekolwiek wyznanie. W końcu nie wytrzymałam. Znalazłam numer kobiety, która pojawiała się w jego wiadomościach najczęściej. Była podpisana inicjałem „J.”. Ale kopia zapasowa pokazała pełen numer. Wpisałam go w wyszukiwarkę i wyskoczyło imię: Justyna.

Napisałam do niej. Krótko, bez patosu: „Chciałabym porozmawiać. Wiem o was”. Nie odpisała od razu. Ale po dwóch godzinach przyszła wiadomość: „Możemy się spotkać. Jutro. 17:00, kawiarnia na rynku”. W nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok. Rano zrobiłam dzieciom śniadanie jak zawsze. Tomasz siedział przy stole, przewijając coś w telefonie. Spojrzał na mnie, ale nie odezwał się ani słowem.

– Wychodzę po południu. Mam spotkanie – rzuciłam sucho.

– Jakie spotkanie?

– Z kimś, kto chce powiedzieć mi prawdę – odparłam i wyszłam z kuchni.

Kawiarnia pachniała wanilią i cynamonem. Justyna już tam była. Smukła, ciemne włosy, młodsza ode mnie. Patrzyła na mnie ze strachem i… współczuciem?

– Nie wiedziałam, że jeszcze ze sobą jesteście – powiedziała cicho, kiedy usiadłam naprzeciwko.

To mój mąż. Ale chyba nie tylko mój – odpowiedziałam beznamiętnie.

Rozmowa trwała pół godziny. Dowiedziałam się wszystkiego. Znali się z pracy, spotykali się od miesięcy. On mówił jej, że nasze małżeństwo to fikcja. Że mieszkamy razem tylko ze względu na dzieci. Kiedy wychodziłam z kawiarni, świat się chwiał pod stopami. Ale trzymałam się prosto. Bo już wiedziałam, co muszę zrobić.

Miałam dość kłamstw

Nie wróciłam od razu do domu. Poszłam na spacer, bez celu – nogi same mnie niosły. Gdy weszłam do mieszkania, Tomasz siedział w salonie z kubkiem kawy i włączonym telewizorem, choć nic nie oglądał. Usłyszał, jak przekręcam klucz. Nie ruszył się.

Rozmawiałam z Justyną – powiedziałam cicho, zdejmując płaszcz.

Zamarł. Nie spojrzał na mnie.

– Mówiła, że od miesięcy wmawiasz jej, że już nic nas nie łączy. Że jestem tylko... lokatorką.

Cisza.

– Masz mi coś do powiedzenia?

W końcu odłożył kubek, wstał powoli. Ale nie zbliżył się.

– Nie wiem, kiedy to wszystko się popsuło – powiedział w końcu.

Zaśmiałam się. Z goryczą.

– To się nie „popsuło”, Tomek. Ty to zniszczyłeś.

– Klara…

– Przestań – ucięłam ostro. – Nie próbuj przepraszać.

– Ale wiesz, że cię kocham.

Spojrzałam mu prosto w oczy. I po raz pierwszy od dawna zobaczyłam w nim kogoś obcego.

– Może kiedyś. Ale dzisiaj? Dzisiaj kochasz tylko siebie.

Poszłam do sypialni. Spakowałam jedną walizkę. Dzieci były u mojej mamy, zostawiłam im krótką wiadomość, że zobaczymy się rano. Tomasz stał w drzwiach, nie wiedząc, co zrobić. Jak chłopiec, którego przyłapano na kradzieży cukierków.

– Dokąd pójdziesz?

– Do kogoś, kto nie kłamie, kiedy mówi „kocham”.

Zabrałam walizkę i wyszłam. Za sobą zostawiłam ciszę, jego pusty wzrok i salon, który już nigdy nie będzie „nasz”.

Klara, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama