Reklama

Wszyscy mnie ostrzegali, że Szymon jest babiarzem. A ja byłam kompletnie ślepa na wszystkie sygnały. Tak bardzo go kochałam i tak bardzo marzyłam, żebyśmy zbudowali razem wspólne życie, że zupełnie odcięłam logiczne myślenie.

Reklama

Zakochałam się od pierwszego wejrzenia

Szymona poznałam na ostatnim roku studiów. Był jednym z gości imprezy, na którą zabrała mnie przyjaciółka. Ot, jak to bywa na studiach, znajomy znajomej znajomego. Od początku wpadł mi w oko.

– Jeju, widziałaś tego bruneta? Ideał… Chyba już znalazłam swojego męża – westchnęłam, kiedy tylko rozsiadłyśmy się na kanapie, a moim oczom ukazał się piękny mężczyzna z idealnymi proporcjami, o lekkim zaroście i dzikich oczach.

– Ten? Znam go, to Szymon – odpowiedziała moja przyjaciółka Kaśka. – Nawet o tym nie myśl, złamie ci serce, porzuci i tylko zostawi po sobie niesmak.

– Z tą urodą to nawet poświęciłabym swoje serce – zachichotałam.

– Daj spokój, nie ma co, to straszny kobieciarz. Wyrywa wszystko, co mu tylko stanie na drodze. Magda mi o nim opowiadała.

– Tak mówisz? Cóż, może nie poznał jeszcze tej odpowiedniej – skwitowałam z uśmiechem.

– No nie… Już sobie wyznaczyłaś cel? Jak ty się na coś uprzesz, to stado koni cię nie odciągnie – zachichotała Kaśka.

– Taka prawda – wzruszyłam ramionami.

Faktycznie, już w tamtym momencie postanowiłam, że Szymon będzie mój, niezależnie od ceny. A zadanie to okazało się być całkiem proste w realizacji. Gdy tylko podeszłam i okazałam zainteresowanie, Szymon skorzystał z szansy.

Bardzo miło mi cię poznać – mruknął uwodzicielskim głosem, a ja już wtedy miałam wrażenie, że rozpłynę się z zachwytu.

– Nie będę owijać w bawełnę: podobasz mi się – oznajmiłam odważnie po chwili.

Szeroko się do mnie uśmiechnął, po czym zawiesił na mnie wzrok z pewną… obietnicą? Na pewno był zadowolony, że tak otwarcie powiedziałam, czego od niego chcę.

– To miła odmiana. Większość dziewczyn zgrywa niedostępne – odparł pogodnie.

– Domyślam się. A po co bawić się w te gierki, skoro wie się czego się chce?

– Słusznie. Też tak uważam. Nie ma co marnować czasu – puścił do mnie oko.

Dostałam to, co chciałam

Tamtą noc spędziliśmy razem. Najpierw nie odstępowaliśmy się na krok przez całą imprezę, a później przenieśliśmy się do mojego mieszkania.

– Nie przesadzałaś, kiedy mówiłaś, że wiesz, czego chcesz – uśmiechnął się do mnie, gdy leżeliśmy w moim łóżku i popijaliśmy wino.

– Nie. Chociaż słyszałam o tobie różne historie… Raczej mi odradzano wchodzenie z tobą w jakąkolwiek relację – odparłam.

– Pewnie słusznie – stwierdził z chichotem. – Przeważnie nie szukam poważnych związków. I nie ma w tym chyba niczego złego: od tego są studia, żeby się bawić. Ale… – zawahał się na moment. – Nie jestem zamknięty na ten temat. Jeśli ktoś naprawdę mnie oczaruje…

W tamtym momencie poczułam, jak moje wnętrzności wywracają się do góry nogami. Wiedziałam, że muszę to dobrze rozegrać.

– Mam podobnie – skłamałam. – Dlatego, przepraszam cię, świetnie się bawiliśmy, ale muszę jutro wstać wcześnie na wykład.

Po czym zaczęłam wychodzić z łóżka i krzątać się po sypialni, porządkując bałagan po naszej „randce”. Chciałam w ten sposób dać mu do zrozumienia, że czas się zbierać. Chciałam pozostawić niedosyt.

– Naprawdę? Myślałem, że może zostaniemy razem do śniadania – zapytał, posyłając mi ten swój zniewalający uśmiech.

– Może następnym razem – puściłam do niego oko.

Mój plan zadziałał

Szymon był mną zafascynowany, bo, pomimo początkowo odważnej deklaracji, bawiłam się z nim trochę w kotka i myszkę. Myślę, że to dzięki temu nasz związek tak szybko ewoluował. Wtedy pochlebiałam sobie tym, że muszę być wyjątkowa, że tak się za mną ugania. W końcu miał do wyboru całą masę innych dziewczyn. „Musiał się we mnie naprawdę zakochać”, powtarzałam sobie.

Niestety, teraz wiem, że chodziło o coś zupełnie innego: po prostu ekscytowała go sama pogoń. Mimo to, na fali tego szaleńczego pościgu, dotarliśmy do samej mety: Szymon nawet mi się oświadczył. Każda myśląca, racjonalna dziewczyna powinna wiedzieć, że to jedynie kolejny element gry, wielki, romantyczny gest, który nie ma żadnego pokrycia w prawdziwych intencjach. Ale ja nie byłam wtedy myśląca ani racjonalna.

Szymon nie był gotów na małżeństwo, kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, z jaką odpowiedzialnością się to wiąże. Po prostu chciał mieć mnie dla siebie – ale w tamtym momencie. Żeby udowodnić sobie swoją męskość i to, że może zdobyć absolutnie każdą kobietę.

Oczywiście, przez pierwsze kilka miesięcy po zaręczynach przeżywaliśmy eksplozję miłości. Byliśmy sobie w końcu w pełni zadeklarowani, bez żadnych niedomówień, dlatego w końcu mieliśmy moment na swój „miesiąc miodowy”. Było idealnie – jeśli nie liczyć ciągłych komentarzy, które dostawałam ze strony przyjaciółek.

– Ewa, zastanów się nad tym jeszcze… – mówiła mi Kaśka. – Wiem, że teraz jesteś zakochana po uszy, ale proszę cię, pomyśl przez chwilę racjonalnie. Czy jesteś pewna, że to jest facet, na którym możesz polegać? Jesteś pewna, że będzie ci wierny do końca życia? Że macie wspólne cele, wartości, że po prostu się dogadacie, nieważne co by się miało dziać?

Gdybym tylko zechciała wtedy sięgnąć w głąb siebie, wiedziałabym, że odpowiedzi praktycznie na wszystkie te pytania są przeczące. Ale nie umiałam, a może zwyczajnie nie chciałam za bardzo się nad tym zastanawiać. Myślałam po prostu, że jakoś to na pewno będzie. „Przecież się kochamy, wręcz szalejemy na swoim punkcie. To wystarczy. Wszystko inne się ułoży. Jeszcze będziemy opowiadać dzieciom tę kompletnie bajkową, zwariowaną historię”, marzyłam – z naiwnością nastolatki.

Mogłam odwołać nasz ślub

Jednak im bliżej było do terminu ślubu, tym dziwniej zachowywał się Szymon. Zacząl znikać na całe noce, był zamyślony, miał gorszy nastrój.

– Co się dzieje? Czemu znowu wróciłeś tak późno? – zapytałam po kolejnym całonocnym wypadzie.

– Muszę się wyszumieć, póki pora, prawda? – wymamrotał. – Byłem z chłopakami.

Niepokoiło mnie to, ale nie chciałam za bardzo suszyć mu głowy. Nie chciałam od razu stać się jedną z tych kobiet, które, jak tylko usidlą faceta, zamieniają się w narzekające i wiecznie niezadowolone jędze. Więc odpuściłam.

W dniu ślubu Szymon od rana był w strasznym stresie. Ja też – ale mnie stresowało jego zachowanie, a nie cała sytuacja. Bałam się, że moja odklejona od rzeczywistości wizja zaczyna upadać. Mimo to, przebrnęlismy przez ten dzień, choć nie wiem, czy czułam się, jakby był to najszczęśliwszy moment w moim życiu. Wiedziałam, że coś nie gra. Ale, szczerze mówiąc, tego, co zdarzyło się później, nie spodziewałam się zupełnie.

Wyszło szydło z worka

Była gdzieś połowa wesela, gdy Szymon nagle zniknął. Na początku myślałam, że pewnie zasiedział się w ogrodzie z kolegami, że się zagadał, a może, pod wpływem alkoholu, stracił poczucie czasu.

– Widziałyście Szymona? – zapytałam grupę moich koleżanek ze studiów, które stały akurat przy barze.

Wymieniły się nerwowymi, znaczącymi spojrzeniami.

– Wydaje mi się, że poszedł na dwór – powiedziała w końcu jedna.

– Tak myślałam. Idę, bo przegapi całe wesele – zachichotałam pogodnie.

– Poczekaj, zaraz pewnie wróci – zatrzymała mnie niepewnie Kaśka.

– Tak myślałam, ale coś mu się nie spieszy. Lepiej pójdę – odpowiedziałam z uśmiechem.

Zignorowałam to, że, gdy tylko odeszłam na bok, dziewczyny od razu zaczęły szeptać między sobą. Gdy wyszłam na dwór, nie było tam prawie nikogo. Tylko grupka nastoletnich kuzynów i dwójka moich znajomych ze szkoły. Ani śladu Szymona.

Weszłam głębiej w ogród, w którym, jak mi się zdawało, słyszalam jakieś ciche głosy. Podążałam za źródłem specyficznego dźwięku, choć z każdą chwilą mój niepokój rósł. W końcu, przed gęstą alejką porośniętą krzewami, zobaczyłam… but Szymona.

– Szymon! Jesteś tu? – zawołałam.

Zobaczyłam poruszenie w kępie krzewów oddalonej ode mnie o kilka metrów. Nagle z zarośli wyskoczył mój świeżo upieczony mąż, z rozpiętymi spodniami, koszulą, w samych skarpetkach.

– Co ty wyrabiasz? – zdenerwowałam się, widząc go w takim stanie.

– Ewa, ja… – zająknął się.

Ale nie musiał kończyć zdania. Bo nagle zobaczyłam, jak zza krzewu wyłazi jego „koleżanka”. A dokładniej: jedna z byłych dziewczyn, z którymi romansował na studiach. Oczywiście, i ona była w półnegliżu. I w tamtym momencie zrozumiałam, że popełniłam właśnie największy błąd swojego życia, za który będę płacić jeszcze długo…

Ewa, 25 lat

Reklama

Czytaj także:
„Nie chciałem zdradzić ciężarnej żony, ale to było silniejsze ode mnie. Musiałem zaspokoić swój męski instynkt”
„Gdy tylko zobaczyłem Asię, poczułem unoszące się w powietrzu feromony. To był ostatni Dzień Singla, jaki obchodziłem”
„Ojciec obiecał mi milion złotych, jeśli wytrzymam 5 lat z mężem. Udawałam, że nie czuję słodkich perfum jego kochanki”

Reklama
Reklama
Reklama