„Mąż przyrósł do fotela po swojej byłej. Kiedy tam siedzi, zapomina o całym świecie, w tym o mnie i o naszym małżeństwie”
„Usiadłam na kanapie, daleko od niego, i udawałam, że przeglądam telefon. Tak naprawdę jednak jedyne, co widziałam, to jego plecy. I ten przeklęty fotel, który stał między nami, jak pomnik kogoś, kogo nie dało się zapomnieć”.

- Redakcja
Nie zakochałam się w nim od razu. Tomek był inny niż wszyscy, których znałam wcześniej. Miał w sobie spokój, jakby już wszystko w życiu widział, wszystko przeżył. Trochę to było pociągające, a trochę przytłaczające. Pojawił się w moim życiu, gdy jeszcze nie wiedziałam, czego tak naprawdę szukam. I może właśnie dlatego z nim zostałam — bo miał w sobie stabilność, która kusiła, gdy wokół wszystko inne się chwiało.
Powiedział mi, że był wcześniej żonaty. Magda — tak miała na imię jego była żona. Zginęła młodo, w wypadku samochodowym, dwa lata przed naszym poznaniem. Tomek wspomniał o niej raz czy dwa, potem już nie wracał do tematu. Doskonale radził sobie z zamykaniem szuflad we własnej głowie. Ja niestety nie miałam do nich kluczy.
Gdy się wprowadziłam, fotel już tam był. Stary, z wysiedzianym siedziskiem, z zadrapaniem na drewnianym podłokietniku.
„Rodzinna pamiątka” – powiedział Tomek, jakby to miało wszystko wyjaśnić. Nie musiał jednak mówić nic więcej: po prostu było jasne, że to fotel Magdy. Nigdy nie pozwalał nikomu na nim siadać. Nawet mnie.
— To coś w rodzaju przyzwyczajenia — rzucił kiedyś mimochodem, gdy zapytałam.
Nie drążyłam. Na początku to nie wydawało się ważne, ale z czasem zaczęłam się czuć jak gość we własnym domu. Fotel był jak relikwia, trochę jak przedmiot zamrożony w czasie. I cokolwiek bym nie zrobiła, jakkolwiek bardzo bym się nie starała, nie potrafiłam po prostu być „u siebie”.
A potem coraz częściej łapałam się na tym, że nie chodzi tylko o sam fotel. Chodziło o całą naszą relację. O dystans, o jego nieobecne spojrzenie, o to, że czasem patrzył na mnie, ale widział kogoś innego. I że ja to czułam.
Usiadł w fotelu
— I jak było w pracy? — zapytałam, kiedy postawiłam przed Tomkiem talerz z gorącą zupą.
— Normalnie — burknął, nie podnosząc wzroku. Zrzucił marynarkę na oparcie krzesła i przeciągnął się, jakby przeszedł maraton, a nie wrócił z biura.
Usiedliśmy do kolacji, ale znów to ja mówiłam. O mojej szefowej, o nowym projekcie, o tym, że pani w warzywniaku się rozwodzi. Wyrzucałam z siebie jakiekolwiek słowa tylko po to, żeby w tym mieszkaniu było coś więcej niż cisza.
— Tomek, ty mnie w ogóle słuchasz? — odezwałam się w końcu.
Zerknął na mnie, jakby pierwszy raz zauważył, że siedzę naprzeciwko.
— Tak, tylko… Jestem zmęczony — odpowiedział z westchnieniem i wstał od stołu, nie kończąc nawet zupy. Sięgnął po książkę i bez słowa skierował się do salonu. Usiadł na fotelu. Tym fotelu.
Patrzyłam na niego przez moment z kuchennego progu. To był jego rytuał — zupełnie jakby co wieczór odprawiał cichy, prywatny pogrzeb. Książka była tylko zasłoną, bo on wcale nie czytał, tylko gapił się przed siebie, nieobecny.
Podeszłam do niego, stanęłam za oparciem, położyłam mu dłoń na ramieniu. Zadrżał.
— Nie teraz, Julia – rzucił szorstko, jakby dotknęłam czegoś świętego.
Zrobiłam krok w tył. W ciszy, która zapadła, usłyszałam własne myśli: „Dlaczego on mnie nie chce? Dlaczego ja nie mu nie wystarczam?”.
Usiadłam na kanapie, daleko od niego, i udawałam, że przeglądam telefon. Tak naprawdę jednak jedyne, co widziałam, to jego plecy. I ten przeklęty fotel, który stał między nami, jak pomnik kogoś, kogo nie dało się zapomnieć.
Kochałam... w pojedynkę
— I co, dalej ta cisza między wami? — Anka spojrzała na mnie ponad kubkiem kawy.
Siedziałyśmy w jej kuchni, jak zawsze wtedy, gdy musiałam się wygadać. Albo po prostu pobyć z kimś, kto nie patrzy poprzez ciebie, tylko na ciebie.
— Cisza... i fotel — odpowiedziałam z ironicznym uśmiechem. — Myślę, że gdyby dom się palił, to najpierw ratowałby ten fotel.
Anka się skrzywiła.
— Przysięgam, Julia, że gdybym była na twoim miejscu, dawno bym na tym cholernym tronie usiadła. Goły tyłek na świętość — dodała, wywołując u mnie półuśmiech.
Tylko że mnie wcale nie było do śmiechu.
— Nie wiem, Anka — mruknęłam. — Może ja przesadzam. Przecież to nie jest tylko mebel, nie? On ją stracił, to była wielka miłość...
— A ty czym jesteś? Plasterkiem na rany? Zapchajdziurą po tej idealnej zmarłej? — przerwała mi ostro. — Julia, on cię wpuścił do mieszkania, ale czy wpuścił cię do swojego życia?
Zamarłam. To pytanie zawisło między nami jak nóż.
— Nie wiem... — przyznałam cicho.
— No to się dowiedz — rzuciła twardo. — Przestań grzecznie klęczeć przy jego grobie, skoro on nie pochował przeszłości. Zrób coś. Usiądź na tym fotelu. Sprawdź, co się stanie. Może w końcu ruszy tyłek z emocjonalnej katatonii.
Przez chwilę milczałyśmy.
— On tam coś trzyma, wiesz? — powiedziałam w końcu. — Czasem, jak zmienia poszewki poduszek, robi to tak, jakby chował skarb.
— To się przekonaj, co to za skarb — zachęcała.
Tego wieczoru długo siedziałam w pustej sypialni. Gapiłam się w sufit i próbowałam nazwać to, co czuję. To nie była tylko złość, ale przede wszystkim rozczarowanie. Bo być może nigdy nie byłam jego pierwszym wyborem. Zrozumiałam, że kochałam... w pojedynkę. I wtedy podjęłam decyzję.
Nie byłam częścią jego świata
Tomek miał dyżur do późna. O dziewiętnastej wysłał mi wiadomość: „Nie czekaj z kolacją. Będę po dwudziestej trzeciej”. Siedziałam wtedy przy stole, z kubkiem herbaty, która już dawno wystygła. W pokoju było cicho, a fotel... no cóż, stał na swoim miejscu nienaruszony. Zasłonięty kocem w brązowo-beżową kratę, z poduszką z haftem w liście. Jego ołtarzyk.
Wstałam, zanim zdążyłam się rozmyślić. Szłam powoli, jakbym brodziła w wodzie. Każdy krok był ciężki. Jakby sam dom próbował mnie powstrzymać, jakby szeptał: „Nie ruszaj tego, co nie twoje”.
Ale ja już postanowiłam i w końcu to zrobiłam — usiadłam na fotelu. Ostrożnie, jakbym spodziewała się, że włączę jakiś alarm. Drewno zaskrzypiało, materiał poddał się pod moim ciężarem. Pachniało lawendą i kurzem. Serce łomotało mi na wysokości gardła. Przez chwilę siedziałam bez ruchu, a potem odsunęłam poduszkę.
Pod nią leżało kilka starannie ułożonych rzeczy: zdjęcie kobiety w niebieskiej sukience, z rozwianymi włosami i uśmiechem, który wbijał się w serce. Bilet do kina z datą sprzed lat, spinka do włosów i naszyjnik z drobnym, porcelanowym serduszkiem. A do tego kartka z zapisaną odręcznie dedykacją: „Na zawsze — M”.
To były ślady, symbole — jakby zbierał ją kawałek po kawałku i trzymał w tym jednym miejscu. Jakby chciał, żeby chociaż tu nadal była.
Poczułam, że coś się we mnie kruszy. Zamiast zazdrości był tylko tępy ból, bo nagle zrozumiałam, że ja nigdy nie byłam częścią jego świata. Że przez cały nasz związek mieszkałam w cieniu wspomnienia. W domu, którego duszą była ona.
Usiadłam z powrotem, ściskając w dłoni tę porcelanową zawieszkę. Może po raz pierwszy naprawdę byłam w tym fotelu, na miejscu Magdy. I wiedziałam, że to miejsce nigdy nie miało być moje.
Zapanowała absolutna cisza
Tego wieczoru nie włączyłam telewizora. Nie zapaliłam wszystkich lamp, jak zawsze, gdy czekałam na niego. Nie udawałam, że wszystko jest w porządku. Siedziałam w kuchni, w ciemności, z kubkiem zimnej herbaty i porcelanowym serduszkiem w dłoni. Kiedy usłyszałam przekręcany zamek w drzwiach, nie ruszyłam się z miejsca.
— Cześć — rzucił, zdejmując buty. — Przepraszam, że tak późno. Masz coś do jedzenia?
Wyszłam z kuchni bez słowa. W drzwiach salonu zatrzymałam się i powiedziałam tylko:
— Znalazłam zdjęcia. I bilet. I spinkę. Pod poduszką.
Tomek zamarł. Nie musiałam nic tłumaczyć, bo już wszystko wiedział. Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, jakby szukał w mojej twarzy zgody na to, co zrobił. Ale ja tylko stałam i czekałam. A potem on... usiadł. Oczywiście na tym samym fotelu. Jakby miał mu zapewnić jakąś ochronę.
— To były... tylko pamiątki — powiedział cicho, ale bez przekonania.
— Tylko? — powtórzyłam. — To jest wszystko, czego nigdy mi nie dałeś. Coś, co byłoby tylko nasze.
Nie odpowiedział.
— Cały czas trzymasz ją przy sobie — ciągnęłam. — W tym fotelu, w tych zdjęciach. W sobie. — Czułam, że głos mi się łamie. — A ja? Czym byłam? Kimś, kto miał załatać dziurę po niej?
Tomek opuścił głowę.
— Nigdy nie przestałem jej kochać — przyznał.
I wtedy rzuciłam pytanie, którego nie chciałam zadać, ale musiałam:
— A mnie? Kiedykolwiek mnie... kochałeś?
Zapanowała absolutna cisza. I właśnie to jego milczenie było głośniejsze niż jakiekolwiek wyznanie.
On mnie nie kochał
— I co teraz zamierzasz? — zapytała Anka jak zawsze bez ogródek. Siedziałyśmy na jej balkonie, pod kocem, z butelką wina.
Powiedziałam jej wszystko: o fotelu, o tym, co znalazłam, o milczeniu Tomka.
— Nie wiem — odpowiedziałam szczerze. — Czuję się... oszukana, chociaż on niczego nie obiecywał. Przynajmniej nie słowami.
— Bo nie trzeba nic mówić, żeby kogoś zranić – mruknęła. — Wystarczy nie kochać.
W głowie miałam tysiące myśli, ale żadna nie była konkretna. Tomek od dwóch dni próbował rozmawiać. Ale każde jego „przepraszam” było jak plaster na obtarte kolano. Zbyt mało i zbyt późno.
— Ja naprawdę nie chciałem cię zranić — powiedział wieczorem, kiedy stanął w drzwiach naszej sypialni. — Po prostu... potrzebowałem kogoś. Nie umiałem być sam.
— I znalazłeś mnie — rzuciłam gorzko. — A teraz nie wiesz, co z tym zrobić, prawda?
— Nie chcę cię stracić — zauważył.
Odwróciłam się do niego powoli.
— Tomek, ty mnie nigdy tak naprawdę nie miałeś — powiedziałam cicho. — Trzymałeś mnie obok, nie dopuszczałeś do siebie.
— Nie potrafię zapomnieć Magdy — powiedział to prawie szeptem.
Wyprostowałam się.
— A ja nie chcę już dłużej być tłem dla cudzego życia.
Popatrzył na mnie z bólem, którego kiedyś pewnie bym nie zniosła. Teraz jednak widziałam tylko to, co przez lata wypierałam: on mnie nie kochał. On mnie tylko potrzebował, a to nie to samo.
— Może kiedyś dasz jej wstać z fotela i odejść z tego domu — dodałam jeszcze, mijając go w drzwiach. — Ale mnie już tu nie będzie.
Zaczęłam od nowa
Wyprowadziłam się tydzień później. Spakowałam się w jeden wieczór: większość moich rzeczy i tak nigdy się tam nie zadomowiła. Pożegnałam się z sąsiadką, która nawet nie wiedziała, jak mam na imię. I z klamką, której przez lata nie mogłam się nauczyć zamykać bez szarpnięcia.
Nie zabrałam nic, co mogłoby być „nasze”. Bo nie było „nas”. Był tylko on i jego przeszłość. I ja: cicha, lojalna, coraz bardziej przezroczysta.
Fotel został tam, gdzie stał. Może wciąż pachniał jej perfumami. Może Tomek nadal siadał na nim wieczorami, z książką, której wcale nie czytał. Może nadal mówił do niej w myślach, a może... w końcu zrozumiał, że kochał cień, nie człowieka.
Ja zaczęłam od nowa. W małym mieszkaniu na parterze. Tam nie było duchów i rywalizacji ze zmarłymi, a tylko moje rzeczy. Czasem łapię się na tym, że tęsknię za tym, kim byłam przy nim: pełną nadziei kobietą, wierzącą, że wystarczy dążyć do ideału, by ktoś cię pokochał. Teraz już wiem, że to tak nie działa.
Magdy nigdy nie poznałam, ale jej obecność w tamtym domu była wyraźniejsza niż moja. Zrozumiałam, że to nie duchy są najgorsze, a życie z kimś, kto bardziej kocha przeszłość niż ciebie.
Tomek nigdy nie zadzwonił, ja też nie. Pewne rzeczy trzeba zostawić w spokoju i pozwolić, by w końcu przestały boleć.
Julia, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Sąsiad najpierw poskręcał mi taboret, a potem wspólnymi siłami przetestowaliśmy kanapę. Emerytura nie musi być nudna”
- „Byłam pewna, że w spadku po matce otrzymam mieszkanie. Nie wiedziałam, że nasz sąsiad od dawna miał na nie chrapkę”
- „Mój mąż okradł własne dziecko, żeby kupić prezent kochance. Myślałam, że nie upadnie tak nisko, ale było nawet gorzej”

