„Mąż mówił, że kasa nie jest najważniejsza. Jednak gdy dostałam awans, z zazdrości ukrył się w cudzej pościeli”
„Moją historię chciałabym opowiedzieć każdej kobiecie, która myśli, że lojalność mężczyzny rośnie proporcjonalnie do długości wspólnego życia. Nie wiedziałam, że Piotrek tak bardzo przeżywa mój rozwój. Wierzyłam, że jest ze mnie dumny. Byłam głupia i naiwna. Pewnego dnia trafiłam na rachunek z motelu, który nie pozostawiał żadnych złudzeń”.

- Redakcja
Zawsze wiedziałam, czego chcę od życia. I od faceta. Stabilności. Partnerstwa. Wierności. Bez tego nie ma związku – mówiłam to koleżankom, a potem... powiedziałam to też sobie. Tym bardziej bolała sytuacja, w której człowiek, z którym przeżyło się dwadzieścia lat, zaczyna się krzywić na twoje sukcesy, jakby awans zawodowy żony był zamachem na jego męskość?
Nie miałam pojęcia, że Piotrek tak bardzo się tym wszystkim spina. Mówił przecież, że mu nie przeszkadza. Że się cieszy. Że jestem jego dumą. A ja – głupia – wierzyłam. Wierzyłam, aż pewnego dnia trafiłam na rachunek z motelu, który nie pozostawiał żadnych złudzeń. Nawet nie próbował się tłumaczyć. Wzruszył ramionami i burknął coś o tym, że „trudno, stało się”.
Premia i dziwne komentarze
– Jagoda, ale ty to jesteś równa babka! – Kasia z księgowości cmoknęła z uznaniem, rzucając okiem na firmową tablicę ogłoszeń. – Kolejna premia kwartalna? I to jaka!
– Nie mów tego tak głośno – zażartowałam, ale uśmiech trudno było ukryć. Pracowałam jak wół przez ostatnie miesiące. Nowy projekt, audyt, cały ten bajzel z reorganizacją. Zarwałam kilka weekendów, a Piotrek…
– Piotrek się cieszy? – zapytała, jakby czytała mi w myślach.
– Mówi, że tak – odparłam, wzruszając ramionami. – Ale ostatnio coś mu ta radość nie wychodzi.
Wieczorem przy kolacji rzuciłam mimochodem:
– Dostałam premię. Znowu.
Piotrek uniósł brwi.
– No widzę. Pewnie znowu ci w pracy kwiaty wręczali i cały open space klaskał.
– Aż tak nie było, bez przesady.
– Ale przecież lubisz, nie? Takie uznanie. Blichtr.
Zamrugałam, zaskoczona tonem.
– Pracowałam na to, Piotrek. I ty dobrze o tym wiesz.
– No wiem, wiem – powiedział z udawanym uśmiechem. – Tylko nie zapomnij, że są w tym domu jeszcze inni ludzie poza tobą.
– Ty? – zapytałam. – Bo jak wracam o dwudziestej, to widzę tylko twoje stopy wystające spod koca i pilot w ręce.
– Oho, zaczyna się… – mruknął. – Królowa sukcesu ma pretensje.
– Nie mam pretensji. Mam tylko dość twoich dziwnych komentarzy.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę.
– Dziwnych? Może po prostu szczerych.
Nie odpowiedziałam. Ale coś we mnie zadrżało.
Zaczęłam prosto z mostu
Nie wiem, czy to intuicja, czy może zwykły przypadek, ale tydzień później znalazłam paragon. Leżał niedbale rzucony w kieszeni jego kurtki, gdy szukałam kluczyków do samochodu.
– Motel „Pod Jesionem”? – przeczytałam na głos, z każdą sylabą czując coraz większe zimno. – Dwie godziny. Pokój z jacuzzi.
Skręciło mnie w żołądku. Nie dlatego, że „motel”, tylko dlatego, że to nie był nasz styl. My się nie zatrzymywaliśmy w motelach. My w ogóle rzadko gdziekolwiek się zatrzymywaliśmy razem.
Wieczorem, jakby nigdy nic, Piotrek zasiadł do kolacji.
– Co na obiad? – zapytał, nie podnosząc wzroku znad ekranu telefonu.
– Dziś serwujemy motelik pod nazwą „Pod Jesionem”. Pamiętasz ten smak?
Zamarł. Telefon zsunął się mu z kolan. Spojrzał na mnie jak na ducha.
– Co ty…? Skąd to masz?
– Z twojej kieszeni. Nie jestem Sherlockiem, Piotrek. To był zwykły paragon. Nie musiałam nic dedukować.
– Jagoda, to nie tak… – zaczął.
– Nie tak? A jak? To była samotna kolacja z jacuzzi w tle? Czy może testowałeś wannę do remontu łazienki?
Milczał.
– Wiesz, co jest najgorsze? – ciągnęłam. – Nie to, że poszedłeś z jakąś do łóżka. Tylko że zrobiłeś to w motelu za sto złotych. Tyle jesteśmy warci?
– Przepraszam…
– Nie mnie masz przepraszać, tylko siebie. Za to, że jesteś aż tak żałosny.
I wyszłam. W kapciach. Bez słowa więcej.
„Bo ona go słuchała”
Zamieszkałam u siostry. Piotrek dzwonił tylko raz. Nie, żebym się spodziewała płaczu w słuchawce. Raczej próbowałam zgadnąć, jak długo wytrzyma, zanim duma znowu mu zapuka do ego.
– Jagoda – usłyszałam jego głos w słuchawce. – Nie dramatyzuj. To był tylko jeden raz.
– Tylko? No to faktycznie. Powinnam ci może jeszcze gratulacje złożyć?
– Nie o to chodzi… Po prostu… Nie poznaję cię. Zawsze byłaś taka chłodna, silna. Teraz robisz z tego tragedię jak nastolatka.
– Bo jestem kobietą, Piotrek. Myślałeś, że jak osiągnę coś więcej, to będę ci na każdym kroku ulegać? Że będę się tłumaczyć z każdej wypłaty?
– Przecież nigdy ci nie zazdrościłem pieniędzy – rzucił z przekąsem.
– A co? Tylko wolności, pewności siebie i tego, że nie potrzebuję cię jak kiedyś?
Zamilkł.
– Od kiedy zaczęłam zarabiać więcej, stałeś się inny. Każdy mój sukces kwitowałeś ironicznym uśmiechem albo głupim komentarzem.
– Bo miałaś mnie za darmozjada! – wybuchł. – Chciałaś być tą lepszą. Królową biura z własnym miejscem parkingowym!
– Nie! Chciałam tylko, żebyś się cieszył razem ze mną. Ale ty zamiast być ze mną, poszedłeś z jakąś obcą kobietą do motelu z jacuzzi!
– Bo ona... ona mnie słuchała. Patrzyła z podziwem. Nie oceniała i krytykowała!
– A może po prostu nie znała cię wystarczająco długo.
Rozłączyłam się. Wróciłam do kuchni. Siostra nalała mi herbaty i tylko rzuciła:
– Lepiej samą być niż się z kimś czuć samotną.
Spotkaliśmy się w sklepie
Mijały tygodnie. Przestałam sprawdzać, czy dzwonił. Nie miałam siły analizować, czy bardziej boli mnie zdrada, czy to, że zdradził akurat on – mój mąż, najlepszy kumpel, ten sam, który kiedyś zawiązywał mi buty, gdy skręciłam kostkę w górach.
I wtedy zobaczyłam ich razem. W sklepie budowlanym. On wybierał silikony, a ona – młoda, z tym sztucznym śmiechem i tipsami jak łopatki – zawzięcie pokazywała mu białe kafelki.
– Ta płytka wygląda jak marmur! Ale w wersji glam – chichotała.
– Taaa… marmur w promocji – odburknął Piotrek. Nie wyglądał na szczęśliwego.
Stanęłam kilka metrów dalej, w alejce z farbami. Zobaczył mnie pierwszy. Zamarł. Ona nie zauważyła nic.
– Jagoda… – rzucił prawie szeptem, jakby liczył, że zniknę.
– Kochanie, a może te perłowe? – zapytała jego nowa, machając jakimiś błyszczącymi kafelkami.
– Weź, daj spokój… – mruknął, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– No idź, Piotrek. Doradź jej dobrze. Bo jak ci wybierze to, jak ty kiedyś wybrałeś sobie za żonę, to życzę powodzenia.
Odwróciłam się na pięcie. A kiedy wyszłam ze sklepu, poczułam coś dziwnego. Nie smutek. Nie złość. Tylko… ulgę. Nie muszę już niczego udowadniać. Ani sobie, ani jemu.
Telefon z nieznanego numeru
Telefon zadzwonił dwa dni później. Numer znajomy. Nieskasowany.
– Jagoda… możemy porozmawiać? – zapytał cicho Piotrek.
Westchnęłam. Nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu – już nie czułam nic.
– Mów.
– Chciałem przeprosić. Ale tak naprawdę. Nie tylko za motel, ale za wszystko. Za to, że przez ostatnie lata byłem zgryźliwy, zazdrosny. Że nie umiałem cię wspierać. Bo wiesz… ta dziewczyna… to był głupi wybryk. Myślałem, że odzyskam jakąś kontrolę. Że znowu ktoś będzie na mnie patrzył z podziwem. Ale to był tylko cień tego, co mieliśmy.
– Co miałeś, Piotrek. Ja tego już nie mam – odpowiedziałam spokojnie.
– Wiem. I zasłużyłem. Ale może… może moglibyśmy chociaż raz się spotkać? Porozmawiać jak ludzie?
– Spotkaliśmy się w sklepie budowlanym. To powinno wystarczyć.
– Jagoda, nie żartuj… ja naprawdę chciałbym wszystko naprawić.
– Nie wszystko się da. Czasem, jak się coś rozbije, to nawet jak sklei, to i tak przecieka.
– A ty? Jak się czujesz?
– Lżej. Pierwszy raz od lat. Jakby ktoś zdjął mi plecak z kamieniami z pleców.
Piotrek zamilkł.
– Wiesz, myślałem, że sukcesy cię zmieniają. A to ty byłaś cały czas ta sama. To ja się nie potrafiłem odnaleźć.
– Więc odnajdź się teraz. Ale już beze mnie.
Rozłączyłam się. Tym razem – bez cienia zawahania.
Moje szczęście
Minęły trzy miesiące. Wynajęłam kawalerkę blisko biura. Sama, z kotem przygarniętym ze schroniska, którego nazwałam „Premia”. Bo to był mój prezent za przetrwanie. Każdego dnia wchodzę do pracy z wysoko uniesioną głową. Nie dlatego, że jestem panią kierowniczką. Tylko dlatego, że nauczyłam się siebie szanować. Że potrafiłam powiedzieć „dość”, zanim stoczyłam się na dno kompromisów.
Kiedyś myślałam, że życie bez Piotrka będzie smutne, ciche, jak pokój bez mebli. Ale nie. Jest jak świeżo wywietrzona sypialnia – pachnie uczciwością i nie dusi.
– Jagoda, jedziesz z nami na weekend do spa? – zapytała Kasia z pracy.
– Jasne! Ale tylko jeśli będzie jacuzzi – uśmiechnęłam się szeroko.
Śmiałyśmy się długo. I choć gdzieś tam w środku została mała blizna, to wiem, że nie chcę jej wymazywać. Przypomina mi, że najgorsze mam za sobą.
Piotrek podobno wciąż spotyka się z tą swoją „marmurową” partnerką. Może są szczęśliwi. Może nie. Ale to już nie moja sprawa. Moja sprawa to ja. Moje szczęście. Mój kot. I moje sukcesy, z których nie muszę się już nikomu tłumaczyć.
Jagoda, 56 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Odkąd dostałam spadek, mąż traktuje mnie jak bankomat. Nie mam ochoty dzielić się z nim moją kasą”
- „Myślałam, że mąż będzie dumny z mojego awansu w pracy. Usłyszałam od niego coś, co niemal wbiło mnie w ziemię”
- „Spotkanie z paczką starych znajomych przywołało wspomnienia. Po latach, przy ognisku, wreszcie wyznaliśmy prawdę”

