„Mąż po latach wyznał mi, że skoczył na inny kwiatek. No to w moim ogródku już grilla nie zrobi”
„Nie wytrzymałam, wstałam z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju jak w klatce.
– Wiesz, co jest najgorsze? – powiedziałam, ocierając łzy rękawem bluzy. – Że teraz patrzę na ciebie i nie wiem, kim jesteś. Nie wiem, kim jesteś, Tomasz… A może nigdy nie wiedziałam?”.

- Redakcja
Czasami myślę, że moje życie przypominało spokojną taflę jeziora. Codzienność płynęła niezmiennym rytmem: praca, dzieci, dom, zakupy, wspólne kolacje. Czasami nawet lubiłam tę przewidywalność. Dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Tomasz, mój mąż, zawsze był tym stabilnym punktem – spokojny, opanowany, nigdy nie krzyczał, nie wybuchał.
Miał swoje przyzwyczajenia: poranna kawa o 7:15, wieczorne scrollowanie wiadomości technologicznych, sobotnie wyjazdy na zakupy. Ja zajmowałam się domem i dziećmi – Olą i Kubą. Wydawało mi się, że tworzymy normalną rodzinę.
Czasami tylko, gdy patrzyłam na niego z boku, w głowie rodziły się myśli… Może nie jestem już dla niego tak atrakcyjna? Może coś robię źle? Ale potem przypominałam sobie, jak mówił, że mnie kocha, jak całował mnie w czoło przed snem. Zbywałam te wątpliwości, zagłuszałam je gwarem codzienności. W końcu mieliśmy dzieci, dom, wspólne życie. Nie chciałam psuć tego spokoju.
Aż do tamtego wieczoru
Siedzieliśmy w salonie, dzieci odrabiały lekcje w swoich pokojach. W tle cicho grał telewizor, a zapach herbaty z maliną unosił się w powietrzu. Tomasz nagle odłożył kubek na stół i patrzył w swoje dłonie, jakby szukał w nich odpowiedzi.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczął, jego głos był dziwnie drżący.
Zmarszczyłam brwi, poczułam, jak serce zaczyna mi walić. Coś było nie tak.
– Co się stało? – zapytałam, patrząc na niego z niepokojem.
Przez chwilę milczał, a potem wypalił jednym tchem, jakby chciał to wyrzucić z siebie i mieć już z głowy:
– Zdradzałem cię. Przez kilka lat. To była Sylwia... z pracy.
W mojej głowie wszystko zawirowało. Jakby nagle ktoś zerwał zasłonę z mojego życia i pokazał mi, co tam naprawdę było. Nie mogłam złapać oddechu.
– Od kiedy?! Jak mogłeś?! – wykrztusiłam, głos mi drżał.
Tomasz spuścił wzrok, nie patrzył mi w oczy.
– To zaczęło się kilka lat temu... Ale skończyłem to. Nie mogę dłużej żyć w kłamstwie. Musiałem ci powiedzieć.
Wpatrywałam się w niego, jakby był obcym człowiekiem. Moje ręce zaczęły się trząść. Łzy napłynęły mi do oczu, ale jeszcze się nie rozpłakałam. Zbyt duży był szok.
W głowie huczało mi jedno pytanie: Dlaczego? Dlaczego teraz? Dlaczego przez tyle lat żyłam w nieświadomości, a on... potrafił tak spokojnie patrzeć mi w oczy, ściskać moją dłoń, mówić, że mnie kocha?
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Leżałam w łóżku, patrząc w sufit, a w mojej głowie kłębiły się obrazy z przeszłości – fragmenty rozmów, spojrzenia, wyjazdy służbowe Tomasza, jego wieczorne „muszę jeszcze popracować”. Przewracałam się z boku na bok, a obok mnie Tomasz leżał sztywno, jakby bał się oddychać.
W końcu, nad ranem, odwróciłam się w jego stronę.
– Powiedz mi prawdę. To wtedy, kiedy mówiłeś, że jesteś w korku? Kiedy wracałeś później z pracy i mówiłeś, że szef zatrzymał cię na spotkaniu? To wtedy…? – mój głos drżał, a serce waliło jak młot.
Tomasz odwrócił się do mnie, jego oczy były przekrwione. Westchnął ciężko, jakby każdy wydech kosztował go całe siły.
– Tak… Często wtedy… wtedy jeździłem do Sylwii. – Jego głos był cichy, jakby bał się, że dzieci usłyszą.
Czułam, jak coś mnie rozrywa od środka.
– Jak mogłeś?! – podniosłam głos, aż Tomasz drgnął. – Jak mogłeś patrzeć mi w oczy i kłamać? Jak mogłeś siedzieć przy naszym stole, jeść obiad, rozmawiać z dziećmi, a potem... co? Wsiadałeś w samochód i jechałeś do niej?
– Ania, ja… – zaczął, ale nie dokończył. Pokręcił głową i wziął twarz w dłonie. – Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć… To wszystko wymknęło się spod kontroli.
– Wymknęło się spod kontroli?! – prawie krzyknęłam. – Przez kilka lat?! Tomasz, ja ci ufałam! Ufałam ci, do cholery! A ty... – głos mi się załamał i w końcu wybuchłam płaczem.
Nie wytrzymałam, wstałam z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju jak w klatce.
– Wiesz, co jest najgorsze? – powiedziałam, ocierając łzy rękawem bluzy. – Że teraz patrzę na ciebie i nie wiem, kim jesteś. Nie wiem, kim jesteś, Tomasz… A może nigdy nie wiedziałam?
On siedział na łóżku, skulony, bezradny, i chyba po raz pierwszy widziałam go takiego. Bez tej swojej pewności siebie, bez spokoju w głosie. Zwykły facet, który rozwalił życie swojej żonie i dzieciom.
Wtedy przyszło mi do głowy: Muszę z nim porozmawiać o dzieciach. Co im powiemy? Czy one też będą musiały żyć z tym, że ich ojciec przez lata okłamywał matkę?
Ale na razie... nie miałam siły
Siedziałam na kanapie, w ręku trzymałam telefon. Wpatrywałam się w wyświetlacz, a palce drżały. Numer Sylwii miałam zapisany od dawna – jeszcze z czasów, kiedy Tomasz opowiadał o niej, że "fajna koleżanka z pracy, rozumieją się w żartach". Nie myślałam wtedy, że ten numer kiedyś przyda mi się do czegoś takiego.
W końcu wcisnęłam zieloną słuchawkę.
– Halo? – odezwała się po kilku sygnałach.
Nie mogłam uwierzyć, jak jej głos może być taki spokojny, taki zwyczajny, jakby to była zwykła rozmowa o niczym.
– Sylwia... Tu Anka... Anna, żona Tomka. – Czułam, jak moje gardło się ściska, ale starałam się mówić wyraźnie. – Chcę z tobą porozmawiać.
– Anna? – zawahała się. – Okej... Ale o czym?
– O Tomaszu. – Wypowiedziałam to imię powoli, jakby każde jego brzmienie wbijało mi się pod skórę jak szpilka.
Z drugiej strony cisza. A potem westchnienie.
– W porządku. Słucham.
– Dlaczego? – zapytałam, a mój głos się załamał. – Dlaczego to zrobiłaś? Wiedziałaś, że ma rodzinę. Wiedziałaś, że ma dzieci... Mnie...
– Anna... – Sylwia mówiła spokojnie, prawie obojętnie. – Ja nie muszę ci się tłumaczyć. On tego chciał, rozumiesz? To nie było tak, że go uwiodłam, a on się opierał. On sam przyszedł do mnie.
Poczułam, jak we mnie coś pęka.
– Ty… Ty naprawdę nie rozumiesz, co zrobiłaś? – prawie krzyczałam. – Zniszczyłaś moją rodzinę! Rozumiesz to?!
– Nie przesadzaj – odparła chłodno. – Masz pretensje do mnie, ale to twój mąż cię zdradził, nie ja.
– Nienawidzę cię – wysyczałam, czując, jak łzy cisną mi się do oczu.
– Naprawdę, radziłabym ci zająć się swoim życiem – rzuciła jeszcze i przerwała połączenie.
Patrzyłam w ekran telefonu, a moja dłoń drżała tak, że aż telefon wypadł mi na podłogę. Wpatrywałam się w niego, czując, że właśnie zamknęłam jakiś etap – i że teraz już nic nie będzie takie samo.
Zacisnęłam pięści. Przecież ona miała rację – to Tomasz mnie zdradził, to on był moim mężem, ojcem moich dzieci. Ale to ona... ona była tą drugą. Tą, która wiedziała, a i tak to zrobiła.
Byłam wściekła. I bezsilna.
Kilka dni później siedzieliśmy z Tomaszem przy kuchennym stole. Była sobota rano, a słońce wpadało przez okno tak, jakby to był zupełnie zwyczajny dzień. Ale nic nie było zwyczajne.
– Trzeba im powiedzieć – powiedziałam cicho, patrząc na Tomasza. – Ola i Kuba muszą wiedzieć, co się dzieje.
Tomasz spuścił głowę. Patrzył w blat, jakby tam znalazł odpowiedzi. Jego dłonie nerwowo skubały rąbek obrusu.
– Może… może jeszcze za wcześnie? – powiedział, ale jego głos był słaby. Jakby sam nie wierzył w to, co mówi.
– Nie. – Pokręciłam głową. – Nie będziemy ich oszukiwać. Prędzej czy później się dowiedzą. A ja nie chcę, żeby to było "przypadkiem".
Wzięłam głęboki oddech i zawołałam dzieci.
Ola weszła pierwsza, z telefonem w dłoni. Miała na sobie za duży t-shirt i dresy – typowa trzynastolatka. Kuba przyszedł za nią, z lekko zaspanym wzrokiem. Patrzyli na nas z lekkim zniecierpliwieniem, jakbyśmy mieli im zaraz kazać posprzątać pokoje albo wyprowadzić psa.
– Musimy wam coś powiedzieć – zaczęłam, a moje serce waliło jak młot.
– Co się stało? – spytała Ola, marszcząc brwi.
Spojrzałam na Tomasza, ale on milczał, wlepiając wzrok w stół. Zacisnęłam pięści i powiedziałam cicho, ale wyraźnie:
– Tata... zrobił coś złego. Ma... kogoś innego. Od kilku lat.
– Kochankę czyli? – Kuba jest starszy, więc od razu zrozumiał wszystko, jemu nie trzeba było owijać gorzkich słów w kolorowy papierek. – Bez jaj, kto to?
– Pani Sylwia. Koleżanka z pracy.
Ola otworzyła szeroko oczy. Kuba odchylił głowę do tyłu, jakby nie dosłyszał.
– Co? – wyszeptała Ola. – Z Sylwią? Tą Sylwią, co była na naszym grillu?
– Tak – przytaknęłam, a głos mi się załamał. – To nie jest coś, co łatwo powiedzieć. Ale chciałam, żebyście wiedzieli, co się dzieje.
Kuba patrzył na Tomasza, jego twarz robiła się coraz bardziej czerwona.
– Ty... ty jesteś dupkiem – rzucił nagle, podnosząc głos. – Jak mogłeś to zrobić mamie?! Jak mogłeś to zrobić nam?!
Ola patrzyła na mnie, jakby chciała się upewnić, że to wszystko naprawdę się dzieje.
– Co teraz? – spytała cicho, jej głos był jak szept. – Rozwiedziecie się?
– Nie wiem, kochanie. – Pokręciłam głową, a łzy spływały mi po policzkach. – Naprawdę nie wiem.
Tomasz chciał coś powiedzieć, ale Kuba wstał od stołu, wytrącił krzesło, które z hukiem przewróciło się na podłogę, i wybiegł z kuchni. Ola została, wpatrzona we mnie, z oczami pełnymi łez. Przesunęła się w moją stronę, objęła mnie ramionami, a ja poczułam, jak drży.
Tomasz siedział jak kamień
Wieczorem, kiedy dzieci były już w swoich pokojach, usiedliśmy z Tomaszem w salonie. Patrzyłam w ogień w kominku, a on siedział cicho obok.
– Nie wiem, co teraz. Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam cicho, bez siły.
– Kocham cię, Aniu. Wiem, że to zabrzmi jak kpina, ale... naprawdę cię kocham. I kocham dzieci. Nie chcę was stracić. Nie potrafię bez was żyć. – W jego oczach były łzy, coś, czego wcześniej u niego nie widziałam.
Ale ja już nie wierzyłam w słowa. Już nie wierzyłam w cokolwiek, co wychodziło z jego ust.
Czuję się jak w potrzasku. Mam dzieci, które mnie potrzebują. Mam dom, który zbudowaliśmy razem. I mam w sobie ból, który wgryza się we mnie jak rdza, niszczy każdy wspólny obraz, każdy uśmiech, każde wspomnienie.
Tomasz próbował coś naprawiać. Robił kolacje, kupował kwiaty, mówił, że chce zacząć od nowa. Ale ja już nie wierzę w kwiaty. Nie wierzę w kolacje.
Może trzeba po prostu się podnieść. Wstać rano, zrobić śniadanie, rozwieźć dzieci do szkoły, wrócić do pracy. Żyć. Bo życie nie zatrzymuje się, nawet kiedy pęka ci serce.
Albo może... po prostu pozwolić sobie na ból. I zobaczyć, co będzie potem.
Anna, 42 lata
Czytaj także:
- „Podczas pracy za granicą rozkochałam w sobie francuskiego bogacza. Inna czułaby się jak w bajce, ja postawiłam warunki”
- „Mąż dał mi ultimatum: albo przestaję oglądać seriale, albo się wyprowadza. Myślałam, że żartuje”
- „Staś nazwał mnie babcią, chociaż była nią Halina. Zawistna baba nie rozumie, że na ten tytuł trzeba sobie zapracować”

