„Mąż postawił nagrobek dla mojego ojca za marne grosze, a dałam mu pokaźną sumę. Kasę ulokował w innym miejscu”
„Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale to nie był tylko smutek. To była złość. Wstyd. Upokorzenie. Wpatrywałam się w ten kamień, jakbym patrzyła w przepaść. Ojciec zasłużył na coś więcej. A ja... ja na to pozwoliłam przez moje milczenie”.

- Redakcja
Kiedyś myślałam, że żałoba to po prostu smutek i łzy. Że człowiek płacze, tęskni i z czasem przyzwyczaja się do pustki. Ale to nieprawda. Żałoba to dzika huśtawka. Rano czujesz, że możesz wstać z łóżka, wypić kawę, uśmiechnąć się do sąsiadki. A po południu jesteś już rozbita w drobny mak, bo widziałaś w sklepie mężczyznę o takim samym kroku jak twój ojciec. I znowu wszystko wraca. Ten szpital. Te słowa lekarza. Ta cisza, której nie da się zagłuszyć żadną muzyką.
Ojciec był dla mnie wszystkim. Miał już swoje lata, ale jego odejście i tak rozszarpało mnie na strzępy. Przez dwa tygodnie po pogrzebie niemal nie wychodziłam z domu. Nie byłam w stanie nawet pomyśleć o sprawach takich jak nagrobek. To wydawało mi się zbyt ostateczne. Zbyt... zimne. Jakby miało potwierdzić, że on naprawdę nie wróci.
– Agata, trzeba będzie coś wybrać – mówił Piotr, mój mąż, delikatnie, ale uparcie. – Firma pogrzebowa pytała, czy mamy już projekt.
– Jeszcze nie... – odpowiadałam niemal szeptem. – Jeszcze nie jestem gotowa.
– Wiem, kochanie. Ale powinniśmy to zrobić. Wiesz, jak długo się na coś czeka. Chcesz, żeby leżał pod prowizorycznym krzyżem do zimy? A na Wszystkich Świętych jak to będzie wyglądało?
Patrzyłam wtedy na niego jak przez mgłę. On był rzeczowy, konkretny. Zawsze. A ja... ja byłam jak duch. Potrzebowałam jeszcze trochę czasu, by to sobie poukładać w głowie. A może tylko łudziłam się, że ten wybór jakoś odda, kim był mój ojciec? Że granit, kolor, litery – że to wszystko coś znaczy?
– Daj mi jeszcze kilka dni – prosiłam.
Piotr kiwał głową. Ale widziałam po nim, że to dla niego niezrozumiałe. On nigdy nie miał takiej więzi z żadnym ze swoich rodziców. Nie wiedział, co to znaczy trzymać kogoś za rękę przy ostatnim oddechu. Dla niego śmierć była logistyką. Dla mnie była rozdarciem.
Poczułam się oszukana
Wszystko zaczęło się od tego, że Piotr zaproponował spacer po cmentarzu. „Zobaczymy, co ludzie teraz wybierają, może coś ci się spodoba” – powiedział, jakby chodziło o zakupy mebli, a nie o wybór pomnika dla człowieka, którego kochałam najbardziej na świecie.
Zgodziłam się, choć z oporami. Wyszłam z nim w sobotnie przedpołudnie, zapatrzona w alejki, starając się nie zauważać napisów, nie czytać dat. Aż w pewnym momencie Piotr zatrzymał się nagle.
– No i mamy. Chodź, Agata.
Spojrzałam w kierunku, który wskazywał. I serce mi zamarło.
Granit w odcieniu szarości, chyba najtańszy z możliwych. Bez wyrazu. Bez duszy. Literówki w imieniu – mój ojciec miał na imię Zbigniew, a na tablicy było „Zbignef”. Zamiast „2025”, data śmierci wskazywała „2024”. Pomylili wszystko. Dosłownie wszystko.
– Co... co to ma być?! – wykrztusiłam, robiąc krok w tył. – Co to jest, Piotr?!
– Agata, spokojnie... – próbował mnie złapać za rękę, ale odsunęłam się jak oparzona.
– Ty to zrobiłeś?! Ty sam to wybrałeś?!
– Nie chciałaś się tym zająć. Nie mogłaś się zdecydować. Czas leciał, więc... podjąłem decyzję. Chciałem cię odciążyć.
– Odciążyć?! To jest jakiś żart? Przecież to wygląda jak... jak grób z promocji! Jak mogłeś?!
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale to nie był tylko smutek. To była złość. Wstyd. Upokorzenie. Wpatrywałam się w ten kamień, jakbym patrzyła w przepaść. Ojciec zasłużył na coś więcej. A ja... ja na to pozwoliłam przez moje milczenie i zwłokę.
Nie mogłam przestać płakać
Wróciliśmy do domu w milczeniu. Ja z zaciśniętą szczęką i gorącymi od wściekłości dłońmi. Łzy same mi leciały, choć ich nie chciałam. W kuchni Piotr rzucił tylko:
– Agata, naprawdę przesadzasz. Ważne, że pomnik już jest. Że miejsce jest zadbane. Ludzie mają gorsze.
Ale ja nie byłam jakimiś „ludźmi”. I mój ojciec nie był byle kim. Zdjęłam kurtkę i poszłam do salonu, jakbym szukała powietrza. Otworzyłam okno. Zaczerpnęłam kilka razy głęboko. I wtedy to wybuchnęło.
– Jak mogłeś to zrobić beze mnie? Jakim prawem?
– Agata, przecież mówiłem... Nie byłaś w stanie wybrać. Więc zrobiłem to za ciebie.
– To nie był twój ojciec! – podniosłam głos. – Nie ty siedziałeś przy nim, kiedy umierał. Nie ty spałeś przy jego łóżku przez trzy noce, żeby nie odszedł sam. To był mój ojciec. A ty zrobiłeś coś... niewybaczalnego.
– Przestań dramatyzować – burknął i usiadł przy stole. – I tak nie mieliśmy pieniędzy na marmurowe cuda. A za coś trzeba było go pochować i postawić ten pomnik.
– Co ty mówisz? Przecież mieliśmy oszczędności... Zbierałam. Tam było ponad dwanaście tysięcy!
Spojrzał w bok.
– Już ich nie ma.
– Co znaczy „już ich nie ma”? – serce zaczęło mi bić jak szalone. – Na co poszły?
– No... różne rzeczy. Życie. Rachunki. Przecież sama mówiłaś, że w tym miesiącu był większy rachunek za prąd, no i samochód trzeba było naprawić...
Zamilkłam. To nie była cała prawda. Coś tu nie grało. I czułam to wyraźnie – to nie koniec. Coś ukrywał. Znałam go za dobrze, by tego nie widzieć. Tylko jeszcze nie wiedziałam, jak głęboko sięgnęło jego kłamstwo.
Wydał pieniądze na pomnik
To był zwykły wtorek. Piotr był w pracy, a ja próbowałam ogarnąć papiery do ZUS-u po ojcu. Siedziałam przy stole, wertując teczki, gdy z jednego z segregatorów coś wypadło. Mały, złożony na pół paragon. Machinalnie podniosłam go z podłogi.
„Sklep AGD RTV. Telewizor 75 cali QLED. Data: 3 września. Kwota: 9 699 zł”. Zamarłam. Przeczytałam raz. Drugi. Nie wierzyłam. A potem – jakby coś we mnie pękło – sięgnęłam po laptopa. Weszłam na nasze konto bankowe. Piotr był pewien, że nigdy tam nie zaglądam, zwłaszcza ostatnio. I może miał rację – ale teraz? Teraz chciałam wiedzieć.
Wszystko pasowało. Przelew tego samego dnia. Transakcja w sklepie. I żadnej raty. Po prostu – pieniądze zniknęły.
Piotrek wrócił wieczorem. Jeszcze zanim zdjął buty, zawołałam z kuchni:
– Gdzie jest ten telewizor?
– Co? – udawał zdziwienie. – Jaki telewizor?
W odpowiedzi rzuciłam na stół paragon. Spojrzał. I zbladł.
– Agata... to nie tak...
– To nie tak?! – wybuchłam. – Wydałeś pieniądze, które miały pójść na godny grób mojego ojca, na wielki telewizor?! Po co ci to?! Żeby mecze oglądać w HD, kiedy ja płaczę nocami?!
– To miał być prezent... dla nas. My też musimy jakoś żyć. Chciałem cię rozweselić.
– Rozweselić? Rozweselić?! Zdradziłeś mnie, Piotr. I nie z inną kobietą, tylko z własnym egoizmem. Ukradłeś mojemu ojcu pamięć, żeby sobie poprawić humor. No gratuluję!
Stał, nie odzywał się. A ja... ja patrzyłam na niego i nie poznawałam człowieka, z którym dzieliłam życie. Jakby zmarł nie tylko mój ojciec. Ale i mój mąż.
Było mi strasznie przykro
Było po deszczu. Na kamieniu zrobiła się mała kałuża. Usiadłam na ławce obok, złożyłam dłonie na kolanach i przez chwilę po prostu siedziałam. Nie płakałam. Nie mówiłam. Milczenie bolało bardziej niż jakiekolwiek słowa.
– Przepraszam, tato – powiedziałam w końcu cicho. – Przepraszam, że nie dopilnowałam tej jednej rzeczy. Że zamiast wspólnego wyboru, dostałeś coś... tak byle jakiego.
Patrzyłam na nieudolnie wyryte litery, które miały upamiętnić człowieka, który nauczył mnie, jak być silną, jak walczyć o swoje, jak mówić prawdę, nawet kiedy boli. A ja milczałam. Dawałam zagadywać. Odpychałam temat, jakby przez to mógł zniknąć.
– Powinnam była być bardziej uważna. Bardziej obecna. Ale nie umiałam. Nie chciałam cię „zamykać” na zawsze. To było... za trudne.
Na moment zamknęłam oczy. I wtedy wróciło to wspomnienie. Była niedziela, jedna z ostatnich. Ojciec leżał w łóżku, chudy, słaby, ale z błyskiem w oku.
– Agata... obiecasz mi coś?
– Co tylko chcesz.
– Nie pozwól, żeby to cię zatrzymało. Ja i tak zostanę w tobie. Ale ty masz żyć. Dobrze żyć. Nie zadręczaj się... i nie daj sobie wmówić, że coś musisz. Nikomu. Nawet mężowi.
Wtedy pokiwałam głową. Choć nie rozumiałam. Teraz – rozumiałam wszystko.
– Nie wiem, co dalej, tato. Ale nie chcę już przymykać oczu. Obiecuję ci to teraz naprawdę.
Otarłam łzę. Zauważyłam, że ktoś zostawił w rogu mały znicz w kształcie serca. Nie Piotrek. Ktoś inny. Może sąsiadka, może kolega z pracy. Ale ten drobiazg miał w sobie więcej miłości niż cały ten ohydny granit. Ojciec miał rację. To nie kamień go pamięta. To ja.
Nie mogłam mu wybaczyć
Zadzwoniłam do Marty dopiero po tygodniu. Wcześniej nie byłam w stanie wypowiedzieć całego zdania bez łez. Ale teraz czułam, że muszę komuś to powiedzieć. Kogoś, kto spojrzy na to z boku. Kogoś, kto znał mojego ojca.
– Agata? Boże, jak ty brzmisz... Co się stało?
– Wszystko – odpowiedziałam. – Wszystko się stało, Marta.
Spotkałyśmy się w mojej ulubionej kawiarni. Tej, do której zawsze chodziłam z tatą, kiedy byłam jeszcze na studiach. Gdy podeszła kelnerka, zamówiłam jego ulubioną herbatę malinową.
– On sam wybrał nagrobek – zaczęłam, ściskając kubek. – Piotrek. Bez słowa. Bez konsultacji. Pojechaliśmy na cmentarz i tam... to już stało.
Marta zrobiła wielkie oczy.
– Żartujesz?
– Życzyłabym sobie, żeby to był żart. Najtańszy kamień, błędna data, literówka w imieniu. A potem się okazało, że nasze oszczędności... poszły na nowy telewizor.
– Na... co?! – wyrwało się Marcie tak głośno, że ludzie się obejrzeli. – Przepraszam. Ale... co za typ. On to naprawdę zrobił?
– Tak. Bez wstydu. Bez refleksji. Powiedział, że to „dla nas”. Że „też musimy jakoś żyć”.
Marta wzięła głęboki oddech.
– Agata, ja ci powiem jedno. To nie chodzi tylko o grób. Ani o telewizor. To chodzi o szacunek. On ci go właśnie odebrał. Pokazał, że nie liczysz się na tyle, by choćby spytać cię o zdanie.
Zamilkłam. Te słowa uderzyły mnie mocniej, niż chciałam przyznać.
– I co teraz? – zapytała cicho Marta.
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale chyba straciłam i ojca... i męża.
Sama to naprawiłam
Minęły trzy miesiące. Piotr nadal mieszka w naszym domu. Ale to już nie jest „nasz” dom. Teraz są tu dwie cisze – jego milczenie i moja nieobecność. Rozmawiamy o rachunkach, o tym, kto zrobi zakupy, ale nie rozmawiamy tak naprawdę. Nie śmiejemy się. Nie dotykamy. Nie patrzymy sobie w oczy.
Nie potrafię mu wybaczyć. Nie chodzi tylko o te pieniądze, choć one też bolą. Chodzi o to, że nie czekał. Że nie zapytał. Że nie uznał, że mam prawo decydować o tym, jak pożegnać najbliższego człowieka. Nie tylko popełnił błąd – zrobił to świadomie. A potem jeszcze kłamał. I dziś, kiedy wracam z pracy i słyszę ten nowy telewizor grający w salonie, czuję się, jakby ktoś wepchnął mi w serce zimny nóż.
Teraz częściej jestem na cmentarzu. Zrobiłam nową tablicę – tymczasową. Wypisałam imię taty i daty poprawnie. Kupiłam nowy znicz. Daję sobie czas, by uzbierać na nowy pomnik. Taki, który będzie mówił „kochałam cię, tato”, a nie „ktoś się spieszył i oszczędzał”. Czasem siadam obok i mówię do niego w myślach. O tym, co gotuję. Co mi się śniło. Co by powiedział, gdyby był tu dziś. To jedyne miejsce, gdzie czuję, że nie jestem sama.
Piotr nie wie, że mam już projekt nowego nagrobka. Nie powiedziałam mu. Może nigdy nie powiem. Powinnam? Są rzeczy, do których nie ma już dostępu. Może kiedyś mu wybaczę. Ale nie dzisiaj. Nie teraz. Mój żal jest wciąż silniejszy niż jakiekolwiek przeprosiny. A on… nawet nie przeprosił.
Agata, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Kupiłam tanie chryzantemy na promocji. Przy grobie babci ciotka zrobiła z tego dramat godny telenoweli”
- „Ktoś uparcie zostawiał buty na grobie mojej żony. Myślałem, że to głupi żart, aż zrozumiałem, co przede mną ukrywała”
- „Dzień Wszystkich Świętych traktowałam jak wybieg mody. Miałam ważny powód, żeby ubrać najlepszy płaszcz i kozaczki”

