Reklama

Nie wiem, czy bardziej kochałam grudzień, czy po prostu kochałam mieć nadzieję. A w grudniu, co roku, ta nadzieja się we mnie odradzała, że Marek znów będzie tym samym facetem, którego poznałam na studiach. Tym, który przychodził z jedną czekoladą, ale z milionem planów na przyszłość.

Czekałam razem z synem

Ostatnie Mikołajki... pamiętam jak wczoraj. Dom pachniał piernikiem i mandarynkami. Jaś biegał po salonie w piżamce w renifery, krzycząc:

– Mamo, mamo! Mikołaj zostawił mi list! Zobacz!

Udawałam zaskoczoną, oczywiście, że to ja napisałam ten list. Z literkami drukowanymi, żeby wyglądało jak „od prawdziwego Świętego”.

Przez cały dzień robiłam zdjęcia – jak Jaś otwiera prezent, jak przytula się do pluszowego bałwanka. Wysłałam je do Marka, dodałam:

– Wracaj szybko. Czekamy z kolacją.

Zostawił nas samych już trzeci raz z rzędu. Tym razem jednak miał wrócić – mówił, że ma pociąg o 16:45, że będzie przed dwudziestą.

– Czy tata dziś wróci? – Jaś zapytał wieczorem, a ja tylko się uśmiechnęłam.

– Oczywiście, kochanie. Zaraz będzie.

Tym razem sama w to wierzyłam.

O 20:15 zadzwoniłam. Nie odebrał. Po chwili przyszła wiadomość:

„Przepraszam, kochanie. Nie zdążę dziś wrócić, ale mam coś dla was. Filmik. Zobacz razem z Jasiem.”

Mąż zrobił mi niespodziankę

Telefon zawibrował, gdy akurat nalewałam Jaśkowi kakao.

– Mamaaa, to od taty! – zawołał podekscytowany.

Uśmiechnęłam się. „Może chociaż tak postara się nadrobić swoją nieobecność” – pomyślałam.

Chodź, obejrzymy razem – usiadłam z nim na kanapie i kliknęłam „odtwórz”.

Na ekranie pojawiła się twarz Marka. Zmęczony, ale uśmiechnięty.

– Hej, kochanie… hej, Jasiu… – mruknął. – Chciałem wam życzyć…

Zdanie urwało się nagle, a obraz jakby drgnął. Nagle w tle pojawił się fragment hotelowego pokoju. A za Markiem – kobieta. Młoda, długowłosa, w szlafroku.

– Marek, no chodź już… – usłyszałam jej głos. Słodki, zbyt swobodny.

Marek odwrócił się do niej, jakby zapomniał, że nagrywa.

– Jeszcze sekundę… – I wtedy ona podeszła i pocałowała go w szyję.

Jaś zaczął marszczyć brwi.

– Mamo… kto to?

Serce mi stanęło.

– To… to pewnie pomyłka – wyszeptałam.

Zatrzymałam film. Dłoń drżała mi tak, że prawie wypuściłam telefon.

– Mamo? – Jaś patrzył przestraszony.

– Nic… nic, kochanie… Tata pewnie… pomylił pliki. To… nie miało dojść do nas. – Przełknęłam łzy, które paliły jak wrzątek.

Wybiegłam do kuchni pod pretekstem przyniesienia ciastek. Oparłam się o blat, zakrywając usta, żeby syn nie usłyszał mojego szlochu.

„Boże… co ja właśnie zobaczyłam? Co on zrobił? I dlaczego… w Mikołajki?”

Filmik, który miał być życzeniami, okazał się dowodem zdrady. I końcem wszystkiego, co jeszcze dziś rano próbowałam chronić.

Byłam zła

Zamknęłam się w łazience, żeby ochłonąć. Potem poszłam do sypialni i w końcu zadzwoniłam do męża. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci.

– Marek, odbierz do cholery… – wyszeptałam.

Nie odebrał. Napisałam wiadomość.

„Widziałam to. Co to miało być?”

Minęło kilka minut. Nic. Kolejna wiadomość:

„To jakaś pomyłka? Powiedz mi, że to nieprawda.”

Po piętnastu minutach w końcu zadzwonił.

– Halo… – odezwał się cicho.

Milczałam przez chwilę. Nie wiedziałam, od czego zacząć.

Chciałeś mi coś życzyć na mikołajki? – zapytałam.

– Anka… – zawahał się. – Nie miałem… to nie miało być do ciebie…

– Naprawdę? – w głosie miałam ironię, której nie potrafiłam już hamować. – Czyli co? Tak spędzasz czas w delegacji, a ja naiwnie czekam w domu?

– Ania… ja nie chciałem, żebyś się w ten sposób dowiedziała.

– Ale się dowiedziałam. Dzięki za prezent. Naprawdę wyjątkowy. – głos mi zadrżał.

– Przepraszam.

Parsknęłam. Przeprosiny? Po tym?

Masz dziecko. Masz mnie. A wysyłasz nam… coś takiego? – dodałam przez zaciśnięte zęby.

– To nie jest takie proste…

– Nie? Bo wyglądało dość prosto. Ona, ty, łóżko.

Zakończyłam połączenie bez słowa. Potem cisnęłam telefon w poduszkę. Leżałam tam długo. Wpatrzona w sufit. Nagle wszystko przestało mieć sens. Słowa, wspomnienia, jego dotyk. Ta zdrada naprawdę mnie zabolała.

To było żałosne

W nocy nie spałam ani minuty. Przewracałam się z boku na bok, jakby zmiana pozycji mogła coś zmienić. W głowie tylko jedno pytanie: kim ona jest? Marek nie powiedział nic. Żadnego nazwiska, żadnego „to nic nie znaczyło”, żadnego „to tylko raz”. Nic. A może właśnie dlatego potrzebowałam wiedzieć. Żeby zrozumieć. Albo chociaż mieć na kogo się wściec. Żeby to nie była tylko „ona”. Wzięłam jego laptopa. Hasło to imię Jasia.

Najpierw skrzynka mailowa. Potem media społecznościowe. Nie szukałam dowodów zdrady – one już były. Szukałam jej. Jej twarzy, imienia, kontekstu. W końcu znalazłam. Zdjęcie z konferencji sprzed kilku miesięcy. Marek i grupa ludzi. Wśród nich ona. Ta sama twarz, którą widziałam w filmiku. Opisana jako „Kasia W., współpraca projektowa – Wrocław”. Zamarłam. Pamiętałam to imię. Przecież… on już kiedyś o niej wspominał. „Dawna znajoma z uczelni”, tak powiedział. Wtedy nie poczułam nic. Teraz zrobiło mi się niedobrze.

Zadzwoniłam do niego. Odebrał po pierwszym sygnale.

– To Kasia W., prawda? – powiedziałam tylko. – Od kiedy to trwa?

Długa cisza. A potem:

– Kilka miesięcy.

Zacisnęłam pięści.

– Kilka miesięcy… I ty przez ten czas przyjeżdżałeś tu, patrzyłeś mi w oczy, czytałeś Jaśkowi bajki, całowałeś mnie na dzień dobry?

Nie chciałem cię ranić…

– Za późno, Marek. Już zdążyłeś. Gratuluję. Kochanka z przeszłości, stare zdjęcia, powrót sentymentów? Tak to było?

– To nie takie proste.

– Dla ciebie może nie. Dla mnie już jest. Jesteś żałosny.

To nie była tylko zdrada. To był teatr. I ja w nim grałam rolę głupiej, niczego nieświadomej żony. Do dzisiaj.

Nie miałam wyjścia

Spakowałam jego rzeczy w milczeniu. Koszula po koszuli, bluza po bluzie. Wszystko pachniało nim, a ja miałam ochotę wyrzucić je przez balkon. Włożyłam wszystko do walizki. Starannie. Chciałam, żeby widział, że to nie emocjonalny wybuch. To decyzja.

Marek wrócił następnego dnia i stał w przedpokoju jak obcy. Patrzył, jak zamykam zamek.

Naprawdę tak to załatwimy? – spytał cicho.

– Nie „załatwimy”. Ty to rozwaliłeś. Ja tylko sprzątam – odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy.

Usłyszeliśmy kroki.

– Tato? – Jaś stał na schodach, z rozczochranymi włosami i ukochanym misiem pod pachą. – Gdzie idziesz?

Zawahałam się. Jak mu to powiedzieć? Jak wytłumaczyć, że jego świat właśnie się zmienił i że nie będzie już jak dawniej?

Tata musi wyjechać na trochę… – wydusiłam w końcu.

– Ale wróci, tak? Na święta?

Nie odpowiedziałam. Marek się zniżył, przytulił syna.

– Jasiek… Kocham cię, wiesz? Zawsze będę cię kochał.

Patrzyłam na nich z boku, jak widz patrzy na scenę, na której już nie gra. A potem zamknęłam za nim drzwi. Bez słowa. Zostałam w kuchni. Siedziałam przy stole, między niedopitym kakao a paczką pierników. Ozdoby świąteczne, które jeszcze wczoraj wieszałam z Jasiem, wyglądały jak dekoracje po przedstawieniu. Bez sensu.

Zadzwoniłam do Kasi.

– Powiedz mi, że to nie moja wina – wyszeptałam.

– Anka… przecież ty nic złego nie zrobiłaś.

– Może byłam za chłodna. Może za dużo chciałam. Może się oddaliliśmy, a ja tego nie zauważyłam.

– Przestań. On podjął decyzję. To on cię okłamywał. Ty się starałaś. Nie tłumacz jego zdrady.

Płakałam długo. W końcu zasnęłam na kanapie.

Mąż próbował się tłumaczyć

Kilka dni później Marek przyjechał jeszcze po kilka rzeczy. Usłyszałam dźwięk domofonu. Otworzyłam drzwi bez słowa. Stał z plecakiem, kurtką zarzuconą niedbale. Pachniał tym samym zapachem, co zawsze. Nagle zrobiło mi się niedobrze.

Szybko to wszystko zorganizowałeś – powiedziałam lodowato.

– Nie chciałem… dłużej ciągnąć tego w taki sposób – mruknął, nie podnosząc wzroku.

Stał w przedpokoju jak listonosz, który pomylił adres.

– Wiesz, że zniszczyłeś nam życie? – zapytałam spokojnie.

Milczał.

– Zdradziłeś mnie w czasie, kiedy szykowałam Mikołajki dla naszego dziecka. W czasie, kiedy ty całowałeś inną, ja wbijałam goździki w pomarańcze, bo Jaś uwielbia ten zapach – powiedziałam.

– Anka, proszę… Nie planowałem tego.

– A ja? A Jaś? My byliśmy w twoim planie?

W końcu podniósł głowę.

– Byłem nieszczęśliwy. Już od dawna. Tylko nie umiałem tego nazwać. Nie miałem odwagi ci tego powiedzieć.

Parsknęłam.

– Więc zamiast odwagi, wybrałeś tchórzostwo w czystej formie. Wysłałeś mi filmik, na którym upadasz niżej niż kiedykolwiek.

– To był błąd…

– Nie. To był wyrok. Tylko ja jeszcze nie wiedziałam, że już nie jestem twoją żoną.

Oparł się o framugę. Przez chwilę nie był moim mężem, nie był zdrajcą. Był zagubionym, słabym facetem.

– Wiesz, Marek… – spojrzałam na niego. – Żałuję, że cię kochałam.

Odwrócił się bez słowa. Usłyszałam trzask drzwi. Więc to naprawdę był koniec.

Anna, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama