„Mąż po ślubie wprowadził w domu własne zasady. Nawet bieliznę i papier toaletowy muszę układać według jego upodobań”
„Mijały kolejne tygodnie, a Krystian zaczynał się rozkręcać. Kupowałam zły proszek, nie tak ustawiałam rolki papieru toaletowego i w ogóle niewłaściwy kupowałam. Zaczęłam stresować się wykonywaniem jakichkolwiek obowiązków domowych. – Czego ty ode mnie chcesz?! – krzyknęłam któregoś dnia przez łzy”.

- Listy do redakcji
Poznałam Wojtka pięć lat temu na ślubie koleżanki. Oboje byliśmy wtedy singlami i nie mieliśmy ze sobą osoby towarzyszącej. Dobrze nam się rozmawiało, więc dużą część wieczoru spędziliśmy razem. Cała impreza odbywała się w agroturystyce na wsi, kilkadziesiąt kilometrów za naszym miastem, gdzie mieliśmy także zorganizowany nocleg.
Następnego dnia także się widzieliśmy, bo były poprawiny. Odbywały się znacznie spokojniej, więc mogliśmy spokojnie porozmawiać, a nawet pójść na spacer po okolicy. Okazało się wtedy, że w sumie mieszkamy naprawdę niedaleko od siebie, bo raptem dwa bloki dalej. Oboje nie mogliśmy zrozumieć, jak to się stało, że nie spotkaliśmy się wcześniej i to dawna, bo od paru lat byliśmy sąsiadami.
Staliśmy się nierozłączni
Okazało się dość szybko, że mamy też wielu wspólnych znajomych z osiedla. To bawiło nas jeszcze bardziej, bo okazji do spotkania było wiele, a nie tylko w osiedlowym sklepie, a jednak musieliśmy wspólnie wyjechać na wesele poza miasto, by tam się poznać.
Dość wygodne dla nas było to, że mieszkaliśmy niedaleko siebie. Oboje byliśmy już nienachalnie młodzi, bo dobrze po trzydziestce. Mieliśmy więc swoje przyzwyczajenia i byliśmy z nimi dość silnie związani. Szanowaliśmy więc swoją prywatność.
Oczywiście w pewnym momencie nasze spotkania nie miały tylko charakteru wspólnych pogadanek przy kawie, ale stały się bardziej intymne. Zostawaliśmy u siebie na noc, ale potem wracaliśmy do swoich mieszkań. Dzisiaj myślę, że pewnie dlatego nie zauważyłam niczego niepokojącego, co powinno wyostrzyć mi zmysły i sprawić, że będę bardziej czujna. Ja tymczasem byłam przeszczęśliwa i zachwycona tym, że mam takiego partnera.
Zawsze bowiem mieliśmy o czym pogadać. Lubiliśmy jeździć na rowerze, więc nie brakowało też aktywności fizycznej oraz wycieczek. Obojgu nam gotowanie sprawiało przyjemność, więc robiliśmy sobie wzajemnie kulinarne niespodzianki. Wychodziliśmy też na miasto, by spróbować czegoś nowego.
Wzięliśmy ślub
I tak dotarliśmy do momentu, w którym zdecydowaliśmy, że czas jedno z mieszkań wynająć, a w drugim zamieszkać razem, bo chcemy założyć rodzinę. Postanowiliśmy wziąć ślub i sformalizować nasz związek. Wybraliśmy mieszkanie Krystiana, bo było zdecydowanie większe. Moja kawalerka była fajna dla jednej lub dwóch osób, ale nie dla rodziny z dzieckiem.
Pomysł na ceremonię też mieliśmy nietuzinkowy, co nie spotkało się z aprobatą w rodzinie. Większość miała tradycyjny pogląd, jak powinien ten dzień wyglądać. Nie poddaliśmy się jednak – wszak to nasze święto.
Zdecydowaliśmy się więc, że ślub będzie cywilny na molo na jednym z jezior na Mazurach. Byli obecni nasi najbliżsi przyjaciele i świadkowie, a z rodziny moja siostra z mężem i dwie ciotki Krystiana. Reszta odmówiła wycieczki kilkaset kilometrów od naszego miasta, skoro w sumie imprezy nie będzie, a jedynie pizza na świeżym powietrzu. Ja jednak uważam, że decyzja była jak najbardziej trafiona i będziemy mieć cudowne wspomnienia do końca życia. Myślę tak dalej, choć wiele się od tego czasu zmieniło.
Dostrzegałam coraz więcej
Pół roku po ślubie zaczęła się moja gehenna. A może wcześniej? W sumie nie wiem sama. Wtedy zaczęłam to zauważać – pewnie też dlatego, że zaszłam w ciążę i zrobiłam się bardziej wrażliwa. Zapewne długo też wypierałam to, co dostrzegałam. Na pewno nie rzucało się to w oczy osobom postronnym, bo wszyscy znajomi byli zachwyceni tym, jaką tworzymy zgodną parę i jak świetnie się dogadujemy. Nasze rodziny też bardzo dobrze nas wzajemnie zaakceptowały, więc naprawdę wydawało się, że wszystko jest ok.
Krystian też bardzo się cieszył na nasze dziecko.
– To cudowne, zawsze chciałem mieć rodzinę – powtarzał i brał mnie w ramiona, a ja czułam się kochana i wyjątkowa. Głaskał mnie po brzuchu i całował. Myślę, że dlatego też przez pewien czas jego zachowania traktowałam jak urokliwe gderanie, taką dziwną formę żartu, której jako ciężarna, nie rozumiałam.
Mieszkanie urządziliśmy wspólnie. Krystian miał trzy pokoje, więc jeden od razu został zarezerwowany na dziecinny. Drugi stanowił naszą sypialnię, a trzeci to klasyczny salon. Nigdy nie posprzeczaliśmy się o żaden dobór mebli, detali, pościeli czy czegokolwiek, choć sporo rzeczy trzeba było zmienić i dokupić. Czułam się jak u siebie w domu – do pewnego momentu.
Nie podobało mi się to
Nagle zaczęły się pojawiać dziwne komentarze, które wydawały mi się zwyczajnie słabym żartem.
– Kiedy wkładasz naczynia do zmywarki, układaj talerze wielkością.
– Jasne, bo te duże są bardziej agresywne i małe się źle czują w środku – rzuciłam, roześmiałam się i wróciłam do wybierania wózka dziecięcego.
Zapamiętałam tę historię tylko dlatego, że gdy spojrzałam na niego znad katalogu, na jego twarzy nie było cienia uśmiechu, co mnie zdziwiło, ale wtedy jeszcze nie na tyle, żeby się tym przejąć.
Jakiś czas później usłyszałam, że kubki nie mogą stać ze szklankami. Mają oddzielne półki. Pranie powinno być wieszane posegregowane, żeby nie musieć zastanawiać się, czy jego koszulka wisi koło mojej, czy nie.
– No raczej się nie pomylisz i nie założysz stanika – żartowałam wtedy jeszcze, ale już coraz rzadziej.
Nigdy nie zauważyłam u niego zapędów w kierunku pedantyzmu, ale też nie byłam pewna, czy tylko o to chodziło. Po prostu wszystko musiało być tak, jak on chce.
– Po co kupujesz mieszanki ziół? Lepiej samemu kupić różne i skomponować – no znawca się znalazł, pomyślałam wtedy, ale nie powiedziałam nic.
Nie chciałam generować niepotrzebnych konfliktów. Zaczynałam jednak mieć dość tego dogadywania na każdym kroku. Byłam już w szóstym miesiącu ciąży i dodatkowy stres nie był mi potrzebny.
Komentarzom nie było końca
Mijały kolejne tygodnie, a Krystian zaczynał się rozkręcać. Kupowałam zły proszek, nie tak ustawiałam rolki papieru toaletowego i w ogóle niewłaściwy kupowałam. Zaczęłam stresować się wykonywaniem jakichkolwiek obowiązków domowych.
– Czego ty ode mnie chcesz?! – krzyknęłam któregoś dnia przez łzy.
– Żebyś się dobrze zajmowała domem i tyle. Wszystkim nam będzie łatwiej, jak wszystko jest w odpowiednim porządku.
– Ale to nie chodzi o porządek, tylko żeby wszystko było po twojemu – powiedziałam, płacząc.
– Ciąża zrobiła z ciebie histeryczkę – podsumował i wyszedł wtedy z domu. Wrócił wieczorem. Spodziewałam się, że poszedł na piwo, ale nie wyczułam od niego alkoholu. Nie wiem, gdzie był.
I tak zaczął się siódmy miesiąc. Było mi już bardzo ciężko. Strasznie zaczęłam przybierać na wadze, bo puchły mi nogi. Akurat składałam pranie, gdy wszedł do domu. Poszłam do sypialni schować nasze rzeczy. Jego skrupulatnie odłożyłam w taki sposób, jak mi pokazał, że chce, a swoje po swojemu i wtedy usłyszałam zza swoich pleców:
– Nie możesz tych gaci jakoś pogrupować? – wtedy akurat chowałam moją koronkową bieliznę. Zamarłam i powoli odwróciłam się w jego stronę:
– To są moje rzeczy i będę je miała tak, jak chcę – powiedziałam cicho, acz stanowczo.
– Nie zapominaj, że mieszkasz u mnie – wysyczał mi dosłownie w twarz i wyszedł z sypialni, a na podkreślenie tych słów demonstracyjnie trzasnął drzwiami.
Usiadłam na łóżku i się popłakałam. Ta sytuacja miała miejsce dwa tygodnie temu. Obecnie jestem już pod koniec ósmego miesiąca ciąży. Zbliża się termin porodu i to wielkimi krokami, a ja… nie wiem, co robić.
Część ludzi może powiedzieć, że nic się nie dzieje, tak? Nie bije mnie, mam, gdzie mieszkać itd. Ale ja żyję w ciągłym stresie! Boję się wziąć szklankę i zrobić sobie herbatę, bo a nuż źle ją odstawię.
No i to, co przeraża mnie najbardziej: zaraz na świat przyjdzie dziecko i nie da się wtedy mieć wszystkiego idealnie poukładanego. I nawet nie chodzi o segregowanie przedmiotów, a o zwyczajne planowanie dnia. Sama nie mam takiego doświadczenia, ale nasłuchałam się od koleżanek. Próbowałam z nim o tym rozmawiać, ale mówi, że wyolbrzymiam i nie rozumiem, że jak po porodzie spadnie mi poziom hormonów, to wszystko wróci do normy.
Czy aby na pewno? Fakt… wcześniej nie widziałam takich rzeczy… Ale czy to coś znaczy? Teraz mam urojenia? Strasznie się boję o przyszłość naszego związku.
Agnieszka, 37 lat
Czytaj także:
- „Córka namówiła mnie na przeprowadzkę do jej domu. Miała wobec mnie takie okropne plany, że musiałam uciekać”
- „Na pogrzeb ojca przyszedł nieznajomy mężczyzna. Myślałam, że to jakiś daleki krewny, ale prawda mnie zszokowała”
- „Mąż wrócił z wakacji z niespodzianką. Od razu wylądował na kanapie, a ja zaczęłam myśleć o rozwodzie”

