„Mąż narzeka, że wydaję kasę na głupoty, bo kupiłam kolejną blachę, a nic nigdy w życiu nie upiekłam”
„– Na początku myślałem, że to tylko taka faza, przestałaś się ciągle trzymać za kieszeń, zaczęłaś korzystać z życia... Ale teraz? Mam ci podliczyć, ile wydałaś przez pół roku? I to na co? Na bzdury! – powiedział”.

- Listy do redakcji
Gdy wychodziłam za Olafa, pomyślałam, że trafił mi się facet idealny. I żeby nie było, w dużej mierze miałam rację. Mój mąż jest mądrym, oczytanym, a przy tym zabawnym i troskliwym facetem. Ale to nie z tego względu uważałam go za ideał: miał jeszcze jeden element, o którym mówić nie wypada, żeby nie wyjść na materialistkę. Miał świetną pracę i był ambitny. Wiedziałam więc, że moje życie u jego boku będzie wygodne i pozbawione większości trosk, z którymi muszą zmagać się moi rówieśnicy. Nie musieliśmy martwić się kredytem – Olaf miał mieszkanie kupione za gotówkę. Nigdy nie staliśmy przed wyborem: wakacje czy leczenie dentystyczne. Stać nas było na jedno i drugie. Pieniądze nie były powodem, dla którego zakochałam się w Olafie, ale były wisienką na torcie.
To była wspólna decyzja
To nie tak, że nie miałam żadnych swoich ambicji: gdy się poznaliśmy, pracowałam w dziale marketingu w firmie farmaceutycznej. Wiedziałam jednak, że prawdopodobnie nigdy nie dojdę do statusu, który osiągnął Olaf. Podjęliśmy więc decyzję, że będę dbać o dom, codzienną logistykę, o dzieci, które planowaliśmy mieć.
– Zwariowałaś? Chcesz, żeby facet ci kasę wyliczał? Każda kobieta powinna mieć swoje konto i swoje pieniądze! – ostrzegała mnie przyjaciółka.
Zbyłam ją.
– Olaf taki nie jest, daj spokój. Nie pisałabym się na taki układ, gdybym miała choćby cień podejrzeń, że mógłby to robić dla jakiegoś poczucia kontroli nade mną – wyjaśniłam szczerze.
– No... Żebyś tylko nie wspomniała moich słów. To nie tak, że go nie lubię – jest świetny. Ale mało to znamy takich historii, gdzie facet na początku był super, a potem zaczynał zachowywać się jak ostatni drań?
Zaśmiałam się.
– No, jakieś tam znamy. Ale znamy też takie, które skończyły się dobrze, nie? – odpowiedziałam z uśmiechem.
Niechętnie, ale przytaknęła.
I faktycznie, Olaf nie miał w sobie ani odrobiny potrzeby nadmiernej kontroli. Chociaż wiedziałam, że są ludzie, którzy kręcą nosem na myśl o naszym układzie, ja uważałam, że jest on bardzo sprawiedliwy. Obydwoje wykonywaliśmy swoje obowiązki wobec siebie bardzo rzetelnie. Mąż ciężko pracował i robił wszystko, aby żyło nam się spokojnie i wygodnie, a ja stwarzałam mu cieplarniane warunki do robienia kariery. Oczywiście, mogliśmy sobie pozwolić na pomoc do sprzątania, kogoś do gotowania, ale to ja planowałam wszystkie nasze wakacje, ja inwestowałam pieniądze na lokatach, żeby na siebie pracowały, ja dbałam o spłatę wszystkich rachunków.
Miałam pełny dostęp do konta
Nie było mowy o tym, żeby Olaf wysyłał mi jakieś „kieszonkowe”, a sam dysponował wielką kasą. Miałam nieograniczony dostęp do jego konta, znałam wszystkie hasła i piny do kart. Ani myślałam, żeby tego nadużywać – nigdy nie dokonywałam żadnych istotnych, drogich zakupów bez konsultacji. W większości przypadków Olaf postępował jednak tak samo.
– On się ciebie pyta o zdanie? Przecież to jego kasa, ciężko na nią pracuje – dziwiła się moja mama.
– To nasze pieniądze, mamo. Mojej pracy nikt nie wycenia, ale obydwoje pracujemy na jego sukces. Nie uważasz? – zapytałam z przekąsem.
Mama była jedną z tych osób, które zupełnie nie rozumiały dynamiki naszego związku. Sama była kobietą pracującą, zależało jej na sukcesach zawodowych, całe życie uczyła mnie niezależności. Myślę, że gdy na mnie patrzy, to myśli czasem, że poniosła pewną porażkę, ale nie przejmuję się tym. Nie weszłam w ten związek z braku ambicji czy lenistwa. Zakochałam się w Olafie. Czy każda kobieta musi się zaharowywać dla marnych pieniędzy, żeby udowodnić, że nie jest pustą materialistką i że nie wyszła za mąż za bogatego faceta tylko po to, żeby leżeć i pachnieć? Ja uważam, że to niedorzeczne. Życie stworzyło mi wygodne warunki, więc z nich skorzystałam. To chyba jeszcze nie grzech.
Zaczęłam się nudzić
Z czasem jednak w to, jak myślałam, idealne życie, wkradła się pewna nuda. Każdy dzień wyglądał tak samo, nie musiałam podejmować żadnych wyzwań. Osiągnęłam wszystko, co chciałam. Wypracowałam idealną sylwetkę dzięki konsekwentnym, ciężkim treningom. Potem nauczyłam się języka włoskiego, o czym marzyłam od liceum, ale nigdy wcześniej nie miałam na to czasu. Wyremontowałam i zupełnie przearanżowałam nasze mieszkanie, w co również włożyłam kilka miesięcy pracy. Byłam na bieżąco ze wszystkimi nowymi filmami, serialami i książkami. Aż któregoś dnia przyłapałam się na poczuciu nudy.
„Co ja mam ze sobą robić? Ileż można chodzić po siłowniach, kinach czy teatrach?”, myślałam.
– Na co ty narzekasz? Mnie się marzy, żeby mieć takie problemy, jak ty! – rzuciła mi kiedyś Karolina, moja przyjaciółka.
– Ech, tak ci się tylko wydaje... Ale czasem mam poczucie, że nie mam w tym życiu żadnego celu. Każdy dzień taki sam. Żadnych wyzwań, żadnych celów do osiągnięcia. To dobijające – westchnęłam.
Karolina jednak zupełnie nie umiała mnie zrozumieć.
– Masz kasy jak lodu, to ją wydawaj. Miliony kobiet na świecie zabiłyby, żeby być w twoich butach – odparła.
Zakupy dawały mi radość
Poszłam za jej poradą. Wcześniej nie miałam tendencji do nadmiernego wydawania pieniędzy. Miałam raczej pragmatyczne podejście do zakupów. Kupowałam to, czego naprawdę potrzebowałam, albo to, co się kończyło. Olaf kilka razy podkreślał, że bardzo to we mnie podziwia.
– Znam babki, które z nieograniczonym dostępem do wypchanego konta, straciłyby rozum – chichotał. – Cieszę się, że moja żona ma jednak trochę oleju w głowie.
– A daj spokój, na co komu torebka w cenie samochodu? Albo buty w cenie wakacji? Zwykła próżność i głupota – odparłam wtedy.
Ale... Po pewnym czasie zaczęłam podchodzić do pieniędzy inaczej. Ze zwykłej nudy. Jechałam do galerii oddać rzeczy do pralni i kupić detergenty do domu, a wychodziłam z kompletem nowych kieliszków, zastawą i kremem do twarzy. Następnym razem – z butami trekkingowymi (mimo że nigdy nie uprawiałam trekkingu), dwiema nowymi torebkami i kolejną paletą cieni do powiek.
Olaf widział te wszystkie wydatki, ale nie zwrócił mi uwagi. A ja? Odkryłam, że kupowanie daje mi radość. Sprawia, że chociaż przez chwilę czuję prawdziwy dreszczyk emocji. I tak zaczęłam sobie wynajdować coraz to kolejne materialne potrzeby. Cały komplet sezonowych dekoracji wnętrz, gadżety urodowe, sprzęty AGD – czułam, że potrzebuję wszystkiego.
Mąż zainterweniował
– Asia, dwa tysiące złotych w sklepie z wyposażeniem domowym? Co ty takiego kupiłaś? – zapytał zdziwiony.
– Blachę do pieczenia. Taką żeliwną, bardzo ładną – odpowiedziałam.
– Ale za dwa tysiące złotych? Przecież ty nigdy niczego nie upiekłaś!
Nie podobał mi się jego ton.
– O co ci chodzi? Przecież nigdy w życiu nie miałeś problemu z żadnymi zakupami, które robiłam. Powiedziałeś, że zostawiasz to mnie.
– Od kilku miesięcy mam już problem! Na początku myślałem, że to tylko taka faza, przestałaś się ciągle trzymać za kieszeń, zaczęłaś korzystać z życia... Ale teraz? Mam ci podliczyć, ile wydałaś przez pół roku? I to na co? Na bzdury! Na kosmetyki, talerze i bibeloty, których nie potrzebujemy, na ciuchy, które nie mieszczą się w szafie i na kolejne gadżety, które niedługo rzucisz w kąt!
Poczułam się urażona.
– Myślałam, że wychodząc za ciebie, godzę się na układ: zostaję w domu, a ty oferujesz mi wygodne życie... – odparłam chłodno.
– A bez tych wszystkich pierdół nie było wygodne? Asia, błagam cię, bądź poważna. Nie obrażaj się, nie czuj się zaatakowana, tylko naprawdę się zastanów: czy my tego wszystkiego potrzebujemy? Nie mam problemu z ciężkim harowaniem na wszystko, czego możesz potrzebować, ale przykro mi, kiedy widzę, że wywalasz moje ciężko zarobione pieniądze w błoto, na chwilowe zachcianki, jak nastolatka – powiedział.
Bardzo mnie to zabolało. W tamtym momencie poczułam się, jakby ktoś złapał mnie na gorącym uczynku. Mój zakupowy amok zniknął, a zostały wyrzuty sumienia. Słowa Olafa naprawdę trafiły mnie w samo serce. Wiedziałam, że ma rację. Otrzeźwiałam. Tylko co ja teraz z tym wszystkim zrobię? Na samą myśl o podsumowaniu wszystkich wydatków, robiło mi się słabo...
Asia, 28 lat
Czytaj także:
- „Wróciłam do męża i szybko tego pożałowałam. Teraz mam nauczkę, by nie wchodzić 2 razy do tej samej rzeki”
- „Odszedłem do bogatej kochanki, ale szybko zrozumiałem błąd. Nie mam pojęcia, czemu żona nie chce mnie znać”
- „Los rozdzielił nas na 30 lat, ale naszego uczucia nie dało się przerwać. Stara miłość nie rdzewieje”

