„Mąż nie pozwalał mi wychodzić wieczorami, bo się o mnie martwił. To, co brałam za troskę, okazało się zwykłą kontrolą”
„Głos miał ciepły, spokojny, ale coś w tym uśmiechu sprawiło, że ręka z pomadką zawisła w powietrzu i nagle odechciało mi się wychodzić. Nie wiem już, czy rezygnuję z rzeczy dlatego, że chcę, czy dlatego, że nie mam ochoty czuć się winna”.

Z zewnątrz wszystko wyglądało dobrze. Pracowałam na pół etatu w biurze rachunkowym, miałam męża Tomka i naszą kilkuletnią córeczkę Olę. W weekendy chodziliśmy razem do parku, jedliśmy pizzę z ulubionej pizzerii i oglądaliśmy bajki.
Był opiekuńczy
Ot, klasyczny rodzinny obrazek. Czasem koleżanki mówiły:
– Kasiu, ty to masz dobrze. Rodzina, dom, praca… Czego chcieć więcej?
No właśnie, sama się nad tym zastanawiałam. Bo od jakiegoś czasu – może od dwóch lat, może więcej – budziłam się z uczuciem ciężaru w piersi, jakby coś mnie przygniatało, chociaż fizycznie niczego tam nie było. Przez długi czas myślałam, że to zmęczenie. Małe dziecko, praca, dom – wiadomo. Ale to nie to, to coś innego.
Tomek zawsze był troskliwy. Jeszcze zanim się pobraliśmy, martwił się o mnie, kiedy wychodziłam z koleżankami – dzwonił, pisał: „Daj znać, jak wrócisz”, „Zimno jest, może weźmiesz taksówkę?”. Myślałam: cudowny facet, taki opiekuńczy.
Ale z czasem ta troska zaczęła mieć inny smak: słodko-mdły. Taki z początku przyjemny, a potem duszący. Coraz częściej odwoływałam spotkania z ludźmi. Nie dlatego, że nie chciałam, po prostu Tomek miał taki sposób patrzenia, jakby mówił „Zawiodłaś mnie”, choć słowem się nie odezwał.
Izolowałam się
– Nie musisz iść, przecież możemy spędzić wieczór razem, jak zawsze – powiedział raz, uśmiechając się, gdy szykowałam się do wyjścia.
Głos miał ciepły, spokojny, ale coś w tym uśmiechu sprawiło, że ręka z pomadką zawisła w powietrzu i nagle odechciało mi się wychodzić. Nie wiem już, czy rezygnuję z rzeczy dlatego, że chcę, czy dlatego, że nie mam ochoty czuć się winna. Bo za każdym razem, gdy biorę torebkę do ręki i staję w drzwiach, słyszę w głowie jeden głos: „A Ola? A ja? A obowiązki?”.
Kiedy powiedziałam Tomkowi, że chcę się wieczorem spotkać z Magdą, najpierw skinął głową i rzucił tylko:
– Jasne, fajnie.
Ucieszyłam się. Zaczęłam przebierać w sukienkach, których już od dawna nie miałam okazji założyć. Magda zaproponowała kolację i spacer, takie zwykłe babskie pogaduszki. Dawno się nie widziałyśmy. Późnym popołudniem Tomek zapytał:
– A kto tam będzie?
Odpowiedziałam, że tylko Magda.
– Sama? Bez nikogo więcej?
Miał pretensje
W jego głosie pojawiło się coś, czego nie potrafiłam zignorować. Taki cień, który zawsze zwiastował dalszy ciąg.
– No dobrze, a o której wrócisz? – ciągnął, jakby nie do końca słyszał moją odpowiedź.
Spojrzał na zegarek, a potem dodał:
– Myślałem, że dzisiaj to ty poczytasz Oli przed snem. Przecież sama mówiłaś, że dawno nie miałaś z nią spokojnego wieczoru.
Zrobiło mi się gorąco.
– Ale przecież jesteś w domu. Możesz jej przeczytać ty, prawda?
Tomek wzruszył ramionami.
– Jasne, mogę. Ja tylko się martwię. Przecież nie chcę ci niczego zabraniać.
Stałam przy stole, trzymając torebkę, i nie wiedziałam, czy powinnam ją odłożyć, czy może się uprzeć.
– Ale sprawiasz, że czuję się winna, za każdym razem gdy chcę coś zrobić dla siebie – powiedziałam prawie szeptem.
– Może to ty powinnaś się zastanowić, dlaczego tak łatwo rezygnujesz z rodziny – odpowiedział spokojnie, patrząc na mnie tak, jakby właśnie dał mi jakąś głęboką życiową radę.
Byłam wściekła
Wyszłam do łazienki niby poprawić makijaż, ale tak naprawdę musiałam się przegrupować. Serce mi waliło, choć nic się przecież nie wydarzyło. Nie było awantury, żadnych krzyków. Tylko ta rozmowa, ten jego ton, ten spokój, który sprawiał, że zaczynałam się zastanawiać, czy naprawdę nie jestem egoistką.
Któregoś razu spotkałam Kingę, koleżankę sprzed lat. Kiedyś razem chodziłyśmy na angielski, potem kontakt się urwał. Teraz przypadkiem wpadłyśmy na siebie w osiedlowej kawiarni. Usiadłyśmy na szybką kawkę, ale rozmowa się przeciągnęła. Kinga powiedziała, że jest po rozwodzie. Nie wyglądała na przybitą – raczej na kogoś, kto wreszcie złapał oddech.
– Wiesz, że ja dopiero po wszystkim zrozumiałam, co się ze mną działo? – powiedziała, grzebiąc łyżeczką w kawie. – Mój były mąż zawsze powtarzał: „Robię to, bo cię kocham”. Ale to nie była miłość. To było duszenie, kontrola. Zamknął mnie w złotej klatce, a ja jeszcze byłam mu za to wdzięczna.
Dostałam lekcję życia
Słuchałam jej, jakby opowiadała o mnie. Te same słowa, te same gesty.
– A jeśli to nie jest przemoc, tylko opiekuńczość? – zapytałam, nieświadomie powtarzając to, co tak często sama sobie mówiłam.
Kinga spojrzała na mnie poważnie.
– Przemoc nie musi zostawiać siniaków, żeby była przemocą.
Potem wróciłam do biura i czułam, jakby ktoś przestawił mi wewnętrzne lustro. Może też dałam się zamknąć? Może naprawdę nie mam już prawa do siebie? Wieczorem, kiedy Ola już spała, usiadłam obok Tomka w salonie. Wyłączyłam telewizor i spojrzałam na niego. Nie chciałam krzyczeć ani robić scen, po prostu musiałam to powiedzieć.
– Chcę więcej przestrzeni – zaczęłam spokojnie. – Czuję się przytłoczona, jakby wszystko, co robię, musiało najpierw przejść przez ciebie. Nawet jeśli milczysz.
Tomek zamilkł. Potem odłożył pilot i skrzyżował ramiona.
– Robię wszystko dla ciebie i Oli. Pracuję, zajmuję się domem, jestem obecny. Czego jeszcze chcesz? – jego głos był coraz bardziej napięty. – Może to ty coś ukrywasz? Bo tylko winni potrzebują przestrzeni.
Zatkało mnie
Nie wiedziałam, co bardziej mnie zabolało – ta sugestia czy to, jak łatwo mu przyszło ją wypowiedzieć.
– Nie chcę niczego ukrywać – odpowiedziałam. – Chcę tylko poczuć, że mam prawo być sobą.
– A ja? Ja jestem nieważny? Wszystko, co robię, to dla ciebie za mało?
Patrzyliśmy na siebie w ciszy, a ja poczułam, że jestem o krok od powiedzenia czegoś nieodwracalnego.
– Nie chcę już wybierać między tobą a sobą – powiedziałam i wstałam.
Wyszłam do sypialni, nie oglądając się za siebie. Może czasem trzeba stracić pozory spokoju, by zyskać siebie.
Nie wróciłam na noc do domu. Zabrałam córkę i zadzwoniłam do siostry. Nie pytała o szczegóły, tylko przyjechała po mnie po dwudziestu minutach. Przespałam się na jej rozkładanej kanapie, pod kocem w stokrotki. I choć nie spałam długo, rano obudziłam się po raz pierwszy od miesięcy bez uczucia napięcia w żołądku.
Uwolniłam się
Wróciłam po swoje rzeczy dwa dni później. Tomek otworzył drzwi, jakby się mnie nie spodziewał, chociaż wiedział, że przyjadę.
– Naprawdę chcesz rozwalić naszą rodzinę? – zapytał niemal bez emocji. – Dla kaprysu? Bo się naczytałaś jakichś głupot?
– Nie. Chcę ją ocalić, ale nie za cenę siebie.
– To twój egoizm wszystko zniszczy – rzucił, jakby to była diagnoza, nie opinia.
– Nie. Mój strach już wystarczająco mnie zniszczył.
Kiedy zaczęłam pakować rzeczy Oli, stał z przyklejonym do twarzy uśmiechem. To był ten sam uśmiech, którego sama używałam, kiedy trzeba było udawać, że wszystko jest dobrze.
– Oli chyba należy się wyjaśnienie.
– I je dostanie. Ale nie od ciebie – odpowiedziałam. – Porozmawiamy w swoim czasie.
Wyszłam z walizką i torebką. Zostawiłam za sobą nie tylko mieszkanie, ale i stare życie, które udawało, że wszystko jest w porządku.
Katarzyna, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Miałam dość wiecznie leniwego faceta i dałam mu ultimatum na miesiąc. Już po 2 tygodniach śmieci wyniosły się same”
- „Usłyszałem w radiu głos, za którym tęskniłem przez 50. lat. Nie wszystko, co w życiu dobre, musi się kiedyś skończyć”
- „Mój partner przez pół roku naprawiał cieknący kran. Gdy straciłam do niego cierpliwość, wtedy dopiero się obudził”

