Reklama

Gdyby ktoś wszedł teraz do naszego mieszkania, pomyślałby pewnie: „Ładnie tu. Schludnie. Cicho”. I nie pomyliłby się – jest ładnie, aż do przesady. Poduszki leżą równo, świeczki dopasowane kolorem do zasłon, na stole wazon z suszonymi kwiatami. Cisza. Michał siedzi w drugim pokoju i stuka coś w komputerze. Nie pyta, czy chcę herbaty. Nie mówi, że ładnie wyglądam. Nie całuje w czubek głowy, jak kiedyś.

Jestem rozczarowana

Kiedyś potrafił wpaść z bukietem tulipanów bez okazji, a potem mówić, że jestem „jego jedyną inwestycją, która ma sens”. Dziś jedynym, co inwestuje, jest jego portfel. Mój mąż nie zdradza mnie z inną kobietą – on zdradza mnie z kontem oszczędnościowym.

Po pracy jem sama. On wraca późno albo wcale. Czasem siada naprzeciwko mnie przy stole, ale nic nie mówi. Nie pyta, jak minął dzień. Nawet nasze kłótnie wygasły – jakby już nie było o co walczyć. Tylko ja wciąż walczę. Jeszcze.

Pamiętam, jak mówił:

– Będziemy podróżować. Paryż, Mediolan, Nowy Jork. Będziesz pachniała tylko najlepszymi perfumami. Takimi, jakich używają gwiazdy.

Wierzyłam mu. Miał błysk w oku i usta, które potrafiły wszystko obiecać. Miałam wtedy dwadzieścia parę lat i zero rozsądku. Dziś mam 34 lata i w łazience flakonik perfum, który pachnie jak płyn do podłóg. Kupił je na bazarku, bo taniej – powiedział. Patrzę na ten flakonik i czuję, jak coś we mnie cichutko pęka. Czy luksus to złoto i diamenty, czy może uczucie, że jest się ważną? I co, jeśli nie mam już ani jednego, ani drugiego?

Kupił mi podróbkę perfum

Usłyszałam, jak klucz zgrzyta w zamku. Michał wrócił z delegacji. Zdążyłam jeszcze zgasić światło w salonie i usiąść na kanapie, udając, że oglądam coś w telefonie. Weszło światło z korytarza, jego cień przemknął przez pokój.

– Mam coś dla ciebie – rzucił z uśmiechem i położył przede mną mały, błyszczący pakunek. – Wiem, że lubisz ładnie pachnieć.

Od razu poczułam ten zapach. Słodko-mdły, duszący, znajomy aż za dobrze.

– Michał… – zaczęłam ostrożnie, patrząc na flakonik. – To nie są te, które lubię.

– No co ty, przecież to podróbka tamtego zapachu, za ułamek ceny. Ta sama nuta. Pani na stoisku mówiła, że nikt nie zauważy różnicy.

– No właśnie – powiedziałam cicho, jakbym mówiła do samej siebie – bo to nie o perfumy chodzi.

Podniosłam wzrok. Michał już zajrzał do lodówki, już był gdzie indziej.

– Mówiłeś, że kiedyś zabierzesz mnie do Paryża i kupisz Chanel – przypomniałam mu z nutą goryczy.

– Asia, przecież to tylko perfumy. Naprawdę nie rozumiem, czemu robisz z tego problem.

Zacisnęłam zęby. Zawsze tak było. Zawsze coś miało być „tylko”: tylko flakonik, tylko kolacja przy świecach, tylko Paryż. Tylko marzenia, których nigdy nie spełnił.

– Bo to nie o perfumy chodzi, Michał. Tylko o wszystko, czego nigdy nie dostałam.

Spojrzał na mnie, jakbym przesadzała. Jakbym dramatyzowała. A ja po prostu już wiedziałam, że nie chodziło o Chanel, tylko o to, że nie czułam się już ani trochę... warta zachodu.

Musiałam się wyżalić

– I co, co ci jeszcze dał? – zapytała Aneta, patrząc na mnie znad filiżanki cappuccino.

– Tanie perfumy z bazaru. Wiesz, te „inspirowane” – prychnęłam, a głos mi się załamał. – Pachną tandetnie.

– No to się postarał chłopak – mruknęła z przekąsem.

Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni. Kiedyś przychodziłam tu z błyszczącymi oczami i opowiadałam, jak Michał w nocy czytał mi wiersze, jak przyniósł mi croissanty na śniadanie. Teraz mówiłam o podróbkach i ciszy przy kolacji.

Ty myślałaś, że on się zmieni – powiedziała Aneta, odkładając filiżankę. – A on był zawsze taki. Tylko że zakochana nie chciałaś tego widzieć.

– Ale on kiedyś był inny… prawda? – zapytałam cicho.

Aneta spojrzała na mnie z jakimś smutkiem, którego nie znałam wcześniej.

– Nie. Ty byłaś inna.

Zamilkłam. Ta odpowiedź uderzyła mnie mocniej, niż chciałam to przyznać. Bo coś we mnie pękło. Jakby właśnie zdjęła mi z oczu różowe okulary, które nosiłam uparcie przez dekadę.

– A może po prostu za bardzo w to wierzyłam… W nas. W te wszystkie obietnice – powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.

– Bo jesteś romantyczką. Ale świat nie jest romantyczny, Asia. Jest praktyczny. Jak Michał.

Zamknęłam oczy.

Widziałam nas: dwudziestoparolatków tańczących po kuchni przy piosence z radia, jego oczy, gdy mówił: „Za rok kupimy bilety do Nowego Jorku, przysięgam”. Tylko że minęło dziesięć lat, a ja nawet nie mam paszportu. I może właśnie wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że miłość wcale nie musi umrzeć w jednej chwili. Czasem po prostu usycha – niezauważona.

Nie powinnam tego czytać

To był przypadek. Przysięgam. Nie chciałam niczego szukać.

Michał zostawił telefon na blacie w kuchni, gdy poszedł się kąpać. Ekran się rozświetlił – wiadomość na WhatsAppie. Nie mogłam się powstrzymać. Może szukałam znaku, może chciałam się upewnić, że nie przesadzam, że jest gorzej, niż myślałam. I było.

Wiadomość była od „Mama”. Pani Wanda. Jego święta matka, której zdanie zawsze było ważniejsze niż moje.

„Po co jej perfumy? Przecież ma dach nad głową i spokój. Wymyśla problemy z nudów.

Zamrugałam. Przewinęłam wyżej. A tam:

„Joanna nigdy nie zrozumie, że stabilizacja to więcej niż romantyzm.

„Tylko marudzi. Ja wiem, że teraz trzeba oszczędzać, ale dla niej to zawsze za mało.

„Lepiej kupić coś praktycznego niż wydawać na pierdoły. Ale spróbuj jej to wytłumaczyć…

Trzymałam telefon jak obcy przedmiot, jakby parzył. Usłyszałam, że zakręcił wodę. Położyłam telefon na blat i wróciłam do salonu, udając, że czytam książkę. Serce mi dudniło. Stabilizacja. To ja jestem problemem? Bo mam marzenia? Bo chciałam czegoś więcej niż świętego spokoju i rachunków zapłaconych na czas? Poczułam, jakby mnie nie kochał. I nie wiem, co bolało bardziej: że tak mówił, czy że mówił to do swojej matki. Za moimi plecami. Jakby już dawno mnie skreślił. Tylko nie miał odwagi tego powiedzieć na głos.

Chciałam pobyć chwilę sama

Pojechałam do swojej kawalerki, która od kilku miesięcy stała pusta, bo lokatorzy się wyprowadzili. Drzwi skrzypnęły tak samo jak wtedy. W środku niewiele się zmieniło. Moje stare lustro stało w kącie, zarysowane, matowe. Patrzyłam na swoje odbicie i próbowałam rozpoznać dziewczynę, którą kiedyś byłam. Miała błysk w oku. Miała zeszyt marzeń i zawsze jednego dżina za dużo w głowie.

Otworzyłam szufladę. Leżał tam mój pamiętnik. Niebieski, z wytartym grzbietem. Zaczęłam czytać. „Dziś powiedział, że zabierze mnie do Barcelony. Wierzę mu. Chyba pierwszy raz wierzę komuś tak bardzo.”

Poczułam, jak zaciska mi się gardło. Usiadłam przy tym samym oknie, przez które kiedyś patrzyłam na dachy miasta i wyobrażałam sobie inne życie. I zaczęłam czytać moje zapiski.

„Nie wierz każdemu, kto obiecuje świat. Zwróć uwagę, jak patrzy, kiedy jesteś smutna. To wtedy widać, kim naprawdę jest. Jeśli odwraca wzrok – nie kocha. Jeśli milczy – nie słucha. A jeśli każe ci się uspokoić, gdy płaczesz, to nie ten.”

Tego dnia nie wróciłam od razu do domu. Poszłam przed siebie. Miasto pachniało jesienią. Pomyślałam: „Może to nie Michał się zmienił. Może to ja zaczęłam widzieć wyraźniej”.

Mąż nic nie rozumiał

Wieczorem zjadł kolację, nawet nie pytając, czy jadłam. Obejrzał wiadomości, przescrollował Twittera, jakby nic się nie działo. Jakby nic się nigdy nie działo. Zebrałam się w sobie. Usiadłam naprzeciwko niego. Odłożył telefon z westchnieniem.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam.

– O co znowu chodzi, Asia?

– Nie chodzi o luksus, który mi obiecałeś, a którego nie ma – zaczęłam cicho. – Chodzi o to, że mnie nie widzisz.

Spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał języka, którym mówię.

– O co ci konkretnie chodzi? Przecież niczego ci nie brakuje. Dom mamy, rachunki opłacone, nie żyjemy źle.

– Ale ja… – zawahałam się. – Ja nie chcę być tylko kimś, komu opłaca się rachunki. Chciałam być kobietą, którą kochasz. Dla której robisz niespodzianki, chcesz się starać.

– Przesadzasz – westchnął. – Zawsze coś ci nie pasuje. Może za dużo oglądasz tych filmów.

– To nie filmy. To życie, Michał. Moje życie. Nasze. A ja się w nim czuję jak statystka, nie jak żona.

Przez chwilę myślałam, że coś powie. Ale on tylko podniósł się z fotela, wziął kubek i poszedł do kuchni.

– Dobrze, Asia. Jak skończysz dramatyzować, to daj znać.

Pękłam.

– Nie dramatyzuję! Ja się duszę! I nawet tego nie zauważasz! Nie widzisz, że mnie tu prawie nie ma?!

Zatrzymał się w progu. Ale nie odwrócił. Poszedł do sypialni. Zamknął drzwi. A ja zostałam w salonie. Z poczuciem, że właśnie wypowiedziałam wszystko, co we mnie siedziało – i to niczego nie zmieniło.

Joanna, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama