„Mąż przyłapał mnie, jak przeskakiwałam przez płot sąsiada. Ciągnął mnie do niego nie tylko zapach lawendy”
„Usiadłam na wiklinowym fotelu, otulona wiosennym powietrzem. Rozmawialiśmy długo. O książkach, o podróżach, o tym, co nas kiedyś cieszyło. W pewnym momencie nasze dłonie przypadkowo się zetknęły. Nie cofnęłam ręki od razu. Czułam, że powinnam wrócić do domu, ale nie chciałam”.

Codzienność stała się przewidywalna jak odliczanie sekund na zegarze. Każdy dzień wyglądał tak samo: pobudka, śniadanie, obowiązki domowe, samotne wieczory. Tomasz, mój mąż, był wiecznie zajęty pracą, a rozmowy z nim ograniczały się do krótkich wymian informacji. Nasze małżeństwo przypominało bardziej współlokatorstwo niż związek dwojga ludzi. Paweł wprowadził się do sąsiedniego domu kilka miesięcy temu. Na początku nie zwracałam na niego uwagi, ale z czasem zaczęliśmy rozmawiać przez płot. Był inteligentny, zabawny, intrygujący. Nieświadomie czekałam na te rozmowy – stały się one najciekawszą częścią mojego dnia.
Pierwsze spotkania były niewinne
Stałam przy rabatce z lawendą, wyciągając pojedyncze chwasty, gdy usłyszałam jego głos.
– Znowu walczysz z naturą? – zapytał z lekkim uśmiechem.
Podniosłam głowę. Paweł stał po drugiej stronie płotu, w ręku trzymał kubek z kawą. Przesiadywał często na tarasie ze swoim laptopem, ale miałam wrażenie, że równie często spoglądał w moją stronę.
– Próbuję udowodnić, że to ja tu rządzę – odpowiedziałam, strzepując ziemię z dłoni.
– I jak idzie?
– Przegrywam – westchnęłam teatralnie, a on się roześmiał.
Tak wyglądały nasze rozmowy. Niewinne, lekkie, pełne drobnych uszczypliwości. Paweł był inny niż Tomasz – patrzył w oczy, czekał na odpowiedzi, wydawał się naprawdę zainteresowany tym, co mówię. Może dlatego, kiedy któregoś wieczoru zaproponował, żebym usiadła na jego tarasie, zamiast stać przy płocie, zgodziłam się bez większego zastanowienia.
– To tylko herbata – dodał, jakby usprawiedliwiając mój wybór.
Usiadłam na wiklinowym fotelu, otulona wiosennym powietrzem. Rozmawialiśmy długo. O książkach, o podróżach, o tym, co nas kiedyś cieszyło. W pewnym momencie nasze dłonie przypadkowo się zetknęły. Nie cofnęłam ręki od razu. Czułam, że powinnam wrócić do domu, ale nie chciałam.
Byliśmy coraz bliżej
Zaczęłam spędzać więcej czasu w ogrodzie, nawet wtedy, gdy nie było nic do zrobienia. Chodziłam między grządkami, ścinając idealnie zdrowe kwiaty, tylko po to, żeby móc na niego zerkać. Paweł zwykle siedział na tarasie, z kubkiem kawy i laptopem, ale gdy tylko mnie zauważał, zamykał komputer i zaczynał rozmowę.
– Dziś wyjątkowo piękne światło – powiedział pewnego popołudnia, wpatrując się we mnie.
– Światło? – uniosłam brew, choć czułam ciepło na karku.
– Tak. Pada na ciebie dokładnie tak, jak powinno. Gdybym był malarzem, namalowałbym cię właśnie w tej chwili.
Zaśmiałam się, chcąc obrócić to w żart, ale czułam, że coś się zmienia. Te rozmowy już nie były zwyczajne. Nie były też tylko niewinną grą słów. Tomasz zaczął coś zauważać. Pytał, dlaczego ciągle jestem w ogrodzie, dlaczego tak często wyglądam przez okno. Był bardziej uważny, ale tylko przez chwilę. Po kilku dniach wrócił do swojego telefonu, laptopa, maili. A ja wróciłam do Pawła. Wieczorem znów usiadłam na jego tarasie. Długo rozmawialiśmy, aż w końcu powiedział cicho:
– Dawno nikt nie sprawił, że czułem się tak dobrze w czyimś towarzystwie.
Patrzyłam na niego w milczeniu, bo dokładnie to samo chciałam powiedzieć. A potem mnie pocałował. Serce waliło mi w piersi, ręce drżały, ale nie cofnęłam się. To ja byłam tą, która przedłużyła ten moment. Kiedy wróciłam do domu, Tomasz spojrzał na mnie uważnie.
– Czemu jesteś taka zamyślona?
– Nic, po prostu zmęczona – skłamałam.
Ale prawda była inna.
Miał słuszne podejrzenia
Tomasz zaczął mnie obserwować. Nie robił scen, nie zadawał niewygodnych pytań, ale czułam jego wzrok na sobie, gdy wieczorem wychodziłam do ogrodu.
– Nie za zimno na te spacery? – rzucił raz niby od niechcenia, ale jego spojrzenie było czujne.
Wzruszyłam ramionami.
– Lubię świeże powietrze.
Nie powiedział nic więcej, ale kilka dni później zobaczyłam, jak stojąc w oknie, przygląda się moim wieczornym wędrówkom. A ja naprawdę próbowałam przestać. Naprawdę chciałam być rozsądna. Tylko że rozsądek przegrywał za każdym razem, gdy Paweł się do mnie uśmiechał. Zamiast unikać spotkań, poszłam dalej. Już nie siedzieliśmy tylko na tarasie. Teraz przekraczałam próg jego domu. Siedziałam w jego salonie, na kanapie, która pachniała jego wodą kolońską.
Pewnej nocy, gdy przekradałam się przez ogród, miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie widzi. Nie oglądałam się za siebie. Ale Tomasz już wiedział. Tego samego wieczoru w łóżku długo nie zasypiał. Oddychał ciężko, jakby zbierał siły na to, co miało nadejść. A ja leżałam obok, patrząc w sufit, i zastanawiałam się, czy jeszcze potrafię go okłamać.
Nie mógł dłużej milczeć
Tomasz patrzył na mnie uważnie przez cały dzień. Czułam jego wzrok, gdy zmywałam naczynia, gdy układałam książki na półce, gdy w milczeniu jedliśmy kolację. W końcu nie wytrzymał.
– Co robisz wieczorami w ogrodzie? – zapytał, starając się brzmieć obojętnie.
Znieruchomiałam.
– Przecież mówiłam. Relaksuję się.
Tomasz odsunął talerz.
– Relaksujesz się... – powtórzył powoli. – Magda, myślisz, że nie widzę? Że nie wiem?
Serce zaczęło mi bić szybciej, ale wciąż grałam swoją rolę.
– O czym ty mówisz?
– Widziałem cię – jego głos nie był już spokojny. – Widziałem, jak przeskakujesz przez płot. Widziałem, jak znikasz w jego domu.
Zacisnęłam dłonie na kolanach.
– Tomasz...
– Po prostu powiedz prawdę – przerwał mi ostro. – Chcę ją usłyszeć z twoich ust.
Przez chwilę jeszcze walczyłam sama ze sobą, ale to było bez sensu.
– Tak – powiedziałam cicho. – Spotykam się z Pawłem.
Zapanowała cisza. Tomasz zacisnął szczękę i spojrzał w bok, jakby próbował nad sobą zapanować.
– To... – odetchnął głęboko. – To koniec naszego małżeństwa?
Nie odpowiedziałam od razu. Bo nie znałam odpowiedzi.
Mąż ode mnie odszedł
Spakował torbę w dziesięć minut. Stałam w drzwiach sypialni, patrząc, jak wrzuca do niej rzeczy bez zastanowienia.
– Nie musisz wyjeżdżać – powiedziałam cicho.
Tomasz parsknął śmiechem.
– Nie muszę? A ty musiałaś to zrobić?
Zacisnęłam usta. Nie miałam na to dobrej odpowiedzi.
– Gdzie pojedziesz?
– Do hotelu. Może do znajomych. Nie wiem.
Chciałam coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów. Dwie godziny później siedziałam w domu Pawła. Powiedziałam mu, że Tomasz już wie. Że wyjechał. Że nie wiem, co dalej.
– Chciałbym, żebyś została ze mną – powiedział Paweł. – Ale nie będę cię naciskał.
Wróciłam do pustego domu. Usiadłam na kanapie, patrząc przez okno. Ogród wyglądał tak samo. Tylko płot wydawał się teraz wyższy, jakby nagle stał się granicą między dwoma światami. Jedno było pewne – którąkolwiek stronę wybiorę, nic już nie będzie takie samo.
Pora na moją decyzję
Minęło kilka dni. Tomasz nie wrócił. Nie dzwonił, nie pisał. Zostawił mi tylko wiadomość: „Zastanów się, czego naprawdę chcesz”. Paweł też czekał. Nie naciskał, ale widziałam w jego oczach pytanie, którego nie zadawał wprost. Każdego dnia wychodziłam do ogrodu i patrzyłam na płot. Wcześniej wydawał mi się przeszkodą, teraz był symbolem wyboru.
Wieczorem usiadłam na tarasie z filiżanką herbaty. Sama. Przez chwilę wydawało mi się, że słyszę kroki Tomasza na żwirowej ścieżce, ale to był tylko wiatr. Może powinnam pobiec do Pawła. Może powinnam zadzwonić do Tomasza. Ale nie zrobiłam ani jednego, ani drugiego.
Tego wieczoru po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie na samotność. I po raz pierwszy poczułam, że może to właśnie jej potrzebuję najbardziej.
Magda, 32 lata
Czytaj także:
- „W Wielkanoc stał się cud – siostra mamy z zołzy zmieniła się w milutką ciocię. Wszystko przez słowa księdza proboszcza”
- „Mąż od lat kupował kochance drogie perfumy za nasze wspólne pieniądze. Teraz zostawię go bez grosza”
- „Rodzina na wsi chce, bym nosiła się jak zakonnica. Uważają, że krótka fryzura to nie stylizacja na Wielkanoc u babci”

