Reklama

Henryk od zawsze był bardzo eleganckim człowiekiem. Przed laty to właśnie tym mnie urzekł. Poznaliśmy się podczas lokalnego festynu. Oboje byliśmy świeżo po maturze. Ja planowałam studia na swojej ukochanej filologii polskiej. Od zawsze uwielbiałam czytać i zaplanowałam pracę nauczycielki. On odrabiał staż w miejscowym urzędzie pocztowym. Jego mama była tam naczelniczką i znalazła synowi zajęcie na okres wakacji.

Reklama

Mężczyzna jak z obrazka

– Po wakacjach zostaję na poczcie. Wiesz, przyszedł czas, żeby wreszcie dołożyć się rodzicom do utrzymania. Przez rok odłożę nieco i pójdę na studia zaoczne – planował, a mnie zaimponował jego zdrowy rozsądek.

Ale nie tylko jego poważne podejście do życia mi się spodobało. Na tle swoich kolegów wyróżniał się także eleganckim wyglądem. Wytarte spodnie i rozciągnięte swetry, które stanowiły dyżurny strój moich kolegów z licealnej klasy, u niego nie wchodziły w grę. Zawsze prezentował się nienagannie. Idealnie odprasowane koszule, spodnie w kant, dobrze skrojone marynarki. Zachwycił tym nawet moją mamę, która polubiła go od pierwszego wejrzenia.

– Bożenka, trzymaj się tego chłopaka, bo po nim widać klasę – widziałam, że nie mogła się doczekać, żeby skomentować wygląd mojego gościa, który po raz pierwszy odwiedził mnie wtedy w domu. – Gdyby ojciec tak wyglądał na co dzień, to przysięgam, że bym go ozłociła – mama od zawsze lubiła eleganckich i dostojnie wyglądających mężczyzn, jak ich nazywała.

Od dziecka widziałam, ile wysiłku wkłada w to, żeby ojciec podczas rodzinnych wyjść prezentował się nienagannie. Jako mechanik na co dzień chodził głównie w swoich dyżurnych ogrodniczkach na szelkach i z rękami umazanymi smarem, co doprowadzało ją do szału. Podczas rodzinnych niedzielnych spacerów starała się motywować go do założenia wyjściowej koszuli i marynarki. Doskonale pamiętam, że przechodzili o to prawdziwe boje, a i tak tata zawsze wymigał się od krawata, a rękawy perfekcyjnie wyprasowanej koszuli najczęściej podwijał, twierdząc, że tak mu wygodniej. Nic więc dziwnego w tym, że matka niemal zakochała się w swoim przyszłym zięciu, chwaląc go za nienaganny szyk i poszanowanie kobiecej pracy związanej z praniem oraz prasowaniem.

Mąż sam prasował sobie koszule

Ślubny garnitur i lakierki mój przyszły mąż wybierał staranniej niż ja swoją wymarzoną suknię. Oczywiście mówię to z lekkim przymrużeniem oka, ale Heniek naprawdę dbał o swój wygląd w czasach, gdy wcale nie było to takie oczywiste. Przed laty w Polsce wystarczyło, że mężczyzna chodzi ogolony i nie przypomina z wyglądu bezdomnego. O wizytach u kosmetyczki, piłowaniu paznokci, maseczkach na twarz czy wybieraniu modnych spodni rurek nie było wtedy mowy. Wydaje mi się, że dopiero pokolenie moich wnuków naprawdę się zmieniło i nastoletni chłopcy w równym stopniu dbają o wygląd, co dziewczęta.

Henryk przez kolejne lata nie zrezygnował jednak ze swojego wizerunku. Z poczty przeniósł się do urzędu gminy. Przed laty urzędnicy w prowincjonalnych miasteczkach byli postrzegani jako swoista elita. Tam nikt nie wyobrażał sobie, żeby przyjść do pracy ubranym na sportowo. Mój mąż pozostał więc wierny swoim ukochanym koszulom i garniturom, które stały się czymś w rodzaju jego uniformu. Sam prasował swoje rzeczy. Początkowo rozkładał się z kocem na dużym stole w salonie. Później dorobiliśmy się deski do prasowania, co ułatwiło mu zadanie.

To wieczorne prasowanie zamienił w swoisty rytuał. Choćby się waliło i paliło, koło dwudziestej rozkładał się z żelazkiem i szykował sobie strój na kolejny dzień do pracy. Czasami nawet złościłam się na ten jego pedantyzm. Nie można było zaplanować nawet wspólnego wieczoru filmowego, bo on nie chciał zrezygnować ze swojego przyzwyczajenia ani zmienić jego godzin. Nigdy nie zapomnę, gdy w czasach, gdy nasze dzieci były jeszcze małe, odwiedziła mnie koleżanka. Akurat były wakacje, długo było jasno, dlatego wpadła dopiero koło dwudziestej. Przyniosła ze sobą kawałek sernika.

– Wczoraj upiekłam, to z przepisu mojej babci. Spróbuj, naprawdę jest pyszny – z Madzią znałyśmy się jak przysłowiowe łyse konie, dlatego w moim domu czuła się niczym u siebie.

Jej syn pobiegł do pokoju naszych bliźniaków, a my z kubkami herbaty i talerzykami z ciastem powędrowałyśmy do salonu. I wtedy moja przyjaciółka po raz pierwszy zobaczyła Henryka przy desce do prasowania. Wiem, że dzisiaj byłoby to coś normalnego. Ale wtedy mężczyźni nie garnęli się do babskich prac, dlatego Magda przeżyła szok.

Koleżanki mi zazdrościły

Nic się nie odezwała, ale widziałam, że zrobiła wielkie oczy na widok mojego męża skrupulatnie przygładzającego materiał.

– I on tak codziennie? Sam szykuje sobie ubrania do pracy? – wyszeptała, gdy Henryk skończył i poszedł do łazienki się kąpać.

– Jasne. Heniek prasuje lepiej ode mnie, dlatego podczas ważniejszych wyjść sama podrzucam mu swoje bluzki i marynarki – parsknęłam śmiechem, widząc jej wielkie oczy i zdziwioną minę.

Dlaczego o tym wszystkim opowiadam? Ano, dlatego że teraz mój mąż zupełnie się zmienił. Ten elegant, zawsze nienagannie ubrany, pachnący dobrymi perfumami, z równiutko przyciętymi włosami i wypastowanymi butami, zupełnie skapcaniał. Niegdyś robił niesamowite wrażenie na wszystkich imprezach. Wesela, składkowe sylwestry, bale karnawałowe w pracy, komunie… Heńka zazdrościły mi wszystkie obecne kobiety użerające się ze swoimi podpitymi mężami. On zawsze dbał nie tylko o idealny garnitur, ale i dobre maniery. Całował panie w rękę, rozbawiał je rozmową, prosił do tańca. Eh, co to były za czasy.Sama nie mogę uwierzyć, że człowiek może aż tak się zmienić. A wszystko zaczęło się, gdy przeszedł na emeryturę. Jesteśmy w jednym wieku, dlatego ja już jakiś czas temu skończyłam karierę w szkole. Dostałam jednak propozycję prowadzenia zajęć w domu kultury, na którą chętnie się zgodziłam.

– Dzieci są już dorosłe, wnukami ma się kto zająć. Siły i zdrowie jeszcze mam, nie ma więc sensu, żebym siedziała w domu. Na seriale, krzyżówki i spacery do pobliskiego warzywniaka przyjdzie jeszcze czas – na wpół żartem, na wpół poważnie, tłumaczyłam przed kilku laty Henrykowi.

– Pewnie, pewnie. Jeśli to cię ma uszczęśliwić, to nie ma sensu, żebyś udawała obłożnie chorą staruszkę – puścił do mnie oko i pogratulował nowej posady.

W domu kultury odnalazłam się znakomicie. Wprawdzie miałam tam jedynie pół etatu, ale chętnie uczestniczyłam w organizacji różnych lokalnych imprez, konkursów dla dzieci, spotkań ze znanymi autorami, wycieczek. Zawsze lubiłam być w ruchu, dlatego w tym miejscu byłam w swoim żywiole i wcale nie odczuwałam, że jestem sporo starsza od swoich kolegów i koleżanek w pracy. Zwłaszcza, że w wielu naszych wydarzeniach chętnie uczestniczyli także seniorzy.

Na emeryturze mąż zasiedział się w domu

Myślałam, że po przejściu męża na emeryturę, namówię go, żeby zaangażował się w nasze projekty. Mieliśmy kółko szachowe, organizowaliśmy wyjazdy na basen dla seniorów, wycieczki. Byłam święcie przekonana, że na pewno znajdzie coś dla siebie, pozna nowych znajomych i wspólnie będziemy aktywnymi dziadkami. Tak właśnie nas nazywałam, śmiejąc się często do naszych dzieci.

Okazało się jednak, że Heniek miał zupełnie inne plany.

– Już wystarczająco wstawałem równo z budzikiem do urzędu i użerałem się przez cały dzień z ludźmi – powiedział, gdy próbowałam go przekonać do zapisania się do naszego kółka szachowego. – Teraz czas, żeby nieco odpocząć.

Odpuściłam. Przecież nie ma sensu nikogo do niczego zmuszać, prawda? Mąż osiadł więc w domu, na nowo odkrywając uroki telewizji. Gdy ja wychodziłam jeszcze spał, gdy wracałam, siedział przed ekranem, wpatrując się w kolejny odcinek jakiejś tureckiej telenoweli. Kiedy zauważyłam, że coś jest nie tak? O wiele za późno. Zajęta swoimi własnymi sprawami, nie zwróciłam uwagi na to, że Heniek zwyczajnie kapcanieje w oczach. Dopiero wiosną doszłam do wniosku, że moglibyśmy wspólnie zacząć jeździć na rowerze. W naszym domu kultury planowaliśmy również kilka ciekawych wycieczek po okolicy, na które chciałam zabrać męża.

I co się okazało? Nie tylko stanowczo odmówił, ale i zauważyłam, że ten elegancki mężczyzna już dawno przestał przypominać siebie. Nie, nie chodzi mi o to, że się postarzał, bo to jest normalne. Sama już dawno nie wyglądam jak w czasach młodości. Zmarszczki, siwizna i dodatkowe kilogramy zrobiły swoje. Tylko, że ja staram się o siebie dbać. A Heniek zupełnie się zapuścił. Tak bardzo, że doszłam do wniosku, że z nim zwyczajnie jest wstyd wyjść na ulicę.

Nawet Krystyna, koleżanka ze szkoły, z którą razem pracowałyśmy przez lata, to zauważyła. W końcu pamiętała Heńka w jego dawnym wydaniu. Gdy nas odwiedziła w domu, przeżyła szok. Nic nie mówiła, ale widziałam, jak na niego zerka spod oka. Mój mąż był nieogolony, włosy już od dawna domagały się fryzjera, a wyciągnięty dres był przetarty na kolanie. W duecie z rozklapanymi kapciami, które towarzyszą mu na co dzień, wygląda niczym obraz nędzy i rozpaczy. Nie mam pojęcia, co nim kieruje, że w ogóle nie widzi tego, jak teraz wygląda. I to on. Taki elegant, który niegdyś chodził do fryzjera częściej ode mnie.

Nie mam pojęcia, jak mam go zmotywować do zmian, bo na każde moje wspomnienie o zmianie, gorąco protestuje. Co się porobiło z tym moim mężem? Jak ta emerytura działa na człowieka. Chyba naprawdę muszę znaleźć mu zajęcie poza domem, bo tak dalej być przecież nie może.

Bożena, 65 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama