Reklama

Codzienność. To niby takie zwyczajne słowo, a jednak mieści w sobie całe życie. Dzwonek budzika o 6:15, szybki prysznic, kawa z mlekiem i dwie kromki z serem. Potem biegiem do liceum, gdzie uczę języka polskiego. Lubię swoją pracę – nawet jeśli czasem uczniowie mnie doprowadzają do szału, to czuję, że to, co robię, ma sens.

Reklama

Nie poznawałam go

Z Markiem jesteśmy razem dziesięć lat. Małżeństwo może nie jak z bajki, ale zgodne. Mieliśmy swoje rytuały: śniadania w soboty, wspólne wieczory z planszówkami, niedzielne spacery po parku. On pracował w IT, głównie zdalnie – od czasu do czasu musiał jechać do biura, ale raczej rzadko. Kiedyś opowiadał mi, co robi – był dumny z projektów, z tego, że ogarnia rzeczy, których ja nawet nie próbowałam zrozumieć.

Od jakiegoś czasu jednak coś zaczęło się zmieniać. Najpierw nie zauważyłam. Marek wracał później, czasem mówił, że coś się przeciągnęło, że był problem z serwerami. Ale był jakiś inny. Unikał rozmów o pracy, a kiedy pytałam, co słychać w projektach, rzucał tylko: „To samo co zawsze, nuda”. Nie pamiętał o rocznicy naszego ślubu.

Najdziwniejszy był zapach. Kiedy go przytulałam po powrocie do domu, czułam coś chemicznego, jakby detergent. Pomyślałam, że może w biurze sprzątali, może miał kontakt z czymś, co tak pachniało. Ale z czasem to stało się regułą, a nie wyjątkiem.

Próbowałam się nie nakręcać. Może miał gorszy okres, może projekt idzie źle. Ale w środku czułam, że to coś więcej. Że coś się między nami przesunęło, popękało.

Chciałam znać prawdę

Tamten wieczór był spokojny. Marek siedział w kuchni, przeglądał coś w telefonie i popijał herbatę. Zawahałam się, ale w końcu usiadłam naprzeciwko niego.

– Marek… wszystko u ciebie w pracy w porządku?

Nie podniósł wzroku, tylko skinął głową i mruknął:

– Tak, wszystko jak zawsze.

– Bo… no nie wiem, jakoś jesteś ostatnio inny. Dużo pracujesz, wracasz późno, nie mówisz za bardzo, co u ciebie… – zaczęłam ostrożnie, ale już wiedziałam, że go to zirytuje.

Westchnął i spojrzał na mnie z półuśmiechem.

– Pracuję, czasem jestem zmęczony. Naprawdę musimy robić z tego dramat?

– Nie chodzi o to, żeby robić dramat – odpowiedziałam cicho. – Po prostu kiedyś opowiadałeś mi wszystko. A teraz mam wrażenie, że wraca do mnie ktoś obcy. Nawet pachniesz inaczej.

Uniósł brwi, jakby go to rozbawiło.

– Pachnę inaczej?

– No tak. Jakbyś pracował w sklepie z detergentami, nie w IT.

– Może sprzątaczka w biurze używa mocnych środków, nie wiem – wzruszył ramionami i zaczął zbierać talerze ze stołu.

– Nie zbywaj mnie – powiedziałam już ostrzej. – Widzę, że coś jest nie tak. Nie chcę cię oskarżać, tylko zrozumieć.

– Nie wszystko musi być wielką tajemnicą. Po prostu życie.

Patrzyłam, jak wychodzi z kuchni, jakby chciał uciec od rozmowy. Zostawił mnie samą, z herbatą i coraz większym niepokojem.

Nie mogłam uwierzyć

Siedziałam jeszcze długo, patrząc na pusty kubek i próbując złożyć wszystko w całość. Jego spóźnienia, rozkojarzenie, zapach, to, że przestał opowiadać o pracy. Nigdy nie był zbyt wylewny, ale teraz milczał całkiem. Może to kryzys, może coś zawalił i się boi? Albo, co gorsza, może po prostu mnie już nie traktuje jak tę, której się powierza swoje sprawy? Czułam się coraz bardziej bezradna. Nie chodziło o to, że coś ukrywał, tylko o to, że nie mówił mi nic.

Zaczęło się całkiem niewinnie. Szukałam w przedpokoju szalika, który gdzieś wcięło, i zerknęłam do szafy, gdzie Marek trzymał swoją torbę do pracy. Nie grzebałam w niej z zamiarem szpiegowania, po prostu była otwarta, a z niej wystawał jasnoniebieski kawałek materiału. Zmarszczyłam brwi i sięgnęłam ręką.

Wyciągnęłam roboczy kombinezon. Był wilgotny i pachniał mocno tym samym, dobrze już mi znanym, chemicznym zapachem. Na piersi widniało logo firmy i napis: „Serwis Porządkowy”.

Stałam przez chwilę z tym ubraniem w rękach, jakby to był jakiś żart. Ale przecież to była jego torba. Wiedziałam, że to nie przypadek.

Byłam zawiedziona

Usiadłam na kanapie, wciąż trzymając ten kombinezon, i czekałam, aż wróci. Kiedy wszedł do mieszkania, zamarł w progu, widząc mnie siedzącą z tym strojem na kolanach.

– Co to jest? – zapytałam spokojnie, choć w środku wszystko mi się trzęsło.

– Aga, ja… – urwał.

– Chciałam tylko wiedzieć, gdzie pracujesz. I chyba właśnie się dowiedziałam – powiedziałam, z trudem łapiąc oddech. – Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? Myślałeś, że cię zostawię, bo sprzątasz toalety?

– Nie… – odezwał się w końcu cicho. – Nie chciałem, żebyś patrzyła na mnie z litością.

– Litość? Przez dziesięć lat wszystko robiliśmy razem. Myślisz, że tak łatwo mnie zawstydzić? Że mnie obchodzi, co robisz, jeśli jesteś uczciwy?

– Aga, ja naprawdę chciałem ci powiedzieć, tylko… nie mogłem. Każdego dnia mówiłem sobie: „dzisiaj”, i potem znowu brakowało mi odwagi.

Pokręciłam głową, patrząc na niego z niedowierzaniem.

– A przez ten czas patrzyłeś mi w oczy i kłamałeś. Przez pół roku.

Nie odpowiedział, tylko stał, w progu, jakby sam nie wiedział, co teraz. A ja poczułam, jak cała ta historia zaczyna pękać we mnie – i że już nic nie będzie jak dawniej.

Wszystko wyznał

Przez kolejne dni unikaliśmy się jak obcy ludzie. Żadne z nas nie miało siły ani ochoty zaczynać rozmowy. W nocy Marek spał w salonie na kanapie, chociaż nic takiego nie ustaliliśmy. Po prostu tam się położył, a ja nie zaprosiłam go do łóżka.

Dopiero czwartego wieczoru usiadł naprzeciwko mnie przy stole. Miał podkrążone oczy, wyglądał, jakby nie spał od tygodnia. Trzymał kubek z herbatą, ale nie pił.

– Mogę ci w końcu powiedzieć wszystko? – zapytał.

Skinęłam głową.

– Straciłem pracę w październiku. Wyrzucili mnie, bo nie dowiozłem projektu. Byłem jednym z tych, których łatwo zastąpić. Nie chciałem cię martwić, więc udawałem, że nadal pracuję. Przez dwa miesiące siedziałem w kawiarni z laptopem, udając, że coś robię. Szukałem wtedy czegokolwiek, ale nikt nie chciał zatrudnić kogoś bez kontaktów. W końcu znalazłem firmę sprzątającą. Na początku myślałem, że to chwilowe, na przeczekanie. Ale potem zaczęły przychodzić rachunki, kredyt, raty. Nie miałem wyjścia. Codziennie mówiłem sobie, że ci powiem. I codziennie brakowało mi siły.

Mówił spokojnie, ale w jego głosie słychać było wstyd, jakby każde zdanie go bolało. Wpatrywałam się w drewno stołu, skupiając się na rysach, byle tylko nie poczuć, jak bardzo pękam w środku.

Wstydził się

– Nie chciałem cię zawieść. Ty zawsze byłaś silna, odpowiedzialna. Nigdy nie zawodzisz. A ja nie chciałem ci pokazać, że jestem słaby.

Zacisnęłam dłonie, żeby nie zaczęły mi się trząść. Głos miałam zdławiony, ale powiedziałam:

– Nie mogę ci wybaczyć, że mi nie zaufałeś. Że nie potraktowałeś mnie jak partnerki. To boli bardziej niż to, co robisz. Rozumiesz?

Wreszcie spojrzał na mnie. W jego oczach nie było łez. Była tylko pustka.

– Rozumiem.

I to właśnie najbardziej mnie przeraziło: że rozumie, że wie, co zepsuł i że może być już za późno, żeby to naprawić.

Nie chodziło o kombinezon, o kłamstwo, nawet nie o jego wstyd. Chodziło o to, że przez pół roku w naszym związku było coś ważniejszego niż my – jego strach. I że ten strach wygrał z nami.

Teraz nie byłam już pewna niczego.

Reklama

Agnieszka, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama