Reklama

Stałam w progu salonu, przyglądając się Tomkowi. Rozwalony na kanapie, nogi wyciągnięte, wzrok wbity w telewizor. W ręku pilot, obok na stoliku kubek po herbacie. Niby nic niezwykłego, niby codzienny widok, a jednak… coś we mnie pękało.

Reklama

To nie był ten sam Tomek, w którym kiedyś się zakochałam. Kiedyś był pełen życia, miał w sobie iskrę, potrafił mnie zaskoczyć. Teraz wydawał się… wygodny. I to w każdym znaczeniu tego słowa. Zatrzymałam spojrzenie na jego spodniach. Nie, nie spodniach. Kalesonach. Szarych, rozciągniętych, noszonych dzień w dzień, jakby były częścią jego skóry.

– Tomek, może byś w końcu je zdjął? – powiedziałam niby lekko, ale czułam, że za tym pytaniem kryje się coś więcej.

Nie oderwał wzroku od ekranu.

Ale przecież jest mi w nich ciepło.

Zacisnęłam usta. Ciepło. A mi robiło się coraz zimniej.

Kiedyś był prawdziwym mężczyzną

Patrzyłam na Tomka i próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz mnie czymś zaskoczył. Nie chodziło o wielkie rzeczy – nie oczekiwałam bukietu róż czy romantycznej kolacji. Po prostu… czegokolwiek. Czegoś, co sprawiłoby, że znów poczułabym to znajome ciepło w środku, ten błysk ekscytacji, te cholerne motyle w brzuchu.
Ale zamiast tego miałam przed sobą faceta w rozciągniętych kalesonach i spranym t-shircie. Patrzył w telewizor z tą samą obojętnością, z jaką od miesięcy patrzył na mnie. Coraz częściej zastanawiałam się, czy tak właśnie miało wyglądać nasze życie.

– Tomek, no błagam cię, czy ty naprawdę musisz nosić to codziennie? – rzuciłam z irytacją, nie próbując już nawet ukrywać, że mnie to drażni.

W końcu odwrócił głowę, marszcząc brwi, jakbym powiedziała coś kompletnie absurdalnego.

– Ale o co ci chodzi? Przecież jest zima.

– Nie o zimę, Tomek. O to, że… – Westchnęłam, szukając odpowiednich słów. – Nie wiem. Jakbyś już w ogóle nie dbał o to, jak wyglądasz.

Patrzył na mnie bez zrozumienia.

– To tylko ciuchy.

Tylko ciuchy. Jakby nie widział, że te „tylko ciuchy” były symbolem czegoś więcej. Jakby nie dostrzegał, że od miesięcy nie patrzyłam na niego tak jak dawniej. Że coś w nas powoli gasło.

– Serio? To dla ciebie nic nie znaczy? – zapytałam, czując, jak narastała we mnie frustracja.

– Anka, ja po prostu lubię wygodę. Przeszkadzają ci moje kalesony?

Zacisnęłam usta. Nie, Tomek. Przeszkadzało mi, że przestałeś być tym mężczyzną, którego kiedyś pragnęłam.

Już miałam nadzieję

Któregoś dnia wróciłam z pracy i zamarłam w progu. Tomek siedział na kanapie, jak zawsze, ale coś było inaczej. Zanim zrozumiałam co, poczułam coś dziwnego – coś, czego nie czułam od dawna. Miał na sobie dresy. Nie kalesony. Zanim zdążyłam się zastanowić, uśmiechnęłam się pod nosem. Boże, to śmieszne, prawda? Taki banał, a ja nagle poczułam, jak coś we mnie drga.

– Oho, zmiana stylu? – rzuciłam zaczepnie, zdejmując płaszcz.

– Miałem wideorozmowę w pracy – wzruszył ramionami, nawet nie podnosząc na mnie wzroku.

Niby nic wielkiego. A jednak. Przyglądałam mu się dłużej, niż powinnam. Przez moment znów widziałam tamtego faceta, który kiedyś potrafił sprawić, że drżały mi dłonie. Zbyt dobrze pamiętałam to uczucie – tę elektryzującą świadomość, że go chcę. Tylko że teraz minęło. Tak samo jak dresy, które po kolacji zniknęły, ustępując miejsca tym samym, znienawidzonym kalesonom.

Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit. Coś się we mnie budziło, ale nie było to pożądanie. To była tęsknota. Za czymś, czego brakowało mi już od dawna.

Byłam coraz bardziej zła

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Coś we mnie pulsowało, jakaś cicha nadzieja, że może to był znak, że Tomek w końcu coś dostrzegł. Że zrozumiał, jak bardzo brakowało mi tego mężczyzny, którym kiedyś był.

Leżałam w łóżku i czekałam. Może przyjdzie, przytuli się inaczej niż zwykle. Może poczuje to, co ja czułam przez cały wieczór – ten dziwny, nieznany od dawna dreszcz pod skórą. Usłyszałam, jak wychodzi z łazienki. Zerknęłam na niego, a moje serce, głupie i naiwne, jeszcze na sekundę przyspieszyło. Ale tylko na sekundę. Bo wtedy go zobaczyłam.
Kalesony. Te same, znoszone, szare kalesony, które mogłyby mieć już własne miejsce w szafie z napisem „zabójcy namiętności”.

Tomek spojrzał na mnie zdziwiony.

– Coś się stało? – zapytał, jakby zupełnie nie rozumiał, dlaczego nagle cały mój entuzjazm wyparował.

Pokręciłam głową i odwróciłam się plecami. Nie, nic się nie stało, Tomek. Po prostu coś, co przez chwilę drgnęło we mnie do życia, właśnie na nowo umarło.

Chciałam być szczera

Następnego dnia czułam się, jakbym miała w środku kamień. Coś we mnie ciążyło, dławiło mnie od środka, aż w końcu nie wytrzymałam.

– Tomek, możemy porozmawiać? – zapytałam, kiedy wieczorem usiedliśmy razem do kolacji.

– Jasne – odpowiedział, nie odrywając wzroku od telefonu.

Zacisnęłam usta. Zawsze tak było – obecny ciałem, ale myślami gdzieś daleko. Może właśnie to bolało najbardziej.

– Chodzi o nas – zaczęłam, odstawiając widelec. – A właściwie o ciebie.

Podniósł na mnie wzrok.

– O mnie? Coś się stało?

Tak, Tomek, stało się. Powoli i niezauważalnie, kawałek po kawałku, umierało we mnie to, co kiedyś sprawiało, że nie mogłam oderwać od ciebie rąk.

– Wiesz, odkąd zaczęłam widywać cię w tych kalesonach, coś we mnie umarło – powiedziałam wprost.

Tomek parsknął śmiechem.

– Serio? Przecież to tylko ubrania!

– Nie chodzi o ubrania – westchnęłam. – Chodzi o to, co one symbolizują.

W jego oczach widziałam, że nie rozumie. Nie rozumiał, że to nie były tylko kalesony. To była rezygnacja. Obcość. Powolne zamienianie się w dwie osoby, które mijają się w jednym mieszkaniu, ale już dawno nie są razem. Tylko że teraz pytanie brzmiało – czy on w ogóle chciał to zrozumieć?

Znów się pokłóciliśmy

Nie planowałam zaczynać tej rozmowy znowu. Naprawdę. Ale kiedy Tomek wyszedł z łazienki, znowu w tych przeklętych kalesonach, coś we mnie pękło.

– Serio? – rzuciłam, krzyżując ramiona.

Spojrzał na mnie z miną pełną niezrozumienia.

– Co znowu?

– Po prostu… – Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić. – Czy ty naprawdę nie widzisz, jak to działa na mnie?

– Jak co działa? Boże, Anka, to są tylko ciuchy!

– To nie są tylko ciuchy! – podniosłam głos, choć tego nie chciałam. – To symbol. Symbol tego, że ci się już nie chce!

Tomek przewrócił oczami.

Nie przesadzasz trochę?

– A ty nie bagatelizujesz wszystkiego? – prychnęłam. – Bo widzisz, Tomek, dla mnie to coś znaczy. To, jak się zachowujesz, jak wyglądasz, czy w ogóle… jeszcze ci na czymkolwiek zależy.

– Czyli według ciebie mi nie zależy, bo lubię ciepłe kalesony? – jego głos był pełen niedowierzania.

– Według mnie ci nie zależy, bo nie chcesz nawet spróbować mnie zrozumieć!

Tomek pokręcił głową i parsknął pod nosem.

To jest chore…

– Nie, chore to jest to, że ja wciąż liczę, że coś się zmieni.

Nie miałam już siły na tę rozmowę. Bo ile razy można walczyć z kimś, kto nawet nie widzi, że jest wojna?

Zbuntowałam się

Stałam w sypialni z założonymi rękami, patrząc, jak Tomek ściąga koszulkę i kładzie się do łóżka. Oczywiście w kalesonach.

– Nie. – Pokręciłam głową, nie ruszając się z miejsca.

Zmarszczył brwi.

– Co „nie”?

Nie wpuszczę cię do łóżka, dopóki nie zdejmiesz tych kalesonów.

Przez chwilę patrzył na mnie, jakby czekał, aż się zaśmieję i powiem, że to żart. Ale ja się nie śmiałam.

– Anka, to głupie.

– Może. Ale nie bardziej niż twój upór.

Westchnął, przetarł twarz dłonią i przez moment miałam nadzieję, że coś do niego dotarło.

– Dobra, jak chcesz. – Wzruszył ramionami. – Od dziś śpię na kanapie.

Wyszedł, trzaskając drzwiami.

Leżałam w łóżku, słuchając dźwięków dobiegających z salonu. Nie wiem, kto dziś wygrał. Ale wiedziałam, że coś między nami właśnie się rozstrzyga.

Anna, 37 lat

Czytaj także: „Strzała Amora dopadła mnie w domu seniora. Mam oczy pełne łez, bo oświadczyny nie poszły zgodnie z planem”
„Ojciec obiecał mi milion złotych, jeśli wytrzymam 5 lat z mężem. Udawałam, że nie czuję słodkich perfum jego kochanki”
„Nie chciałem zdradzić ciężarnej żony, ale to było silniejsze ode mnie. Musiałem zaspokoić swój męski instynkt”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama