„Mąż nie chciał mieć dzieci, ale zrobiłam mu prezent na Dzień Mężczyzn. Wściekł się tak, że chyba będę samotną matką”
„– To jakiś chory żart? Natalia, przecież rozmawialiśmy o tym tysiąc razy! – jego głos podniósł się o oktawę. – Nie chciałem dzieci! Zacisnęłam dłonie w pięści. – Myślałam, że jak się dowiesz, to coś w tobie się zmieni – powiedziałam”.

- Redakcja
Nie pamiętam, kiedy przestałam wierzyć, że Marek zmieni zdanie. Może wtedy, gdy po raz kolejny na rodzinnej imprezie powiedział, że dzieci to „życiowy hamulec ręczny”? A może wtedy, gdy kupił nowe auto i rzucił: „Dziecko kosztowałoby mnie tyle, co ten leasing”? Przez lata oswajałam się z myślą, że nigdy nie usłyszę w naszym domu dziecięcego śmiechu. Tylko że… serce nie słucha rozumu.
Kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście, poczułam euforię. Nie planowałam tego, ale czułam, że to znak, że los sam podjął za mnie decyzję. Wierzyłam, że Marek, choć w pierwszej chwili się wścieknie, w końcu dojrzy do ojcostwa. Że zmieni go to małe serduszko bijące na ekranie USG. Że pokocha to dziecko tak, jak ja już je kochałam.
Dlatego przygotowałam mu niespodziankę. Kolacja, świece, zapakowany w pudełeczko test ciążowy. „Prezent na Dzień Mężczyzny” – pomyślałam. Nie wiedziałam, że właśnie wręczam mu powód do odejścia.
Mąż był wściekły
– Co to, do cholery, jest? – Marek zmrużył oczy, obracając w palcach test ciążowy.
Siedział przy stole, światło świec odbijało się w jego szklance z whisky. Chciałam, żeby ten moment był wyjątkowy, ale już po jego minie wiedziałam, że coś poszło nie tak.
– Jesteś w ciąży? – zapytał, ale nie zabrzmiało to jak pytanie. Raczej jak oskarżenie.
– Tak – odpowiedziałam cicho.
Czekałam na jego reakcję. Może uśmiech? Może choć cień radości? Marek gwałtownie odsunął krzesło, aż nogi zapiszczały po panelach.
– To jakiś chory żart? Natalia, przecież rozmawialiśmy o tym tysiąc razy! – jego głos podniósł się o oktawę. – Nie chciałem dzieci!
Zacisnęłam dłonie w pięści.
– Myślałam, że jak się dowiesz, to coś w tobie się zmieni – powiedziałam, czując, jak głos mi drży. – Że może… może pokochasz je tak jak kochasz mnie.
Marek prychnął.
– Pokocham? Tak po prostu? Bo ty tak postanowiłaś? Manipulowałaś mną?!
– Nie, to nie tak! – krzyknęłam. – To nasze dziecko!
– Może twoje – syknął. – Skąd mam mieć pewność, że to moje?
Serce mi stanęło. Patrzyłam na niego i nie wierzyłam, że wypowiedział te słowa. Marek wstał i bez słowa wyszedł, trzaskając drzwiami.
Było mi ciężko
Następnego dnia umówiłam się z przyjaciółką.
– Powiedział, że to nie jego dziecko, Karolina. – Moje palce zaciskały się na kubku z herbatą, ale mimo ciepłej porcelany wciąż było mi zimno.
Karolina patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
– Żartujesz…?
Pokręciłam głową.
– Powiedział, że go zmanipulowałam. Że zrujnowałam mu życie. – Próbowałam mówić spokojnie, ale mój głos się załamał.
Przyjaciółka odłożyła kubek i złapała mnie za rękę.
– Natalia, posłuchaj mnie. Marek to dupek. Gdyby cię kochał, nie potraktowałby cię w ten sposób. – W jej głosie nie było ani krzty współczucia, tylko czysta złość.
Otarłam oczy. Nie chciałam płakać, ale łzy same cisnęły mi się do oczu.
Nagle telefon zawibrował. Spojrzałam na ekran – Ewa, teściowa.
Karolina uniosła brew.
– Oho. Gotowa na cios numer dwa?
Nie byłam. Ale odebrałam.
– Natalia, co ty najlepszego zrobiłaś?! – Ewa nawet się nie przywitała. – Marek jest wściekły!
– To chyba oczywiste. Jestem w ciąży – powiedziałam sucho.
– Nie powinnaś była tego robić! On nie był gotowy na dziecko!
– A ja byłam gotowa na to, żeby zostać nazwana kłamczuchą i manipulantką? – warknęłam.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Nie wiem, jak sobie poradzisz – powiedziała w końcu zimno.
Rozłączyła się. Patrzyłam na ekran i nagle dotarło do mnie, że zostałam kompletnie sama. Karolina sięgnęła po moje dłonie.
– Może Marek cię zostawił, ale ja nie. Nie będziesz w tym sama, Natalia.
Ale czy naprawdę mogłam na to liczyć?
Chciałam, żeby mnie zrozumiał
Marek siedział na kanapie, wpatrzony w szklankę whisky, jakby to w niej miał znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. Ja stałam po drugiej stronie salonu, niepewna, czy powinnam w ogóle tu być. Ale nie mogłam pozwolić, żeby nasze małżeństwo zakończyło się w tak żałosny sposób – trzaskiem drzwi i oskarżeniami, które raniły bardziej niż cokolwiek innego.
– Marek, proszę cię… Porozmawiaj ze mną – powiedziałam cicho, siadając naprzeciwko niego.
Przez chwilę milczał. Potem westchnął ciężko i podniósł na mnie wzrok.
– Natalia, ja po prostu nie wiem, co z tym zrobić. – Jego głos brzmiał zmęczonym, jakby ta rozmowa już go wyczerpywała, choć jeszcze się nie zaczęła. – Nie planowałem dziecka. Nigdy go nie chciałem. A teraz nagle każesz mi się z tego cieszyć?
– Nie każę – odparłam, starając się zachować spokój. – Ale nie możesz też oczekiwać, że się go wyrzeknę, że udam, że nic się nie stało.
Marek odstawił szklankę na stolik i oparł się łokciami o kolana.
– A ty nie możesz oczekiwać, że zmienię zdanie tylko dlatego, że stało się to… przypadkiem.
Zacisnęłam dłonie.
– To nie przypadek, Marek. To życie. Życie, które stworzyliśmy razem.
Przetarł twarz dłonią.
– Nie wiem, czy potrafię to zaakceptować.
– A możesz spróbować? – zapytałam z nadzieją.
Nie odpowiedział od razu. Przez dłuższą chwilę w pokoju panowała napięta cisza.
– Nie obiecuję niczego – powiedział w końcu. – Ale… nie odchodzę. Jeszcze nie.
To nie był happy end. To nawet nie była ulga. Ale była to szansa.
Mąż się nie interesował ciążą
Marek został, ale między nami nic nie było tak, jak wcześniej. Dni mijały w ciszy. On wracał późno, często zamykał się w swoim gabinecie lub wychodził, nie mówiąc dokąd. Czasem miałam wrażenie, że fizycznie wciąż tu jest, ale mentalnie już go straciłam.
Któregoś wieczoru, gdy wrócił, zebrałam się na odwagę.
– Chciałbyś pójść ze mną na USG? – zapytałam, próbując nie zabrzmieć zbyt błagalnie.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakbym właśnie zaprosiła go na wykład o fizyce kwantowej.
– Natalia… – westchnął. – Nie wiem, czy to dobry pomysł.
– Dlaczego? – Uniosłam brodę, gotowa na cios.
– Bo… ja jeszcze nie wiem, czy chcę być częścią tego wszystkiego.
Poczułam, jak ściska mnie w żołądku.
– „Tego wszystkiego”? Mówisz o naszym dziecku.
Nie odpowiedział. Po prostu wziął klucze i wyszedł.
Tego wieczoru zadzwoniłam do Karoliny.
– Nie możesz na niego czekać w nieskończoność – powiedziała ostro. – Może się obudzi, może nie. Ale ty nie możesz żyć w zawieszeniu.
Poczułam, że ma rację. Następnego dnia poszłam na USG sama. Kiedy lekarz obrócił ekran w moją stronę i zobaczyłam maleńkie bijące serce, coś we mnie pękło. Marek może odchodzić, wracać, wahać się. Ale ja już wiedziałam – będę matką. I dam radę.
Nie wiem, co z nami będzie
Marek coraz rzadziej wracał do domu przed północą. Nie pytałam, gdzie był – i tak by nie odpowiedział. Nasze rozmowy ograniczały się do wymiany zdawkowych zdań. Czasem miałam wrażenie, że już nawet nie patrzy mi w oczy.
Pewnego wieczoru, gdy po raz kolejny usiadł na kanapie z whisky, zebrałam się na odwagę.
– Jeśli zamierzasz udawać, że to dziecko nie istnieje, to może powinieneś już odejść.
Marek uniósł brwi, ale nie wyglądał na zaskoczonego.
– Myślisz, że to takie proste? – odparł.
– Nic nie jest proste – powiedziałam, krzyżując ramiona. – Ale ja nie mogę dłużej czekać, aż zdecydujesz, czy chcesz być częścią mojego życia.
Długo milczał. Potem odłożył szklankę i spojrzał na mnie tak, jak dawno tego nie robił – jakby nagle coś do niego dotarło.
– Będę ojcem – powiedział cicho, bardziej do siebie niż do mnie.
– Tak – odparłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – I to się nie zmieni, niezależnie od tego, co zdecydujesz.
Przez chwilę miałam nadzieję, że coś w nim pękło, że w końcu mnie usłyszał. Ale potem wstał, chwycił kurtkę i wyszedł, trzaskając drzwiami. Tej nocy nie wrócił. Leżąc w łóżku, dotknęłam brzucha i szepnęłam:
– Nie potrzebujemy go. Mamy siebie.
Ale czy to była prawda?
Natalia, 35 lat
Czytaj także: „Ukradłam oszczędności rodziców, by pomóc przyjaciółce. Teraz dla nich jestem złodziejką, a dla niej naiwniaczką”
„Teściowa ma gdzieś moje zasady. Ja uczę córkę oszczędzać, a ona daje jej kasę i spełnia wszystkie zachcianki”
„Wszyscy czekali na spadek babci Tereski, ale ona nie była głupia. W testamencie zakpiła sobie z pazernej rodzinki”