Reklama

Zawsze uważałam, że inteligencja to największy afrodyzjak. Gdy poznałam Eryka, wpadłam po uszy właśnie przez to, jak się wypowiadał. Chociaż był przystojny, zafascynowało mnie głównie to, jak błyskotliwie ripostował i że znał odpowiedź na każde pytanie. Wieczorne quizy były jego pomysłem. Czerwone wino, kuchenny stół, świece, a on z uśmiechem pytał: „W którym roku odkryto insulinę?”, „Co to jest hipokamp?”.

Na początku to było urocze. Śmialiśmy się, kiedy odpowiadałam bzdury. Czułam, że się czegoś uczę, że jestem blisko kogoś mądrego. Ale po kilku latach przestało mnie to bawić. Głównie dlatego, że Eryk nie potrafił przegrywać. Zawsze musiał mieć rację, nawet jeśli stawką był mój spokój po ciężkim dniu. Gdy mówiłam „nie wiem”, komentował. Gdy się pomyliłam, poprawiał. Kiedy raz poprosiłam, żebyśmy odpuścili quiz, obraził się.

Wtedy zrozumiałam, że tu nie chodzi o pytania ani o wiedzę. Eryk po prostu potrzebował czuć, że ma przewagę. Potrzebował wygrywać nawet w rozmowach, w sprzeczkach, przy codziennych drobiazgach. A ja przestałam czuć się jego partnerką, powoli zamieniając się w uczennicę, widownię, a czasem wręcz w rywalkę. I pewnego dnia nie wytrzymałam.

Zaparło mi dech

— Zgadniesz, ile krajów ma dostęp do Morza Kaspijskiego? — zapytał Eryk, stawiając przede mną talerz spaghetti.

Miał dobry humor. Ja nie.

— Nie wiem. I szczerze mówiąc, nie chcę teraz zgadywać. Miałam ciężki dzień — odpowiedziałam, nie podnosząc wzroku.

— Ale to proste pytanie. Pięć krajów. Rosja, Kazachstan, Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan — zaczął wyliczać. — No dobra, ale kto by zapamiętał takie rzeczy, co?

Przerwałam jedzenie.

— Eryk, ja naprawdę nie mam siły — westchnęłam. — Możemy po prostu... zjeść? W ciszy?

Wzruszył ramionami.

— No przecież tylko pytam — mruknął. — Nie moja wina, że nie znasz odpowiedzi.

Zaparło mi dech. Odłożyłam widelec.

— Czy ty naprawdę nie potrafisz odpuścić? — rzuciłam z goryczą. — Nawet mnie?

Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby nie wiedział, o co mi chodzi. Potem wstał i zaczął zbierać talerze.

Dobra, nie marudź. Widać, że coś nie w sosie jesteś — burknął.

Nie odezwałam się więcej tego wieczoru, ale gdzieś we mnie coś zaczęło buzować. Nie chodziło ani o pytanie, ani o tę konkretną kolację. Po prostu znów zapaliła mi się czerwona lampka, gdy zaczęłam ulegać wrażeniu, że ja w tym domu gram w grę, której nie wybrałam. Uczestniczę w rywalizacji, w której zawsze jestem krok za nim. A najbardziej bolało to, że kiedy szczerze prosiłam, nie umiał przestać.

Zmroziło mnie

Czekałam, aż skończy rozmowę telefoniczną. Oparł się o framugę drzwi do kuchni, uśmiechnięty, z lampką wina. Mówił coś o jakiejś konferencji, o „debacie oksfordzkiej”, o tym, że „nikt mu nie podskoczył”. Poczekałam jeszcze chwilę, aż się rozłączy.

— Eryk... możemy pogadać? — odezwałam się w końcu.

Odwrócił się. Skinął głową, ale nie siadał. Ja usiadłam. Wzięłam głęboki wdech.

— Ja nie chcę, żebyśmy cały czas rywalizowali — oznajmiłam. — Nie chcę czuć, że muszę się pilnować przy każdym słowie, bo zaraz mnie poprawisz albo coś skomentujesz.

Eryk uniósł brwi.

— Przecież to tylko żarty — stwierdził beztrosko. — Przesadzasz.

—No dla mnie to nie są żarty — wyznałam. — Czasem mam wrażenie, że bardziej ci zależy, żeby mnie poprawić, niż żeby mnie... posłuchać.

Westchnął ciężko.

— Kalina, chcesz, żebym udawał, że czegoś nie wiem? — Przewrócił oczami. — Mam się mylić na siłę, żebyś ty czuła się lepiej?

— Nie. Ale mógłbyś przestać, kiedy widzisz, że mnie to rani — powiedziałam cicho. — Czy naprawdę musisz zawsze mieć rację?

Pokręcił głową.

— Ty jesteś za wrażliwa — skwitował. — Wszystko bierzesz do siebie.

Zmroziło mnie. Miałam wrażenie, jakbym właśnie zderzyła się ze ścianą. Jakbym mówiła do kogoś, kto nie chce słuchać. I chyba właśnie wtedy po raz pierwszy poczułam... że on mnie nie rozumie. Nie chce zrozumieć.

A ja nie wiem, jak długo można żyć w związku, w którym człowiek czuje się jak błąd do wiecznego poprawiania.

Miarka się przebrała

Poprosiłam tylko o jedno: żebyśmy moje urodziny spędzili spokojnie. Bez pytań, bez zgadywanek, bez quizu. Powiedziałam to jasno. Z nadzieją, że uszanuje.

— Obiecuję — uśmiechnął się. — Będzie wyjątkowy wieczór.

Rzeczywiście, był wyjątkowy, ale nie taki, jak chciałam.

Zastałam w salonie baloniki, stół zastawiony przekąskami, wino. I grupkę naszych znajomych, śmiejących się z kartkami w dłoniach.

— Co to...? — zaczęłam, kompletnie wyprowadzona z równowagi.

Niespodzianka! — Eryk rozpromieniony jak dziecko. — Quiz urodzinowy z nagrodami. Spokojnie, nie będzie trudny.

Udawałam uśmiech. Serio się starałam. Ale kiedy poprawił moją odpowiedź na pytanie o najwyższy szczyt w Andach i dodał: „Serio? Nawet tego nie wiesz?”, miarka się przebrała.

— Zawsze musisz pokazać, że jesteś mądrzejszy, prawda? — powiedziałam cicho, przez zaciśnięte zęby.

— To nie ja wymyśliłem zasady gry — odpowiedział obojętnie, nie odrywając wzroku od planszy.

— Ale ty zawsze musisz wygrywać — rzuciłam. I wstałam.

Zapanowała cisza. Ktoś się zaśmiał nerwowo. Eryk spojrzał na mnie z udawaną niewinnością i wtedy nie wytrzymałam.

— Wiesz, co dziś chciałam dostać? — warknęłam. — Jeden wieczór, w którym mogę być po prostu sobą. Nie rywalką w twojej grze.

Wyszłam. Zostawiłam ich, urodziny, stół. Pojechałam do siostry, a ona pozwoliła mi pobyć chwilę samej, ochłonąć. Jej powiedziałam pierwszej, choć przed Erykiem nie przyznałam się jeszcze, co postanowiłam.

Nie zatrzymał mnie

Dwa dni milczenia. Nie zadzwonił. Nie przyszedł. Wysłał tylko wiadomość: „Mam nadzieję, że ochłonęłaś”.

Nie odpisałam, ale w końcu wróciłam do mieszkania. Chciałam, żeby to ode mnie usłyszał. Nie przez SMS-a. Nie od znajomych. Stał w drzwiach z kubkiem kawy. Zdziwiony.

— Kalina? — rzucił jakby od niechcenia. — Co się dzieje?

Weszłam. Znałam ten zapach. Kawa z cynamonem, jego ulubiona. W tle cicho grał jazz.

— Chcę odejść — oświadczyłam.

Patrzył na mnie z takim wyrazem, jakby właśnie usłyszał, że świat przestaje się kręcić.

— Przez głupie gry?! — wybuchnął. — Kalina, to był żart! Quiz urodzinowy!

— To nie przez quiz — powiedziałam spokojnie. — Przez to, że on tylko ujawnił, kim jesteś. Ty zawsze musisz być lepszy. Mądrzejszy. Szybszy. A ja? Ja w tym wszystkim zawsze przegrywam. Nawet jako człowiek.

Usiadł, wziął łyk kawy i spojrzał w okno. Nie powiedział ani słowa.

— Nie chcę już grać w coś, w czym nie mam szans — dodałam cicho.

Spojrzał na mnie. Nie było w nim gniewu, tylko głęboka pustka. Jakby już się poddał. Jakby wszystko to… nie miało znaczenia. Wyszłam, a on mnie nie zatrzymał.

Nigdy nie chciał mnie zatrzymać

Pierwsze noce były najtrudniejsze. Budziłam się i przez sekundę nie wiedziałam, gdzie jestem. W nowym łóżku, w wynajmowanym mieszkaniu, bez jego ramienia obok, bez jego chrapania w oddali, było dziwnie cicho. O dziwo, to mnie wcale nie przerażało. W pewnym sensie pozwalało odetchnąć.

Po tygodniu wyciągnęłam z szafy radio. Małe, białe, z zakurzonym pokrętłem. Włączyłam ulubioną stację. Poleciał stary kawałek Coldplay. Siedziałam przy stole z herbatą i słuchałam. I nie bałam się, że ktoś mnie za chwilę zapyta: „Wiesz, kto śpiewa? A który to album?”.

W końcu mogłam nie wiedzieć. I nic się nie działo. Zaczęłam odzyskiwać przestrzeń. Swój rytm. Zasypiać bez analizowania każdego słowa z dnia. Przestałam się poprawiać w głowie. Zaczęłam znów mówić „nie wiem” i nie wstydzić się tego.

Ale to nie było tak, że nie tęskniłam. Czasem łapałam się na tym, że chwytam za telefon, żeby mu coś wysłać: zdjęcie psa sąsiadów, fragment książki, coś, co tylko on by zrozumiał. Ale po chwili go odkładałam.

Były momenty, że zastanawiałam się, czy to była dobra decyzja. Czy może nie przesadziłam. Ale wtedy przypominałam sobie tamto spojrzenie: to, kiedy powiedziałam mu, że odchodzę. On się nie bronił, bo nigdy nie chciał mnie zatrzymać. Chciał tylko mieć rację.

Nie muszę być nieomylna

Minęło kilka miesięcy. Nauczyłam się funkcjonować inaczej. Czasem było mi dziwnie, czasem pusto, ale... spokojnie. Mój dzień nie zaczyna się już od udowadniania czegoś komuś innemu. Mogę czegoś nie wiedzieć, zapomnieć nazwiska reżysera, przekręcić datę. I świat się nie wali.

Uczę się tego, że nie muszę być nieomylna, żeby zasługiwać na miłość. Że nie muszę się ścigać w związku, żeby być zauważona. Że czasem można po prostu być obok drugiego człowieka, milcząc, błądząc, myląc się.

Z Erykiem nie mam kontaktu. Zniknął z mojej codzienności jak stary tapczan, który latami był w kącie i dopiero po wyniesieniu odkrywasz, ile światła zabierał. Czasem myślę, czy kiedyś zrozumie. Czy pojmie, że nie chodziło o quizy ani pytania, ani o te wszystkie wieczory, kiedy wygrywał. Że nie chodziło o to, że był mądry, tylko o to, że nie potrafił być... z kimś. Obok. Bez przewagi.
Ale to już nie moja sprawa.

Kalina, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama