„Mąż nie przytulał mnie od 12 lat, więc to ja wykazywałam inicjatywę. Do czasu aż uświadomiłam sobie, ile za to płacę”
„Z zewnątrz mogliśmy wyglądać jak każda inna para. Ot, Ela i Lucjan. On w pracy, ja w pracy, potem zakupy, szybki obiad, trochę telewizji i spać. Nawet nie było się o co kłócić. Wszystko było »w porządku«. Ludzie z zewnątrz pewnie myśleli: »tacy spokojni, zgrani«. Tylko że ja przez te wszystkie lata powoli umierałam w środku. W ciszy”.

- Redakcja
Lucjan nie był złym człowiekiem. Nie bił, nie zdradzał, nie pił. Po prostu był... nieobecny. Fizycznie siedział obok, a ja i tak czułam się, jakby mnie nikt nie widział. Przez dwanaście lat ani razu nie przytulił mnie z własnej potrzeby. Ani razu. Myślicie, że przesadzam? Że dramatyzuję? Też tak sobie mówiłam. Na początku nawet próbowałam to bagatelizować. „Może ma taki charakter”, „Może trzeba mu dać czas”, „Może się wstydzi”. Czekałam.
Zaczęłam liczyć momenty bliskości. Kiedy to ja się przytuliłam, to ja zaczęłam rozmowę, to ja zainicjowałam zbliżenie. Zawsze ja. W końcu przestałam liczyć, bo bolało. W każdej próbie bycia blisko zderzałam się z jego chłodem. Nawet nie odrzuceniem – bo żeby coś odrzucić, trzeba najpierw zauważyć.
Wiecie, co jest najgorsze? Że nauczyłam się z tym żyć. Dopasowałam się, żeby przetrwać. Z zewnątrz wyglądało, jakbyśmy się kochali. A ja w środku robiłam się coraz mniejsza. Coraz cichsza. I pewnego dnia zrozumiałam, że przestałam czekać. A potem już tylko przestałam chcieć.
Blisko, ale daleko
– Lucek... możesz mnie po prostu tak... przytulić? – zapytałam cicho, siedząc obok niego na kanapie. Pachniał świeżością po kąpieli, miał na sobie szarą bluzę, którą lubiłam. To był jeden z tych rzadkich wieczorów, kiedy dzieci były u siostry, a ja miałam wrażenie, że moglibyśmy być znowu tylko dla siebie. Chciałam zbliżenia. Ciepła. Chociaż dotyku. Nic wielkiego.
– No ale przecież siedzisz tu, jestem obok. Czego ci brakuje? – odpowiedział, nie odrywając wzroku od telewizora. Nawet nie spojrzał.
Patrzyłam na jego profil. Linia szczęki, którą znałam na pamięć. Usta, które kiedyś mówiły mi, że jestem piękna. A teraz? Teraz były zamknięte, jak sejf, do którego zgubiłam kod.
– Właśnie tego. Żebyś chciał. Sam z siebie – powiedziałam, wstając.
Zostawiłam go z serialem i miską chipsów. W sypialni zgasiłam światło i położyłam się na plecach, patrząc w sufit. Czułam, jak moje ciało się spina, jak oczy szczypią, ale nie płakałam. Płakałam już tyle razy. W ciszy, pod prysznicem. Albo z głową wtuloną w poduszkę, żeby nie słyszał. Bo w sumie... po co miałby słyszeć?
Kiedyś, jeszcze kilka lat temu, wierzyłam, że coś się zmieni. Że przyjdzie dzień, kiedy przyjdzie do mnie sam, obejmie mnie z tyłu, bez słowa. Jak to robią faceci, którzy kochają swoje kobiety. Czekałam. Ale dziś w tej jednej, małej scenie... coś we mnie umarło. To nie był już smutek. To była rezygnacja.
Nie wiem, czy ja chcę tak dalej żyć
– Ja się czuję, jakby mnie w ogóle nie było. Jakby istniało tylko to, co on widzi – powiedziałam, kopiąc nogą kamyk na parkowej alejce. Liście pod stopami szeleszczały, powietrze pachniało jesienią. Obok szła Anita, moja siostra. Jako jedyna wiedziała, co się dzieje. Reszta świata myślała, że mamy idealne małżeństwo. Że Ela i Lucek to taka para, co się dobrała jak ulał.
– Może on tak ma? Może nie potrafi? – rzuciła ostrożnie Anita, jakby stąpała po cienkim lodzie.
– Ale ja też mam prawo czegoś chcieć – wyrwało mi się. Głos mi zadrżał. – Boże, dwanaście lat. Wiesz, że ja już nie pamiętam, jak to jest, jak ktoś się do ciebie przytula, bo chce?
Zatrzymałam się i zasłoniłam usta dłonią. Łzy same popłynęły. Tak nagle, tak mocno, jakby wszystko, co przez lata dusiłam, właśnie się wydostało.
Anita mnie objęła. Nie mówiła nic. Wiedziała, że teraz nie trzeba słów. Przygarnęła mnie do siebie, a ja wtuliłam się w jej ramiona jak dziecko. Tylko że ja już nie byłam dzieckiem. Byłam kobietą, która tęskniła za czymś tak elementarnym, jak czułość.
– Nie wiem, czy ja chcę tak dalej żyć – szepnęłam. – Boję się, Anita. Boję się, że któregoś dnia się obudzę i będę miała sześćdziesiąt lat, i dalej będę czekać.
– Może czas przestać czekać – powiedziała cicho.
Ale ja nie wiedziałam, co znaczy „przestać czekać”. Bo jak się żyje bez nadziei, że coś się jeszcze wydarzy?
„Ona ciągle czegoś chce”
Siedzieliśmy jak obcy ludzie. Ja na jednym końcu kanapy, on na drugim. Między nami filiżanka ziołowej herbaty, za którą schował się Zygmunt – terapeuta, polecony przez znajomą Anity. Lucjan wyglądał, jakby go tu ktoś siłą zaciągnął. W sumie… tak było.
– Lucjanie – zaczął Zygmunt łagodnie, składając dłonie jak do modlitwy – jak rozumiesz potrzeby Eli?
Lucjan wzruszył ramionami. Oparł się wygodnie i spojrzał gdzieś ponad moją głową.
– Ja nie wiem, ona cały czas czegoś chce. A przecież nie jest źle. Nie krzyczę, nie piję, nie robię scen. Dom jest, rachunki płacone. Co jeszcze?
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Czułam, że zaraz wybuchnę.
– Widzisz? Dla ciebie brak przemocy to już luksus. A ja potrzebuję miłości. Dotyku. Chociaż jednej nocy, kiedy poczuję, że mnie pragniesz. Kiedy nie będę musiała cię o nic prosić.
Lucjan milczał. Zygmunt coś notował, a ja nagle poczułam, że nie mam siły walczyć. Bo ile razy można się tłumaczyć z tego, że się chce być kochaną?
W samochodzie wróciła cisza. Ta, której nienawidziłam.
– Już mnie nie dotykaj, Lucek. Już nie chcę. Skończyło się – powiedziałam spokojnie, bez łez.
Zerknął na mnie, zdziwiony, jakby nie usłyszał, co powiedziałam.
– Co? O co ci znowu chodzi?
– Już o nic. Naprawdę już nic.
Patrzył na mnie jeszcze chwilę, a potem wrócił wzrokiem na drogę. Pewnie myślał, że się obraziłam. Że mi przejdzie. Jak zawsze. Ale tym razem nic już nie miało przejść.
Skończyło się
Kiedyś wierzyłam, że będzie inaczej. Pamiętam nasze pierwsze wspólne mieszkanie – kawalerka z ciemnym aneksem i cieknącym kranem. Było ciasno, ale pachniało świeżością. Byliśmy wtedy młodzi, śmialiśmy się z byle czego. Gotowaliśmy razem zupki chińskie i zasypialiśmy na tej jednej wersalce, wtuleni w siebie. Czułam jego dłoń na swoim biodrze i to mi wystarczało. Wtedy jeszcze wierzyłam, że to dopiero początek. Że bliskość, czułość, pożądanie – to wszystko z czasem tylko się umacnia.
Ale z czasem... zaczęło się rozmywać. Najpierw przestał mnie całować na „dzień dobry”. Potem coraz rzadziej dotykał – niby przypadkiem, niby mimochodem. Znikały spojrzenia, czułe słowa, rozmowy o niczym. Na początku próbowałam. Delikatnie. Prowokowałam dotyk, zaczynałam rozmowy. Czasem udało się go wyciągnąć na spacer, na randkę do kina. Ale zawsze to ja. Zawsze.
W końcu przestałam mówić. Przestałam prosić. Zatrzymałam się kiedyś w łazience, przed lustrem. Patrzyłam sobie w oczy i myślałam: „Ile jeszcze tak pociągniesz, Elu? Rok? Dwa? Dziesięć?”
Czekałam. Przestałam mówić. Potem przestałam czekać. A potem już tylko milczałam. Z zewnątrz wyglądałam jak żona. W środku byłam jak mebel – przydatna, obecna, ale pozbawiona treści.
I może właśnie dlatego, kiedy w gabinecie Zygmunta powiedziałam „skończyło się”, to nie był impuls. To był koniec wieloletniego procesu. Cichy koniec wszystkiego, co kiedyś było we mnie miękkie i kochające.
Nie doczekałam się
Ostatnia wspólna kolacja była… cicha. Jak wszystko między nami od lat. Na stole parowały ziemniaki, z piekarnika pachniał dorsz z cytryną, mój popisowy. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. On zjadł dwa kęsy, sięgnął po sól.
– Dobrze doprawione – rzuciłam.
– A, no tak – odparł, jakby się zorientował, że w ogóle mówię.
Odłożyłam widelec. Patrzyłam na niego, na jego zmęczoną twarz, na ręce, które znałam tak dobrze. Ale w tej chwili były mi obce. Był tylko człowiekiem, z którym spędziłam pół życia, nie mając z nim życia.
– Lucjan – zaczęłam. – Ja się wyprowadzam.
Zamarł z widelcem w połowie drogi do ust. Zamarł, jakby mu ktoś odciął prąd.
– Co?
– Znalazłam kawalerkę. Niedaleko. Umowa na pół roku. Muszę sprawdzić, czy w ogóle jeszcze potrafię żyć inaczej.
– To przez to przytulanie? Serio?
Uśmiechnęłam się gorzko. Jak bardzo nie rozumiał. Jak bardzo przez te lata nie próbował zrozumieć.
– Nie. To przez brak wszystkiego. Przez czekanie, aż mnie zauważysz. Aż mnie chcesz. Nie doczekałam się.
– Ale ja cię przecież kocham.
Spojrzałam na niego. Był szczery. W jego oczach była panika. Ale ja już nie czułam nic.
– Jesteś tego pewien? Może i tak. Ale ja już tego nie czuję. I już nie chcę czuć.
Wstałam od stołu. Weszłam do sypialni. Torba była spakowana od tygodnia. Lucjan został sam. A ja zaczęłam nowy rozdział.
Czuję się lżej
Mieszkam sama. Pierwszy raz od lat. Na początku było dziwnie – za cicho, za pusto, za dużo tej samotności. Kładłam się do łóżka i słyszałam własne myśli, których wcześniej nie chciałam słyszeć. Ale z każdym dniem robiło się... spokojniej.
Nie mam planu. Nie wiem, co dalej. Nie umiem jeszcze mówić, że jestem szczęśliwa. Ale czuję się lżej. Jakbym zrzuciła z siebie wielką ciężką pelerynę, która od lat przylegała do skóry i nie dawała oddychać.
Czasem siadam wieczorem z herbatą i patrzę przez okno. Obok mieszka jakaś młoda para. On ją tuli, kiedy wraca z pracy, całuje w czoło, ona śmieje się cicho. Patrzę na nich i nie czuję zazdrości. Czuję tylko, że ja też kiedyś tak chciałam. I że długo wierzyłam, że wystarczy czekać.
Nie wystarczy. Lucjan próbował się ze mną kontaktować. Dzwonił, pisał. Przysyłał wiadomości, że się stara, że przemyślał, że tęskni. Ale ja już nie tęsknię. Tęskniłam za nim tyle lat. Teraz tęsknię za sobą. Tą dawną Elą, która się śmiała, która czuła. Może ją jeszcze znajdę.
Nie wiem, czy to, co mieliśmy, to była miłość. Może była, ale się wypaliła. Albo nigdy jej nie było, tylko bardzo chcieliśmy, żeby była. Ale jedno wiem na pewno: samotność we dwoje boli bardziej niż ta w pustym mieszkaniu.
Elżbieta, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Znalazłam kupon i wygrałam 3 miliony. Wiedziałam, że jak pisnę słowo, to nie opędzę się od łapczywych łap”
- „Odkryłam, że teść ma kochankę i wyznałam to mężowi. Zamiast dziękować, wypędził mnie za drzwi, bo rodzina to świętość”
- „Na romantycznym wyjeździe we dwoje mąż pisał SMS-y do kochanki. Modliłam się tylko, by to nie był ktoś, kogo znam”

