„Mąż przyjaciółki przyciągał mnie jak magnes. Wiedziałam, że to złe, ale nie żałowałam swoich decyzji ani przez chwilę”
„Kolejne dni były jak taniec na linie. Spotykaliśmy się w miejscach, które wydawały się niewinne: sklep z książkami, park, kawiarnia na rogu ulicy. Za każdym razem, kiedy widziałam jego twarz, czułam, że balansuję na granicy tego, co mogę, a czego nie powinnam robić”.

- Redakcja
Zawsze byłam ostrożna, przynajmniej tak mi się wydawało. Każdy, kto mnie znał, powiedziałby, że nie podejmuję decyzji pod wpływem impulsu, że analizuję każdy szczegół, przewiduję możliwe konsekwencje. A jednak tamtego popołudnia coś mnie napadło. Spotkałam Marcina przypadkiem w kawiarni, a wtedy on spojrzał na mnie tym swoim spokojnym wzrokiem i poczułam, że coś zaczyna się dziać.
Nie chodziło o miłość ani o fascynację; było w tym coś innego, bardziej niebezpiecznego, trochę zakazanego i… elektryzującego. Wiedziałam, że nie powinnam temu ulegać — w końcu był mężem mojej przyjaciółki. Przypominałam sobie jej opowieści, jej żarty o idealnym mężu, o tym, jak bardzo się na nim opiera i jak świetnie się razem dogadują. I właśnie dlatego nie mogłam przestać myśleć o nim inaczej.
„Sandra, opanuj się” — powtarzałam sobie w myślach, chociaż serce biło jak oszalałe. — „To nigdy nie może przerodzić się w coś poważnego”.
A mimo to, w tamtym momencie poczułam, że wszystko w moim organizmie temu przeczy. Że to, czego się obawiam najbardziej, stanie się nieuniknione.
Słowa padały jedno za drugim
Spotkaliśmy się przy ladzie w małej kawiarni, tej samej, w której zwykle bywała moja przyjaciółka. On siedział tam w ciemnym płaszczu, pochylony nad menu, jakby zupełnie nie zauważał ludzi wokół. A ja? Stałam kilka kroków dalej, czując dziwny ucisk w klatce piersiowej.
— Sandra? — usłyszałam swoje imię. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jego uśmiech.
— Cześć — odpowiedziałam z lekkim zawahaniem. — Nie spodziewałam się tu nikogo spotkać.
— Cóż, kawa przyciąga wszystkich, którzy potrzebują przerwy — mruknął, a w jego oczach pojawił się błysk, którego wcześniej nie dostrzegałam.
Staliśmy tak chwilę, prawie nic nie mówiąc, ale napięcie było wyczuwalne. W końcu zdecydowałam się na krok, który wcześniej wydawał się niemożliwy.
— Masz chwilę? — zapytałam, starając się, żeby mój głos brzmiał naturalnie.
— Jasne — odparł. — Chodźmy na zewnątrz, tu jest trochę ciasno.
Wyszliśmy na ulicę, gdzie chłodne powietrze trochę rozluźniło atmosferę.
— Muszę przyznać — zaczął — że też się tu ciebie nie spodziewałem.
— Nie dziwię się — przyznałam szczerze. — Zwłaszcza że… no wiesz… to wszystko...
— Tak, wiem — powiedział, uśmiechając się półgębkiem. — Ale to… wcale nie przeszkadza.
Zatrzymaliśmy się na moment, stojąc naprzeciw siebie. Słowa padały jedno za drugim, każde niebezpiecznie blisko prawdy, której nie powinniśmy wymawiać na głos.
Na chwilę zapanowała cisza
Kolejne dni były jak taniec na linie. Spotykaliśmy się w miejscach, które wydawały się niewinne: sklep z książkami, park, kawiarnia na rogu ulicy. Za każdym razem, kiedy widziałam jego twarz, czułam, że balansuję na granicy tego, co mogę, a czego nie powinnam robić.
— Sandra, musimy przemyśleć, dokąd to zmierza — powiedział pewnego popołudnia, gdy siedzieliśmy na ławce w parku. Liście opadały leniwie, a my chowaliśmy się w cieniu drzew.
— W porządku — przytaknęłam, chociaż serce biło mi jak oszalałe. — Co masz na myśli?
— To, co robimy… — powiedział, spoglądając na mnie z lekkim niepokojem — nie jest zwykłą przygodą. Może przerodzić się w coś, czego nie przewidzimy.
— Wiem — odparłam spokojnie, choć napięcie we mnie rosło. — Ale wiesz też, że nie mogę odpuścić.
— Nie chcę, żeby ktoś się dowiedział — mruknął, patrząc nerwowo na drzwi sklepu. — Ani ona, ani ktoś inny.
— Ja też nie — przyznałam, nachylając się lekko w jego stronę. — Ale czuję, że już nie mogę się wycofać.
Na chwilę zapanowała cisza, w której słyszałam jedynie szelest foliówek i rozmowy w tle.
— Sandra… — odezwał się w końcu, tym razem spokojnie. — Jeśli to się rozwinie, nie będzie odwrotu.
— Wiem — mruknęłam, patrząc mu w oczy. — I mimo to chcę spróbować.
Jego uśmiech był ledwo widoczny, ale w moim sercu wywołał małą burzę.
— W porządku — westchnął w końcu. — Spróbujmy razem. Powoli i ostrożnie.
— Zgoda — odpowiedziałam, uśmiechając się z lekką złośliwością. — Ale ostrzegam… to może być niezła jazda.
Wyrzuty sumienia przestawały się liczyć
Nasze kolejne spotkania były coraz częstsze, coraz mniej ostrożne, choć to balansowanie na krawędzi było wyjątkowo ekscytujące. Wpadliśmy na siebie w osiedlowym sklepie spożywczym. Przez chwilę wymienialiśmy jedynie spojrzenia między regałami, jakby świat wokół nas zniknął. Te spojrzenia, wymienione ukradkiem uśmiechy, gesty i zwykłe muśnięcia dłoni pozostały w mojej pamięci na długo.
Potem było spotkanie w parku w sobotnie popołudnie, gdzie dzieci biegały między drzewami, a ludzie leniwie spacerowali. Cisza między nami była gęsta, napięta, jakby każdy oddech mógł wywołać lawinę słów, których nie powinniśmy wypowiadać na głos. Nie mogliśmy być tu całkiem anonimowi, więc rozglądaliśmy się co chwila i sprawdzaliśmy, czy nie widać nigdzie znajomych twarzy. A gdy już się uspokoiliśmy, powróciliśmy do elektryzującego flirtu.
Parę razy było też mniej nietypowo — znaleźliśmy taki cichy motel pod miastem i spędzaliśmy tam godziny wykradzione z codziennego życia. Raz udało się też wpaść tam na cały weekend, gdy Alicja, moja przyjaciółka, a jednocześnie żona Marcina, wyjechała w delegację. Czasem... cóż, może było mi trochę głupio, ale w tych wszystkich chwilach, które z nim dzieliłam, zapominałam o wszystkim, a wyrzuty sumienia przestawały się liczyć.
— To wariactwo — powiedział mi Marcin, gdy wyszliśmy wtedy razem na balkon pokoju. — Potworne wariactwo.
— No — przytaknęłam, a potem przygryzłam wargę i spojrzałam na niego z ukosa. — I bardzo mi się podoba.
Kiedy obejmował mnie ramieniem i oboje spoglądaliśmy w pełną tarczę księżyca, zastanawiałam się, czy Alicja naprawdę niczego nie podejrzewa. Czy to ona była aż tak ślepa, czy my aż tak dobrze graliśmy. Ale ona uśmiechała się do mnie tak szczerze, wciąż opowiadała mi o wszystkim, co robiła i co było dla niej ważne... Poza tym, zawsze była bardzo szczera. Nie sądziłam, żeby akurat ona była zdolna udawać.
Nie mogę powstrzymać tej iskry
Minęło kilka tygodni od tamtego weekendu w motelu. Wszystko toczyło się powoli, w cieniu ostrożności i zakazanych emocji. Spotykaliśmy się teraz rzadko, wybierając miejsca, gdzie nie mogliśmy być zauważeni.
— Sandra… — odezwał się pewnego wieczoru, gdy rozmawialiśmy przez telefon. — Myślisz czasem o tym, co robimy?
— Czasem — przyznałam, czując ciepło w środku. — I wiesz co? Nie żałuję ani chwili.
— Naprawdę? — spytał, a w jego głosie pobrzmiewała ulga.
— Naprawdę — odparłam. — Bo choć wszystko jest skomplikowane, czuję się żywa.
— To… dobrze — mruknął. — Bo ja też nie potrafię odpuścić.
Rozłączyliśmy się, a ja została z myślami, które mieszały poczucie winy z ekscytacją. Wiedziałam, że to, co robimy, nie jest zwykłym romansem; jest wyborem, który zmieni nasze życie. Ale nie chciałam go żałować.
Wieczorem siedziałam przy oknie, patrząc na ulicę skąpaną w świetle latarni. W głowie miałam jego słowa i nasze uśmiechy w kawiarni. Czułam, że choć wszystko jest trudne, a konsekwencje mogą nadejść w każdej chwili, nie mogę powstrzymać tej iskry.
— Może to głupie — wyszeptałam do siebie — ale czasem warto ryzykować dla chwili, która naprawdę sprawia, że czujesz, że żyjesz.
I w tym momencie poczułam spokój. Wiedziałam, że choć droga przede mną jest kręta, podjęłam własną decyzję.
Sandra, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ciągle czekam na wnuki, ale moja synowa to pani wygodnicka. Nie chce mieć dziecka, bo zabraknie jej czasu na kosmetyczkę”
- „Zięć wydawał się czarujący, ale czułam, że to tylko pozory. Żerował na mojej córce, lecz ona miała klapki na oczach”
- „Prezenty na rocznicę od męża zawsze musiały być praktyczne. Gdy dostałam książkę kucharską, dałam mu nauczkę”

