„Mąż przestał mnie zauważać, więc to ja zauważyłam faceta z ekipy remontowej. Szybko pożałowałam”
„Był jeden z tych cichych poranków, gdy świat wydawał się jeszcze pogrążony we śnie, a ja siedziałam w kuchni z filiżanką kawy, czekając na przyjazd ekipy remontowej. Gdy Marcin z kolegą weszli do domu, poszłam do łazienki, by omówić plan pracy na dzisiaj. Nagle, przez niedomknięte drzwi, usłyszałam ich rozmowę”.

Siedziałam w kuchni, nasłuchując cichego stukania deszczu o szyby. Piotr, mój mąż, siedział w salonie, pogrążony w lekturze gazety, zupełnie jak co wieczór. Monotonia tych dni stawała się nie do zniesienia, a ja, choć nie byłam osobą skłonną do impulsywnych decyzji, czułam coraz większe pragnienie zmiany. Brakowało mi emocji, a może po prostu bliskości, którą kiedyś dawał mi Piotr.
– Aniu, czy możesz mi podać pilota? – zapytał Piotr, nie podnosząc wzroku znad gazety.
Westchnęłam, podając mu pilota, i wróciłam do swoich myśli. Od dłuższego czasu zastanawiałam się, jak wprowadzić choć odrobinę świeżości do naszego życia. Remont łazienki, który planowałam od miesięcy, wydawał się być idealną odskocznią od codzienności. Coś, co mogłam nadzorować i kontrolować.
Coś, co mnie na chwilę zajmie
W głowie analizowałam każdy szczegół planowanego remontu. Wiedziałam, że to tylko łazienka, ale dla mnie to była szansa, by poczuć się potrzebną i zaangażowaną w coś, co nie było tylko szarym tłem codziennej rutyny. Chciałam poczuć, że żyję.
– A może pojechalibyśmy na weekend nad morze? – zasugerowałam, starając się przebić przez codzienną rutynę.
Piotr tylko wzruszył ramionami, zamykając gazetę.
– Wiesz, że teraz mam dużo pracy. Może kiedy indziej, Aniu.
I znowu, ta sama odpowiedź, ta sama wymówka. A ja coraz bardziej odczuwałam potrzebę zmian. Przeprowadzając remont, miałam nadzieję na coś więcej niż tylko nową łazienkę. Może poczułabym się lepiej, może znalazłabym w tym odrobinę zapomnienia.
Pierwszego dnia remontu obudziłam się wcześniej niż zwykle, podekscytowana nowym projektem. Ekipę remontową prowadził Marcin, młody mężczyzna z uroczym uśmiechem i pewnością siebie, która zdawała się przyciągać uwagę każdego w pokoju.
– Dzień dobry, pani Anno! Gotowa na zmiany? – zapytał z szerokim uśmiechem, gdy wchodziliśmy do łazienki, by omówić szczegóły projektu.
Starałam się zachować profesjonalizm, ale nie mogłam nie zauważyć, jak jego oczy błyszczały podczas rozmowy. Wydawało się, że potrafił mówić o płytkach z taką pasją, jakby opowiadał o najnowszym filmie, a nie o remoncie łazienki.
– Myślę, że ten wzór będzie idealny – powiedziałam, wskazując na jedną z próbników płytek. – Co pan sądzi?
– Świetny wybór, ale jestem pewien, że cokolwiek pani wybierze, będzie wyglądało fantastycznie – odparł, a jego spojrzenie sprawiło, że poczułam ciepło na policzkach.
Nasze rozmowy od początku miały lekki, żartobliwy ton, ale nie mogłam zaprzeczyć, że jego uwaga zaspokajała potrzeby emocjonalne, których brakowało mi ze strony Piotra. Próbowałam trzymać dystans, tłumacząc sobie, że Marcin jest po prostu przyjaznym człowiekiem, a jego zachowanie jest niewinne.
– No dobrze, zabieramy się do pracy – powiedział wreszcie, a ja poczułam, że ten remont może być czymś więcej niż tylko zwykłą przebudową łazienki.
W głowie toczyłam walkę z pokusą
Racjonalizowałam jego zachowanie jako niewinny flirt. Marcin potrafił w jednej chwili sprawić, że zapominałam o rutynie i problemach. Wiedziałam, że to niebezpieczne, ale jednocześnie czułam się ożywiona jak nigdy dotąd.
Flirt między mną a Marcinem stopniowo nabierał na sile. Każdego dnia, gdy przychodził do pracy, wydawało się, że między nami powstaje niewidzialna więź, pełna niedopowiedzianych słów i ukrytych znaczeń.
– Pani Aniu, czy wie pani, że te płytki będą najpiękniejsze w całym mieście? – żartował, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
– Och, to może powinnam wziąć udział w konkursie na najładniejszą łazienkę – odpowiadałam z przymrużeniem oka, starając się ukryć rumieńce.
Z każdym kolejnym dniem nasze rozmowy stawały się coraz bardziej ożywione, a subtelne gesty Marcina – przelotne dotknięcia, dłuższe spojrzenia – zaczynały mieć coraz większe znaczenie. Pozwalałam sobie na więcej, cieszyłam się jego zainteresowaniem, choć gdzieś w głębi serca miałam wyrzuty sumienia.
– Dobrze, że mamy tu panią, bo inaczej ten remont trwałby wieki – powiedział pewnego dnia Marcin, spoglądając mi głęboko w oczy.
– To znaczy, że jestem waszą muzą? – odpowiedziałam, zaskoczona własnym śmiałym tonem.
Wewnętrzny dialog, który toczyłam ze sobą, ukazywał moją narastającą fascynację Marcinem. Czułam, jak przyciąganie między nami rośnie, mimo że byłam świadoma konsekwencji. Usprawiedliwiałam się myślą, że "to tylko gra", ale z każdym dniem gra ta stawała się coraz bardziej realna. Aż w końcu przekroczyłam granice o jeden krok za daleko.
Mój romans z Marcinem, choć nie wylądowaliśmy w łóżku, przybierał na sile. Skradzione pocałunki, dotknięcia, klepnięcia... To wszystko sprawiało, że czułam się jak nastolatka. Dawno nie czułam się tak przy Piotrku.
Ale i ta bańka szybko pękła
Był jeden z tych cichych poranków, gdy świat wydawał się jeszcze pogrążony we śnie, a ja siedziałam w kuchni z filiżanką kawy, czekając na przyjazd ekipy remontowej. Gdy Marcin z kolegą weszli do domu, poszłam do łazienki, by omówić plan pracy na dzisiaj. Nagle, przez niedomknięte drzwi, usłyszałam ich rozmowę.
– Wiesz, Piotrek to całkiem fajny facet. Kto by pomyślał, że to jego żona – usłyszałam słowa Marcina, które sprawiły, że zamarłam.
– A skąd ty go znasz? – zapytał jego kolega.
– Spotkaliśmy się kilka razy przy okazji interesów. Niezłe szczęście, że remontuję teraz u niego w domu – Marcin zaśmiał się cicho.
Poczułam, jak świat wokół mnie zaczyna się walić. Wszystko, co do tej pory było tylko niewinną grą, nagle nabrało zupełnie innego wymiaru. Gdy Marcin wszedł do łazienki, czekałam na niego z zimnym spojrzeniem.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam, starając się zachować spokój.
– O co chodzi, pani Aniu? – zapytał, próbując ukryć zaskoczenie.
– Słyszałam, że znasz mojego męża, Piotra – powiedziałam, a w moim głosie słychać było niepokój.
Marcin uśmiechnął się, ale jego oczy były twarde.
– Tak, znam go. I powiem pani jedno, jeśli nie będziemy kontynuować naszej znajomości, Piotr dowie się o wszystkim – oznajmił, a jego ton był zimny i bezwzględny.
Czułam, jak zimny dreszcz przebiega mi po plecach. Zdałam sobie sprawę, że znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Przerażenie i bezsilność wypełniły każdą cząstkę mojego ciała. Marcin nie zamierzał odpuścić, a ja nie wiedziałam, jak z tego wybrnąć.
Podjęłam decyzję. Musiałam zakończyć ten romans, zanim sytuacja wymknie się całkowicie spod kontroli. Serce biło mi jak oszalałe, gdy przygotowywałam się do rozmowy z Marcinem. Gdy pojawił się w domu następnego dnia, poczułam się, jakbym miała stanąć do walki.
– Marcin, musimy porozmawiać – zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy.
– Oczywiście, co się stało? – zapytał, udając niewinność, ale wiedziałam, że dobrze rozumie, o co chodzi.
– To musi się skończyć. Nie możemy tego kontynuować – oznajmiłam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie, choć w środku czułam tylko chaos.
Marcin zaśmiał się krótko, jakby próbował rozładować napięcie.
– Aniu, naprawdę myślisz, że tak łatwo mnie zbyć? Zaczynamy dopiero odkrywać, jak dobrze się dogadujemy – powiedział, a jego słowa były jak zimny prysznic.
– Nie, Marcin. To koniec – powtórzyłam, nie pozwalając sobie na chwilę zawahania.
W jego oczach zobaczyłam cień frustracji, a może nawet gniewu. Marcin postąpił krok bliżej.
– Pamiętaj, że Piotr może się wszystkiego dowiedzieć – ostrzegł, a jego głos był ledwie szeptem.
Czułam, jak strach i ulga walczą ze sobą w moim wnętrzu. Z jednej strony pragnęłam uwolnić się od tego koszmaru, z drugiej – bałam się konsekwencji, jakie to może przynieść.
Wewnętrzny monolog toczył się we mnie nieustannie. "Czy postępuję właściwie? Czy ta decyzja nie doprowadzi do jeszcze większych problemów?" Desperacja, by wyjść z tej sytuacji, mieszała się z poczuciem bezsilności.
Decyzja, którą podjęłam, nie dawała mi spokoju
Wiedziałam, że muszę być szczera z Piotrem, zanim Marcin zrobi to za mnie. Przez kilka dni zastanawiałam się, jak zacząć tę rozmowę, jak przyznać się do czegoś, co mogło zniszczyć nasze małżeństwo. Kiedy w końcu zebrałam się na odwagę, serce waliło mi jak młot.
– Piotrze, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam drżącym głosem, starając się zapanować nad emocjami.
Piotr spojrzał na mnie z zaskoczeniem, odkładając książkę, którą właśnie czytał.
– O co chodzi, Aniu? Wyglądasz na zdenerwowaną.
– Chodzi o remont... i o Marcina – wyznałam, a słowa przychodziły z trudem.
Piotr zmarszczył brwi, w jego oczach pojawił się cień podejrzliwości.
– Co się stało? – zapytał ostrożnie.
– Miałam romans z Marcinem. To trwało tylko kilka tygodni, ale... on zaczął mnie szantażować – przyznałam, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
Zobaczyłam, jak twarz Piotra blednie, a jego oczy wypełnia szok i ból.
– Aniu, jak mogłaś...? – jego głos załamał się, a ja poczułam, jak moje serce pęka.
– Przepraszam, tak bardzo przepraszam – powiedziałam, choć wiedziałam, że słowa nie mogą cofnąć tego, co się stało.
W pokoju zapanowała cisza, ciężka i pełna niewypowiedzianych emocji. Piotr wstał, nie patrząc na mnie, i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą z poczuciem winy i strachu przed tym, co teraz nastąpi.
Wewnętrzny monolog odsłonił moje zmagania z wyrzutami sumienia i lękiem przed przyszłością naszego związku. Zdałam sobie sprawę, że cena za milczenie Marcina była wyższa, niż kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić. A przyszłość, którą znałam, zawisła na włosku.
Anna, 33 latat
Czytaj także:
- „Żart na prima aprilis pokazał mi prawdziwe oblicze mojego faceta. 1 kwietnia włożyłam nasz związek do trumny”
- „Planowałam ślub, ale pierścionek zaręczynowy parzył mnie w rękę. Wątpliwości panny młodej koiłam w ramionach sąsiada”
- „Zamieniłam pracę w warszawskim korpo na szpadel i gumiaki, i nie żałuję. Wolę być brudna od błota, ale szczęśliwa”

