„Mąż obiecywał mi złote góry, a skończyłam w domu z dykty i paździerza. Nie powiedział, na co wydał nasze oszczędności”
„W głowie miałam chaos. Sprzedał mieszkanie. Wydał wszystkie nasze oszczędności. Nie chciał mi powiedzieć na co. Co mogło być ważniejsze od dachu nad głową?”.

- redakcja
Gdy go poznałam, wierzyłam, że złapałam Pana Boga za nogi. Młody, przystojny, ambitny. Pełen planów i marzeń, w które wciągał mnie z entuzjazmem. Mówił, że nasza przyszłość będzie bajką, że nie zabraknie nam niczego. A ja chciałam wierzyć. Więc wierzyłam. Może to był mój błąd. A może on od początku mnie oszukiwał?
Wierzyłam w jego zapewnienia
Przez kolejne lata powtarzał, że muszę być cierpliwa, bo najpierw trzeba się dorobić, żeby później żyć jak królowie. Harował od świtu do nocy, rzadko bywał w domu, ale tłumaczyłam to sobie tym, że robi to dla nas. Nie dopytywałam. Nie interesowałam się
Z czasem coraz rzadziej mówił o przyszłości, coraz mniej było tych wielkich planów. W końcu przestał mówić cokolwiek. Pieniądze znikały, a ja nie wiedziałam, na co. Z oszczędności, które miały być na dom, zostało tyle, że ledwo starczyło na zbudowanie czegoś, co bardziej przypominało lepiankę niż nasze wymarzone gniazdko. A on? On unikał odpowiedzi. Udawał, że nie rozumie. Jakby myślał, że się z tym pogodzę.
– Zobaczysz, jeszcze będziemy mieszkać w pięknym domu – powtarzał mi latami, a ja chłonęłam te słowa jak gąbka.
Mieliśmy oszczędzać, ale on twierdził, że trzeba inwestować. „Pieniądz musi pracować” – mawiał. Brzmiało to mądrze, więc nie protestowałam. Nie pytałam o szczegóły, nie drążyłam, bo ufałam. A potem nagle zaczęło brakować pieniędzy.
– Kochanie, wzięłam z konta pięćset złotych na rachunki, ale… coś mi się nie zgadza. – Spojrzałam na niego uważnie, gdy któregoś wieczoru wrócił do domu.
– Może się pomyliłaś – rzucił lekko, zdejmując kurtkę.
– Nie, Krystian. Brakuje kilku tysięcy.
Wtedy po raz pierwszy zauważyłam ten niepokój w jego oczach. Chwilowe spięcie, nerwowe drgnięcie palców. Ale szybko się opanował.
– Spokojnie, wszystko pod kontrolą – powiedział, całując mnie w czoło. – Przelałem trochę na inne konto, żeby… no wiesz, oprocentowanie lepsze.
Zamarłam. To brzmiało jak bzdura. Nigdy wcześniej o tym nie wspominał.
– Jakie inne konto?
– Daj spokój, kochanie. Jestem zmęczony. Pogadamy jutro.
Myślałam, że padnę na zawał
Nie pogadaliśmy. Następnego dnia znów go nie było. A potem kolejnego i kolejnego. Kiedy wreszcie wrócił, zamiast rozmowy dostałam tylko kolejne zapewnienia, że wszystko idzie zgodnie z planem. A potem stanęłam przed naszym „domem” – budą skleconą z dykty i paździerza – i dotarło do mnie, że zostałam oszukana.
– Gdzie są nasze pieniądze, Krystian?
Nie odpowiedział.
– Co to ma być, Krystian?! – wskazałam ręką na dom, który bardziej przypominał prowizoryczną altanę niż nasze wymarzone miejsce do życia.
Stał obok, dłubiąc w kieszeni spodni, jakby szukał tam odpowiedzi. W końcu westchnął i rzucił:
– Wiesz, jak jest… Ceny materiałów poszły w górę, ekipa się posypała, musiałem oszczędzać…
– Oszczędzać? Na czym?! Na dachu?! Na ścianach?! – przetarłam twarz dłonią. – Krystian, nie wciskaj mi kitu. Oszczędzaliśmy na ten dom przez lata! Gdzie są te pieniądze?
Milczał. Nie wiedziałam, co było gorsze – jego milczenie czy to, że patrzył na mnie, jakby nic się nie stało.
– Mieliśmy mieć salon z kominkiem, pamiętasz? – głos mi zadrżał. – Mieliśmy mieć ogród, przestrzeń dla dzieci, mieliśmy… – urwałam, bo poczułam gulę w gardle.
Krystian w końcu uniósł głowę i rzucił zimnym tonem:
– A co mam ci powiedzieć? Że nie wyszło? Że zrobiłem, co mogłem?
– Nie wyszło?! – zaśmiałam się gorzko. – Przecież tu się nawet nie da mieszkać!
Nie wytrzymałam. Wbiegłam do środka. Drewniane deski pod stopami zaskrzypiały złowrogo. W środku nie było nic. Żadnych mebli, żadnych ścianek działowych. Tylko pustka. Poczułam się, jakby ktoś dał mi w twarz.
Odwróciłam się do Krystiana.
– Albo mi mówisz prawdę, albo przysięgam… wyjdę stąd i już nie wrócę.
Patrzył na mnie długo. A potem powiedział coś, czego się nie spodziewałam.
– Nie mogę ci powiedzieć.
Nie rozumiałam tych tajemnic
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
– Jak to „nie możesz”? – prychnęłam, robiąc krok w jego stronę. – To nasze pieniądze! Masz obowiązek mi powiedzieć!
On jednak stał niewzruszony, z rękami w kieszeniach, jakby cała sytuacja go nudziła.
– Po prostu nie mogę – wzruszył ramionami. – Uwierz mi, tak będzie lepiej.
– Lepiej?! Dla kogo? Bo na pewno nie dla mnie! – moje nerwy puściły. – Ja tu stoję, w tej twojej lepiance, i próbuję zrozumieć, jakim cudem zamieniłeś nasze oszczędności w kupę paździerza, a ty mi mówisz, że „nie możesz”?!
Nie odpowiedział. Serce waliło mi jak młotem. Czułam, jak rośnie we mnie panika. Jeszcze kilka dni temu byłam przekonana, że nasza przyszłość jest bezpieczna. Może nie idealna, ale pewna. A teraz?
– Krystian – zaczęłam spokojniej, próbując opanować drżenie głosu. – Jeżeli nie powiesz mi, na co poszły te pieniądze, to nie masz po co wracać do domu.
W końcu uniósł wzrok. Było w nim coś, co sprawiło, że zrobiło mi się zimno.
– Już nie mamy domu.
Zatkało mnie.
– Co ty…?
– Sprzedałem mieszkanie.
Nogi się pode mną ugięły.
– Co zrobiłeś?!
– Musiałem.
– Na co były te pieniądze?! – wrzasnęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
Spojrzał na mnie tak, jakbym była dzieckiem, które czegoś nie rozumie.
– Na coś ważnego.
Nie wytrzymałam. Wymierzyłam mu siarczysty policzek.
– Co mogło być ważniejsze od naszego domu?!
Nie odpowiedział. Tylko odwrócił się i wyszedł. A ja zostałam sama. W pustce, którą mi zostawił.
Nie miałam się gdzie podziać
Nie miałam siły go gonić. Oparłam się o ścianę, zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów, ale to nie pomagało. W głowie miałam chaos. Sprzedał mieszkanie. Wydał wszystkie nasze oszczędności. Nie chciał mi powiedzieć na co. Co mogło być ważniejsze od dachu nad głową? Choroba? Długi? Hazard? Końcówki palców mrowiły mnie z nerwów.
Nie, Krystian nigdy nie był hazardzistą. A może tylko tak myślałam? Może nie znałam go tak dobrze, jak mi się wydawało? Zacisnęłam pięści. Nie mogłam tu zostać. Ta „budowa” cuchnęła wilgocią i porażką. Wybiegłam na zewnątrz, ale Krystiana już nie było. Nie wiedziałam, dokąd pójść. Miałam ochotę wrócić do naszego mieszkania – do naszego prawdziwego domu – ale przecież go już nie było. Przepadło. Tak po prostu.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer. Sygnał. Drugi. Trzeci. Potem poczta głosowa.
– Krystian, nie kończ tego w ten sposób. Gdzie jesteś? Pogadajmy – powiedziałam, choć miałam ochotę wykrzyczeć wszystko, co o nim myślę.
Nie oddzwonił. Zgarnęłam z samochodu torbę i ruszyłam w jedyne miejsce, gdzie mogłam się podziać – do mojej siostry, Julki. Gdy otworzyła drzwi, zmarszczyła brwi.
– Co się stało?
Nie odpowiedziałam od razu. Bo co miałam powiedzieć? Że mój mąż przegrał wszystko albo wpakował w jakiś szemrany interes? Że zostawił mnie bez dachu nad głową? Zacisnęłam usta i powiedziałam tylko:
– Nie mam gdzie spać.
Julka bez słowa wpuściła mnie do środka.
Jak to się mogło stać?
Julka postawiła przede mną kubek herbaty i usiadła naprzeciwko, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Daria, mów, co się dzieje. Bo wyglądasz, jakbyś miała się zaraz rozpaść.
Zacisnęłam palce na ciepłej porcelanie. Parzący dotyk pomagał mi skupić myśli.
– Krystian sprzedał mieszkanie – słowa brzmiały nierealnie, jakby nie dotyczyły mnie, tylko jakiejś bohaterki kiepskiego filmu. – I przepuścił wszystkie nasze oszczędności.
Julka odchyliła się na krześle, jakby ktoś właśnie wymierzył jej cios w brzuch.
– Że co?!
– Nie wiem, na co. Odmówił mi odpowiedzi.
Cisza. Julka wpatrywała się we mnie w milczeniu, a ja w końcu podniosłam na nią wzrok.
– Może go sprawdzimy? – rzuciła po chwili.
Zmarszczyłam brwi.
– Jak?
– Może ma długi? Może to z powodu jakiejś kobiety? A może wpakował się w coś, o czym lepiej nie wiedzieć?
Pokręciłam głową, choć wcale nie byłam już tego taka pewna. Jeszcze kilka godzin temu oddałabym rękę za to, że Krystian nie jest zdolny do zdrady. Że nie oszukałby mnie w ten sposób. Ale przecież oszukał. Julka sięgnęła po telefon.
– Ktoś musi wiedzieć, co się z nim dzieje.
– Do kogo dzwonisz?
– Do Marcina.
Marcin był znajomym Krystiana i Julki. Czasem razem pracowali, czasem pili piwo. Jeśli ktoś miał wiedzieć, co wyprawia mój mąż, to on. Czekałam w napięciu, aż Julka skończy rozmowę. Kiedy odłożyła telefon, spojrzała na mnie z niepokojem.
– Krystian od kilku miesięcy kręci się wokół jakiejś inwestycji. Ponoć miał zarobić kupę forsy. Tylko że…
– Co?
– Marcin twierdzi, że ci ludzie, z którymi się zadawał, to nie byli uczciwi biznesmeni.
Poczułam, jak wszystko wokół wiruje. Mój mąż wpakował nas w coś, czego nawet nie rozumiałam.
Zostałam z niczym
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, a myśli kotłowały mi się w głowie. Krystian zawsze był uparty, zawsze chciał więcej, ale… czy naprawdę był na tyle głupi, żeby wpakować się w coś nielegalnego? O piątej nad ranem nie wytrzymałam. Wstałam, ubrałam się i wyszłam na zimne, wilgotne powietrze. Musiałam coś zrobić.
Pojechałam pod nasze stare mieszkanie – to, które sprzedał. Może w środku jeszcze ktoś był, może nowi właściciele wiedzieli coś więcej. Ale kiedy dotarłam na miejsce, wszystko wyglądało… pusto. Żadnych nowych lokatorów. Żadnych śladów życia. Coś było bardzo nie tak.
Sięgnęłam po telefon i znów zadzwoniłam do Krystiana. Tym razem odebrał.
– Daria, nie dzwoń do mnie.
– Gdzie jesteś? – zapytałam ostro.
– Daleko.
– Na co wydałeś nasze pieniądze? – wyrzuciłam z siebie.
Zamilkł. A potem powiedział cicho:
– Nie mogę ci tego powiedzieć.
– A ja nie mogę tak żyć.
Przygryzłam wargę, walcząc z łzami.
– Wiesz, co jest najgorsze? – kontynuowałam. – Nawet nie to, że straciliśmy dom. Nawet nie to, że oszukałeś mnie przez te wszystkie miesiące. Najgorsze jest to, że nigdy, nigdy mi nie zaufałeś na tyle, żeby powiedzieć prawdę.
Usłyszałam jego ciężki oddech.
– Może tak będzie lepiej.
Połączenie zostało przerwane. Zostałam sama. W miejscu, które jeszcze niedawno było moim domem, a teraz było tylko pustką. Nie wiem, czy kiedykolwiek dowiem się, na co Krystian wydał nasze pieniądze. Może długi. Może hazard. Może coś gorszego. Ale jedno było pewne: ten rozdział mojego życia właśnie się zamknął. I nie miałam zamiaru go otwierać na nowo.
Daria, 31 lat
Czytaj także:
„Dogadzałam mężowi domowymi pączkami w tłusty czwartek. Nie wiedziałam, że kalorie spalał gdzieś indziej”
„Teściowa miała pretensje, że nie robię bigosu z jej przepisu. Awanturowała się, jakbym dopuściła się zdrady”
„Syn myśli, że jako wdowa potrzebuję opieki. Nie rozumie, że wreszcie moje życie jest słodkie jak lukrowane pączki”