Reklama

Nie kochałam go. To chyba najuczciwiej, jak potrafię to powiedzieć. Tomek był bezpieczny. Stabilny. Miał pracę, nie pił, nie bił. Był jednym z tych facetów, których matki sobie życzą dla swoich córek. Ale matki nie muszą z nimi spać, prawda?

Mąż był biedny i nudny

Miałam trzydzieści lat, kiedy za niego wyszłam. Wszyscy pytali, kiedy pojawią się dzieci. A ja nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Co miałam powiedzieć? Że jestem bardziej samotna w tym małżeństwie niż byłam jako singielka? Że Tomek całuje mnie od niechcenia?

Nasze mieszkanie było takie jak nasze życie – szare. Meble z sieciówki, kwiatki na parapecie, telewizor, którego nikt nie oglądał, bo wieczory spędzaliśmy obok siebie, nie ze sobą. On opowiadał o uczniach, bo był nauczycielem, a ja udawałam, że słucham. I może właśnie przez to najbardziej czułam, że się duszę – bo on niczego nie widział. Niczego nie czuł.

Wieczór, który wszystko we mnie przełamał, wyglądał tak:

– I wyobraź sobie, Karola, że ten Olek znowu nie oddał pracy domowej. I powiedział, że mu pies zjadł zeszyt. Rozumiesz? W ósmej klasie!

Siedziałam przy stole, dłubiąc widelcem w zimnych ziemniakach.

A co ty zrobiłaś z moją koszulą w kratę? Tą, co zawsze miałem na wywiadówki?

– Wyprałam. – wzruszyłam ramionami. – Może się skurczyła i wreszcie przestanie wyglądać jak obrus.

– Co?

Spojrzał na mnie zdziwiony, ale ja już nie miałam siły tłumaczyć żartu. Albo żalu.

– Wiesz co, Tomek? – odłożyłam widelec. – Może jakbyś miał coś więcej do zaoferowania niż durne historyjki z pracy i skarpetki w śmieszne wzorki, to chciałabym tu być. Ale nie mam już siły robić z siebie żony idealnej. Może to z tobą jest coś nie tak, a nie ze mną.

Patrzył na mnie długo. I nic nie powiedział. Nawet nie zapytał, co się dzieje. To był pierwszy raz, kiedy pomyślałam, że muszę się wyrwać. Że zasługuję na coś więcej niż wieczory przy makaronie i rozmowy o dzieciach sąsiadów. Zasługuję na kogoś z klasą. Na luksus. Na emocje. Na mężczyznę, który wciągnie mnie do świata, w którym kobieta jest królową, a nie panią od prania i gotowania.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to wszystko będzie miało swoją cenę. I że zapłacę ją z odsetkami.

Wpadłam na niego przypadkiem

A może los się uparł, żeby wreszcie pokazać mi, jak wygląda prawdziwy mężczyzna.

To była konferencja firmowa – nudna, jak wszystkie. Siedziałam z kawą w dłoni, zerkając znudzona na prezentację, gdy usiadł obok mnie. Skórzany zegarek, lekki zapach drogiej wody kolońskiej, spojrzenie, które wytrącało z równowagi.

– Cześć, Igor – wyciągnął rękę. – Jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać.

Uścisnęłam dłoń i powiedziałam swoje imię. I chociaż wiedziałam, że to tylko kurtuazja, jego uśmiech sprawił, że zapomniałam, kim jestem.

– Po wszystkim idziemy na drinka. Ty też. – To nie było pytanie. To był rozkaz, wypowiedziany tak miękko, że aż chciało się go wykonać.

W barze zamówił czerwone wino, drogie – to wiedziałam od razu, po kieliszku. Gładziłam nóżkę szkła i udawałam wyluzowaną.

– Karolina… piękne imię. Pasuje do kobiety, która wie, czego chce.

A ty wiesz, czego chcesz, Igorze?

– Wiem, że nie jesteś tu z nikim. I że nie nosisz obrączki.

Oszukałam go. Ale nie potrafiłam inaczej. Nie chciałam, by myślał, że jestem... „zajęta”. Bo tak naprawdę – nie byłam. Nawet jeśli miałam w domu męża.

– Tomek nie wiedziałby nawet, jak zamówić takie wino – pomyślałam, kiedy Igor przysuwał się bliżej.

Pachniał pieniędzmi, pewnością siebie i grzechem. I wtedy właśnie pierwszy raz pozwoliłam sobie zapomnieć, że jestem żoną.

Kłamałam jak najęta

Zaczęło się od małych kłamstw. „Mam szkolenie”, „Muszę zostać dłużej w pracy”, „Wracam jutro, jest integracja”. Tomek nie pytał. Albo nie chciał wiedzieć.

Z Igorem spotykaliśmy się w hotelach, w jego mieszkaniu na Mokotowie, w restauracjach, do których Tomasz nigdy by nie wszedł – bo „ceny z kosmosu” i „porcje jak dla wróbla”. A ja... ja czułam, że żyję.

Zaczęłam się zmieniać. Krótsze sukienki, szminka w kolorze wina, nowa fryzura. Kupowałam drogie perfumy – takie, które zostawiają ślad na poduszce i wspomnienie na skórze. Tomek coś czuł. Ale udawał, że nie.

Pewnego wieczoru czekał w kuchni, kiedy wróciłam z „wyjazdu służbowego”.

– Możemy porozmawiać? – zapytał cicho.

– Teraz? Jestem zmęczona – rzuciłam torbę na krzesło.

Od miesięcy jesteś zmęczona. Inna. Czy ty masz... kogoś?

Zamrugałam. Serce mi przyspieszyło, ale głos pozostał chłodny.

– Może jakbyś miał coś więcej do zaoferowania, to bym chciała tu być.

Zamarł. Jakby nie dowierzał, że to ja to powiedziałam. A ja stałam z podniesioną głową, dumna, jakbym właśnie obroniła swoje prawo do szczęścia. W głowie szumiało mi tylko jedno zdanie: „Należy mi się więcej”. Bo naprawdę w to wtedy wierzyłam.

Mąż odkrył mój romans

Wróciłam wcześniej, niż planowałam. Igor poleciał służbowo do Dubaju, a ja potrzebowałam... chyba ciszy. Albo może po prostu miałam ochotę zobaczyć Tomka – spojrzeć mu w oczy i przekonać się, czy naprawdę już nic nie czuję. Od razu poszłam się wykąpać. Gdy wyszłam z łazienki, zamarłam. Tomek siedział przy stole. Na blacie leżał mój telefon. Ekran rozświetlała wiadomość:
„Kiedy znowu założysz te koronkowe? Brakuje mi wiesz czego.”

– Kto to? – zapytał, bez cienia emocji.

Zacięłam się. Na sekundę. Na wieczność.

– Wiesz co? – rzuciłam, podchodząc i zabierając telefon – Może w końcu nie będziemy udawać. Ty udajesz, że ci to nie przeszkadza, a ja – że coś do ciebie czuję.

– To z nim...?

– Tak – spojrzałam mu prosto w oczy. – I wiesz co? Przy nim czuję się jak kobieta. Przy tobie? Jak służąca i biedaczka.

Wstał. Spokojnie, aż strasznie.

– Karolina... ja myślałem, że jestem dla ciebie najważniejszy.

– A ja... nigdy cię nie kochałam – wybuchłam. – Myślałam, że pokocham. Ale ty jesteś zbyt... nijaki. Życie z tobą to jak jedzenie suchego chleba do końca świata.

Trzasnęły drzwi. Najpierw od szafki, potem wejściowe. Spakował torbę w pięć minut. Nie krzyczał. Nie płakał. Po prostu wyszedł.

Czułam się jak w bajce

Igor powiedział, że „będzie czekał”. Że „nie zasługuję na bycie w cieniu kogoś, kto nawet nie umie zauważyć, jaką jestem kobietą”. I czekał. Dokładnie dwa dni. Potem przysłał kierowcę po moje rzeczy. Zamieszkałam w jego apartamencie z widokiem na rzekę. Dostałam własne miejsce w garderobie, kredytową kartę i kod do windy.

Na początku było jak w filmie. Kolacje, których nazwy nie umiałam wymówić. Weekend w Paryżu, bo „miał ochotę na śniadanie z widokiem na wieżę Eiffla”. Seks na marmurowym parapecie, bo „takie rzeczy się pamięta”.

Zmieniałam się. Lśniły mi włosy, paznokcie robiłam u najlepszej kosmetyczki, chodziłam w szpilkach nawet po domu. Ale coś... coś we mnie gasło. Zaczęłam się budzić w środku nocy, bo leżałam sama. Igor pracował. Albo pił. Albo siedział przy laptopie, nie mówiąc mi słowa. Z czasem zaczął mnie poprawiać – że za głośno się śmieję, że jem zbyt szybko, że źle trzymam kieliszek. Czułam się jak ozdoba. Ładna, wygładzona, droga – ale pusta.

Spotkałam się z Anetą. Zawsze była brutalnie szczera.

– No i jak tam, księżniczko? – zapytała z krzywym uśmiechem.

– Wszystko mam – odpowiedziałam mechanicznie.

– A kogoś, kto cię kocha? Też masz?

Milczałam.

– Karola, ty chyba pomyliłaś miłość z kontem bankowym.

– A może jedno nie wyklucza drugiego?

– Może. Ale czasem to drugie nie wystarcza.

I wtedy zrozumiałam: zaczynam tęsknić. Za rozmową o niczym przy herbacie. Za ciepłymi dłońmi. Za kimś, kto czekał. Za Tomkiem.

Byłam tylko zabawką

Myślałam, że do takiego bólu się dorasta. Że kiedy rozstajesz się z mężem, którego nie kochasz, a zostajesz z kimś, kto pachnie luksusem – to cierpienie się nie pojawi. Ale cierpienie nie pyta, czy miałaś rację.

Któregoś dnia Igor wrócił późno niż zwykle. Pachniał innymi perfumami. W jego oczach nie było ani cienia wstydu.

– Musimy pogadać – rzucił, siadając naprzeciwko mnie przy kuchennym wyspie, której nigdy nie zdążyłam polubić.

– Ty najpierw – powiedziałam, pewna, że padnie coś, co złamie mnie do reszty.

– Karolina, nie ma sensu ciągnąć tego. Było fajnie, ale... nie oszukujmy się. Chyba oboje wiemy, że to była zabawa. Tylko zabawa.

– Zabawa...? – powtórzyłam głucho.

– Nie bądź melodramatyczna. Dam ci czas na wyprowadzkę. Zostawię kartę na tydzień, potem blokuję.

Nie zapytałam, czy to przez inną. Widziałam to w jego oczach. I nagle... było mi wszystko jedno.

Zostałam z niczym

Dwa dni później spakowałam się. Nie miałam dokąd iść. Zadzwoniłam do jednej z koleżanek z pracy. Do tej, która zawsze mówiła, że „kariera to nie wszystko”.

– A Tomek? – zapytałam niepewnie przez telefon.

– Ten Tomek, którego zostawiłaś jak śmiecia?

– Chcę tylko wiedzieć, co u niego.

– Wyjechał za granicę. Jest zakochany. Powiedział kiedyś, że... że to, co zrobiłaś, to najlepsze, co go spotkało. Na pewno niedługo dostaniesz papiery rozwodowe.

Wtedy pękłam. Płakała tak jak jeszcze nigdy w życiu.

Karolina, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama